143930.fb2
Również Anna wracała do królewskiej rezydencji z mieszanymi uczuciami. Gdyby było to Richmond albo Hampton, które znajdowały się w pobliżu Maiden Court, byłaby o wiele szczęśliwsza, rozpaczliwie bowiem potrzebowała rady matki i ojca.
Towarzyszki służby serdecznie ją powitały w oficjalnej królewskiej sypialni, achami i ochami reagowały na wszystkie opowieści o Ravensglass – chociaż pominęła milczeniem przygodę w Transmere – i w ogóle okazywały na każdym kroku, że jej powrót jest mile widziany.
Zaraz pierwszego wieczoru lady Allison powiedziała coś, co bardzo podniosło Annę na duchu.
– Wiesz, jest w Greenwich twój brat George z żoną. Natknęła się na nich, schodząc na swoją pierwszą kolację po powrocie. George podniósł głowę i skrzyżował z nią spojrzenia.
– Anno! – Objął ją, gdy radośnie się na niego rzuciła, a potem we troje z Judith weszli do wielkiej sali.
– Wyglądasz na bardzo szczęśliwego, George – powiedziała Anna nieco łamiącym się głosem, gdy usiedli przy jednym z długich stołów i nałożyli sobie na talerze różne specjały.
– Czemu miałoby być inaczej, siostro? – Spojrzał z zachwytem na swoją żonę.-Jestem szczęśliwy. A ty? W Maiden Court zastałem matkę w wielkim ożywieniu. Podobno jeden z zalotników wreszcie zyskał twoją przychylność. Oboje chcemy o tym posłuchać, więc, proszę, nie daj nam więcej czekać. To Ralph Monterey, prawda?
– Tak – odrzekła Anna, przyglądając się zawartości swojego talerza. W ogóle nie mogła zrozumieć, dlaczego wybrała akurat te potrawy. – Jest synem earla Monterey. Poznaliśmy się… zakochaliśmy… i…
– Czy on jest tutaj? – spytała Judith. Przed ślubem, któremu Anna początkowo była zdecydowanie przeciwna, miały dość burzliwą rozmowę, ale odkąd Judith została szczęśliwą małżonką, zapomniała o przykrych chwilach. – Czy możemy go poznać?
Anna przerwała jedzenie i rozejrzała się dookoła.
– Siedzi przy pierwszym stole – powiedziała spokojnie. – Obok królowej.
Judith zerknęła ku podwyższeniu, gdzie Ralph toczył ożywioną rozmowę z lordem Cecilem. W drodze z Ravensglass udało mu się znacznie podnieść swoją pozycję w oczach królowej, dzięki czemu tego wieczoru zaproszono go do grona nielicznych wybrańców przy stole Elżbiety. Widział, jak Anna wchodzi do wielkiej sali, ale i tym razem udał, że jej nie zauważa. Jego złość z powodu wydarzenia w Transmere już ucichła, ale uznał, że nie zaszkodzi potrzymać Annę w niepewności trochę dłużej.
– Och, jest przystojny! – ucieszyła się Judith.
George nie powiedział ani słowa. Naturalnie znał Montereya i był wypróbowanym przyjacielem jego brata Toma, w którym zawsze widział wspaniałego kandydata do ręki Anny. Ralpha jednak nie lubił, bo uważał go za czarującego hulakę, i nic więcej.
W Maiden Court, gdy tylko wrócił z podróży poślubnej, natychmiast zakwestionował poparcie ojca dla tego małżeństwa, ale Harry Latimar nie dał się sprowokować do kłótni. Powiedział jednak coś ważnego: być może wspólny pobyt z Ralphem na królewskim dworze sprawi, że Anna zmieni zdanie. George bardzo na to liczył, a póki co zamierzał spędzić w Greenwich święta i bacznie przyglądać się siostrze.
Na kolację Anna zjadła niewiele. Bardzo smakowały jej proste dania w Ravensglass, toteż te, które podano w Greenwich dla uświetnienia powrotu królowej, wydawały jej się nadmiernie przyprawione i skąpane w zbyt wielkiej ilości sosu. To jednak nie było takie ważne, przede wszystkim bowiem martwiła się tym, że jej stosunki z Ralphem uległy tak drastycznemu ochłodzeniu. Chyba nie zamierza unikać jej przez cały wieczór?
Początkowe uczucie przygnębienia wkrótce przeobraziło się w złość. Czemu on tak ją traktuje? Co takiego zrobiła? Postąpiła dość nierozważnie, to prawda, ale taką już miała naturę. W każdym razie obraźliwe były dla niej podejrzenia Ralpha, a nie zachowanie Jacka. Postanowiła powiedzieć to narzeczonemu wprost przy pierwszej nadarzającej się sposobności.
A ta nadarzyła się o północy. Królowa była w swoim żywiole. Zawsze potrzebowała niewiele snu i bez trudu wytrzymywała rozrywki trwające do późnych godzin. Tego wieczoru, gdy wreszcie wróciła do elity angielskiego towarzystwa, wydawała się jeszcze bardziej ożywiona niż zwykle, tańczyła wiec i weseliła się bez końca, a co więcej, spodziewała się, że wszyscy dotrzymają jej kroku.
Anna, mimo że jeszcze nie całkiem pewna sprawności swojej nogi, przyłączyła się do tańców i wkrótce jej partnerem został Ralph.
Zgodnie z porządkiem kroków dygnęła przed partnerem, a on podał jej ramię. Przeszli wzdłuż sali, a gdy następna para ruszyła za nimi, mogli wreszcie porozmawiać.
– I co, Ralph?! – powiedziała, patrząc na niego ze złością. – Teraz już mnie nie zignorujesz!
– Dlaczego miałbym cię ignorować? – spytał. Szczerze mówiąc, bardzo mu się w tej chwili podobała. Była w swojej czerwonej sukni i bez wątpienia należała do najatrakcyjniejszych dam na sali.
– Nie odezwałeś się do mnie ani słowem od tego wieczoru, gdy rozmawialiśmy o moim pobycie w Transmere.
To przenosiło bitwę na teren Ralpha, co mu się bardzo nie spodobało. Nie zapomniał ani tamtej rozmowy, ani wyzwania, które rzucił Hamiltonowi, i był gotów dalej iść tą drogą, aczkolwiek z czasem zmienił się jego pogląd na całą sprawę.
Przede wszystkim podczas podróży z Ravensglass królowa mimochodem wspomniała o eskapadzie Anny i Ralph nie odniósł wrażenia, by Jej Wysokość potępiała swoją damę za ten wybryk. Poza tym o tej sprawie dyskutowali również żołnierze Hamiltona, z którymi Ralph spędzał wieczory, i stąd dowiedział się, że Anna cieszy się u nich wielkim poważaniem. Zgodnie twierdzili, że jest śliczna, lecz również dobrze wychowana i skromna.
Wszyscy znali szczegóły incydentu, ale nie czynili żadnych zdrożnych sugestii i co do jednego uważali, że lady Anna zamierzała po prostu wziąć klacz na przebieżkę. Ponieważ doskonale znała się na komach, nie było w tym nic dziwnego, że chciała zapewnić trochę ruchu zwierzęciu, które długo stało w stajni.
Również to, że dowódca pojechał po pannę Latimar, wydawało im się całkiem naturalne. Nikt nie napomykał ani słowem o kompromitacji i wyglądało na to, że nikomu taka myśl nawet nie postała w głowie. Ralph powoli dochodził do wniosku, że zrobił z siebie głupca, czyniąc wiele hałasu bez powodu.
W tamtej kłótni z Anną najbardziej zirytowało go to, że dziewczyna zaciekłe broniła człowieka, którego on wręcz nie cierpiał. Ponieważ jednak za nic nie chciał zrywać zawartej z panną Latimar umowy, więc otoczył ją teraz ramieniem i odprowadził pod ścianę.
– Zachowałem się porywczo – powiedział ugodowym tonem. – Zdaję sobie z tego sprawę. Nigdy jednak o nic cię nie oskarżałem i od początku wyraźnie to mówiłem.
Anna zmierzyła go wzrokiem. Chyba musiała za nim bardzo tęsknić? Co by się stało, gdyby go straciła?
– A ja nie powinnam powiedzieć tego, co powiedziałam. Wybacz mi, proszę, najmilszy.
Uśmiechnął się. Jego przeprosiny były połowiczne, zaś Anna włożyła w swoje całą duszę. I dobrze. Ralph zdecydowanie nie życzył sobie władczej kobiety za żonę. Przykład tego miał w domu. Nieraz widział, jak ojciec, skądinąd pewny siebie mężczyzna i chłop na schwał, przy matce wpadał w zakłopotanie, a nawet miał poczucie winy, chociaż drobniutka z niej niewiasta.
Ujął Annę za rękę i kolejno ucałował wszystkie pałce.
– Naturalnie ci wybaczam.
– A co z Jackiem? Nie będziesz dalej ciągnął tego sporu, prawda?
Ralph zmarszczył czoło.
– To nie twoja sprawa, tylko moja i Jacka. On to rozumie, a w każdym razie powinien.
– Nieprawda! – krzyknęła Anna, nie zwracając uwagi na wyraz twarzy Ralpha. Ulżyło jej, że znowu są na przyjacielskiej stopie, więc chciała, by wszyscy dookoła byli równie życzliwie nastawieni do świata. – Nie wyjaśniłam ci wszystkiego do końca, bo zbiłeś mnie z tropu swoją niespodziewaną napaścią, ale…
– Nie chcę już nic więcej o tym słyszeć.
Jack przebywał w sali tanecznej i wprost marzył, by schronić się w swej bardzo niewygodnej i ciasnej sypialni, wiedział jednak, że nikt nie może udać się na spoczynek wcześniej niż królowa. Czekając na to, postanowił zaprosić Annę do tańca. Podczas odwiedzin Elżbiety w Ravensglass zmuszano go do udziału w tańcach wielokrotnie, aż w końcu odstąpił od zakazu, który kiedyś sam sobie narzucił. Z czasem przekonał się nawet, że poruszanie się w takt muzyki sprawia mu pewną przyjemność.
Skłonił głowę przed Anną i wyciągnął ramię tak, jak nakazywała konwencja.
Ralph spojrzał na niego wściekle i odtrącił jego rękę. Właściwie ledwie zawadził o palce, ale Jack wyprostował się z morderczą miną. Obraźliwe słowa były w jego odczuciu czymś zupełnie innym niż naruszenie fizycznej nietykalności.
– Jak śmiałeś, panie, mnie uderzyć? – spytał ostro.
Anna z przerażeniem stwierdziła, że znowu szykuje się konfrontacja. Ktoś dotknął jej ramienia, więc odwróciła się i ujrzała swojego brata. Co za ulga!
– Dobry wieczór. – George skłonił głowę. Gest ten wypadł całkiem zwyczajnie, niezwykły był jednak powód nadejścia George'a, do siostry bliźniaczki przyciągnęło go bowiem trudne do wyjaśnienia przeczucie, że Anna znalazła się w opałach.
Pierwszy odpowiedział mu Ralph:
– O, George. Cieszę się, że cię tu widzę. Zamierzałem porozmawiać z tobą później w pewnej ważnej sprawie.
Latimar elegancko zwrócił się ku dwóm mężczyznom towarzyszącym siostrze i wymienił z nimi uściski dłoni.
– Wobec tego dobrze, że się spotkaliśmy. Co mogę dla ciebie zrobić?
Ralph skierował dłoń w stronę Jacka.
– Ten człowiek obraził twoją siostrę, a moją przyszłą żonę. Domagam się od niego satysfakcji, a ciebie chciałem prosić, żebyś został moim sekundantem.
Anna głośno nabrała powietrza. Sądziła, że ich pojednanie z Ralphem położyło kres całej sprawie. Dlaczego ciągle spotykają ją takie przykre historie? Czy Jack miał rację, że wina leży wyłącznie po jej stronie? Wbiła wzrok w ziemię, bo nie była pewna odpowiedzi na to pytanie.
– Czy to możliwe? – odparł gładko George. – Chciałbym, jeśli wolno, spytać, na czym polegała obraza?
– Lady Anna – odrzekł Ralph – podczas pobytu w Ravens – glass postanowiła odbyć konną przejażdżkę, żeby jej klacz miała trochę ruchu. W czasie tej przejażdżki nagle spadł śnieg, który opóźnił powrót lady Anny do zamku. Schroniła się w wiejskiej kaplicy, a lord Hamilton pojechał za nią i zamiast niezwłocznie wrócić z nią w bezpieczne miejsce, przetrzymał ją tam przez całą noc i w ten sposób wystawił na szwank jej honor.
To wcale nie tak było! – zbuntowała się w duchu Anna.
Ciekawe przedstawienie sprawy, pomyślał Jack.
Ależ pieniacz z tego Montereya, pomyślał George. Sam jest odpowiedzialny za skompromitowanie co najmniej pół tuzina kobiet, a teraz grzmi o niemoralności i chce rzucić cień na człowieka, u którego nie byłby godzien zostać lokajem!
– To brzmi bardzo poważnie, Ralph, ale każdy medal ma dwie strony. Co ty na to, Anno?
Dziewczyna zawahała się. Cokolwiek by powiedziała, musiało źle wypaść.
– W zasadzie Ralph przedstawił prawdziwy przebieg wydarzeń, tylko że on nie ma pojęcia, jaka wtedy była pogoda. Gdybyśmy po ciemku próbowali przebyć tę drogę, którą z mozołem pokonaliśmy następnego ranka, to wątpię, czy mielibyśmy okazję teraz o tym rozmawiać. – Spojrzała Jackowi w oczy i dostrzegła w nich błysk zadowolenia.
Sam lepiej nie opisałbym tej sytuacji, pomyślał. I znów nieco poluzował się jego pancerz. Z niechęcią musiał przyznać, że żywi do Anny coraz bardziej przyjazne uczucia.
– Bez względu na okoliczności, Ralph, uważam, że powinieneś bardziej ufać swojej przyszłej żonie. Skoro jednak jeszcze nie masz do niej zaufania, muszę ci pomóc, żebyś go nabrał. – Jack zawsze mówił bardzo autorytatywnym tonem i teraz jego głos brzmiał właśnie w ten sposób. – Gdybyś nam towarzyszył w tym ponurym miejscu, we wsi Transmere, która stała się jednym wielkim grobem, nie mógłbyś powiedzieć złego słowa ani lady Annie, ani mnie. Masz na to moje słowo.
– To zupełnie naturalne, że tak mówisz – stwierdził Ralph, choć czuł, że przestaje panować nad sytuacją. Najpierw brat Anny wystąpił jako głos rozsądku, a teraz ten… ten barbarzyńca dalej próbuje naruszać jego prawa. Młodzieńcza zapalczywość nie pozwoliła mu skwitować sporu ciętą uwagą niszczącą przeciwnika, jak nakazywałby rozsądek. – Nie przyjmuję tego wyjaśnienia – zakończył napastliwie. – Załatwmy to, panie, szybko: ustalmy czas i miejsce.
Jednak Jack miał do czynienia z wieloma młodzieńcami kąpanymi w gorącej wodzie, więc nie pozwolił się postawić w przymusowej sytuacji.
– Nie mogę – powiedział spokojnie.
– Odmawiasz spotkania się ze mną?
– Tak.
– Postaram się więc, żeby twoje imię w tych murach zostało okryte hańbą. Nie będzie dla ciebie obrony, kiedy wszyscy zrozumieją, jakim jesteś żałosnym tchórzem.
Anna pobladła. Ralph był wściekły, to rozumiała, ale… Nie dość, że plótł androny, to zdawał się nie pojmować, na jakie niebezpieczeństwo się naraża, prowokując takiego człowieka jak Jack.
Już miała coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili ugryzła się w język. Ralph znienawidziłby ją za to, a Jack nie potrzebował pomocy.
– Nie będzie dla mnie obrony? – powtórzył Jack. – Pozornie może się tak wydawać. Jeśli jednak chodzi o zarzut tchórzostwa. – dodał z rzadkim u niego poczuciem humoru – to zawsze mogę pokazać blizny po ranach, które odniosłem w bitwach.
George się odwrócił, żeby nie zauważono, jak szeroko się uśmiechnął. Co się stało z Jackiem? Po tylu łatach głębokiej apatii, nagle znowu stał się ludzki.
Latimar żywił szczerą nadzieję, że ta odmiana nie ma nic wspólnego z Anną. Wprawdzie jako jej brat nie cieszył się, że może wkrótce zostać szwagrem Ralpha Montereya, wiedział bowiem, że ten człowiek może na tysiące sposobów złamać serce jego siostrze, ale Jack Hamilton również nie wydawał mu się odpowiednim kandydatem. Choć niewątpliwie jest człowiekiem godnym miłości, to nie umiałby tego uczucia odwzajemnić. Żadnej ludzkiej istocie, która poświęciłaby dziesięć lat życia zmarłej ukochanej, nie pozostałoby już ani trochę uczucia dla żywych, a Anna bardzo chciała być kochana.
– Latimar? – przynaglił go Ralph.
– Obawiam się, że nie mogę cię reprezentować w tej sprawie – odparł spokojnie George. – Przede wszystkim wierzę Hamiltonowi, choćby dlatego, że gdybym mu nie wierzył, to zarzuciłbym swojej siostrze kłamstwo, a nie mam zamiaru tego robić i nie pozwolę, by robił to ktokolwiek inny. Poza tym jestem zdecydowanym przeciwnikiem pojedynków i nie zawahałbym się wygłosić i uzasadnić tej opinii publicznie. Przepraszam – skłonił się – ale królowa wyraziła życzenie, bym wraz z żoną zjadł spóźnioną kolację w jej towarzystwie. Chce poznać wszystkie nowiny…
Słysząc tę zawoalowaną groźbę, Ralph lekko się zarumienił. Poglądy Elżbiety dotyczące pojedynków na jej dworze były powszechnie znane i bezwzględnie obowiązujące. George ukłonił się i odszedł.
– Ralph… – zaczęła Anna, ale jej przerwał.
– Wygląda na to, że nie będę mógł stanąć w twojej obronie, najmilsza, skoro otaczają cię dżentelmeni, którzy mają diametralnie inne poglądy w tej kwestii niż ja. – Obrócił się na pięcie.
– I w ten sposób wszystkim nam się zdaje, że jesteśmy nie w porządku – stwierdził Jack.
Anna miała łzy w oczach. Nie była w stanie nic powiedzieć, więc Jack ujął ją za ramię i wyprowadził z sali.
– Nie płacz tutaj, pani, bo przez resztę miesiąca będziesz musiała się z tego tłumaczyć.
Szedł z nią korytarzem, szukając jakiegoś odosobnionego miejsca, choć wiedział, że szanse na znalezienie go są niewielkie. Wreszcie jednak dotarli do małej salki, której dworzanie czasem używali do pisania krótkich listów, wysyłanych potem przez kurierów. Ruch panował tam zwykle przed południem, ale w tej chwili pomieszczenie było puste. Weszli do środka i Anna usiadła na ławie pod oknem.
– Pada śnieg – powiedziała, widząc białe płatki zderzające się z zaciemnionym szkłem. Wiatr zerwał tego wieczoru ostatnie liście z drzew i grzechotał szybkami w oknach.
– Tak, przez cały wieczór. – Jackowi natychmiast przypomniała się jego nadzieja na powrót do domu. Zdziwił się, że konieczność pozostania w tym okropnym pałacu przez kilka następnych miesięcy już nie budzi w nim wielkiego przygnębienia.
– Ojej! – zawołała Anna, która postanowiła przepędzić swoje troski i pocieszyć Jacka. – Wiem, panie, jak bardzo chciałeś wrócić do Ravensglass. – Znów odwróciła się do okna, a jej profil zarysował się na tle ciemnej szyby. – Ja też chciałabym odwiedzić Maiden Court.
– Niemożliwe! Przecież jest sezon… pamiętam tę magię, to było coś czarodziejskiego! – Przypomniał sobie, kiedy ostatni raz brał w tym udział. Jego rodzice nie żyli od pół roku, a on wziął z sobą Marie Claire, by przedstawić ją małoletniemu Edwardowi i otrzymać potwierdzenie nadania Ravensglass. Marie Claire wprost promieniała ze szczęścia, kiedy jej mąż został uhonorowany przez suwerena… Poczuł bolesne ukłucie w sercu.
Znowu przypomniałam mu o żonie, pomyślała z rozpaczą Anna. Doprawdy, zaczynam stanowić zagrożenie dla swoich rozmówców.
Jack źle odczytał przyczynę jej przygnębienia.
– Nie będę się przejmować tym ględzeniem Montereya, Anno, Ochłonie, to nabierze rozsądku.
– Ale to jest takie niepotrzebne! – krzyknęła. – Te wszystkie swary.
Jack zauważył tomik wierszy pozostawiony na jednym ze stołów.
– Tyle zbędnych rzeczy dzieje się w życiu – stwierdził ze wzrokiem wbitym w tekst. – Jeśli wszystko to, co mi się przydarzyło, ma swoje powody, to przynajmniej połowę z nich dopiero muszę odkryć. – Podszedł i usiadł obok Anny, W świetle kinkietu jego włosy miały srebrzysty blask.
– Biedny jesteś, Jack, bo spotkało cię w życiu zbyt wiele nieszczęść. Czy rzeczywiście masz również blizny?
– Mam – przyznał – to jest nieodłączny atrybut mojej służby, ale nawet nie śniłoby mi się, aby je komuś pokazywać.
Był bardzo blisko Anny, zdawało jej się nawet, że widzi złociste plamki na jego rzęsach. Musiał mieć bardzo jasne włosy, zanim osiwiał, pomyślała. Nie pasowało jej to do karnacji Jacka, taką oliwkową skórę widywała bowiem dotąd tylko u Hiszpanów.
Śniada skóra i krótko ostrzyżone włosy wyraźnie odróżniały Jacka od pozostałych mężczyzn w Greenwich, choć Anna była przekonana, że Hamilton zwracałby uwagę wszędzie. Nieczęsto spotyka się kogoś tak rosłego i mającego miękkie, kocie ruchy. Kogoś, kto roztacza aurę absolutnej niezależności.
Jack sądził jednak, że Anna wciąż duma o swoich trudnościach z ukochanym, więc podjął wątek:
– I nie przywiązuj, pani, zbyt wielkiej wagi do jego zarzutu, że skompromitowałaś się w Transmere. Zakochani mężczyźni potrafią czasem w desperacji wypowiedzieć bardzo okrutne słowa, jeśli czują, że ich pozycja jest słaba.
Oderwana od kontemplowania jego wyglądu, powiedziała:
– On mi nie uwierzył, Jack. Ja zawsze ufałabym człowiekowi, którego kocham. – Spuściła głowę i zaczęła nerwowo bawić się perełkami zdobiącymi suknię, aż jedna z nich oderwała się od tkaniny. Jack błyskawicznie wysunął rękę i chwycił perełkę, zanim upadła na podłogę. Włożył ją w dłoń Anny, a gdy ich ręce na chwilę się zetknęły, poczuł, jak po jego palcach biegnie dreszcz. Raptownie się cofnął.
– Co się stało? – spytała.
– Nic. – Wstał i spojrzał na nią. Lata… całe wieki temu Marie Claire miała ulubioną spacerową alejkę we Francji. Rosły tam po bokach drzewa, tak gęsto, że prawie się stykały, a gałęzie splątane nad głowami idących odcinały ich od słonecznego światła. Przy końcu alejki było widać refleksy słońca igrające na morskich falach. Nieraz szli z Marie Claire ku tej złocistej plamie. Teraz znowu poczuł się tak, jakby był w ciemnym tunelu, u wylotu którego widać jaskrawe światło. Chciał pozostać w mroku, ale blask przyciągał go do siebie coraz bliżej.
Również Anna podniosła się z ławy.
– Dziwnie wyglądasz, Jack. Czy powiedziałam coś, co cię uraziło, panie?
– Nie, skądże. – Mimo to czuł lęk. Pomyślał, że ranne zwierzęta lepiej zostawić w ich ciemnym legowisku, by tam lizały rany. Tymczasem Anna Latimar całkiem nieświadomie próbowała Wywabić go z kryjówki i przekonać, że jest w nim jeszcze wola życia.
Bardzo zaniepokoiła go myśl, że w tym ciemnym pomieszczeniu mógłby objąć Annę, pocałować i, co więcej, poczuć, że sprawia mu to przyjemność.
– Powinniśmy wrócić do towarzystwa – powiedział sztywno.
– Tak, naturalnie – przyznała Anna, wciąż nie rozumiejąc powodu, dla którego nagle tak się zmienił.
– Jeśli uda ci się, pani, porozmawiać z lordem Ralphem, zachowując należytą ostrożność, to może załagodzisz tę waśń. – Niech inny mężczyzna o nią się troszczy, pomyślał. Bądź co bądź, to o czym pomyślał przed chwilą, znowu trąciło zdradą.
– Może – zgodziła się Anna. – Chociaż wolałabym mu wymierzyć siarczysty policzek za awanturnictwo!
Te dziecinne słowa rozwiały czar, któremu uległ Jack. Roześmiał się, otworzył drzwi i oboje wyszli na korytarz.
– To bez wątpienia zdrowa reakcja – przyznał – lecz odradzałbym ci, pani, tak radykalny środek. Podjęłaś decyzję, którą twoja rodzina poparła, więc wykaż trochę wyrozumiałości.
– Moja rodzina.,. – powtórzyła Anna w zadumie, gdy wrócili do gwarnej sali. – Prawdę mówiąc, nie orientuję się, jakie właściwie jest ich zdanie w tej sprawie. Wiem za to, że George szczerze nie lubi Ralpha.
– Czyżby? – Jack przystanął i potoczył wzrokiem po barwnym tłumie. Mimo że George był bardzo młody, Hamilton zdążył nabrać wielkiego szacunku dla jego poglądów. Latimar, dziesięć lat od niego młodszy, potrafił bardzo zgrabnie zachować się w niedawnej konfliktowej sytuacji.
Ech, to nie mój problem, pomyślał. Anna, jej rodzina, Ralph Monterey i ta cała reszta, wszystko to nie powinno mnie aż tak bardzo obchodzić.
Niemal z ulgą przekazał młodą lady pod opiekę jednego z czyhających na okazję galantów, i szybko opuścił salę, ale gdy potem spacerował chłodnymi, kamiennymi korytarzami pałacu w Greenwich, czekając, aż będzie mógł udać się na spoczynek, był dziwnie poruszony. Uświadomił sobie, że Anna nie jest już tylko córką jego przyjaciela, lecz również samodzielną osobą i niezwykle atrakcyjną kobietą, która burzy spokój jego snów i zakłóca rytm codziennych zajęć.