143309.fb2 Przegry?? D?d?ownic? - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 11

Przegry?? D?d?ownic? - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 11

– Jakie zioło? – Ula kroi w plasterki śliwkę i nakłada na biały ser.

– Takie, co rośnie – mówię i zagryzam. – Ach. majeranek – woła Ula.

I dalej jemy serek biały, a Ula jeszcze kroi winogrona na ten ser z przyprawą do indyka, a potem zatrzymuje kanapkę w drodze do ust i odkłada, i mówi:

– Ty, co ty? Każde zioło rośnie. Zioła są rosnące. – Aha – przytakuję – rosnące i wiszące.

– No – mówi Ula – ale wiszące są wskutek! Dalej jemy kanapki.

Słońce.

Trawa. Kot. Psy. Dzwonek. Kogo niesie o tej porze nam tu?

A to przed furtką pan. Samochód z napisem „Interflora”. Dwanaście róż ten pan ma.

Stoi przed furtką z dwunastoma różami i róże pachną, i znowu bicz pod kolanami – jakże mogłam nie pamiętać, że dziś dwunasty i wszystko jedno gdzie jesteś, zawsze dwunastego dwanaście róż. Ten tenis to dwunasty i moje czerwone skarpety, i twoje białe… A Ulaśka patrzy i mówi:

– Kwiaty dzielą, się na rosnące i z miłości. Z miłości są wskutek.

A pierwszy raz dostałam te róże, takie róże… Było tak strasznie gorąco, ale prześcieradło musiałam mieć obok zwinięte, a ty na moich plecach gorący, ale nie szkodzi, tak ma być. A jak mi zabrakło ciebie, to obudziłam się i nie otwierając oczu zawołałam twoim imieniem, i chłód taki się zrobił na moich piersiach, i twoje usta na mnie, na udzie, i otworzyłam oczy, i patrzyły na mnie róże z miłości.

Trzymałeś je całą noc w lodówce, żeby nie zwiędły i żebym ich wcześniej nie znalazła…

Wyciągnęłam po ciebie ręce, a ty przesuwałeś usta coraz wyżej i wtuliłeś głowę w moje piersi… a róże obok, i ja pytam:

– Dlaczego? A ty mówisz:

– Nie pamiętasz, przecież dzisiaj dwunasty! – Dwunasty? Jak to?

– Dwunastego miałaś na sobie czerwone skarpety. Nie pamiętasz. – Ale zawód w twoim głosie to za chwilę radość. – Będę ci zawsze tak przypominał…

Ile dostałam tych róż?

Co miesiąc dwanaście, przez ile lat? Trzy, pięć?

Pięćset? Osiemset?

Sto czterdzieści cztery co roku. dwanaście tuzinów rocznie?

Ile ich dostałam, zanim pewnego dnia ich nie dostałam?

Kiedy nie dostałam ich pierwszy raz? Dlaczego nie pamiętam?

Czy tamtej też kupiłeś kwiaty? Czy tamtej też kupowałeś kwiaty? Gdzie jesteś?

Gdzie pojechałeś tak szybko? Tak rano?

Może jak zwykle, ale nie pamiętam, może się zawsze spieszyłeś, ale wiedziałam wtedy, że do pracy, że na spotkanie ważne, że gdziekolwiek, że nic przeciwko mnie…

I Wchodzisz do jej domu? Wchodziłeś do jej domu…

I mówisz, że tamto nieważne, ale widzę ten migacz, prawy migacz…

A jeśli spotkasz ją przypadkiem? Przypadkiem?

A przede mną twój ulubiony rokpol, pleśniejący, zielonkawy… i ściana biała…

Mówiłam, żeby zagipsować te dziurki… Plamki ma ściana…

Grzyb?… Mykotoksyny, które powstają w procesie przemiany materii grzyba to jedna z najsilniejszych trucizn pochodzenia roślinnego…

Pleśniowe trują powoli… ale skutecznie… Aspergilluś czyli kropidlak jest zielonkawy… Nie. To światło tak pada…

Błękitnozielony jest pędzlak – penicillium… Trzeba sprzątać po śniadaniu…

Obejmujesz mnie którejś nocy i przytulasz… Mówisz – jesteś taka znajoma, taka swoja, taka moja… Każda komórka mojego ciała krzyczy – jestem dla ciebie… A nie mogę nawet płakać… Nie wiem, nie wiem, co powinnam zrobić, nie wiem, gdzie się kończę ja, a zaczynasz ty… Nie mogę się już bezpiecznie przytulić, bo może myślisz o tamtej, może sobie wyobrażasz, że to z tamtą, może cały czas kłamiesz, a ja i tak nie wiem o tym… I nie będę wiedziała… I tak przez następne pięćdziesiąt sześć lat?

Jeszcze kot. Leży i liże. Liże i leży.

Fruwają kłaki. Rozkłada tylne nogi, zarzuca je sobie za głowę, wchodzisz do pokoju, podnosi głowę, bystro świecą okrągłe żółtawe oczy, łapy, rozłożone łapy ani drgną.

Trzeba się zająć tym, co jest w tej chwili. Normalnym życiem.

Ale już powinieneś być.

Dzwoniłeś przed wyjściem z pracy, że już jedziesz. Opowiadasz się z każdego kroku.

Dlaczego? Nie chcesz, żebym podejrzewała. Ze jesteś gdzie indziej.

Ze spotykasz się z nią. Ze dzwonisz do niej. Bo jej mąż wyjechał. Żebym nie wiedziała. Żebym czuła się bezpieczna.

Dzwoniłeś już dawno temu.

W tym czasie mogłeś zrobić czterdzieści kilometrów, jadąc z prędkością, sześćdziesięciu kilometrów na godzinę. Mogłeś tu dojechać i wrócić z powrotem do pracy w tym czasie, z tą prędkością.

A jeździsz dużo, dużo szybciej. Jeśli byłeś w pracy.

Jeśli dzwoniłeś z pracy.

Ale oczywiście mogło ci coś nawalić w samochodzie.

Koło. Albo mogą być korki. Albo wypadek na drodze.

Wtedy przewężenie takie, pełno policji. I nagie nogi spod czarnego worka, obok, na jezdni. Bez butów. Buty spadają, jak człowieka zabija samochód. Nie wiadomo dlaczego. I wtedy mierzą i obliczają. Ruch na tej stronie szosy zamknięty. Wszyscy muszą czekać. I policjant kieruje ruchem. I wtedy opóźnienie.

Cokolwiek. Wszystko. Tyk, tyk. tyk. tyk. tyk. tyk. tyk. tyk. tyk. tyk…

Kiedy nie wrócił na noc kot? Kiedy nie wrócił kot?