143930.fb2
Tego samego dnia, w promieniach upalnego sierpniowego słońca, kilka minut po nastaniu południa, George Latimar i Judith Springfield wzięli ślub. Stara kaplica widziała wiele podobnych uroczystości, lecz tak szczęśliwej pary chyba jeszcze nie gościła w swoich murach.
Oblubieńcy doskonale się dobrali zarówno pod względem urody, jak i intelektu, chociaż Judith nie dorównywała George'owi wychowaniem ani pozycją społeczną. Czyż jednak prawdziwie zakochani kiedykolwiek dbali o tak przyziemne sprawy?
Oboje byli młodzi, zdrowi i darzyli się szaleńczą miłością, toteż nikt z gości przybyłych na uroczystość nie miał najmniejszych zastrzeżeń do samego aktu. Rodzice George'a, Harry i Bess, wyrazili zgodę na ten niezwykły związek, podobnie jak ich suweren, Elżbieta Tudor, która nawet osobiście zainteresowała się młodą parą. Nowożeńcom sprzyjał też faworyt królowej, Robert Dudley, który był pierwszym drużbą pana młodego. Nawet damy i dżentelmeni, którzy zjechali na ślub, uczestniczyli w ceremonii bez kręcenia nosem.
W towarzystwie traktowano zresztą Latimarów z pewnym pobłażaniem, znani oni byli bowiem z bardzo osobliwych poglądów na to, co wypada, a czego nie wypada robić.
Anna asystowała Judith w drodze do kaplicy, a przy progu ostrożnie udrapowała tren ślubnej sukni, wcisnęła w drżące ręce panny młodej bukiecik z mirtu, róż i kapryfolium i cmoknąwszy ją w policzek, popchnęła nawą ku ołtarzowi przy trzeszczącym dźwięku regału *, na których grał staruszek przysłany z kapeli dworskiej.
Zgadzam się na to wszystko, napomniała się surowo, patrząc, jak Judith staje u boku pana młodego, a on ogarnia ją spojrzeniem pełnym bezgranicznego uwielbienia. Cieszę się szczęściem George'a, ale dla siebie chcę czego innego. Pragnę innej miłości. I kogoś, kto byłby podobnego stanu jak ja… kogoś… kogoś takiego jak.
Cicho przesunęła się nawą ku ołtarzowi i usiadła w ławce za rodzicami. Kątem oka zerknęła na ojca, który siedział zupełnie odprężony, trzymając matkę za rękę.
Kochany tato! – pomyślała. Jak pięknie wygląda w bieli. Ideał w każdym calu. Zaraz jednak przeniosła wzrok na ołtarz i przez chwilę słuchała sakramentalnych słów, a potem rozejrzała się po kaplicy. Iluż przyjaciół przyszło wesprzeć George'a w tym dniu! Nie tylko ci najbliżsi, lecz również dzierżawcy Latimarów i przedstawiciele wszystkich wsi. W kaplicy czuło się nastrój ogólnej życzliwości.
W chwili gdy przesuwała wzrokiem po przeciwległej nawie, Jack Hamilton odwrócił głowę i ich spojrzenia się spotkały. Uśmiechnęła się doń nieznacznie, był wszak gościem w domu jej rodziców i dawnym przyjacielem rodziny, nie doczekała się jednak żadnej reakcji.
Jack ze smutkiem przypominał sobie własny ślub, który odbył się przed dwunastu laty. Marie Claire, czemu mnie opuściłaś? – pomyślał. Przeżyliśmy razem taki sam wspaniały dzień. Świeciło słońce, byliśmy zakochani i tak cudownie pasowaliśmy do siebie. A jednak mnie opuściłaś! Zrobiłaś to, choć wiedziałaś, że żyję tylko dla ciebie. Dlaczego? Zanim cię znalazłem, nie wyrzekałem na swój los, lecz odkąd cię straciłem, nie mam już nic.
Miał przed oczami nie to, co akurat działo się w kaplicy, lecz swoją zmarłą żonę. Oto dzień ślubu: Marie Claire z twarzą pałającą szczęściem, choć lekko zawstydzona i targana niepokojem. A oto Marie Claire dzielnie stająca przed jego ludźmi w Ravensglass jako żona komendanta, co od tak skromnej i cichej osoby wymagało nie lada odwagi. Marie Claire biegnąca po śniegu z jego psem pierwszej mroźnej zimy. I wreszcie Marie Claire, gdy zobaczył ją po tragicznym wypadku. Leżała na chłodnym marmurze z nikłym uśmiechem na swej uroczej twarzy, pogodna jak za życia.
W pierwszej chwili pomyślał, że żona tylko śpi, lecz gdy lękliwie podszedł do niej i uniósł jej rękę, zawsze tak ciepłą i skłonną do pieszczot, przekonał się, że była tak samo zimna, jak nieczuły kamień, na którym spoczywała Marie Claire.
Zamknął oczy, a gdy znów podniósł powieki, napotkał wzrok Anny Latimar.
Nienawidził takich kobiet! Kapryśnych, zepsutych i przekonanych, że żaden mężczyzna nie może oprzeć się ich wdziękom. Przypomniał sobie rozmowę o niczym, którą toczyli wcześniej w wielkiej sali. Panna Latimar poznała go zaledwie chwilę wcześniej, a już zerkała na niego uwodzicielsko i stosowała znane kobiece sztuczki – trzepotała rzęsami i próbowała różnych prowokujących gestów.
Nie odwzajemnił jej uśmiechu, lecz ponownie odwrócił się do ołtarza. Córka całkiem niepodobna do matki, pomyślał. Droga Bess' nabierała z każdym rokiem coraz więcej uroku, za to arogancka postawa Anny natychmiast przywiodła mu na myśl jej ojca. Tyle że u mężczyzny można było taką cechę jakoś znieść.
Boże, jak wspaniale jest znów widzieć Harry'ego, tym bardziej, że od śmierci Marie Claire spotykali się bardzo rzadko.
Nie spodziewał się, że Latimar kiedykolwiek odbędzie długą podróż na północ, a jednak… Usiadł wygodniej na twardej, drewnianej ławie i zaczął wspominać Harry'ego z dawnych lat. Zawsze był dla niego taki dobry, najpierw jako pan, a potem przyjaciel. Nikt inny nie potrafił dodać mu otuchy tamtego dnia, gdy grzebano jego ukochaną, a Jack cierpiał tak strasznie, że był bliski postradania zmysłów.
To co powiedział mu Harry, pokazało miałkość innych prób pocieszenia. Tragedia, powtarzali ludzie, taka wielka tragedia, ale cóż, życie toczy się dalej, przyjacielu, chłopcze, chłopie… I przez cały czas w powietrzu wisiało to, co nie zostało powiedziane wprost: jakie znaczenie ma życie jednej kobiety wobec wieczności?
Jeden Harry go zrozumiał.
– Pewnie myślisz teraz, że twoje życie się skończyło – powiedział zadumany. – Ja na twoim miejscu tak bym właśnie czuł. Daleko stąd, na innym kontynencie, wdowa rzuca się na stos, na którym płoną zwłoki męża. Szkoda, że tu, w Europie, jesteśmy już tak ucywilizowani…
Może i odbiegało to od uświęconych tradycją kondolencje ale Harry się tym nie przejmował, a Jacka odrobinę pocieszyła świadomość, że przynajmniej jeden człowiek na świecie rozumie jego uczucia.
Dwa lata później Harry znowu przyjechał do Ravensglass, ponurej fortecy na rubieżach, którą jej komendant traktował jak miejsce, gdzie pochowano go żywcem. Wtedy odbyli zupełnie inną rozmowę.
– Jak wiele ostatnio pijesz, Jack? – spytał go Harry.
– Zbyt wiele – odrzekł. – Właściwie nie mogę już nic zrobić, jeśli przedtem się nie napiję.
Harry wyjrzał na dwór. Naturalnie padał deszcz, bo wiosna w Northumberlandzie zawsze jest dżdżysta.
– Czy w takim stanie możesz wypełniać swoje obowiązki? – spytał Harry, przeszywając go spojrzeniem. – Gdyby Szkoci nagle przeszli granicę, to czy mógłbyś zorganizować obronę?
Jack trochę się zaperzył. Od tak dawna panował spokój…
– Jej bardzo by się to nie podobało, chłopcze – ciągnął Harry. – Marie Claire nie traciłaby czasu na mężczyznę, który nie jest w stanie podołać swojemu obowiązkowi. Gdybym miał napisać jej epitafium, wyryłbym na kamieniu słowa: „Miłość i obowiązek, pół na pół”.
Jack wpadł tego dnia w wielką złość, ale Latimar pozostał niewzruszony. Gdy już odjechał, Hamilton przemyślał to, co od niego usłyszał, i od tamtego dnia nie wziął żadnego mocnego trunku do ust.
Nie było to dlań łatwe, ponieważ przez dwa lata zdążył już popaść w nałóg, ale gdy wytrzeźwiał, zrozumiał, że nie ma innego wyjścia, i jakoś wytrwał w swoim postanowieniu. Jednocześnie otępienie i poczucie beznadziejności, władające nim od czasu pogrzebu, ustąpiły miejsca rozdzierającej rozpaczy. Szczerze wątpił, czy kiedykolwiek od niej się uwolni.
– Sir, ceremonia dobiegła końca. Wracamy do Maiden Court wznieść toast za nowożeńców. – Sąsiad Jacka z ławki trącił go łokciem i podniósł się z miejsca.
Uroczyste śniadanie okazało się wielkim sukcesem. Podano mnóstwo smakowitego jadła i wyśmienite wino. Gospodarze równo traktowali wszystkich gości,.bez względu na stan. Stół nakryto dla trzydziestu osób, ale witano z otwartymi ramionami każdego, kto przyszedł.
Szlachta i wieśniacy zasiedli ramię w ramię, gdy tylko królowa ze świtą zajęła swoje miejsce. Ci, dla których zabrakło krzesła przy stole, stali z kielichem wina lub kuflem piwa w jednej ręce i talerzem pełnym jadła w drugiej. Nikomu to nie przeszkadzało.
Naturalnie całą uwagę skupiała na sobie Elżbieta Tudor. Bess wiedziała, że tak będzie, dlatego przygotowała specjalne podwyższenie, z którego było widać całą wielką salę. Przez cały czas trwania posiłku każdy mógł podejść do dostojnego gościa i złożyć wyrazy uszanowania, królowa zaś uprzejmie odpowiadała każdemu, czy to właścicielowi wielkiego majątku, czy zwykłemu wieśniakowi.
George i Judith, zajmujący miejsca po obu stronach Elżbiety, patrzyli wyrozumiale na te przejawy czci, bo wprawdzie goście zebrali się dla nich, lecz królowa Anglii jako ich suweren była oczywiście najdostojniejszym uczestnikiem zgromadzenia.
Po zakończeniu posiłku sprzątnięto stoły i wszyscy goście przygotowali się do tańca przy muzyce wiejskiej kapeli.
– Zdaje się, że wszystko idzie jak najlepiej – szepnęła Bess, gdy Harry porwał ją do tańca.
– A czemu miałoby być inaczej?! Nawet gdyby nasza wspaniała kucharka przypaliła wszystkie mięsiwa, a Walter rozlał całe wino, i tak wszystko szłoby doskonale. Tylko popatrz, jaka szczęśliwa jest młoda para, którą tu fetujemy.
Bess zerknęła na syna i jego wybrankę. Tańczyli razem jak zaczarowani, a ich twarze wyrażały absolutny zachwyt.
– Aż miło na nich spojrzeć, prawda?
– Miło?! Co za niestosowne słowo. – Harry uśmiechnął się do żony i dodał: – Czy nie sądzisz, że jesteśmy już trochę za starzy na tańcowanie? Ja w każdym razie się zmęczyłem, więc może odpocznijmy. – Zaprowadził ją do krzeseł ustawionych przy kominku.
– O, tak jest znacznie lepiej – powiedziała Bess, gdy usiadła. – Muszę przyznać, że ostatnio wolę patrzeć, jak inni dobrze się bawią. A kto tam rozmawia z Anną?
Harry odszukał wzrokiem córkę.
– Tom Monterey. Bardzo dobrze wychowany młodzieniec, ale rozumem nie grzeszy. Był u mnie jakiś rok temu prosić o jej rękę… Biedak, źle przyjął odmowę.
– Hm, rodzina Montereyów bardzo wiele znaczy, prawda? Zdaje się, że dobrze znasz earla.
– Owszem, John Monterey jest częścią mojej grzesznej młodości, chociaż nie obracaliśmy się w tych samych kręgach.
– Anna zapewne spotka tego Toma na dworze, prawda? – zainteresowała się Bess. Nie przypomniała sobie chłopaka od razu, gdyż odkąd. George znalazł przyjaciół na dworze, zapraszał wielu młodych ludzi, żeby złożyli wizytę w Maiden Court i poznali jego rodzinę, a zwłaszcza siostrę.
– Bez wątpienia Zresztą spotka tam większość młodych ludzi z tej koterii. – Uwagę Harry'ego zwróciła samotna postać w kącie sali. – Nie jestem pewien, czy Jack Hamilton dobrze się bawi.
Bess spojrzała w tamtym kierunku.
– Och, on tak cały czas od śmierci Marie Claire. Bardzo ciężko to przeżył, nawet nie wiem, czy jeszcze się podźwignie, – I zaraz dodała: – To znaczy nie wiem, czy odzyska chęć do życia, bo co do jego służby w wojsku, to podobno królowa bardzo go chwali. Jest jednym z filarów obrony naszej północnej granicy.
– To pewne – przyznał Harry. – Taką karierę sobie wybrał i rad jestem, że się w niej wyróżnia, szkoda byłaby jednak wielka, gdyby tak młody i wybitny człowiek do śmierci nosił żałobę po żonie. Kiedyś wprost rozpierała go radość życia. Pamiętam, jak mi załaził za skórę, póki był u mnie. Ciągle coś wymyślał i wciąż wpadał w tarapaty. W życiu nie widziałam drugiego takiego figlarza.
– Z niektórymi tak bywa – westchnęła Bess. – Tracąc ukochaną osobę, tracą też sens życia.
– Tak byłoby ze mną – oświadczył z przekonaniem Harry. – I z tobą też.
– To prawda – przyznała Bess. – Jednak lepiej nie myślmy o tak smutnych sprawach w dniu, gdy decyduje się całe życie George'a.
– Nie mogę o tym nie myśleć, bo naprawdę martwię się o Jacka.
Bess wyciągnęła rękę do męża.
– Poczciwy Harry! A niektórzy nazywają cię gruboskórnym. O, zobacz… Anna opuściła swojego towarzysza i próbuje namówić Jacka, żeby i on się poweselił.
Jack znalazł sobie miejsce, z którego mógł przyglądać się tańczącym, nie biorąc udziału w zabawie. Bardzo nie spodobało mu się, że Anna Latimar idzie w jego stronę i niewątpliwie zamierza wciągnąć go do ogólnej radości. Nie znosił wyuczonej gościnności. Gdy podeszła, wstał, ale zmierzył ją bardzo niechętnym spojrzeniem, które jednak Anna zignorowała.
– Zapraszam, panie, do udziału w zabawie. – Wyciągnęła do niego rękę, by włączyć go do weselącej się grupy.
– Nie tańczę, pani – odparł wrogo.
– Ani nie tańczysz, panie, ani nie pijesz! – Anna parsknęła śmiechem. – Chciałoby się wiedzieć, co robisz, by się zabawić.
– Wartość zabawy zależy od towarzystwa – odparł oschle. – Może jesteś, pani, pod tym względem mało wymagająca.
Dziewczyna spojrzała na niego wyzywająco.
– Doprawdy, musi to być bardzo wygodne, tak wbić się w poczucie, że jest się lepszym od innych ludzi!
– Nie lepszym – odparł, z ponurą miną prowadząc Annę wśród tancerzy. – Po prostu innym. Mam zresztą poważny powód, by nie brać udziału w tańcach. Po śmierci żony przysiągłem sobie nigdy więcej tego nie robić.-Po co jej to powiedział? Nie obnosił się przecież ze swoją żałobą, a na pewno o niej nie mówił.
Anna zatrzymała się, zmyliwszy krok.
– Och… bardzo przepraszam. Nie miałam pojęcia… Wobec tego natychmiast zwalniam cię, panie, z tego obowiązku.
– Dziękuję. – Skłonił się i odszedł. Przez chwilę nie mogła uwierzyć, że tak postąpił. Opuszczenie damy w połowie tańca, nawet w bardzo niezobowiązującej sytuacji, było takim grubiaństwem, które po prostu nie mieściło się w głowie. Popychana z prawa i lewa, stanęła bezradnie, czerwona na twarzy. To także było dla niej zupełnie nowe doświadczenie, bo zwykłe nie brakowało jej pewności siebie.
George, który znajdował się w rzędzie tańczących nieco dalej, zauważył, co się stało, natychmiast przyszedł jej z pomocą i zaprowadził do stołu z napojami i przekąskami.
– Jak on śmiał! – wykrzyknęła ze złością Anna. – Cóż to za gbur!
– Czym go skłoniłaś do takiego zachowania? – spytał z zainteresowaniem brat.
– Niczym! Rozmawialiśmy o jego zmarłej żonie i nagle…
– Naprawdę? Opowiadał ci o Marie Claire? To dziwne, bo nigdy nie słyszałem, żeby w towarzystwie wymieniał jej imię.
– Co się z nią stało? – spytała Anna, próbując się uspokoić.
– Nie znasz tej historii? – George nalał wina do dwóch kielichów. – Mogę ci opowiedzieć to, co sam wiem. Czternaście lat temu Jacka wysłano z poselstwem na dwór francuski i tam poznał pewną damę, czyli Marie Claire. Zakochali się w sobie, ale jej ojciec nawet nie chciał słyszeć o młodym Angliku… Jack był dla niego żółtodziobem i cudzoziemcem, a na domiar złego protestantem. Oni jednak postanowili walczyć o swoją miłość. Jakoś znaleźli księdza, który udzielił im ślubu, i wyjechali do Anglii, gdzie spotkała ich jeszcze większa wrogość ze strony rodziny Jacka. Przede wszystkim Marie Claire była katoliczką, poza tym ojciec ją wydziedziczył, więc nie miała posagu. Naprawdę ciężko im się wiodło w Ravensglass, póki starzy Hamiltonowie nie umarli podczas zarazy. Wtedy Jack odziedziczył cały majątek, wraz z odpowiedzialnością za obronę tej części Anglii.
– A ona? Co się z nią stało? – dopytywała się Anna.
– W pewnym oddaleniu od zamku Ravensglass znajduje się wieś. Marie Claire często odwiedzała jej mieszkańców, uważała Ich bowiem za swoich dzierżawców. Wieś jest mała, ale chłopi hodują trochę zwierząt gospodarskich, żeby zapewnić zapasy mięsa dla Ravensglass. Tamtego dnia akurat doprowadzono byka do krów. Ktoś rozdrażnił zwierzę, byk się zerwał, a Marie Claire nieszczęśliwie stanęła na jego drodze. – George urwał. – To ponura historia, a dziś jest dzień mojego ślubu.
– Rzeczywiście, ponura – przyznała Anna. – Opowiadaj jednak dalej.
– Niewiele już tego. Biedaczka zginęła na miejscu, a gdy Jack następnego dnia wrócił z patrolu, dowiedział się, że jest wdowcem.
– To straszne!
– Owszem, tym bardziej że od pewnego czasu oboje z radością oczekiwali na dziedzica, więc Jack nosił podwójną żałobę. Ojciec wspominał mi, że gdy pojechał na pogrzeb, w pierwszej chwili nie poznał swojego młodego przyjaciela, bowiem ten osiwiał niemal z dnia na dzień.
– Och, George! – Oczy dziewczyny zaszły łzami, była bowiem do głębi wstrząśnięta historią Jacka Hamiltona. A ona czyniła temu człowiekowi wyrzuty, że nie chce tańczyć! Odstawiła kielich. – Bardzo mi go żal.
– Cóż…
– Chciałabym mu jakoś pomóc.
– Uważaj, Anno. – George znał impulsywność swojej siostry. – Lepiej daj temu spokój. Nie brakowało takich, co chcieli. Wypróbowani przyjaciele wielokrotnie starali się zainteresować go innymi damami, ale bez powodzenia. Jack wciąż jest pogrążony w rozpaczy, dlatego lepiej zostawić sprawy po staremu. Przygnębienie łatwo się udziela.
– Oj, drogi bracie, nigdy nie sądziłam, że możesz być tak cyniczny!
– Nie wydaje mi się, abym był cyniczny, jedynie ufam opinii ojca. który dobrze zna swojego dawnego podopiecznego. Jack ma głęboką ranę w sercu, a tacy ludzie są zupełnie nieprzewidywalni. Poza tym wasze ścieżki już się nie skrzyżują, bo Jack prawdopodobnie odjedzie w dzicz Northumberlandu, a ty wybierasz się do Greenwich.
– Niezupełnie. Słyszałam dzisiaj, jak mówił do ojca, że teraz również uda się do Greenwich, a dopiero potem wróci do siebie w towarzystwie królowej, która chce dokonać inspekcji umocnień na północy.
– O czym tak szepczecie na stronie? – Obok nich pojawiła się Bess.
– O niczym ważnym, matko – odparł George. – Powtarzamy plotki.
– Koniec z tym, bo Elżbieta nie ma partnera do tańca. Powinieneś ją poprosić, George, choć osobiście sądzę, że Robert Dudley mógłby okazać nieco więcej taktu i zająć się Jej Wysokością, zamiast flirtować z wszystkimi urodziwymi młódkami.
– Już idę – uspokoił matkę George.
– Natomiast ja muszę iść do kuchni sprawdzić, czy wystarczy jadła na wieczór. Nie wydaje misie, żeby to przyjęcie miało się szybko skończyć.
Anna miała własne plany, bowiem w głowie kłębiły jej się bardzo niepokojące obrazy. Jak bardzo romantyczna jest historia Jacka! Przeklęty w młodości, pomyślała ze wzruszeniem, jako że była namiętną miłośniczką sonetów. Nie dopuszczał nawet myśli, by inna kobieta zastąpiła miejsce jego ukochanej żony.
Przysiągł, że drugi raz się nie ożeni, a zewnętrznym znakiem jego rozpaczy stały się posiwiałe włosy!
Na chwilę zapomniała o tym, że jeszcze niedawno z niechęcią myślała o chorobliwej manii rozpamiętywania przeszłości, prezentowanej przez lorda Hamiltona, i bez zastrzeżeń oddała się współczuciu dla porażonego cierpieniem wdowca.
Ponieważ Anna zwykła szybko przekuwać zamiary w czyn, zatrzymała jednego z synów Waltera, który roznosił wino na tacy.
– Wat, czy widziałeś jednego z naszych gości? Lorda Jacka Hamiltona?
– Zdaje mi się, że poszedł do stajni, lady Anno. Ma niezwykłego konia, tylko w wojsku widuje się takie rumaki, i są z nim jakieś kłopoty.
Stajnie w Maiden Court znajdowały się niezbyt daleko od domu. Naturalnie nie tak blisko, by zapachy przeszkadzały mieszkańcom, ale zaraz po drugiej stronie ogrodu. Anna ruszyła szlakiem wyznaczonym przez latarnie, które Walter zawsze zapałał o zmroku, i niedługo potem otworzyła drzwi stajni. Sądząc po odgłosach, coś się działo.
Lord Hamilton był w środku.
– Nie wchodzić! – krzyknął stanowczo. Anna przywarła plecami do grubej, drewnianej ściany i z uznaniem zaczęła się przyglądać, jak Jack uspokaja wielkie, siwe zwierzę.
Rumak naprawdę był wspaniały, niewątpliwie bardzo szybki i wytrzymały. Ten ogier, potrząsający łbem i gwałtownie pokazujący swój temperament, z pewnością rączo niósł swego pana w sam środek bitwy.
– Spokojnie, rycerzu – powiedział cicho Jack, głaszcząc bok konia. – Nie przynoś mi wstydu swoimi wyskokami. – Zwierzę poruszyło podkutymi kopytami, tak że zaszeleściła ściółka, i opuściło łeb, by trącić nim swego pana.
– Pamiętaj, Śmigły – mówił dalej Jack – koniec brykania, teraz będziesz spokojny aż do rana. – Okrył rumaka derką, sięgnął do latarni, by przykręcić knot, a potem zwrócił się do Anny.
– Co cię tu sprowadza, pani?
– Troska, że nie bawisz się dobrze, panie – odrzekła. Przyćmione światło wcale nie łagodziło ostrych rysów jego twarzy. Lord Hamilton z całą pewnością nie uchodził za mężczyznę przystojnego, lecz Anna uznała, że każdy, kto go mijał, musiał zatrzymać na nim spojrzenie.
Jej słowa, wypowiedziane kojącym tonem, zwróciły uwagę Jacka. Czyżby teraz stała przed nim zupełnie inna panna niż ta, która w domu była duszą całego towarzystwa i z wyniosłą miną rozdawała łaski otumanionym jej urodą kawalerom?
Jednak nie. Wprawdzie mówiła teraz ciszej i znacznie mniej natarczywie, nie wyzbyła się jednak irytujących manier damy. Kokietowała przymrużonymi powiekami i delikatnym uśmiechem, a on miał po uszy takich sztuczek.
– Czy nie dość ci, pani, tego, co masz w domu, i jeszcze musisz po nocy prześladować odszczepieńca?
Straciła kontenans zaledwie na sekundę.
– Przyszłam tutaj z troski, sir. Czy nie dość ci, panie, cierpienia, jakiego zaznałeś w swym w życiu, że tak bez namysłu odrzucasz każdą przyjazną dłoń?
– To niby twoja dłoń, pani, ma być przyjazna? Prawdziwy przyjaciel wie, kiedy trzeba kogoś zostawić w spokoju.
– Lecz ty, panie, nie możesz zaznać spokoju. Jesteś udręczony i…
– Wystarczy! – przerwał jej Jack. – Jeśli nie udało mi się wywiązać z obowiązków gościa w tym radosnym dniu, to proszę o wybaczenie, ale pouczeń nie zniosę. Wbrew mojemu pierwotnemu życzeniu namówiono mnie do pozostania, najwyraźniej jednak odegrałem swoją rolę całkiem niestosownie.
Odwrócił się i zatrzasnął drzwi boksu. Rumak w środku natychmiast zareagował na podniesiony głos pana, bo niespokojne się poruszył, i Jack znów musiał go uspokoić.
– Bardziej życzliwie rozmawiasz, panie, z tym zwierzęciem niż ze mną – stwierdziła Anna. Pogodziła się z tym, że jej gest dobrej woli został brutalnie odrzucony, ale tak samo jak Jack nie znosiła, gdy ktoś prawił jej kazania.
– To zwierzę wie, kiedy nie należy narzucać się innym.
– Jesteś, panie, wyjątkowo grubiański wobec córki przyjaciela – przypomniała mu.
– Widocznie zapomniałem, z kim rozmawiam – odparł Jack - A to dlatego, pani, że nie ma w tobie nic z Harry'ego.
Ależ to jawna obelga! Miałaby w niczym nie przypominać swego ojca, który był wcieleniem wszystkich podziwianych przez nią cech? Odwróciła się na pięcie i żwawym krokiem odeszła do przyjaznego, jasno oświetlonego domu. Gdy tylko znalazła się za progiem, natknęła się na George'a, który badawczo przyjrzał się jej gniewnej minie.
– Ostrzegałem cię, siostro, żebyś się nie wtrącała – powiedział. – Jack Hamilton należy do zwierzyny absolutnie nieprzewidywalnej i nie zdołasz go upolować swym zwykłym orężem.
Anna wzrokiem spiorunowała brata.
– Jeśli cię to ma ucieszyć, George, to chętnie przyznam ci rację. Prędzej piekło wystygnie, niż ruszę śladem kogoś takiego jak ten cały Hamilton… chyba że z ostrym mieczem i sforą wygłodniałych psów!
Sześć tygodni później Anna opuściła Maiden Court, by wywiązać się z obowiązku służby na dworze swej pani. W ostatniej chwili plany rodziny Latimarów uległy zmianie, bowiem Bess zachorowała. Skarżyła się na ból gardła i wszystkich członków. Nabrawszy pewności, że to nie złowieszcza gorączka z potami.
Harry nieco się uspokoił, było jednak jasne, że matka nie może? towarzyszyć córce w podróży do Greenwich.
Pewnego wieczoru, gdy Bess miała się już ku lepszemu, Anna powiedziała do ojca:
– Matka wkrótce odzyska siły. Może wyjedziemy zgodnie z planem, a ona dołączy do nas później?
– Może uda mi się ją przekonać, żeby w tym roku całkiem zrezygnowała z pobytu w Greenwich – odparł po namyśle Harry. – Naturalnie zawiozę cię na miejsce i dopilnuję, by na niczym ci nie zbywało, ale gdy już się tam rozlokujesz, wrócę do domu.
– Nie chcesz opuszczać mamy, prawda? Nawet na tydzień. – Anna wiedziała, że jej rodzice w niczym nie przypominają innych znajomych małżeństw, bowiem każdą godzinę spędzoną z dala od siebie uważali za straconą. A ponieważ Bess, choć już zdrowa, była jeszcze bardzo słaba, więc rzecz jasna, ojciec nie chciał jej odstąpić ani na krok.
– Dobrze wiem, córko, co jestem ci winien. – Harry uśmiechnął się. – Twoja matka pierwsza powiedziałaby: „Zawieź Annę do Greenwich i przedstaw ją tam jak należy”.
– Wiem, ale… – Anna, która przez ostatnie tygodnie starała się zastępować matkę w roli troskliwej pani domu, wstała i zaczęła równiej ustawiać ozdoby na gzymsie kominka, sprawdzając przy tym, czy nie ma na nich kurzu. – Wolałabym jednak, żebyś został w Maiden Court, a do Greenwich może zawieźć mnie Walter. To przecież jest niedaleko.
Harry zmarszczył czoło.
– Jakże to, córko? Na największy dwór świata, w służbę najpotężniejszej królowej, miałabyś przyjechać pod opieką masztalerza?
– Och, ojcze! – Anna wybuchnęła śmiechem. – Dobrze wiesz, że Walterowi możesz bez zastrzeżeń powierzyć swoje życie… I moje też.
– Naturalnie – przyznał Harry, – Musisz jednak zrozumieć, że tam, dokąd jedziesz, zwraca się wielką uwagę na formy.
Tydzień później Harry zjawił się na kolacji z bardzo zadowoloną miną.
– Rozwiązałem problem, kochanie – powiedział do córki. – Za dwa dni stawi się tutaj Jack Hamilton, i to on odwiezie cię w Greenwich. – Sięgnął po dzban wina, wyraźnie czekając na słowa uznania, jednak Anna wydawała się absolutnie przerażona tym pomysłem.
– Jack Hamilton?! Po co on tutaj?
– Ponieważ sam go o to poprosiłem – wyjaśnił Harry. – Po naszej rozmowie nagłe przyszło mi do głowy, że jest najbardziej odpowiednią osobą. Znamy go z Bess od podszewki, piętnaście lat temu nieraz mieliśmy z nim urwanie głowy. Naturalnie jego pozycja społeczna jest teraz znacznie wyższa niż wówczas, a królowa osobiście bardzo sobie ceni jego służbę. Poza tym również ty miałaś okazję go poznać miesiąc temu na weselu George'a, czyż nie?
– Poznać tak, ale na pewno nie polubić – odburknęła Anna.
– Nie lubisz go? – Harry odstawił kielich. – A to z jakiego powodu?
– Ponieważ bardzo trudno jest z nim dojść do ładu – odparła stanowczo. – I nie opowiadaj mi, jakim uroczym chłopcem był piętnaście lat temu, bo te czasy dawno minęły.
Harry uniósł brwi.
– Może masz rację, kochanie. Gdy ktoś pamięta innych wyłącznie jako młodych ludzi, jest to niechybna oznaka starości.
Anna wstała i pocałowała ojca.
– Niedorzeczność, ojcze, ty nigdy się nie zestarzejesz… ale czy nie moglibyśmy jeszcze raz rozważyć twojej prośby do lorda Hamiltona?
– Obawiam się, że nie. Po tym, jak się umówiliśmy, Jack wyjechał z Greenwich do Windsora, więc nawet nie mam pojęcia, gdzie go szukać, zanim się tutaj po ciebie zjawi.
– Nie chcę z nim jechać – uparła się Anna. – Musisz mu to wytłumaczyć, gdy do nas zawita.
– Nie mogę, uraziłbym go do żywego. Zresztą po co miałbym tak postępować? Spędzisz w jego towarzystwie jeden krótki dzień, a nie resztę życia.
Anna zadrżała.
– Dzięki Bogu choć za to! Uważam jednak, że najpierw powinieneś się ze mną naradzić.
Harry wydawał się zaskoczony. Może część jego towarzyszy z lat młodości, z którymi kiedyś oddawał się hulankom i hazardowi, uważała, że jest stracony dla życia, skoro osiadł w Maiden Court z Bess, ale to był jego wybór, nie żony. Nie jest aż takim pantoflarzem, żeby pytać swoje kobiety o opinię w tak prostej sprawie.
Co też naszło Annę, jego słodką i grzeczną córeczkę? Nie mógł tego zrozumieć. Jeszcze nigdy nie widział w jej oczach tyle uporu. Do tej pory zawsze ochoczo popierała jego plany, tymczasem w tej chwili wyglądała tak, jak niekiedy jej brat i matka…
Zresztą rozmawiał z nią całkiem szczerze. Na dworze pozory i formy są wszystkim. Anna niewiele wiedziała o towarzystwie, do którego wkrótce miała wejść, a życie damy dworu bez pięknych strojów, pieniędzy i opieki zapewnionej na wszystkie okazje, mogło stać się bardzo uciążliwe. Dwa pierwsze problemy satysfakcjonująco załatwił już wcześniej, trzeci rozwiązał właśnie teraz, i koniec. Wstał od stołu.
– Kochanie, nie chcę o tym dłużej dyskutować. Pozwól, że sam podejmę najlepszą decyzję. – Złagodził wymowę tych słów uśmiechem i wtedy naszła go wątpliwość. A może w grę wchodzi jakieś szczególne uczucie? Może Anna ma poważne powody, by unikać towarzystwa lorda Hamiltona? Bądź co bądź Jack jest nie tylko ciekawym człowiekiem, lecz również, wedle opinii wielu dam, uchodzi za, co prawda, nieprzystępnego i ponurego, ale wielce interesującego mężczyznę…
Na pewno jednak nie dla Anny! Doświadczona kobieta może umiałaby jakoś złagodzić tę rozpacz, która po śmierci Marie Claire zamieniła w odludka utalentowanego i wesołego mężczyznę, ale co mogła poradzić na to młoda panna?
Gdy jednak spojrzał córce w oczy, zobaczył w nich tylko irytację, że nie udało jej się postawić na swoim. Poklepał ją po ramieniu.
– Poczekaj, kochanie, aż dojedziesz do Greenwich. Tam znajdziesz mnóstwo rozrywek. Pomyśl tylko, ile masz szczęścia, że będziesz służyć najpotężniejszej pani w Anglii, która wybrała cię z ponad stu panien.
Na twarzy Anny wykwitł czuły uśmiech.
– Myślę, ojcze, że ona raczej wybrała ciebie, bo takie są obyczaje Tudorów.
– Hmm… – Harry odwrócił się do schodów. Anna ma w sobie mnóstwo wdzięku, jest wesoła i uwielbia się bawić, lecz oprócz tego jest także mądra i przewidująca, co bardzo go cieszyło, albowiem uważał, że zdrowy rozsądek wart był wszystkich pozostałych zalet córki. A na królewskim dworze przyda się on Annie bardziej niż wszystko inne razem wzięte.
<a l:href="#_ftnref2">*</a> Regał – rodzaj małych organów (przyp. red.).