143930.fb2 Za G?osem Serca - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 11

Za G?osem Serca - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 11

ROZDZIAŁ JEDENASTY

W pałacu Greenwich nastał czas Bożego Narodzenia, wypełniony zabawami, widowiskami, dawaniem prezentów, zbytkami dworskiego towarzystwa, nie kończącymi się maskaradami, przedstawieniami teatralnymi i innymi rozrywkami.

Przy bramach tłumy żebraków błagały o jałmużnę dla swoich wygłodzonych, przemarzniętych rodzin, powołując się na okres narodzenia Pańskiego. Oberwańców odsyłano ze śmiesznie małymi datkami, ale nie oczekiwali oni niczego więcej. Granica między biedą i bogactwem nigdy nie była aż tak wyraźna, jak właśnie wtedy.

Pochłonięta licznymi rozrywkami Anna miała niewiele czasu na dumanie o smutnych sprawach. Ukochany był dla niej czuły i troskliwy, i to jej wystarczało. Poza tym Ralph osiągał coraz wyższą pozycję na dworze Tudorów, a inni, którzy to widzieli, nie szczędzili starań, by przypodobać się jemu i jego damie. Panna Latimar nagle zauważyła, że może dokonać właściwie wszystkiego, co dawniej stanowiło przedmiot jej ambicji, i nieraz karciła się w myślach, bo wcale nie czuła się z tego powodu wdzięczna losowi i szczęśliwa.

Mimo wielu radosnych chwil zdarzało jej się zamyślić, wyrobiła też sobie bardziej krytyczne spojrzenie na to, co ją otacza. Ktoś, kto długo ją znał, mógłby powiedzieć, że Anna w końcu dojrzewa. George zawsze jej powtarzał: „Przyglądaj się wszystkiemu, słuchaj wszystkiego, a potem wybieraj wartościowych ludzi i to, co ma rzeczywiste znaczenie”.

Teraz Anna właśnie tak postępowała. Chodziła uśmiechnięta, gotowa cieszyć się wszystkim, co ją spotyka, ale nie angażowała się w to całym sercem, lecz chłodno oceniała sytuacje i ludzi, którzy je tworzyli. Chociaż z natury była istotą towarzyską, pierwszy raz w życiu odczuła potrzebę samotności i zastanowienia nad sobą.

Coraz mocniej tęskniła też za domem. Nie mogła jednak tam jechać, gdyż z uwagi na złą pogodę byłoby to nierozsądne. Najpierw spadł pierwszy śnieg, potem ścisnął mróz, aż wreszcie wszystko stopniało i drogi zamieniły się w grzęzawiska, na koniec znów przyszedł śnieg i cykl rozpoczął się od początku. Nawet królowa, która lubiła spędzać Boże Narodzenie w Hampton, postanowiła zostać w stolicy.

Jack Hamilton również nie cieszył się z nieustannych zabaw, miał jednak po temu znacznie bardziej pokrętne powody. Zawsze trzymał się z dała od rozrywek, a teraz nagle zaczęły sprawiać mu one przyjemność, a to dlatego, że spotykał wtedy Annę Latimar.

Nie będąc szczególnie bystrym w kwestii uczuć, nieustannie stawiał sobie pytanie: dlaczego tak się dzieje? Dlaczego ta panna robi na nim takie wrażenie, że ciągle chce ją widzieć? Przecież Anna stanowi całkowite przeciwieństwo jego zmarłej żony. Dlaczego więc to właśnie ona nagle zaczęła budzić go do życia? I to w dodatku tak boleśnie.

Panna Latimar jest taka młoda, a przy tym świetnie pasuje do dworskiego towarzystwa. Lubi skupiać na sobie uwagę, ma cięty język, piękne suknie i lśniącą biżuterię. I wybrała sobie odpowiedniego narzeczonego, Ralpha Montereya, eleganckiego, ambitnego dworzanina, myślał Jack.

Mimo to wyraźnie ożywał, gdy mógł dotknąć Anny w tańcu lub otrzeć się o jej ramię na przedstawieniu, pokazie żonglerskich sztuczek albo ewolucji akrobatów. Wyczekiwał też, choć nie bez lęku, prywatnych rozmów, które teraz zdarzały im się często.

Ostatnio bowiem Anna traktowała go jak przyjaciela od serca. Opowiadała mu o swoich troskach i kłopotach, zwierzała się z tego, czego nie powiedziałaby swoim współtowarzyszkom, a nawet bratu.

Jack cierpliwie jej wysłuchiwał z niewzruszoną twarzą, nie zdradzając własnych myśli. Przyznawszy bowiem przed sobą, że Anna jest dla niego kimś więcej niż tylko córką człowieka, którego darzy wielkim szacunkiem, z wolna uznawał również to, że z każdym dniem ta kobieta staje się dla niego coraz ważniejsza. Tego jednak nie śmiał okazać, wiedział bowiem, że jego uczucie nie ma przyszłości. Dziesięć lat leczył się z głębokiej, jątrzącej się rany. Teraz rana otwierała się znowu.

Po świętach, wraz z nastaniem nowego roku, Anna znów wróciła myślami do Maiden Court. Dawno już Elżbieta wspomniała, że być może pozwoli swojej najmniej lubianej damie na odwiedziny w domu.

Pewnego pogodnego lutowego dnia Anna szła w kierunku stajni, przyglądając się krajobrazowi widocznemu za zabudowaniami. Śnieg nie sypał już od dawna, jego miejsce zajęły deszcz ze śniegiem i marznąca mżawka. Anna była przekonana, że mogłaby wyrwać się na jeden dzień z Greenwich. Właśnie się nad tym zastanawiała, gdy zobaczyła, jak, stajenny prowadzi wielkiego, siwego ogiera Hamiltona. Zaraz potem ujrzała Jatka, który szybko przemierzył dziedziniec i znikł w stajni. Poszła za nim.

Gdy otworzyła wrota, Jack delikatnie badał końskie kopyta.

– Ostrożnie, Anno! – powiedział ostro. – Nie podchodź, Śmigły jest rozdrażniony.

Dziewczyna schroniła się w sąsieku i spytała:

– Czy coś mu się stało?

– Nie, po prostu jest w obcym miejscu. Z konia bojowego nie można zrobić poczciwej szkapy pod siodło, nawet jeśli wstawi się go do stajni z innymi szkapami.

Anna uśmiechnęła się. To samo można by powiedzieć o panu Śmigłego, pomyślała, bo Jack wcale nie czuł się w Greenwich lepiej niż jego koń. Żaden inny dworzanin nie ważył się tego dnia wyściubiać nosa na dwór. Wszyscy skryli się w cieple pałacu i oddawali różnym grom, drzemce albo narzekaniom.

– Rozumiem, panie, że nie weźmiesz go dziś na przejażdżkę. Jack podniósł głowę.

– Owszem, mam taki zamiar. Obaj oszalelibyśmy, gdybym tego nie zrobił.

– To dobrze, bo chciałam złożyć krótką wizytę w Maiden Court…

– Nie bądź lekkomyślna, Anno – przerwał jej szorstko. – Nie oddalę się od pałacu bardziej niż na kilometr lub dwa. Jazda gdzieś dalej w takich warunkach byłaby dowodem braku rozwagi.

– Nie weźmiesz mnie, panie, z sobą? – spytała.

Jack zakorkował butelkę z maścią, którą nacierał końskie pęciny.

– Nie wezmę – potwierdził. – Zresztą nigdzie, pani, nie pojedziesz.

– Nie możesz mnie powstrzymać! Wieki temu prosiłam Jej Wysokość o pozwolenie na wyjazd do domu i dostałam je.

– Wieki temu? Hm. Idź więc pani do królowej i spytaj, jakie ma zdanie teraz.

Anna się nadąsała.

– Naturalnie dzisiaj nie da mi pozwolenia, ale wiem, że z twoją pomocą, panie, na pewno dojadę do domu.

Jack zaczął siodłać konia.

– Ostatnim razem, kiedy ci pomogłem, pani, nie wyszło to najlepiej.

– Nieprawda! Uratowałeś mi życie i zawsze będę ci za to wdzięczna, panie.

– Dziękuję, ale skończyło się to dla mnie wyzwaniem na pojedynek. – Jack zapiął popręg i wyprostował się. – Jeśli jesteś zdecydowana jechać, to dlaczego nie poprosisz Montereya, żeby ci towarzyszył?

Anna zatrzepotała rzęsami i spojrzała w górę.

– Żartujesz, panie! Ralph jest ostatnią osobą… – Ugryzła się w język. – Chcę powiedzieć, że Ralph ma swoje obowiązki…

– Czyżby? – Jack rozejrzał się po stajni, szukając kapelusza, który zdjął przy wejściu. – Ciekaw jestem, jakie?

Dziewczyna ukryła dłonie w rękawach sukni. Ralph był zajęty nie kończącą się grą w karty, i trwało to dosłownie dniami i nocami. Przez pewien czas nawet mu towarzyszyła, szybko jednak ją to znużyło. Duszna, niezdrowa atmosfera w sali, gdzie eleganccy, piękni mężczyźni i kobiety starali się przechytrzyć jedni drugich, gdzie na lśniących stołach brzęczały monety i szeleściły rozdawane karty, zupełnie jej nie odpowiadała.

Wyobraziła sobie, jaką minę zrobiłby Ralph, gdyby zapytała, czy nie zechciałby z nią pojechać, i znów się uśmiechnęła. Nie przeszkadzało jej to, że narzeczony jest hazardzistą, a nawet wydawało jej się to całkiem naturalne, bo takim po prostu musiał się urodzić, ale tego dnia do zrealizowania swojego zamierzenia potrzebowała zupełnie innego mężczyzny.

– Proszę, Jack – powiedziała, bacznie obserwując kątem oka Śmigłego, i położyła Hamiltonowi rękę na ramieniu. – Weź mnie z sobą. Nie będzie tak jak w Transmere. Gdybyśmy przypadkiem wpadli w kłopoty, to znam wielu ludzi po wsiach, którzy na pewno nam pomogą, a w razie potrzeby dadzą schronienie.

Jack odsunął się od panny Latimar. Nie ufał sobie, gdy go dotykała. Byli w publicznym miejscu, dookoła kręcili się stajenni i ich pomocnicy, bez przerwy ktoś wchodził lub wychodził. A skoro tu tak reagował, to co dopiero mówić o bezludnej drodze przez las.

Anna wyczuła, że jeszcze chwila i nie zdoła go przekonać.

– Myślałam, panie, że jesteś moim przyjacielem! – użyła ostatniego argumentu.

– Przyjaciel nie zachęcałby cię, pani, do takiej wyprawy, a ja ci jej surowo zakazuję. Jeśli musisz odetchnąć świeżym powietrzem, przygotuj swoją klacz do drogi, wybierzemy się razem na krótką przejażdżkę.

– Chcę jechać do Maiden Court! – Nagle ogarnęło ją wzburzenie. – Potrzebuję tego!

Popatrzył na nią. Ostatnio ich przyjaźń tak się zacieśniła, że dziwiło go, iż kiedyś mógł uważać Annę za trzpiotowatą, płochą pannę. Desperacja pobrzmiewająca w jej głosie poruszyła w nim czułą strunę, do istnienia której nigdy by się nie przyznał.

– Dlaczego? Dlaczego, moja droga?

Ton jego głosu i poufały zwrot uszły jej uwagi, odpowiedziała mu jednak na pytanie.

– Muszę porozmawiać z matką i ojcem. Muszę ich zobaczyć i zapytać… potrzebuję ich rady, bo sama już gubię się w tym wszystkim…

– W Greenwich jest George – przypomniał. – Nikt lepiej ci nie doradzi niż brat.

– E tam, George – odparła zniecierpliwiona. – Mój brat myśli tylko o Judith! Nawet nie schodzą wieczorami na dół, żeby potańczyć albo się pobawić. Kiedy go szukam, owszem, twierdzi, że jest mu miło, ale myśli cały czas o żonie.

– Naturalnie – powiedział Jack. – Taka właśnie jest miłość.

– Bardzo jestem szczęśliwa, że tak się kochają – odparta szybko – ale ojciec… ojciec na pewno ze mną porozmawia, wysłucha mnie…

Jack włożył rękawice do konnej jazdy i starannie obciągnął je na palcach. Przyszło mu do głowy, że Latimarowie, jeśli już kochają, to całym sercem i duszą. Dla Bess Harry Latimar zrezygnował z dziedziczki fortuny, a George dla swej ukochanej porzucił perspektywę błyskotliwej kariery. Anna z pewnością tak samo kocha Ralpha.

Aż się wzdrygnął na tę odkrywczą myśl. W Greenwich starsi ludzie, którzy pamiętali ojca Anny, uśmiechali się pod nosem i mówili, że córka wybrała sobie narzeczonego podobnego do Harry'ego. Jack wiedział jednak, że jest inaczej. Lord Latimar wbrew swojej reputacji miał szczere, niezłomne serce i szlachetną duszę, podobnie zresztą jak jego syn.

Ralph nie przypomina żadnego z nich, pomyślał Jack ze złością, stwarza tylko takie pozory, bo też ma jasną karnację i mnóstwo uroku. Poza tym jest nienasycony jak marcowy kocur. Hamilton wiedział o co najmniej trzech kobietach, z którymi Ralph się zadał po powrocie z Ravensglass.

Jednak Anna go kochała i martwiła się o ich wspólną przyszłość, a Jack chciał jej pomóc. Przecież uważała go za przyjaciela.

– No, dobrze – powiedział. – Ale najpierw pójdziesz, pani, do brata i opowiesz mu, co zamierzasz. Ja tymczasem zajmę się twoją klaczą.

Annę zirytował ten warunek. George naturalnie wynajdzie tysiące przeszkód. Spojrzawszy na twarz Jacka, zrozumiała jednak, że nie ma wyboru.

– I ciepło się, pani, ubierz! – zawołał za nią.

Najpierw poszła do swojej komnaty i posłusznie wypełniła polecenie. Odziana w wełnę i futro wdrapała się wyżej, do niewielkiej komnaty, którą jej brat dzielił z żoną. Oboje byli u siebie. Przywitali ją serdecznie.

– Po co się tak grabo ubrałaś? – spytał George.

– Wybieram się na przejażdżkę – odrzekła zagadkowo. – Niezbyt długą. – Wrócimy, jak tylko najszybciej będzie można, zapewniła się w myśli.

– Kto z tobą jedzie?

– Jack Hamilton.

– Aha. – George nie widział w tym nic złego. Ostatnio dość dobrze poznał Jacka i choć trudno mu było go zrozumieć, to darzyli się wzajemnym szacunkiem.

Usiadł na krześle obok Anny i zmierzył ją wzrokiem. Ona coś knuje, doszedł do wniosku i nawet przemknęło mu przez głowę pytanie, czy siostra nie przyszła porozmawiać na ten temat. Zaraz jednak wrócił spojrzeniem do żony.

Są zajęci sobą jeszcze bardziej niż zwykle, zazdrośnie pomyślała Anna, gdy Judith wstała i wolno przeszła po komnacie, a George podążył za nią wzrokiem. Zaraz potem również wstał, aby polecić służbie podanie czegoś do jedzenia. Tymczasem Judith przerwała swój spacer i ujęła szwagierkę za ramię.

– Anno – powiedziała z lśniącymi oczami – chcę, żebyś dowiedziała się o tym pierwsza! George i ja mamy bardzo radosną nowinę. Spodziewam się dziecka! W tym tygodniu jestem już tego pewna.

Dziecko! Annę ogarnęły sprzeczne uczucia. Najpierw znowu odezwała się w niej zazdrość, bo to oznaczało definitywne przypieczętowanie małżeństwa jej brata, a potem ogarnął ją niepokój. Przecież dla kobiety poród wiązał się z dużym zagrożeniem i Anna nie mogła znieść myśli, że Judith mogłoby się stać coś złego.

W końcu pomyślała coś bardzo dziwnego: Judith zbrzydnie stanie się całkiem pospolita. Już tylko wspomnieniem zostanie ta smukła piękność, która ślubowała wieczną miłość George'owi w kaplicy w Maiden Court.

Jednak George się tym nie przejmie, uznała, i niezmiennie będzie zachwycony swoją żoną. A jak zareagowałby Ralph na wiadomość, że to ona, Anna, spodziewa się dziecka? To pytanie nie mogło jej się nie nasunąć. Kiedyś nawet rozmawiali na ten temat.

– Naturalnie urodzisz mi synów – oświadczył Ralph. – Potem możesz spokojnie i bezpiecznie żyć w Abbey Hall. – Na zesłaniu na wsi, dopowiedziała sobie Anna. Nie będę mu wchodzić w drogę, gdy zrobię się tłusta i nieruchawa.

– O czym myślisz? – spytała Judith. – Bardzo posmutniałaś.

– Och, o niczym ważnym. – Anna przerwała te jałowe spekulacje. – Szczerze ci gratuluję. Sądzę, że planujesz wkrótce osiąść w Maiden Court?

– Skądże znowu – odparła Judith. – George właśnie przyjął czasową posadę w rządzie Jej Królewskiej Mości i zamierza pozostać na dworze przynajmniej rok.

– Czy to znaczy, że urodzisz dziecko tutaj?

– Tutaj albo w innym pałacu, bo to zależy od miejsca pobytu Elżbiety. – Judith uśmiechnęła się. – Droga Anno, wiem, co sądzisz. Uwielbiasz Maiden Court, ja zresztą też, i bardzo bym chciała, żeby moje dziecko właśnie tam przyszło na świat, ale George… George nie pozwoliłby mi na rozłąkę.

Tak właśnie powinno być, pomyślała Anna i wstała.

– Muszę już iść, Judith, Pogoda jest ładna, ale może się w każdej chwili zmienić.

Judith odprowadziła ją do drzwi. Coś w twarzy szwagierki przez cały czas ją niepokoiło.

– Czy wszystko u ciebie w porządku? Czy dobrze układa się znajomość z Montereyem? – Bliżej przyjrzawszy się narzeczonemu Anny, Judith zaprzestała zachwytów. Uroczy i utalentowany pod każdym względem Ralph nie był, jej zdaniem, wart siostry George'a.

– Mnie? Naturalnie, że dobrze… Och, Judith, obiecaj mi, że będziesz o siebie dbała.

– Obiecuję. – Dotknęła dłoni Anny. – Przyjdź do mnie porozmawiać dziś wieczorem.

– Dziś wieczorem… Dobrze, przyjdę. – Anna rozejrzała się po pustym korytarzu i pod wpływem nagłego odruchu ucałowała bratową w policzek. – Tymczasem do widzenia.

Judith patrzyła, jak szwagierka w podejrzanie grubym odzieniu znika z pola widzenia. George stanął przy żonie.

– Zamówiłem bekon, świeży chleb i…

– George… – przerwała mu naglącym tonem Judith – idź za Anną i dowiedz się, co ją dręczy. Jestem przekonana, że może jej być potrzebna twoja pomoc.

George nie próbował sprzeczać się z żoną. Bez pośpiechu wyszedł na dziedziniec przed stajniami i zdążył zobaczyć, jak Anna wyjeżdża na wielki trawnik przed pałacem. Postał chwilę na chłodnym wietrze, a potem wzruszył ramionami. Co tam, z Hamiltonem jest bezpieczna, pomyślał, gdy ujrzał znajomego siwego konia i dosiadającego go jeźdźca.

W połowie drogi do Maiden Court Anna była gotowa przyznać Jackowi rację, bo jazda w taką pogodę dowodziła braku rozsądku. Posuwali się wolno i z wielkim trudem.

– Bardzo mi przykro – powiedziała, gdy schronili się przy pniu wielkiego dębu przed nagłym gradem.

– To rzeczywiście pocieszające – odparł ironicznie Jack, zdjąwszy kapelusz, żeby otrzepać go z lodowych grudek. Do tej pory nie zaproponował postoju, chociaż kilka razy mógł to zrobić. Do stolicy dotarło wprawdzie ocieplenie, ale im bardziej się oddalali, tym częściej wpadali w śnieżne zaspy, a na otwartej przestrzeni hulał przenikliwy wiatr.

Mimo że Anna ciepło się ubrała, podróż jej dokuczała, jednak nie pisnęła nawet słowa skargi. Co więcej, ze strachu, że Jack zarządzi powrót, starała się lekko traktować wszystkie przeciwności losu. Gdy wreszcie poczuła bliskość Maiden Court, nagle doszła nawet do wniosku, że jest to całkiem przyjemna droga.

Naturalnie jechali dość wolno, mogli więc ze sobą rozmawiać. Anna porównywała tę podróż z ubiegłoroczną i była bardzo dumna, że przyjaźń z Jackiem poczyniła takie postępy.

Mimo że mówili o wielu sprawach, jednak Anna nie wspomniała ani słowem o swoim największym zmartwieniu. To dziwne. Mogłaby powiedzieć Jackowi, co ją dręczy, i nawet byłaby ciekawa jego odpowiedzi, ale coś ją przed tym powstrzymywało. Obawiała się, że choć nabrała dla niego wielkiego szacunku, to Jack wciąż widzi w niej głupią pannicę z licznymi brakami i już zawsze będzie mierzyć ją miarą przeznaczoną dla swej zmarłej żony. Ostatnio znowu odnosił się do niej z większą rezerwą, nie wykluczała więc, że zaczyna go nużyć.

W każdym razie Jack zgodził się jej towarzyszyć w drodze do domu, a ona próbowała okazać mu wdzięczność, nie zwracając uwagi na kaprysy pogody i bawiąc go rozmową. Popatrzyła więc na zmrożone krople deszczu, odbijające się od kolein na drodze, i podsunęła Jackowi nowy temat:

– Dlaczego zostałeś żołnierzem, panie?

– Kiedy miałem siedem lat, moja guwernantka wyraźnie powiedziała ojcu, że nie odniosę wybitnych sukcesów w nauce. Z tego powodu nie mogłem liczyć na karierę w kościele, jakiej pragnął dla mnie ojciec. Wysłał mnie więc jako pazia do pewnego lorda, na północy, z nadzieją, że postanowię zostać żołnierzem. Na szczęście – przez twarz przemknął mu kwaśny uśmieszek – byłem dostatecznie twardy, by przetrwać wszystko, co niosło ze sobą takie życie.

– I potem zostałeś paziem mojego ojca? Nie znam mniej skorego do waśni człowieka.

– W tamtych czasach król Henryk, który twojego ojca miał za najlepszego przyjaciela, wysoko cenił sprawności, w których się wybijałem. Często przychodził na płac ćwiczeń i obserwował doskonalących się chłopców. To on przekazał mnie w ręce lorda Harry'ego, bo dla swoich przyjaciół zawsze rezerwował to, co najlepsze. Naturalnie wcale nie byłem najlepszy, w każdym razie na pewno nie umiałem dbać o zaspokajanie potrzeb takiego dżentelmena, jak twój ojciec, pani, jednak Harry okazał się dla mnie niezwykle życzliwy i przymykał oko na zaniedbania w służbie. Zawsze popierał wszystkie moje starania.

Uśmiechnęła się.

– Domyślam się, że razem byliście jak niebo i ziemia. Ty, panie, zawsze ceniłeś sprawność fizyczną, mój ojciec jest zupełnie inny. – Mocniej przywarła do potężnego pnia, gdyż kurzawa się nasilała. – Według Ralpha mój ojciec kiedyś walczył w pojedynku. Nie uwierzyłam mu, ale Ralph upiera się, że to prawda.

– I owszem – potwierdził Jack – ale już mu wtedy nie służyłem, chociaż wciąż przebywałem na dworze. – Jack wiedział, że w gniewie Harry potrafi być bardzo gwałtowny.

– Och, opowiedz mi o tym, panie! – wykrzyknęła. – O co poszło i kim był ten człowiek, z którym ojciec walczył?

Jack się zawahał, chociaż ta sprawa bynajmniej nie przynosiła ujmy jego byłemu panu.

– O ile wiem, poszło o twoją matkę, pani. Pewien młody człowiek zakochał się w niej i myślał, że uda mu się ją zdobyć. Któregoś dnia za wiele sobie pozwolił w obecności ojca, pokłócili się i Harry został wyzwany.

Anna zrobiła wielkie oczy.

– Mój ojciec? Och, trudno mi w to uwierzyć.

– To prawda. Gdy jednak przyszło co do czego, Harry upuścił przeciwnikowi trochę krwi i na tym się skończyło.

– A co z nim się stało? Z tym rywalem ojca?

– Nie mam pojęcia – odparł Jack. – To dawne dzieje.

– Ale jakie romantyczne! – Anna westchnęła. – Ralph miał pięć pojedynków i w każdym zabił przeciwnika.

A to byli jeszcze chłopcy! – pomyślał ze złością Jack, Ledwie weszli w dorosłe życie, a już Monterey zmusił ich swoim ostrym językiem do rzucenia mu wyzwania, a jako wyzwany miał prawo wyboru broni i zawsze decydował się na pistolet, wciąż jeszcze rzadko używany w pojedynkach.

Jack nie poważał zabijania na odległość, bo wołał patrzeć prosto w oczy wrogowi, którego wysyłał na tamten świat. Natomiast Monterey posługiwał się bronią ze swojej cennej i starannie doglądanej kolekcji, a strzelanie z pistoletu często ćwiczył. Czyżby Anna uważała, że to jest romantyczne?

Tymczasem minęła burza gradowa i niebo odzyskało niebieski kolor.

– Jedźmy dalej – powiedział szorstko. Podsadził Annę na grzbiet Jenny, wskoczył na Śmigłego i oboje opuścili schronienie pod dębem.

Ruszyła za nim w milczeniu. W rzeczywistości wcale nie podziwiała Ralpha za udział w pojedynkach, przeciwnie, miała o to do niego duży żal. Jedną z jego ofiar byt brat jej przyjaciółki z Greenwich, a chociaż kodeks zabraniał damom obwiniać dżentelmenów o jakikolwiek czyn dokonany w imię honoru, panna opowiadała o swoim młodszym bracie ze łzami w oczach, zaś Anna czuła, jak wzbiera w niej oburzenie.

Gdy przybyli do Maiden Court, Bess Latimar leżała już w łożu. Wciąż nie w pełni ozdrawiała po chorobie, która zaatakowała ją poprzedniej jesieni, więc z chęcią udawała się na wieczorny spoczynek wcześniej niż zwykłe, by sen pomógł jej odzyskać siły. Harry Latimar jeszcze siedział w wielkiej sali i mógł powitać dwoje nieoczekiwanych gości wprowadzonych przez Waltera.

– Ojcze! – Dziewczyna zrzuciła z siebie pelerynę i padła mu w objęcia.

– Anna! – Harry nie wierzył własnym oczom. – Co tutaj robisz? Co się stało?

– Nic specjalnego, wszystko jest w najlepszym porządku. Miałam taki kaprys, żeby was zobaczyć, więc przyjechałam.

– Więc przyjechałaś – powtórzył Harry i odwrócił się, by uścisnąć dłoń jej towarzysza. – Jack, cieszę się, że cię widzę.

– Dziękuję, sir. – Wymownie spojrzał Harry'emu w oczy. – To naprawdę był kaprys.

– Jesteśmy głodni jak wilki! – wesoło zawołała Anna, rozglądając się po swym ukochanym domu. – Czy macie tu cokolwiek do jedzenia?

– Bez wątpienia – odrzekł Harry. – Walterze?

– Natychmiast się tym zajmę, panie – powiedział stary Walter i skłonił się przed earlem. Jak wspaniale jest znów ujrzeć panienkę Annę, myślał, wolno idąc do kuchni. Jak bardzo brakowało jej w tym domu!

Harry posadził gości przy ogniu rozpalonym w kominku.

– Teraz wszystko mi opowiedzcie. Jak udało wam się dostać pozwolenie, żeby tu przyjechać?

Anna wykonała nerwowy gest.

– Jej Wysokość powiedziała do mnie: „Jeśli kiedykolwiek będziesz chciała odwiedzić swoją rodzinę, lady Anno, wiedz, że możesz to zrobić”. Dzisiaj poczułam, że muszę, więc przyjechałam, chociaż nie prosiłam o specjalne pozwolenie.

– Rozumiem. A ty, Jack?

– Ja jestem na dworze wolnym człowiekiem, sir – odparł z powagą. – Kiedy lady Anna wyjawiła mi swój zamiar odwiedzenia Maiden Court, naturalnie postanowiłem jej towarzyszyć.

Naturalnie? – zdziwił się Harry. Co jest w tym naturalnego? Jeśli Anna tak nagle i nierozważnie zdecydowała się przyjechać do domu, to powinien jej towarzyszyć Ralph Monterey. Poza tym, jeśli wydaje jej się, że tak lekceważącą postawą wyrobi sobie dobrą pozycję na dworze, to jest w grubym błędzie. Wprawdzie gwarne i tłumne pałacowe życie może sprawiać wrażenie chaosu, nad którym nikt nie panuje, ale wszelkie przyjazdy i wyjazdy są pod ścisłą kontrolą.

Harry liczył się nawet z tym, że królowa niezwłocznie usunie Annę z dworu za niestosowanie się do przyjętych zasad. Czy jednak warto o tym wspominać? Zapadał wieczór, a pogoda się nie poprawiła, więc nocny powrót do Greenwich byłby niemożliwy. Po tej konstatacji Harry zaczął wypytywać córkę o Northumberland.

Anna, szczęśliwa z powrotu do domu, bardzo się ożywiła i z dużą dozą humoru opisała wizytę królowej w granicznej twierdzy. Wszyscy troje szczerze się zaśmiewali. Dziewczyna entuzjastycznie wypowiadała się też o samym Ravensglass, czym zaskoczyła Jacka. O jego domu, który darzył wielkim sentymentem, często mówiono, że jest wyjątkowo ponury, tymczasem Anna dostrzegła jego surowe piękno, a ponieważ umiała barwnie opowiadać, nagle odmalowała przed ich oczami całe otoczenie twierdzy.

Również Harry był zaskoczony. Ravensglass odwiedził dwukrotnie i podobnie jak większość ludzi przyzwyczajonych do pałaców i ziemiańskich dworów obsadzonych dookoła drzewami, odczuwał niejasny lęk na widok pustki i jałowego krajobrazu. Sądził, że Anna zareaguje podobnie, ona tymczasem nagle pokazała się z zupełnie nie znanej mu strony.

Godzinę później Jack wstał i powiedział, że jest zmęczony, więc Walter odprowadził gościa do komnaty, natomiast Harry i Anna zostali przy kominku. Dziewczyna bardzo się zmieniła przez ostatnie miesiące, ale jedno pozostało po staremu: wciąż tak samo się zachowywała, gdy pragnęła zrzucić ciężar z serca.

Kiedy w domu zapadła cisza, Harry dolał sobie wina do kielicha i spytał:

– No, Anno, o czym chciałaś porozmawiać? A może przyjechałaś zobaczyć się z matką?

Westchnęła.

– Nie, ojcze, chodziło mi o ciebie. Naturalnie o matkę też, ale przede wszystkim o ciebie.

– Mów więc.

To nie jest takie łatwe, pomyślała. Wstała i przespacerowała się po sali. Po drodze zmieniła ustawienie kilku ozdobnych przedmiotów, przekomponowała bukiet gałązek z jaskrawymi jagodami stojący w wazonie na stoliku, oraz zatrzymała się przy oknie, by popatrzeć na rozległe trawniki osrebrzone księżycową poświatą.

– Dalej, odwagi – zachęcił ją Harry. – Wiesz, że możesz mi powiedzieć wszystko.

Odwróciła się do ojca. Na jej policzkach igrały refleksy ognia, podkreślające kształt twarzy. Harry pomyślał, że podobnie jak wszyscy Latimarowie, córka zachowa urodę nawet wtedy, gdy jej młodość minie. Nagle zdał sobie sprawę z tego, jak wiele Anna dla niego znaczy.

– Czy chodzi o Montereya? Coś się między wami popsuło? Podeszła i znowu usiadła.

– Nie to, żeby się popsuło, ojcze. Nie chodzi o niego, lecz raczej o mnie. – Urwała, ale Harry spokojnie czekał, aż znajdzie potrzebne słowa. – On jest jak dla mnie stworzony, ale ja… jakoś nie potrafię się przekonać, że ja jestem stworzona dla niego. – Powoli nabierała pewności w tym, co mówi. – On nigdy ze mną nie rozmawia. To znaczy, owszem, rozmawia, jest bardzo zabawny, wymowny, prawi mi piękne komplementy, ale…

– Ale?

– Ale nigdy nie mówi nic, co byłoby ważne. Kiedy jesteśmy razem, wiem, jak bardzo go kocham, ale przez cały czas się zastanawiam, gdzie jest reszta. Czego jeszcze nam brakuje? To przykre myśleć tak w obecności człowieka, którego się kocha i pragnie się kochać do końca życia. – Przerwała na chwilę. – Poza tym, kiedy jesteśmy razem, nieustannie przychodzi mi do głowy, że Ralph jest bardzo podobny do ciebie, i że zawsze chciałam kogoś właśnie takiego, ale martwię się, bo to wcale nie daje mi poczucia, że jestem szczęśliwa.

Harry wbił wzrok w kielich. Biedne dziecko, pomyślał. Dostaje pierwszą lekcję miłości: przedmiot uczuć nie zawsze dorasta do oczekiwań. Postanowił skupić się na ostatniej części wywodu córki.

– Czy z tego powodu wybrałaś Ralpha? Bo wydawało ci się, że jest podobny do mnie?

– Naturalnie! Przecież wiesz, że od dawna pragnę poślubić takiego mężczyznę jak ty, ojcze. Tylko do tej pory nie spotkałam nikogo, kto byłby godny porównania.

– Jednak z twojego opowiadania wynika, że również ten mężczyzna nie jest tego godny – delikatnie zwrócił jej uwagę Harry.

– No, owszem… – Anna zmarszczyła czoło. – Właśnie dlatego do ciebie przyjechałam, ojcze. Chciałam, żebyś mi poradził i wskazał, gdzie popełniam błąd.

Harry dopił wino. Nie umiał pojąć, dlaczego Anna, która miała dziesiątki wspaniałych zalotników, postanowiła połączyć swój los z człowiekiem podobnym właśnie do niego. W młodości Harry zdecydowanie nie świecił przykładem, na szczęście jednak spotkał Bess, która, jak sama twierdziła, a on się z nią zgadzał, potrafiła wydobyć z niego to wszystko, co najlepsze… ale miała co wydobywać, bo to czekało na nią ukryte w jego sercu. A teraz Harry zastanawiał się, co kryje się w sercu Montereya.

– Nie bardzo wiem, jak ci poradzić w tej sprawie – odrzekł – mogę tylko pokusić się o kilka sugestii. Może stawiasz mu za duże wymagania? Ralph jest młodym człowiekiem, dopiero szuka swojego miejsca na świecie. Cieszy się względami królowej, nawet tu, na prowincji, krążą na ten temat plotki, a poza tym żyje swoim nałogiem. Całym dniami gra w karty. Ponieważ hazard zajmuje mu wiele czasu, odwraca to jego uwagę od poważnych rozmów. Myślę, że podobnie można powiedzieć o większości dworzan Elżbiety… Z drugiej strony Ralph przyjechał do mnie z pokorą prosić o twoją rękę i to mu się chwali. Poza tym pochodzi z dobrej, szanowanej rodziny. Czy pokłóciliście się o coś konkretnego?

– Owszem, była między nami kłótnia – przyznała i szczerze zrelacjonowała ojcu wydarzenia w Transmere, jak również wszystkie ich następstwa. – Ralph był bardzo zły z tego powodu – zakończyła.

Harry uniósł brwi.

– Nic dziwnego! Co właściwie innego, ty i Jack, sobie wyobrażaliście?

Gestem wyrażającym zniecierpliwienie odgarnęła włosy do tyłu.

– Nic, walczyliśmy o życie! – zapewniła ojca. – Jednak Ralph w ogóle nie słuchał moich tłumaczeń i chciał wyzwać Jacka na pojedynek, by bronić mojego honoru! Naturalnie do tego nie mogłam dopuścić i z kolei ja wpadłam w złość, że Ralph widzi powody do pojedynku. Jednakże.

– Co się stało, kiedy spotkali się na ubitej ziemi? – przerwał córce Harry.

– Nie spotkali się. Jack obiecał mi, że potem porozmawia z Ralphem na ten temat i przypuszczam, że to uczynił.

– Dzięki Bogu! – Harry omal się nie roześmiał. – Inaczej nie miałabyś narzeczonego i znikłby powód do zmartwień.

Anna przez chwilę milczała.

– Odeszliśmy od tematu – powiedziała w końcu. – To, o czym ci opowiedziałam, zdarzyło się już dawno, lecz od tamtej pory nie opuszczają mnie wątpliwości. Dlatego przyjechałam do domu, żebyś utwierdził mnie w przekonaniu, że słusznie postępuję.

Przesłała mu spojrzenie, jakie widział u niej tysiące razy: „Tato, ratuj! Boli palec, starłam kolano, zachorował mój ulubiony źrebak, babcia umarła, chociaż tak ją kochałam!”.

To nie takie proste, pomyślał kwaśno Harry. Nie lubił Ralpha Montereya i dlatego nie zamierzał zbyt gorliwie bronić jego interesów. Zresztą to, co powiedziała Anna, w opinii Harry'ego wcale nie świadczyło na korzyść Ralpha. Zachował się bardzo małostkowo, nie uwierzywszy narzeczonej i zwątpiwszy w słowa Hamiltona.

Szkoda, że mnie tam nie było, kiedy Jack z nim rozmawiał, pomyślał. Zaraz potem nawiedziła go następna myśl, jeszcze bardziej niepokojąca.

– Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że jeszcze inny mężczyzna zwrócił twoją uwagę?

– Och, nie! – wykrzyknęła Anna. – Skądże! Na dworze w Greenwich Ralpha i mnie uważa się już za parę i żaden inny mężczyzna nie próbował się do mnie zbliżyć. W każdym razie nic takiego nie zauważyłam.

– A Jack Hamilton też nie?

Anna spojrzała na ojca szczerze zdumiona.

– Nie, ojcze. On nie myśli w taki sposób o żadnej kobiecie z wyjątkiem swojej zmarłej żony. Czy wiesz, że w Ravensglass wystawił świątynię ku jej czci? Nie wspomniałam o tym wcześniej, bo szanuję jego uczucia, ale fakt pozostaje faktem. Jack myśli o swojej Marie Claire nawet wtedy, kiedy odjedzie daleko od domu. – Zamilkła na moment. – Jesteśmy tylko przyjaciółmi, co sobie bardzo cenię, ale nic poza tym. On nie interesuje się mną jako kobietą. A ja nim jako mężczyzną – dodała szybko.

Znowu zapadło milczenie. Anna zastanawiała się, dlaczego to ostatnie zdanie wypowiedziała zupełnie bez przekonania.

Harry przypominał sobie, jak Jack patrzył na Annę przez cały wieczór, z jaką czułością wziął od niej przemoczoną pelerynę i pomógł jej usiąść na krześle przy kominku. A potem surowo spytał, czy nie przemoczyła trzewików i czy nie wolałaby raczej czegoś rozgrzewającego do picia, zamiast swojej ulubionej maślanki.

Przez czterdzieści lat Harry napatrzył się na różne dziwaczne związki i uważał, że potrafi poznać oznaki wzajemnego zainteresowania, i teraz był pełen jak najgorszych przeczuć. Wołałby bowiem Montereya ze wszystkimi jego wadami niż Jacka z nienormalnym stosunkiem do swej przeszłości.

– No dobrze, moja droga, pośpijmy teraz, a rano porozmawiamy jeszcze raz, kiedy wstanie matka. Ona doskonale umie dawać takie rady, jakich potrzebujesz.

Wstał, żeby zgasić świece, a potem ustawił zasłonę przed kominkiem.

– Prawdę mówiąc, wątpię, czy ujdzie ci na sucho ten wyjazd z Greenwich – rzucił z udaną beztroską. – Elżbieta bardzo rygorystycznie wymaga posłuszeństwa.

Anna niechętnie podniosła się z krzesła. Jeszcze parę chwil i po prostu zasnęłaby przed kominkiem.

– Jestem pewna, że mnie zrozumie. Wytłumaczę się przed królową.

Harry dyskretnie się uśmiechnął. Anna była bardzo bystra i szybko orientowała się w toku każdej dyskusji, ale na ludziach się nie znała. Jakże naiwnie sądziła, iż zdoła się wytłumaczyć przed Elżbietą swoją tęsknotą za domem i tym, że Jack Hamilton jest „tylko przyjacielem”. Ale…

Zmierzwił smoliste włosy córki i podawszy jej ramię, odprowadził na piętro.