143418.fb2
Agnieszka nie pojechała do Białegostoku, tylko na dziesięć dni do Włoch z rodziną i przyjaciółmi. Nie wiem, dlaczego dorośli ludzie, kiedy chcą wypocząć, jadą na wakacje nie dość że z własnym przychówkiem, to jeszcze z cudzym. Czworo dzieci i czworo dorosłych może wykończyć człowieka na miejscu, nie trzeba dodatkowo na to wydawać ciężko zarobionych pieniędzy. W redakcji pustki. Wszyscy na urlopach, nawet Naczelny z dnia na dzień powziął decyzję. Nie muszę się spieszyć z tekstem. Listów mało.
Droga Redakcjo, jak mam się szybko opalić…
Droga Redakcjo, opaliłam się za szybko i z całego ciała schodzi mi skóra, pojawiły się drobne białe plamki, co mam robić…
Droga Redakcjo, chciałabym się opalić przed wyjazdem, żeby nie świecić białym ciałem, podaj mi najlepsze samoopalacze…
Droga Redakcjo, posmarowałam się samoopalaczem i mam żółte plamy, co robić, żeby zeszły…
Droga Redakcjo, ponieważ nigdzie nie wyjeżdżam, chcę skorzystać z solarium, ile czasu mogę leżeć na takim łóżku…
Droga Redakcjo, chodziłam do solarium przez cały rok i teraz moja skóra wygląda jak cienki pergamin…
Odchylam głowę do tyłu. Boże, jak mnie boli szyja. Nie mogę obrócić głową ani w lewo, ani w prawo. Ale robię porządnie parę skrętów. Opuścić głowę na piersi… tuż koło lampy leży różowa kartka papieru. Podnoszę. Upadł jakiś list, którego nie zauważyłam, jeszcze z poprzedniej porcji. Ciekawe, kto w tym domu sprząta?
Droga Redakcjo,
Proszę mi pomóc. Od dwóch lat leczę się na bezpłodność w klinice matki i dziecka. Już sama nie wiem, co robiłam i gdzie byłam, żeby mi pomogli. Nie tracę nadziei, że w końcu uda mi się zajść w ciążę. Ale ostatnio pojawił się problem, z którym nie mogę sobie poradzić. Jak przekonać mojego męża, żeby również poddał się badaniom? On uważa, że wina leży po mojej stronie, i tak pewnie jest. Ale mój lekarz powiedział, żeby mąż oddał nasienie, a on nie chce…
Tak, to jest to, czego ja w przyrodzie nie rozumiem. Jak już facet ma jakiś niewielki kompleksik, to jest on trzysta razy cięższy niż największy kompleks kobiety. I weź tu zmuś chłopa, żeby się skompromitował badaniem, które może pomóc mu zostać ojcem. Nie ma takiej możliwości, ponieważ zawsze i wszędzie wszystkiemu winne są kobiety. W Afganistanie są karane za to, że stukot ich sandałów spod tych czarnych płacht rozprasza mężczyzn, a u nas są karane zawsze i za wszystko. Niech sobie Adam odpowie na taki list. Zmień faceta, jeśli jego kompleks jest ważniejszy niż ty i twoje zdrowie. Jak pomyślę, co ta kobieta przeżywa i jak bolesne i ciężkie jest leczenie bezpłodności, a taki chłystek nie może sobie zrobić przyjemności do probówki, to mi się nóż w kieszeni otwiera. I boli mnie szyja coraz bardziej.
Położyłam się na moment na kocu w ogrodzie, mój kręgosłup i ja jesteśmy zmęczeni. Prawdę powiedziawszy, marzę o tym, żeby gdzieś wyjechać. Na chwilę choćby oderwać się od domu. Wczoraj dzwoniła Tosia, czy może zostać jeszcze dwa tygodnie, bo jest cudownie, mamuś, naprawdę cudownie. Potem rozmawiał ze mną Jakub, że naprawdę jest cudownie i czy Tosia nie mogłaby zostać, potem oddał słuchawkę babci i babcia powiedziała, że jest absolutnie cudownie i czy Tosia nie mogłaby zostać.
Adam wziął stałe zlecenie w radiu, w czwartki ma w nocy audycję, a we wszystkie inne dni wraca bardzo późno, bo urlopy, jest prawie sam w pracy. Nie bardzo rozumiem, dlaczego się na to zdecydował. Oczywiście, ja mam swoje życie i już tak nie pędzę do domu, ale to przecież w trosce o jego dobro. Na dodatek zepsuł się samochód, podjął na naprawę dwa trzysta z konta, więc pobłogosławiłam po raz kolejny Alę. Kredyt prawie załatwiony, mam dostać odpowiedź z banku w ciągu dwóch tygodni, wtedy jej oddam.
Nie wysiedzę tylu godzin przy komputerze, a przede mną jeszcze dwadzieścia listów. I chciałam skorzystać z okazji, że nikt mi się nie będzie pętał pod nogami, i zrobić porządek w szafach. Zwlokłam się z koca, wypakowałam naszą szafę w sypialni i zrozumiałam, co to znaczy mężczyzna w domu. Bo chyba zapomniałam. Adam ma przydzielone trzy szuflady, tyle samo ile ja. W jednej ma mieć podkoszulki, skarpety i gatki, w drugiej bluzy i koszule, w trzeciej spodnie. I okazało się, że mój Niebieski nie odróżnia spodni od wiertarki (leżała na samym dnie), a bluzy od gatek. Zrobiłam mu miejsce w kuchni na wiertarki i pudełko śrub, a rzeczy z kuchni – prodiż i duże gary – przeniosłam do szafy w sionce. Posunęłam się nawet do tego, że zryłam cały dom w poszukiwaniu różnych ważnych przyrządów do wiercenia, wbijania, wyciągania, wyginania, odginania, cięcia, klejenia i zniosłam je na miejsce. Na przykład w łazience na dolnej półeczce były śrubokręty i obcęgi różnego rodzaju. W szopie słoiczki z nakrętkami, nie wiadomo do czego służącymi. Klucz francuski leżał w szufladzie ze sztućcami. Pod zlewem znalazłam jakieś brudne szmaty, które natychmiast wywaliłam, i jakąś starą czarną taśmę. Wtedy odkryłam, że ze zlewu jednak cieknie, nic dziwnego, że woda nie spływa tak dobrze, jak kiedyś. Nic nie wkładałam do szafki pod ten zlew. Adam będzie miał dobre dojście do rury, bo to tak dłużej nie może być. Wyrzuciłam jakieś badziewie, kawałki złączek, jakieś powyginane coś, niepotrzebne śrubki i kawałki otuliny do rur.
W szufladzie Adama znalazłam dwanaście małych srebrnych śrubeczek i przełożyłam je do słoika z różnymi innymi śrubeczkami.
Kiedy Adam stanął w drzwiach, byłam z siebie bardzo dumna. Co prawda, w kuchni był bałagan, bo te rzeczy z szafki pod zlewem leżały na razie na środku kuchni. Nigdy nie przypuszczałam, że szafka pod zlewem jest tak pojemna. Z dumą pokazałam Adamowi porządek. Był blady.
– Tylko niepotrzebne rzeczy – wyjaśniłam spokojnie i dumnie.
Rzucił torbę i pobiegł do pokoju. Otworzył biurko i spojrzał na mnie tak, jakby mnie widział po raz pierwszy w życiu.
– Tu były takie małe śrubki, co z tym zrobiłaś?
No wiecie, ludzie! Człowiek chce raz się przydać, robi porządek, i zamiast spodziewanej pochwały spotykają go same nieprzyjemne pytania.
– Włożyłam do śrubek, są w słoiczku w kuchni, w pierwszej szafce po prawej stronie.
Adam rzucił się do kuchni i zbladł jeszcze bardziej.
– To były śrubki od stacji dysków. Po czym wyniósł swój słoiczek ze śrubkami do pokoju i wysypał je na podłogę.
– Muszę znaleźć – powiedział przez ramię – muszę je natychmiast znaleźć.
Śrubek było tysiąc albo i więcej. Te malutkie srebrniutkie zupełnie się gdzieś w tym bałaganie zagubiły. Adam klęknął i pieczołowicie oddzielał jedne od drugich.
Nie muszę brać udziału w męskich robotach.
– To może ja pójdę do Uli? – powiedziałam. – Czy najpierw chcesz coś zjeść?
– Nie, muszę najpierw zrobić porządek – powiedział Adam, w ogóle na mnie nie patrząc, z nosem przy podłodze.
Poczułam się urażona. To ja cały dzień sprzątam, żeby nam się milej mieszkało, a on dobrego słowa mi żałuje.
Ula i Krzyś prasowali zdjęcia. Też dobre zajęcie, choć nigdy w życiu nie wpadłoby mi do głowy, żeby prasować zdjęcia. Ale cóż, ja w ogóle nie lubię prasować. Ula posadziła mnie przy stole i podała herbatę miętową.
– Wy tak, przepraszam, często odświeżacie zdjęcia? – starałam się, żeby ton mojego głosu nie był zbyt uszczypliwy.
– Nie, tylko w środy i w piątki – powiedział Krzyś.
– Ty tego nigdy nie robisz?
– Oddaję do magla – warknęłam.
– Oj, Jutka – Ula trąciła Krzysia łokciem w bok – pralka nam wylała i zamoczyła pudła, to musimy je teraz wyprasować, bo się pogięły. Zobacz, jaka tu byłam szczupła – wyciągnęła do mnie rękę.
Rozprostowałam rulonik i spojrzałam na biało- czarną fotografię. Ula i Krzyś dwadzieścia lat temu, kiedy ich jeszcze nie znałam. On obejmuje ją wpół, a ona patrzy w niego jak w obraz. Rzeczywiście jest szczuplejsza, i co z tego? Patrzę na to zdjęcie i robi mi się smutno. Czas tak szybko biegnie, a poza tym ja nie mam z Adamem żadnego zdjęcia sprzed dwudziestu lat. Przeszłość nie należy do nas. I bardzo dobrze. Lepiej mieć wspaniałą przyszłość niż wspaniałą przeszłość. Rozglądam się po pokoju Uli. Na dywanie zwinięte ruloniki, pod fortepianem zwinięte ruloniki, koło posłania Daszy pudełko z brzydkimi zaciekami.
– Mogę wam pomóc – powiedziałam – choć cały dzień spędziłam na porządkach. Posprzątałam Adamowi w narzędziach, ale…
– O Boże! – Krzysztof zamarł nad stołem. – Co mu zrobiłaś?
– Porządek! – warknęłam.
– i co on teraz robi? – Krzysztof w dalszym ciągu wpatrywał się we mnie uważnie i wrogo, jakbym mu zabiła rodzinę. Nigdy tak na mnie nie patrzył.
– Szuka śrubek.
– To ja lecę do niego – Krzyś podał mi żelazko.
– A po co? – Ula chwyciła go za ramię.
– Pomoże mi odkręcić pokrywę zaworów – powiedział Krzyś, rzucił mi spojrzenie bardzo pełne przygany i zniknął na tarasie.
Westchnęłam ciężko. Tak, tak, życie nie jest lekkie. Zrób tu coś dla kogoś, to potem potraktują cię jak nie wiadomo co.
– Masz – Ula podała mi kolejne zdjęcia. – Tylko uważnie, przez ściereczkę. Wiesz co, Jutka?
– No? – zapytałam inteligentnie, machając żelazkiem. – My jesteśmy już dwadzieścia lat razem, ale nigdy bym się nie odważyła zrobić porządków w jego narzędziach.
– Nawet gdyby leżały w twojej własnej szafie w sypialni, tam gdzie powinny leżeć spodnie?
– Tym bardziej. Mężczyźni są jak dzieci. Zrobisz im porządek i potem nic nie mogą znaleźć. – Ula westchnęła. – I widzisz, mój poleciał, bo Adamowi się krzywda stała. Przełożyłaś mu wiertarkę Bóg wie gdzie. Męska solidarność.
– Nie Bóg wie gdzie, tylko do kuchni. – Prasowałam zdjęcia zawzięcie.
– Zrobił ci awanturę? – Ula była życzliwa.
– No coś ty!
Aż żelazko zamarło mi w powietrzu. Adam? Awanturę? O co? Ula patrzyła na mnie i uśmiechała się z zadumą.
– O rany… jak on cię musi kochać. – W jej głosie zadrżało wzruszenie.
Skończyłyśmy ze zdjęciami przed wieczorem. Upiekłyśmy ziemniaki i zadzwoniłyśmy po mężczyzn. Krzyś przyszedł pierwszy i idąc do łazienki, szepnął do mnie:
– Kobieto, na drugi raz skonsultuj takie posunięcia z przyjacielem, bo możesz mieć kłopoty…
Adam przyszedł zaraz po nim, z Potemkiem na ramionach. Potem, malutki czarny koteczek, nie jest już wcale malutki, ale jeśli jest w pobliżu domu, zachowuje się jak małe dziecko, siedzi na człowieku i na przykład liże cię w policzek. Na ogół szlaja się gdzieś po sąsiednich polach, Ula mówiła, że widziała go nawet za torami, może dlatego, jak już raz na parę dni przyjdzie do domu, to strasznie nas kocha. Od kiedy Tosia wyjechała, był w domu tylko trzy razy.
Postanowiłam być dorosła i podeszłam do Adama.
– Wiesz, że chciałam dobrze…
– O matko, kobieto, jakbym tego nie wiedział, to byś już nie żyła – Adam klepnął mnie w plecy. – A co zrobiłaś z dodatkowym kolankiem?
Spojrzałam na swoje nogi. Oba były na swoim miejscu.
– Nie mam dodatkowego kolanka – powiedziałam z pretensją.
– Taki zgięty kawałek rury – Adam patrzył na mnie uważnie.
– Nic tam takiego nie było – powiedziałam, kłamiąc mu w żywe oczy.
– Krzychu, masz kolanko? – zawołał Adam w stronę Krzysia.
– Chyba jest w garażu, zjemy coś i poszukamy! – odkrzyknął Krzyś. – Pomożesz mi potem przykręcić pokrywę zaworów.
Adam się rozjaśnił.
Krzyś ma dobry charakter. Zawsze podnosi mnie na duchu świadomość, że są na świecie tacy mężczyźni jak Krzyś. Ich dobry charakter objawia się na różne sposoby. Krzyś na przykład bardzo okazyjnie kupił sobie drugi samochód – bedforda. Dał za niego trzy tysiące, samochód ma dwadzieścia lat i jest angielski. Z posiadania takiego samochodu wynikają dla Uli same dobre rzeczy.
Samochód, o którym piszę, kupiony okazyjnie, ma wady. Taką wadą na przykład są strasznie ważne śrubki od pokrywy zaworów. (Nie wiem, co to znaczy, ale jak ładnie brzmi!) Te bardzo ważne śrubki są nie do kupienia w naszym pięknym kraju. A oto, co się działo z Krzysiem i samochodem:
Odkręcił już miesiąc temu tę pokrywę zaworów, delikatnie, jedna śrubka, druga śrubka, trzecia śrubka, a czwarta się złamała. Wiertło włożone w śrubkę, żeby ją wyjąć, złamało się również. Krzyś musiał pilnie dorobić śrubkę, ale ponieważ ona jest nie do podrobienia, odnowił wszystkie swoje stosunki z hobbystami – od kolegów ze szkoły podstawowej poczynając, a na kolegach ze studiów kończąc.
Szkoły średnie zmieniał w młodości trzy razy, więc kolegów ma dużo i z każdym z nich umawiał się na piwo w sprawie śrubki. Dobrze, że nie został alkoholikiem, miał spore szansę. Ale w końcu człowieka, który remontuje okazyjny samochód angielski, nie bardzo stać na piwo. Śrubka została załatwiona i teraz trzeba ją tylko przykręcić.
I kiedy my, kobiety, próbujemy cieszyć się ciepłym wieczorem, Krzyś i Adam w ekspresowym tempie pochłaniają ziemniaczki z koperkiem, Krzyś wyjmuje z lodówki dwa piwa i obydwaj wstają od stołu jak na komendę. Myjemy z Ulą naczynia. Przyjeżdża z Warszawy córka Uli, Agata, która dopiero pojutrze jedzie na Mazury ze znajomymi (całą paczką oczywiście), ja wycieram talerze, Agatka dłubie w garnku z ziemniakami.
– Ale ty puściłaś Tosię na cały miesiąc – mówi do mnie z nadzieją.
– Agata, dwa tygodnie, nie stać nas na więcej – Ula nastawia wodę na herbatę.
– No tak – przytakuję, bo to prawda – ale ona jest u znajomych, nie płaci za pokój.
– Drogie dziecko – mówi Ula, i już- już chcę jej dać znak, że nie mówi się do panny nastoletniej “moje dziecko”, ale milczę – jeśli utrzymasz się za te pięć stów do końca sierpnia, to jedź na dłużej. Ale liczyć na więcej nie możesz.
Agata z westchnieniem wypija resztkę kwaśnego mleka.
– No widzisz – mówi do mnie – dwa samochody, a ja na wakacje dostaję pięćset złotych. I tylko dlatego, że przez rok odłożyłam osiemset, mam na wyjazd. A Iśka w ogóle nie pracowała, nie miała własnych pieniędzy i pojechała na trzytygodniowy obóz żeglarski, który kosztował trzy razy więcej. To nie jest sprawiedliwe.
– Agatko, wiesz przecie, że za obóz Isi zapłaciliśmy tylko tyle, ile kosztuje jedzenie, bo znajomy taty jest tam instruktorem.
– No tak – Agata jest zgodna – ale gdyby to nie był znajomy taty, to zapłacilibyście przynajmniej tysiąc pięćset, a mnie dajecie pięćset.
– Gdyby to nie był znajomy taty, to Isia w ogóle by nie pojechała na ten obóz.
– Naprawdę?
Myślałam, że Agata jest z tego zadowolona, ale myliłam się.
– Czyli siedziałaby w domu? Po całym roku szkolnym? Chociaż mamy dom i dwa samochody! Jesteście bardzo dla niej niesprawiedliwi – mówi, przeżuwając ostatni kawałek ziemniaka. – Idę do swojego pokoju. Jeśli będzie dzwonił Damian, to powiedz, że mnie nie ma.
– Agatka! – Ula zalewa herbatę wrzątkiem. – Agata, nie będę kłamać!
– Ojej, mamo – dobiega zza drzwi – to wcale nie jest kłamstwo!
Ula wzdycha i bierze tackę z herbatą. Idziemy na taras. Jest już ciemno, ale przy bedfordzie pali się lampa wyniesiona z salonu. Rzuca krąg światła na Krzysia, który leży na ziemi i coś majstruje pod bedfordem, na Adama, który leży koło niego, oświetla ziemię pod samochodem oraz część trawnika z rododendronem. Wygląda to bardzo malowniczo.
Śrubka do pokrywy zaworów ma specjalną podkładkę i właśnie ta podkładka spadła „na wylot” w trawę. Bo jak pokrywa jest odsunięta, to pod silnikiem widać ziemię. Samochód ma niskie zawieszenie, przestawić nie można, a znaleźć śrubkę w trawie to sztuka. Byle kobieta załamałaby się zupełnie, gdyby ważna śrubka od pokrywy zaworów spadła jej w trawę, wiem to na pewno. Ale oni się nie załamali, co miałyśmy okazję widzieć na własne oczy. Krzyś podniósł się, wyjął z garażu saperkę, Adam zdjął klosz z lampy i wziął jakieś sito. Obaj pracowali w zupełnym milczeniu, a myśmy przyglądały się im, zafascynowane. Słychać było tylko krótkie komendy spod samochodu:
– Piwo!
– Uważaj!
– Podaję ziemię!
– Uważaj na piwo!
Krzyś pod spodem robił delikatny podkop, a Adam pieczołowicie grzebał w ziemi, żeby nie przeoczyć podkładki od bardzo ważnej śruby. I już koło jedenastej wieczorem w upalną noc lipcową rozległo się radosne:
– Jest! – i Krzyś wyczołgał się spod samochodu okazyjnie kupionego, z podkładką w ręku.
Tu mi zaimponował. Adam zresztą też. Ale najbardziej zaimponowała mi Ula, która rozjaśniła się na widok podkładki, podbiegła do nich i ucałowała Krzysia. Potem wróciła do mnie i mrugnęła.
Oj, widzę, że muszę się jeszcze wielu rzeczy nauczyć. Nachyliłam się w stronę Uli i cicho spytałam:
– A tak między nami, nie drażni cię to czasem, że Krzyś ciągle dłubie przy tym samochodzie?
Ula spojrzała na mnie i w jej niebieskich oczach mignęły radosne iskierki. Również szeptem odpowiedziała:
– Ostatecznie lepiej, jeśli mężczyzna dłubie przy samochodzie niż przy innych kobietach.
I wtedy zrozumiałam, dlaczego się tak strasznie ucieszyła, że on tę podkładkę za pomocą wykopu znalazł. Postanowiła również to uczcić. Uczciliśmy to wódką Fiddler, która ma to do siebie, że gra arię- song Gdybym był bogaty, co nas już po trzecim drinku bardzo, ale to bardzo śmieszyło. Z otwartego okna Agaty tylko raz dobiegł głośny krzyk:
– Uspokójcie się, spać nie można!
Lampa do późna w nocy rozświetlała część ogrodu, podkop pod samochodem i nas radośnie świętujących podkładkę pod strasznie ważną śrubkę od pokrywy zaworów.
Tak jest właśnie z Krzysiem i Ulą.
A jak Doktor Martens – to czarny kot Uli – zabił srokę i sroka leżała już drugi dzień pod dębem, bo przecież do tego, żeby ją pochować, trzeba męskiej ręki, to Krzyś wziął saperkę i się oddalił. A potem krzyknął:
– Kochanie, już zakopałem ci tę zdechłą srokę!
Na co Ula krzyknęła:
– Bardzo była zdechła?
– Bardzo! – odkrzyknął, co wiąże się z jego wyjątkowo dobrym charakterem, bo niechbym ja Tego od Joli próbowała zapytać, czy coś było bardzo zdechłe, to już by mi powiedział, jaką jestem idiotką. Dlatego w ogóle już nie kocham Tego od Joli, tylko Niebieskiego. To był bardzo pożyteczny wieczór. Warto było posprzątać w domu.