143930.fb2
Tego wieczoru Anna położyła się do łoża odurzona miłością. Kochała jak szalona, nieodwołalnie i na zawsze. Dostała niewielką komnatę przylegającą do komnaty królowej. Gdy Elżbieta wreszcie dała jej wolne, dziewczyna wślizgnęła się pod kołdrę, zaciągnęła zasłony i zaczęła rozkoszować się ciemnością.
Ralph! Magiczne imię, magiczna osoba. „To na nią czekałem całe życie”, powiedział George o Judith, a teraz wreszcie i Anna mogła powiedzieć podobnie.
To jest miłość od pierwszego wejrzenia, zrozumiała to w chwili, gdy Ralph do niej podchodził, a za oknem siekł deszcz i szalała burza. W każdym razie podczas długiego posiłku, który rozpoczął się po zapadnięciu zmroku i trwał trzy godziny, wiedziała to już na pewno.
Królowa siedziała, naturalnie, u szczytu stołu, mając earla po prawej stronie i jego żonę po lewej. Annę posadzono w połowie stołu, a Tom dopilnował, żeby znaleźć się obok niej, ale Ralph siedział naprzeciwko, więc blask świecy odbijał się w jego włosach i sprawił, że niebieskie oczy lśniły.
Anna nie mogła oderwać od niego wzroku. Co dziwne, wydawał jej się jednocześnie znajomy i podniecająco nieznany. Wiele zachowań Ralpha przywodziło jej na myśl ojca – choćby to, że obaj, słuchając z uwagą rozmowy, bawili się kolczykiem w uchu.
Za pierwszym razem, gdy Anna zauważyła ten gest, mimowolnie uśmiechnęła się do Ralpha, a on odpowiedział jej porozumiewawczym mrugnięciem. To też go łączy z moim ojcem, pomyślała z zachwytem i zaczęła doszukiwać się następnych podobieństw.
Znalazła ich sporo. Ralph nie nosił zarostu, chociaż niemal wszyscy jego rówieśnicy mieli brody. Anna nieraz słyszała, jak matka droczyła się z ojcem i namawiała go do rozwodu z brzytwą.
Podczas posiłku królowa często kierowała do Ralpha żartobliwe uwagi, ten jednak zachowywał się godnie i nie sprawiał wrażenia, jakby uważał to za powód do wynoszenia się nad innych. Harry Latimar również umiał okazywać szacunek, zachowując godność. Gdy posiłek dobiegł końca i biesiadnicy stanęli przy kominku, Anna znalazła się u boku Ralpha, przyciągał ją bowiem jak magnes.
lej obecność przyjął bez komentarza, tylko zrobił dla niej miejsce w kręgu i dopilnował, by podano jej wino i włączono do rozmowy.
– Jak długo będziesz, pani, na dworze? – spytał później, gdy królowej wręczono lutnię, nakłaniając do śpiewu, a słuchacze wygodnie się rozsiedli.
– Tak długo, jak będzie sobie tego życzyła Jej Wysokość – odpowiedziała Anna. – Ma talent, prawda? – Elżbieta śpiewała popularne pieśni, a jej ciepły, nieco ochrypły głos zdominował całą salę. Była doprawdy zręczną wykonawczynią. – I nie waha się zabawiać swoich poddanych.
– Wszystkie kobiety uwielbiają się popisywać – powiedział bagatelizująco Ralph. – A ona jest tylko kobietą.
– To bardzo dziwna uwaga! – obruszyła się Anna. – Większość kobiet nie podołałaby takiej drodze, jaką ona przebyła w swym życiu. W każdym razie ja na pewno nie umiałabym tego zrobić.
– I dzięki Bogu, pani – stwierdził rozleniwionym tonem Ralph. – Gdyby wszystkie kobiety zapragnęły rządzić Anglią, to jak skończyłoby się to dla mężczyzn?
Anna zmarszczyła czoło, zaraz jednak wybuchnęła śmiechem.
– Och, naśmiewasz się ze mnie, panie! Jestem pewna, że podziwiasz ją tak samo jak ja.
– A ty ją podziwiasz, pani? Dlaczego? Założę się, że ona chętnie zamieniłaby się z tobą na miejsca, moja droga Anno. Bo co ona ma za życie? Wciąż toczy nużące debaty o sytuacji w Anglii i ma tłustych, nudnych doradców, którzy nieustannie ciągną ją za rękawy: Najjaśniejsza Pani musi to, musi tamto! A ona nigdy nie wie, kto jest przyjacielem, a kto wrogiem, jak również nigdy nie wie, czy mężczyzna szuka jej towarzystwa dlatego, że jest kobietą, która ma na imię Elżbieta, czy też dlatego, że jest władczynią Anglii. Tymczasem ty, pani…
– Tymczasem ja…
Ralph pochylił się nad nią tak, że dziewczyna obawiała się, czy nie usłyszy bicia jej serca.
– Ty, pani, zawsze będziesz wiedziała, że mężczyźnie, który ci towarzyszy, grozi wielkie niebezpieczeństwo zakochania się w nieprzeniknionej głębi tych ciemnych oczu, w czarnych jedwabistych włosach i w tym uroczym dołeczku… o, tutaj – dotknął jej twarzy palcem – gdy zaszczycisz go swoim uśmiechem.
Annie nagle zabrakło tchu, uciekła wzrokiem przed oczami Ralpha i zauważyła skupione na sobie spojrzenie Toma zajmującego miejsce po drugiej stronie kominka. Spłonęła rumieńcem. Ralph również zerknął na brata, a potem obojętnym tonem spytał:
– Powiedz mi, Anno, czy wiąże cię jakaś umowa z Tomem? Wiem, że cię kocha. Jeśli można, to chciałbym wiedzieć, czy odwzajemniasz jego uczucie.
– Nie odwzajemniam. – Zaczerpnęła tchu. – Tom jest moim przyjacielem, ale nikim więcej. Dlaczego pytasz, panie?
To doprawdy urocza istota, pomyślał Ralph. Jak spontanicznie zareagowała na mój dotyk…
– Nie wiesz, Anno, dlaczego? Nie żartuj. To chyba łatwo zgadnąć.
Rozpromieniła się. On czuje podobnie jak ja! – pomyślała w uniesieniu. Jesteśmy dla siebie stworzeni. Biedny, poczciwy Tom. Biedna Elżbieta, którą czekają długie lata pustki, przecież nawet nie może publicznie przyznać się do miłości. A ja jestem zakochana. Nareszcie!
Po występie Elżbiety przygotowano stoliki do gry w karty. Lord Monterey z niepokojem zerknął na starszego syna, ale tego wieczoru Ralph nie zamierzał grać o duże stawki, bowiem wszystkie jego myśli pochłaniała Anna Latimar. Podobnie jak ona miał wrażenie, że układ gwiazd w dniu ich spotkania jest absolutnie wyjątkowy.
Wybranka Tommy'ego – przypomniał mu głos sumienia. No, nie. Przecież Tom sam powiedział, że Anna nie znajduje w nim upodobania. A czyż panna Latimar nie powiedziała, że Tom jest jej przyjacielem i nikim więcej? To bardzo odpowiednia kobieta pod każdym względem, uznał Ralph. Nie dość, że urocza, to jeszcze bogata.
Ta ostatnia kwestia miała dla Ralpha Monterey a niesłychane znaczenie. Pieniądze, naturalnie, miał, ale tylko wtedy, gdy wydzielał mu je ojciec. Był starszym synem, więc po śmierci earla majątek przejdzie na jego własność, ale tymczasem ojciec mocno ściskał sakwę i coraz trudniej było go skłonić do wydatków.
Ralphowi nie zbywało na niczym; za jego konie, stroje i klejnoty ojciec płacił bez zastrzeżeń, ale nie dawał mu już dużej gotówki. Za często pieniądze ulatniały się przy karcianym stoliku, znikały w sali, gdzie walczyły koguty lub odpływały razem z kośćmi.
Ralph westchnął, bowiem życie bez hazardu wydawało mu się niewyobrażalnie nudne. Wiele czasu już minęło, odkąd ostatnio siedział przy stoliku i czuł dreszczyk emocji, uważał się bowiem za honorowego człowieka i nie chciał zaczynać gry, nie mając pieniędzy.
Jego ostatnia przygoda, z której ledwie ocalił skórę po tym, jak ojciec o wszystkim się dowiedział, była wyjątkowo niefortunna. Siadał do stolika pewien, że wygra. Miał za przeciwników sześciu bogatych kupców z Dover, samych amatorów w dyscyplinie, w której sam uważał się za mistrza. A jednak go ograli!
„Ostatni raz!” – grzmiał potem ojciec. „Posiedź teraz w domu, synu, naucz się trochę odpowiedzialności”. To wieczorne przyjęcie było pierwszą rozrywką, na jaką w tym roku pozwolono Ralphowi.
Przeniósł wzrok na ojca, który siedział z czujną miną i bacznie obserwował Elżbietę. Twardy z niego człowiek, pomyślał Ralph. Wszyscy Montereyowie są tacy, nawet młody Tom – mimo swej prostolinijności; i wszyscy też chętni do wojaczki.
Lecz ja się wyłamałem, pomyślał znowu, na nic zdały się ich wysiłki.
Przed ośmioma laty earl wysłał swego starszego syna, by służył w wojsku na północy kraju pod komendą najbardziej flegmatycznego z dowódców Jej Wysokości, Hamiltona. Był to najgorszy okres w życiu Ralpha.
W garnizonie sławnym z tego, że szkolono tu wspaniałych oficerów, wysoki i sprawny chłopak powinien zabłysnąć, tymczasem okazał się wielkim rozczarowaniem. Po roku Jack Hamilton i Ralph zgodnie ustalili, że powinien wrócić do domu i spróbować innej kariery. Była to jedyna kwestia, w której się zgadzali. Ralph przysiągł sobie zresztą, że nie wybaczy Hamiltonowi raportu do earla, w którym wymienione zostały wszystkie słabe strony dziedzica.
– O czym myślisz z taką powagą, panie? – spytała Anna przekonana, że każda chwila, w której Ralph nie zwraca na nią wagi, jest stracona.
– Może uda mi się przekonać ojca, żeby zgodził się na mój powrót do służby w Greenwich – odrzekł bez wahania.
W duchu przekonywał się, że nie ma innego wyjścia. Dumał nad tą kwestią przez cały wieczór: oto pojawiła się odpowiednia kandydatka na żonę, która spełniałaby nawet wysokie wymagania ojca, chciał więc bez zwłoki wprawić w ruch matrymonialną machinę. Postanowił porozmawiać z earlem jeszcze tego wieczoru. Wspomnieć o wzajemnym upodobaniu i wytłumaczyć mu, że w tej sytuacji głupio byłoby, gdyby Anna wróciła bez niego do królewskiego pałacu, gdzie wkrótce mógłby jej się oświadczyć inny, jeszcze bardziej zdecydowany dżentelmen.
W przeszłości John Monterey powtarzał kilka razy, że starszy syn powinien postarać się o żonę, która pomogłaby mu spoważnieć i byłaby dlań jak kotwica, a teraz Ralph chętnie zgodził się z ojcem. Zbliżały się jego dwudzieste szóste urodziny, najwyższy czas na stabilizację.
– Może ojciec pozwoli, żebym ci, pani, towarzyszył – dodał i przesłał Annie swój piękny uśmiech.
– Och, byłoby wspaniale. – Annie zaparło dech w piersiach. i po co zamartwiała się przez ostatnią godzinę, że musi opuścić Ralpha?! – Czy i ja powinnam z nim porozmawiać?
– Po co? – zdziwił się, rozbawiony.
– Nie żartuj, Ralph – odrzekła przekornie. – Na pewno masz powód.
Roześmiał się, ale zaraz spoważniał i zatrzymał wzrok na Elżbiecie.
– Wszystko zależy teraz od Jej Wysokości. Rok temu mój ojciec zwrócił się do niej z prośbą, by zwolniła mnie ze służby, i wtedy wyraziła zgodę. Skłonienie jej do podjęcia odwrotnej decyzji może okazać się teraz trudne.
– Nie sądzę. Królowa, jak zauważyłam, ma do ciebie wyraźną słabość, panie.
– Zauważyłaś to, pani? – powtórzył przekornie. – To wydaje mi się nieco zaborcze z twojej strony, najmilsza.
Anna spojrzała na niego karcąco.
– W mojej rodzinie – oznajmiła surowo – nie ma zwyczaju szafowania czułościami, jeśli nie płyną z serca.
– Zapewniam cię, pani, że ta płynęła z serca – odparł. W duchu jednak nie mógł się nadziwić. Córka Harry'ego Latimara zarzuciła mu nieszczerość? Znawcy dwora Tudorów mieliby powody do śmiechu, jako że ojciec Anny przeszedł tam do legendy jako uwodziciel. Ralph był pewien, że w swoim czasie Harry prawił damom jeden pusty komplement za drugim.
Wiedział również, że żona Latimara, Bess, jest osobą niezwykle zasadniczą, może więc córka odziedziczyła tę cechę po niej? Zresztą nie miał nic przeciwko temu. Chciał, żeby jego narzeczona była skromna i czysta, jak przystoi przyszłej hrabinie. Póki co musiał jednak porozmawiać najpierw ze swoim bratem, a potem z ojcem.
Gdy damy wstały, by udać się na spoczynek, a dżentelmeni przeszli do salonu wypić jeszcze coś przed snem, Ralph położył rękę na ramieniu brata.
– Pozwól na chwilę, Tom. Wyjdźmy na dwór. Deszcz przestał padać, a ja muszę z tobą porozmawiać.
Wokoło Abbey Hall znajdowały się wypielęgnowane ogrody, bowiem rozebrane obecnie zabudowania klasztorne stały na olbrzymim terenie, który potem otoczono potężnym murem i wytyczono liczne alejki, żeby spożytkować cały budulec.
– Przyjemny wieczór – stwierdził Ralph, dotykając szmaragdowego kolczyka w uchu i z napięciem rozmyślając, jak najlepiej podejść do sprawy.
– Co chciałeś mi powiedzieć? – spytał Tom, opierając się o pień jednego z posępnych cedrów, stojących na straży dworu.
– Porozmawiajmy o Armie Latimar – odrzekł Ralph i zamilkł.
Po chwili milczenia Tom powiedział niepewnie:
– Dziś wieczorem widziałem, jak na siebie patrzycie. Bardzo mi się nie podoba, że nie potrafisz oprzeć się upodobaniom do podbojów i chcesz dodać do swojej długiej listy pannę, która nie jest mi obojętna.
– Źle to odczytujesz – powiedział uspokajająco Ralph. – Sam jednak wspomniałeś, że Anna nic do ciebie nie czuje, a ona to potwierdziła, gdy z nią rozmawiałem. Przykro mi Tom, ale między sobą nie musimy niczego owijać w bawełnę.
Tom potarł gładką korę drzewa. Cedry są symbolem Libanu, a ten został stamtąd przywieziony do Anglii przez krzyżowca, przodka rodu. Tom wiedział, że brat ma rację, wolałby jednak nie usłyszeć tego, czego należało się spodziewać.
– Masz rację, ale na twoim miejscu nie osłabiałbym mojej pozycji jeszcze bardziej. Tego się nie robi przyjacielowi, a bratu tym bardziej. Skoro jednak już poruszyłeś ten temat, to określ jasno swoje zamiary. Wiesz, że ona nie jest panną lekkich obyczajów.
– Naturalnie, że o tym wiem! Tym razem mam jak najuczciwsze zamiary. Jestem jednak przekonany, że najpierw muszę rozmówić się z tobą.
W milczeniu rozważał słowa brata. Może rzeczywiście… Ralph nie jest kłamcą, ale za to jest absolutnie nieodpowiednim kandydatem na męża Anny. Tom, wbrew swej pozornej prostolinijności, odznaczał się dużą intuicją. Panna Latimar go nie kochała, no cóż, trudno, lecz mimo to uważał, że popełniłaby duży błąd, gdyby wybrała Ralpha.
– W jakim stopniu jej niewątpliwie dobre warunki materialne wpłynęły na twoje nagłe zainteresowanie? – spytał.
Ralph roześmiał się, aby ukryć zakłopotanie.
– Lubisz nazywać szpadel przyrządem do kopania w ziemi, co, Tom? No cóż, rozumiem cię. Z pewnością nie widziałbym w Annie kandydatki na żonę, gdyby nie była bogata i nie miała szans wzbogacić się jeszcze bardziej. Jej ojciec ma duży majątek, a Anna i jej brat są powiązani z obecną władczynią i z przyszłym władcą…
– Skąd to przekonanie? – Tom powątpiewał w słowa brata.
– Po prostu wiem – odrzekł Ralph nieco zawstydzony. – Pamiętasz, co się działo, gdy wróciłem do domu skompromitowany służbą w wojsku na północy? Przez dłuższy czas trzymałem się dworu Williama Cecila. Cecil był w tym czasie doradcą królowej Marii, a teraz pełni tę samą funkcję na dworze Elżbiety. Jako człowiek wprawny w pisaniu i mający swój rozum, zostałem przez Cecila zatrudniony przy sporządzaniu katalogu zobowiązań Korony. W dokumentach dołączonych do ostatniej woli króla Henryka, których postanowienia mieli uszanować wszyscy jego następcy, znalazł się również taki, który ustanawiał dożywocie dla dzieci Latimara, a przynajmniej dla tych dwojga, które były wówczas na świecie. – Zamyślił się na chwilę. – Henryk obdarzył je naprawdę wyjątkowym przywilejem! W razie gdyby zaciągnęły jakieś długi, Koroną miała je niezwłocznie spłacić, miano również okazać im wszelką pomoc w razie kłopotów… Nie wierzyłem własnym oczom, kiedy to czytałem, Tom! Tak uprzywilejowane istoty nigdy dotąd nie chodziły po angielskiej ziemi!
– Nie wolno ci tego rozpowiadać! – krzyknął Tom. – Wprawdzie George, jak sądzę, nie miałby kłopotów, bo ma już swojego anioła stróża, lecz jego siostra… cóż, Anna zapewne nie opędziłaby się od zalotników, a wszyscy mieliby jak najniższe pobudki.
– Nigdy nikomu o tym nie powiem – obiecał Ralph – ale mnie wiedza o tym zapisie nie przeszkadza.
– Wierzę… – stwierdził ironicznie Tom.
– I jak, bracie? Uczciwie ci wszystko wyznałem. Co ty na to?
Tom spojrzał w dał. Jak okiem sięgnąć, ciągnęły się skąpane w księżycowej poświacie żyzne pola. Gdyby obrócił głowę, zobaczyłby dom, w którym się urodził, cichy i spokojny… ale to wszystko miało w przyszłości należeć do Ralpha. Tak samo jak panna, która jemu, Tomowi, była droga.
– A co mam powiedzieć? Mogę tylko życzyć ci powodzenia.
Anna wróciła do pałacu Greenwich w towarzystwie Ralpha Montereya. Była to zupełnie inna podróż niż ta, którą odbywała niedawno pod opieką Jacka Hamiltona. Po drodze z Abbey Hall nie zdarzały się chwile niezręcznego milczenia ani utarczki słowne, bo przez cały czas panowała niezmącona harmonia. Anna wiedziała, że tę krótką jazdę zapamięta na całe życie.
Przy wejściu na wewnętrzny dziedziniec pałacu Ralph zeskoczył z konia i podał ramię Elżbiecie. Mimo irytacji Dudleya władczyni przyjęła pomoc Ralpha, a potem majestatycznym krokiem weszła do pałacu. Wtedy Ralph zwrócił się ku Annie i razem przekroczyli próg. W niewielkiej sieni przystanęli, patrząc sobie w oczy.
– Teraz długo będziemy razem pod tym dachem, najmilsza – szepnął.
– Wiem – odszepnęła Anna. – Jestem taka szczęśliwa, Ralph. Jeszcze żadna kobieta nie była taka szczęśliwa, jak ja w tej chwili.
– Najmilsza – powtórzył Ralph. – Och, czy wolno mi tak się do ciebie zwracać?
– Wolno. I teraz, i zawsze.
Ralph zawahał się. Poprzedniego wieczoru rozmawiał z ojcem o Annie i wprawdzie spotkał się z entuzjastyczną reakcją, jednak earl wolał zachować ostrożność. Dlatego napomniał syna, by nie podejmował dalszych kroków, póki nie porozmawia z ojcem Anny.
Kiedyś John Monterey służył razem z Harrym Latimarem na dworze Henryka VIII Potem Latimar przestał się obracać w kręgach dworskich, ostatnio jednak obecna władczyni uhonorowała go tytułem earla.
John Monterey uważał, że droga do tego małżeństwa powinna odpowiadać wszelkim wymogom etykiety. Zgodził się, by Ralph udał się do Greenwich i spędził pewien czas na dworze w pobliżu panny, pouczył jednak syna, by spokojnie czekał, aż obie rodziny ustalą wszystkie szczegóły. Ponieważ należało się liczyć z osobistym zainteresowaniem królowej, nie wolno niepotrzebnie się spieszyć.
Ralph rozważał jeszcze ojcowskie nakazy, gdy na wąskich, stromych schodach biegnących spiralnie za kwaterami dla służby, rozległ się odgłos energicznych kroków. Przy kuchennym wejściu ukazał się Jack Hamilton, skłonił głowę.
– Lady Anno, witam znowu w Greenwich.
– Och… dziękuję, Jack. Czy znasz, panie, Ralpha Montereya?
– Znam. Jak się masz, Ralph.
– Całkiem dobrze, Jack. Nieczęsto widujemy cię na dworze.
– Jestem tutaj tylko przejazdem. Mam eskortować Jej Wysokość do Ravensglass.
– Słyszałem o tej wyprawie. Co ostatnio słychać na pograniczu? Wciąż trzymasz w szachu zbuntowanych Szkotów? – Powiedział to tonem człowieka zaprawionego w bojach, przy okazji, niestety, przypomniały mu się jednak miesiące spędzone w Ravensglass, tej zatęchłej dziurze! Przebywał tam w dość niespokojnych czasach, gdy zamek nieustannie ostrzeliwano…
Jack uśmiechnął się posępnie. Pamiętał dobrze Ralpha z tamtych trudnych dni. Miły chłopak, ale na pewno nie wojownik. Jackowi ulżyło, gdy się go pozbył.
– Słyszałem, że na szkockim tronie zasiadła kuzynka Jej Wysokości – odezwał się Ralph. – Ciekawe, na jak długo?
– Mnie to nie ciekawi – odparł z powagą Jack – bo politykę zostawiam politykom. Miłego wieczoru i do zobaczenia. – Skłonił się i sprężystym krokiem wyszedł na dwór, gdzie zapadał już zmierzch.
Ralph parsknął śmiechem.
– Cóż za krępujący człowiek. I pomyśleć, pani, że musiałaś znosić jego towarzystwo przez całą drogę z Kew. Współczuję. – Ten człowiek jest naprawdę nie do zniesienia, dodał w myślach, i przypomniały mu się wszystkie reprymendy, które usłyszał od Jacka w Ravensglass.
Anna nieznacznie zmarszczyła czoło.
– Wcale nie było źle… Zapewne wiesz, że on i mój ojciec żyją w wielkiej przyjaźni.
– Wiem. – Ralph strzepnął wyimaginowany pyłek z rękawa. – Chociaż zupełnie nie rozumiem, co mają ze sobą wspólnego. Jack jest marnym kompanem, a o ile wiem, z twoim ojcem, pani, jest wręcz przeciwnie.
Znów odzyskała pogodę ducha. Nic dziwnego, że zakochała się w tym mężczyźnie, który stoi u jej boku. Ralph ma tyle taktu, że komplementuje nawet drugiego kochanego przez nią mężczyznę.
Przez następne dziesięć dni Anna śniła na jawie. Królowa, jak zwykłe przed dłuższą podróżą, w której oczywiście będą jej towarzyszyć tylko wybrani dworzanie i dwórki, spędzała ze swą świtą dużo czasu i weseliła się na wszelkie możliwe sposoby. Północne regiony kraju, które zamierzała objąć inspekcją, zawsze były zacofane, panowały tam skrupulatnie przestrzegane surowe zasady moralne, a tamtejsi ludzie mieli zupełnie inną mentalność niż jej otoczenie w stolicy. Dlatego więc w Greenwich co wieczór weselono się: a to maskarada, a to sztuka teatralna, przedstawienie mimów albo kuglarzy. Anna oglądała to wszystko z dużym upodobaniem.
Ralph nieustannie otaczał ją uwagą, toteż z każdym dniem kochała go coraz bardziej. Towarzyszki z komnaty zazdrościły jej: Ralph Monterey, którego niejedna panna próbowała usidlić bez skutku, nagle okazał względy damie, która spędziła na dworze zaledwie dwa tygodnie! Anna bardzo zyskała w oczach dworek i stała się pożądaną uczestniczką najrozmaitszych towarzyskich przedsięwzięć.
Jednakże audiencja u królowej w ostatnim dniu września położyła raptowny kres tej idylli.
Panna Latimar sądziła, że została wezwana na rozmowę o ostatnim balu maskowym przed wyjazdem Elżbiety, najbardziej wyrafinowanym z dotychczasowych. Weszła więc pewnym krokiem do komnaty i dygnęła. W tych sprawach były z królową niemal na przyjaznej stopie, jako że Anna miała bujną wyobraźnię i mnóstwo pomysłów, a Elżbieta zawsze musiała przyćmiewać wszystkich zebranych.
Królowa odłożyła książkę.
– Łady Anno, usiądź, proszę.
Anna rozpostarła swe jedwabne spódnice, uśmiechając się przy tym niepewnie, bo choć w rozmowach o strojach i przebraniach królowa traktowała ją prawie jak równą sobie, to jednak dworka przez cały czas pozostawała dworką. Rada, jaką w swoim czasie udzieliła córce Bess, okazała się uzasadniona i jak najbardziej słuszna. Królowa rzeczywiście zawsze miała rację i nikt nie ważył jej się przeciwstawić w żadnej sprawie.
Elżbieta przeszyła wzrokiem swoją damę. Przez ostatni miesiąc Anna się zmieniała, nabrała ogłady i lśniła coraz jaśniejszym blaskiem. To Elżbiecie nie przeszkadzało, nawet chciała, by jej damy były pięknie wystrojone i nadążały za modą.
Mimo to Anna wybijała się spośród wszystkich dworek. Elżbieta, słusznie odgadując powód tego stanu, uznała, że panna jest zakochana w Ralphie Montereyu. Jednak nawet to nie wzbudziło jej sprzeciwu. Uważała, że każda dworka powinna czasem mieć w swoim życiu jakiegoś Ralpha. W tym wypadku zresztą niczym to nie groziło, bowiem Bess Latimar bez wątpienia odpowiednio wychowała córkę.
Lecz ta para postępowała zbyt ostentacyjnie! Niczego jeszcze nie ustalono, a było nie do pomyślenia, by dwie rodziny, które cieszyły się królewskimi łaskami, połączyły swoje dzieci bez zgody władczyni. Mimo to Elżbieta potraktowała Annę łagodnie.
– Od dłuższego czasu zastanawiam się, które damy wziąć z sobą do Ravensglass – odezwała się. – To niełatwa decyzja.
Panna Latimar przybrała zatroskaną minę, tak jak należało. Sprawa istotnie była kłopotliwa. Służba w najbliższym otoczeniu Jej Wysokości zawsze stanowiła kość niezgody wśród dam. Najdostojniejsze z nich już od dawna rozprawiały o zbliżającej się podróży królowej. Rozmowy te nie dotyczyły w zasadzie kręgu Anny, żadna z jej towarzyszek nie liczyła bowiem na taki zaszczyt, lecz i one zastanawiały się, na kogo padnie wybór, a nawet czyniły zakłady. Anna czekała z niepokojem na następne słowa królowej.
– Jak powiedziałam – ciągnęła Elżbieta – decyzja była niełatwa, ale w końcu ją podjęłam. Lord Hamilton wyraził życzenie, by ze względów bezpieczeństwa ograniczyć liczebność świty, a ja nie zamierzam podważać opinii człowieka tak kompetentnego w swoim rzemiośle. Wezmę więc z sobą jedynie cztery damy: łady Warwick, lady Dacre, lady Fitzroy i… ciebie.
Anna przeżyła wielkie zaskoczenie. Nawet przez myśl jej nie przeszło, że coś takiego może się stać! Przecież pozostawała w służbie królowej zaledwie kilka tygodni. Nie miała aż takich ambicji. Poza tym wcale nie chciała tam jechać! Miałaby opuścić Greenwich i swoje szczęście?! Opuścić Ralpha?! Nie, niemożliwe!
– Wasza Wysokość – odparła cicho. – Obawiam się, że nie mam prawa do takiego wyróżnienia. Są inne damy, bardziej związane z Waszą Wysokością… bardziej zasłużone.
– Nie masz prawa? – Elżbieta uniosła swe wypielęgnowane brwi. – To ja decyduję, moja panno, kto ma jakie prawa w tym miejscu i w każdym innym należącym do mojego królestwa. Czy mam rozumieć, że nie chcesz towarzyszyć swojej królowej?
Anna spłonęła rumieńcem.
– Nie, Wasza Wysokość – powiedziała cicho. – Wasza Wysokość wie, że tak nie jest. Tak samo jak każda z nas, poszłabym za Waszą Wysokością na koniec świata, gdyby taki był rozkaz. – Popatrzyła na królową swymi ciemnoniebieskimi oczami.
Wielkie nieba! – pomyślała rozbawiona Elżbieta – spojrzenie Latimarów! Było ono wspólne „dla wszystkich dzieci Harry'ego, nie wyłączając małego Hala, który patrzył w taki właśnie sposób, gdy odbierał burę za niegrzeczne zachowanie podczas wesela George'a. Do urodziwej twarzy Anny to spojrzenie jakoś jednak nie pasowało. Elżbieta poczuła zakłopotanie, ale to ona była tutaj królową, więc powiedziała:
– Odejdź już i pozwól nam się spokojnie przygotować.
Anna wstała, dygnęła i z godnością wyszła z komnaty. Poczucie godności opuściło ją jednak już na korytarzu, gdzie tupnęła nogą ze złości, gdy zaś przekroczyła próg swojej sypialni, zdarła z głowy czepek i cisnęła go na łoże ze słowami:
– Mam jechać z Jej Wysokością na północ! – Na to dramatyczne oświadczenie pozostałe panny, przygotowujące się do maskarady, zareagowały chórem.
– Ty? – spytała niedowierzająco Jane. – Ale masz szczęście!
– Dlaczego właśnie ty? – wtórowała jej Frances.
– To jest wsadzanie kija w mrowisko – oświadczyła Clare. – Słyszałam, że właśnie z tego powodu lady Wilson i lady Simons omal sobie oczu nie wydrapały. – Wszystkie spojrzały na Annę z nieukrywanym zdumieniem.
Schyliła się po swój czepek. Jej matka uszyła go z marszczonego jedwabiu i ozdobiła granatami. Oczami wyobraźni Anna zobaczyła Bess przy pracy. To ją otrzeźwiło. Nie mogła zawieść matki.
– Nie mam pojęcia, dlaczego Jej Wysokość tak mnie wyróżniła, i muszę przyznać, że śmiertelnie się boję tego wyjazdu.
To wyznanie poruszyło czułą strunę w duszach jej towarzyszek. Droga Anna, pomyślały, ona naprawdę nie zdaje sobie sprawy z tego, jaki zaszczyt ją spotkał.
Przez następną godzinę wszystkie zgodnie doglądały pakowania kufra Anny, która dostała wiele szczodrych ofert pożyczenia pięknych rzeczy i jeszcze więcej dobrych rad, lecz ona cały czas myślała jednak tylko o jednym: co z Ralphem?
Ich znajomość rozwijała się wręcz cudownie, więź jednak wciąż jeszcze nie została dość mocno zadzierzgnięta. Ralph ani razu nie wspomniał, choćby nawet pośrednio, że myśli o małżeństwie, a teraz nagle zdarzył się ten wyjazd i musiała zostawić go w Greenwich, gdzie tyle rzeczy… i tyle kobiet… mogło zająć jego uwagę. Anna bowiem, nie wiedzieć dlaczego, ani trochę nie była pewna swojego ukochanego.
Dlaczego jeszcze jej się nie oświadczył? Jego ojciec, earl, patrzył na nią w Abbey Hall z wielką przychylnością, a matka nawet z entuzjazmem. Prawdę mówiąc, hrabina tak bardzo bała się, że Ralph skupi swoją uwagę na jakiejś niewłaściwej pannie, do takich bowiem czuł pociąg, że Anna Latimar wydała jej się odpowiedzią na jej żarliwe modlitwy.
To jest wymarzony związek dla wszystkich zainteresowanych, dlaczego więc Ralph mi się nie oświadcza? – smutno pomyślała Anna. Tego wieczoru zeszła do wielkiej sali jako Ondyna, zdecydowana skłonić Ralpha do wyraźnej deklaracji.