158236.fb2
Przygotowania, prowadzone w ścisłej tajemnicy, trwały kilka dni. Pod pozorem ćwiczeń tartanu Belszimani wydzielił trzy silne oddziały, złożone w części ze starych, doświadczonych żołnierzy, ł uzupełnił je rekrutami. Jeden oddział wyruszył w drogę wieczorem, transportując ciężki wojskowy sprzęt, zapasy żywności i wodę. Dwa pozostałe opuściły Babilon tuż przed świtem i nie obciążone taborami, szybkim marszem podążały ku Borsippie.
Persowie wypatrzyli pierwszy oddział już we wczesnych godzinach rannych. Dwóch pozostałych nie mogli dojrzeć, gdyż z zikkuratu w Borsippie widać było tylko zikkurat Etemenanki i połowę drogi, do Babilonu. Dowódcę wojska perskiego w Borsippie babiloński oddział specjalnie nie przeraził. Ale że sytuacja w mieście była bardzo napięta, Pers, pamiętając o tym, co stało się w Babilonie, postanowił ewakuować swoje wojsko, by połączyć je z niewielkim oddziałem stacjonującym w sąsiednim mieście Diblat.
Wycofywano się bez pośpiechu, zabierając ze sobą wszystko, co dało się zabrać. Opóźniało to zresztą wymarsz. Dowódca nie obawiał się jednak pościgu, stwierdził bowiem, że zbliżający się oddział babiloński dorównuje liczebnie jego wojsku.
Tymczasem trzy oddziały babilońskie połączyły się w pobliżu Borsippy. Słusznie przypuszczając, że Persowie nie będą w mieście stawiali oporu, tartanu Belszimani znowu podzieli swoje wojska. Wydzielił z nich niezbyt liczną, ale najlepiej wyszkolona grupę, którą przeprawił przez rzekę i na przełaj przez pola uprawne skierował na południe. Jej zadanie polegało na przecięciu traktu Diblat-Nippur tuż za Diblat. Reszta wojsk po krótkim odpoczynku ruszyła za Persami, w ogóle nie wkraczając do Borsippy.
Kiedy oddział perski dotarł już do Diblat, ze zdumieniem i przerażeniem dostrzeżono z tamtejszego zikkuratu zbliżających się Babilończyków. I to w znacznie większej liczbie niż ich widziano uprzednio z Borsippy! Dowództwo połączonych oddziałów wojsk królewskich nie zaryzykowało obrony w mieście. W porównaniu z Borsippą Diblat miało dużo gorsze umocnienia, a ludność była wrogo ustosunkowana do stacjonujących tam Medów. Postanowiono zatem bez walki oddać miasto i wycofać się do Nippur, które miało silne fortyfikacje i potężną załogę perską. Razem z oddziałami z Borsippy i Diblat Nippur mogło opierać się nawet dużej armii.
I tym razem Belszimani nie wkroczył do miasta, lecz szedł za wojskiem królewskim, tak jednak regulując tempo marszu, aby utrzymać stałą odległość pomiędzy obu armiami. Po całym dniu marszu Persowie ustawili swoje tabory w czworobok, scze-pili je łańcuchami i zarządzili postój. Babilończycy także się zatrzymali. Żołnierze posilali się i odpoczywali.
Gdy nastał nowy dzień, Persowie, widząc, że Babilończycy nie zamierzają ich atakować, zwinęli obóz i ruszyli w dalszą drogę. Przezornie wysłali do Nippur gońców na szybkich koniach z prośbą o przysłanie posiłków. Nie domyślali się, że wysłannicy ci szybko wpadli w ręce oddziału babilońskiego, który zdążył już osiągnąć trakt do Nippur i przeciął drogę ucieczki.
Po kilku godzinach marszu Persowie, zobaczyli przed sobą tuman kurzu. Wydali okrzyk radości. To wojsko z Nippur przybywa im na pomoc! Gdy jednak oba oddziały zbliżyły się do siebie na odległość dwustu gar, okazało się, że to Babilończycy, którzy od razu przeszli do ataku. Persom nie pozostało nic innego, jak mieczem torować sobie drogę.
Zawrzała zacięta walka, w której Persdwie – liczniejsi i lepiej wyszkoleni – powoli zaczynali brać górę. Tymczasem jednak nadciągnął nowy oddział babiloński. Belszimani, dając przykład
swoim ludziom, pierwszy rzucił się na wroga. Wzięci w dwa ognie Persowie nie mogli długo stawiać oporu. Bitwa szybko przemieniła się w rzeź. Jedynie, nie wielki oddziałek Medów – niezrównanych kawalerzystów – zdołał się przebić przez szeregi babilońskie i uciec w kierunku Nippur. Nie mając kawalerii, Belszimani nie był w stanie ruszyć w pościg.
Ale i tak zwycięstwo Babilończyków było znaczne. Na polu bitwy pozostało przeszło pięciuset zabitych. Ponad trzystu było rannych, zaś przeszło dwie setki żołnierzy wzięto do niewoli. W tamtych czasach zwycięzca dobijał rannych i nie oszczędzał jeńców. Tym razem wódz babiloński okazał się wspaniałomyślny: rannym pozwolono opatrzyć rany i puszczono ich wolno do Nippur. Musieli jednak złożyć uroczystą przysięgę, że nigdy więcej nie podniosą oręża na Babilon.
Zdrowych jeńców spętano i pod silną eskortą pognano do Borsippy. Najbardziej cieszyła Belszimaniego bogata zdobycz wojenna. W perskich taborach znaleziono kasy wojskowe obu oddziałów królewskich. Także w sakwach żołnierzy i oficerów skonfiskowano wiele złota i srebra. Najważniejsza jednak była broń, której na pobojowisku zebrano niemało – zwłaszcza wspaniałe łuki z Elamu i większe od nich łuki perskie, a także włócznie, miecze, sztylety i tarcze. Zdobytą na wrogu i znalezioną w taborach bronią można było uzbroić prawie dwa tysiące ludzi!
Łupy załadowano na zdobyczne wozy i wojsko zawróciło w stronę Diblat,. Radość ze zwycięstwa łączyła się ze smutkiem. Jak w każdej walce, żołnierze ginęli przecież po obu stronach. Wprawdzie straty Babilończyków były dużo mniejsze, jednak oddziały Belszimaniego miały przeszło trzystu zabitych i rannych, których troskliwie opatrzono i transportowano do Diblat.
W Diblat przez dwa dni święcono zwycięstwo. Potem wojsko ruszyło w powrotną drogę do Babilonu. Straty poniesione w bitwie z nawiązką uzupełnili nowi ochotnicy, wśród których znalazło się sporo byłych wojskowych.
Borsippa uroczyście powitała żołnierzy babilońskich. Pół miasta wyszło wojsku naprzeciw, a okrzykom radości nie było końca. Nic dziwnego – był to pierwszy sukces oręża babilońskiego bodaj od czasów, kiedy Nabuchodonozor rozbił pod Karkemisz wojska syryjskie i egipskie w 605 r. p.n.e. Wzrósł autorytet tartanu Belszimaniego, który okazał się nie tylko dobrym strategiem, lecz dał również przykład osobistego męstwa. A rekruci i ochotnicy przekonali się, że wróg nie jest tak straszny, jak go dotychczas malowano.
Arcykapłan uroczyście wprowadził zwycięskiego wodza do świątyni Ezida. Przed srebrnym posągiem Nabu odprawiono długie nabożeństwo, modląc się o dalszą pomyślność dla oręża babilońskiego. Belszimani złożył ofiarę, którą bóg przyjął, a główny arcykapłan Ezidy udzielił wojsku i jego dowódcy specjalnego błogosławieństwa. Cały ceremoniał odbył się ściśle z wymogami dawnej tradycji powitania przybywających do Borsippy królów Babilonu.
Po skończonych modłach Belszimani, w asyście arcykapłana i swojego sztabu, wyszedł na plac przed świątynią. Zebrały się tam tłumy. I znowu zgotowano wojsku burzliwą owacją. Przed świątynią czekali na swój los wzięci do niewoli jeńcy. Na widok Belszimaniego padali na twarz, a najwyższy rangą oficer zaczął błagać:
– Nie zabijaj nas, królu! Daruj życie! Nie z własnej woli przybyliśmy do waszego kraju. Okaż nam, królu, łaskę!
– Królu? – powtórzył zdziwiony Belszimani.
– Daruj, wielki królu, królu Babilonu, królu krajów – oficer mylnie zrozumiał zdziwienie wodza i szybko obdarzył Belszimaniego tytułem używanym przez Kserksesa.
– Za swoje wielkie zbrodnie – powiedział surowo Belszimani – powinniście zostać ścięci lub wbici na pal. Ale miłosierdzie poraziło moje serce. Daruję was bogu Nabu i świątyni Ezida.
– Niech żyje wielki król! Sława wielkiemu królowi, królowi Babilonu, królowi krajów! – wołali uradowani jeńcy.
– Niech żyje wielki król! – podchwyciło całe wojsko i tłumy zgromadzone przed świątynią Ezida.
Oficerowie podbiegli do zaskoczonego i zdumionego obrotem wypadków Belszimaniego i unosząc go wysoko, obnieśli po całym placu wśród nie milknących wiwatów. Również kapłani Nabu oddali hołd nowemu królowi, potem zaś wznieśli modły, aby miłosierny Nabu obdarzył łaską mądrości władcę Babilonii.
Główny kapłan Ezidy ogłosił postanowienie, że z dniem dzisiejszym wszystkie tabliczki sporządzane w Borsippie i Diblat, a także w całym państwie, mają być datowane: „W pierwszym roku Belszimaniego, króla Babilonu, króla krajów”.
Działo się to 10 sierpnia.
Kapłani Nabu, chociaż równie zaskoczeni przebiegiem wypadków jak sam Belszimani, byli jednak zadowoleni z takiego obrotu sprawy. Obwołanie nowego króla właśnie tu, w świątyni Ezida, stanowiło precedens; Dotychczas wszyscy królowie Babilonu, od najdawniejszych czasów poczynając, swoją władzę utwierdzali przez „ujęcie dłoni” Marduka w czasie uroczystości noworocznych. Wprawdzie jeśli Belszimani zdoła się utrzymać na tronie, ten ceremoniał na pewno będzie powtórzony i w przyszłym roku, ale pokazano tym zarozumiałym kapłanom z Esagili, że można się obyć i bez nich.
Dlatego też Ezida nie żałowała pieniędzy i żywności. Na plac przed świątynią wytoczono beczki z piwem i wyniesiono kosze pełne najrozmaitszego jadła. Zaś w zabudowaniach świątyni główny arcykapłan podejmował wspaniałą ucztą króla i jego oficerów.
Któż by się nie cieszył, zostając królem? Belszimani rad był z ogromnego zaszczytu, który tak niespodziewanie osiągnął. Jednakże dobrze sobie zdawał sprawę z czekających go trudności. Tron jego był przecież niepewny. W dalekiej Ekbatanie król Kserkses na pewno zbiera wojska, aby wyruszyć na buntowników. Kapłani z Esagili będą mu odtąd jeszcze bardziej niechętni. Nie darują, że to nie oni obwołali nowego władcę i że nie jest nim ktoś z ich grona, a przynajmniej człowiek bez zastrzeżeń im posłuszny. Przeszłość często wykazywała, że król nie akceptowany przez kapłanów Marduka tracił tron i życie. Kto wie, czy i teraz kapłani nie zamkną bram Babilonu przed świeżo upieczonym monarchą i jego oddziałami, zbyt słabymi, aby zbrojnie wprowadzić go do miasta?
Pełen tych wszystkich obaw, Belszimani niespokojny wracał do Babilonu. Tam przecież już musiano wiedzieć o rozwoju wydarzeń w Borsippie. Zikkurat z Borsippy na pewno nadał znaki do Etemenanki. Także „oczy i uszy” kapłanów Marduka, a tych z całą pewnością nie brakło zarówno w Borsippie, jak i w armii,, już o wszystkim donieśli Szamaszeribowi.
Ale w miarę zbliżania się do miasta, samopoczucie Belszimaniego stale się poprawiało. Wieści o triumfie nad Persami zelektryzowały mieszkańców Babilonu. Fakt ogłoszenia zwycięskiego wodza królem był sam przez się zrozumiały. Tak przecież zawsze w historii bywało. Zaś samo zwycięstwo – nie mające przecież żadnego znaczenia strategicznego – w miarę jak wieść o nim wędrowała do stolicy, rosło w liczby zabitych i wziętych do niewoli wrogów.
Na wiadomość, że opromienione sławą wojsko wraca do Babilonu, tysiące ludzi wyszło na spotkanie armii i jej wodza. Całe miasto gorączkowo szykowało się do powitania nowego monarchy. Z dawien dawna Babilończycy kochali się w urządzaniu uroczystych procesji, jakże więc nie uczcić tak wspaniałej okazji!
W tej sytuacji ani kapłani Marduka, ani nawet sam Szamaszerib nie odważyli się na jakiekolwiek kroki przeciwko samozwań-czemu, jak uważali, władcy. Z Esagili wyruszył uroczysty pochód w barwnych strojach, z głównym arcykapłanem na czele. Powitał on Belszimaniego przed bramą Isztar i w uroczystej procesji, wśród wiwatów tłumu, powiódł go do świątyni. Tam Belszimani oddał hołd Mardukowi i wypowiedział uroczyste formuły stwierdzające, że jest koronnym sługą boga, oraz przyrzekł, że w czasie uroczystości noworocznych odbędzie spowiedź oraz „ujmie dłoń” Marduka. Następnie nowy król udał się do Pałacu Południowego, gdzie w wielkiej sali, siedząc na tronie, odebrał hołd najpierw od naczelnego kapłana Szamaszeriba, następnie od Rady Starszych, przedstawicieli wojska, kupców i znaczniejszych obywateli miasta. Świadkowie tej uroczystości mówili później, że głównego kapłana Esagili musiały w tym dniu boleć zęby, bo miał bardzo skrzywioną twarz.
Kolejna uczta zakończyła ten uroczysty dzień. Belszimani okazał się energicznym władcą. Już po kilku dniach jego panowania można było to ocenić. W mieście ustały wszelkie spory o władzę. Roboty przy naprawie umocnień ruszyły z niespotykaną energią, a szeregi wojska szybko rosły. Nowy król wydał także rozkaz, aby wszyscy kupcy otworzyli swoje magazyny. Zapowiedziano, że jeśli u kogokolwiek znalezione zostaną ukryte towary i żywność, połowa tego dobra zostanie skonfiskowana, zaś kupiec otrzyma publicznie pięćdziesiąt kijów. A gdyby takie przestępstwo się powtórzyło, będzie wbity na pal przed swoim domem, a jego majątek przejmie miasto.
Nie były to czcze pogróżki. Już w dwa dni później na karurri w czasie największego ruchu postawiono trzy masywne stołki i trzem bogatym kupcom dokładnie wyliczono na plecach należną im karę. Wielu ludziom, zwłaszcza biedakom, bardzo się to podobało i odniosło ten skutek, że w mieście pojawiło się. dużo od tygodni nie widzianych towarów. Ceny także od razu spadły.
Nowy władca usiłował prowadzić ostrożną politykę w stosunku do świątyni Esagila. Nie upominał się już o podporządkowanie mu oddziału stacjonujących tam rzekomych szahgu. Nie przypominał też Szamaszeribowi, że ani jedno z jego przewidywań nie sprawdziło się. Bowiem na całym wielkim obszarze imperium perskiego panował absolutny spokój, zaś król Kserkses bez przeszkód gromadził wojsko. Babilon wprawdzie był wolny, ale samotny. A przecież powstanie wywołano, opierając się przede wszystkim na zapewnieniach kapłanów, że spisek obejmie wszystkie podbite przez Persów ludy.
Belszimani zdawał sobie sprawę z ciężkiego, prawie beznadziejnego położenia i robił, co mógł, aby miasto jak najlepiej przygotować do obrony. Liczył, że długotrwałe oblężenie Babilonu spowoduje ferment zarówno na dworze króla Kserksesa, jak i w wielonarodowościowej armid perskiej. Żeby tę armię jak najbardziej osłabić, nowo wybrany król zamierzał podjąć następne kroki zaczepne. Postanowił najpierw zrealizować wypad na Sippar i Opis. Jeśli operacja się uda, można będzie podjąć próbę opanowania prawego brzegu Idiglat i niedopuszczenia armii Kserksesa do przeprawy przez tę rzekę. Gdyby się jeszcze dało zorganizować silny oddział ekspedycyjny i wysłać go do Syrii, która zawsze burzyła się przeciwko panowaniu perskiemu, można by radykalnie odwrócić sytuację militarną. Wtedy istniałyby realne szanse na odniesienie bodaj częściowego sukcesu: szerokiej autonomii Babilonu pod wodzą własnego króla. O pełnym zwycięstwie nad Persami Belszimani nawet nie marzył, zbyt trzeźwo umiał ocenić sytuację. Chyba… chyba że spełniłyby się przewidywania Szamaszeriba o powszechnym buncie wszystkich krajów przeciwko perskiemu jarzmu.
Z tym większą gorliwością król przykładał się do zorganizowania jak najsilniejszej armii. Do tego celu jednak potrzebne były, prócz uzbrojenia, także i pieniądze. Z pieniędzmi było jednak dużo gorzej. Kupcy i właściciele ziemscy opieszale płacili podatki w wysokości nałożonej jeszcze przez Persów. Świątynie w ogóle odmówiły płacenia, motywując to tym, że za dawnych królów babilońskich były zwolnione od wszelkich danin na rzecz państwa. Król Belszimani z ogromnym trudem uzyskiwał niewielkie sumy, i to w formie pożyczek, które miały być zwrócone zaraz po wojnie. A przecież większość świątyń posiadała wielkie bogactwa. Kapłani Marduka rozporządzali nieprzebranymi wprost skarbami.
Pomimo tych trudności szeregi wojska rosły. Poprawiło się uzbrojenie armii. Codziennie prowadzono forsowne ćwiczenia z żołnierzami, przygotowując ich do rychłych już walk.
Nie ufając kapłanom, Belszimani rozesłał swoich zwiadowców do wszystkich miast Babilonii. Persowie nawet nie próbowali ponownie zająć Diblat i Borsippy. Ale jednocześnie nie wycofywali się z żadnych innych miejscowości. Najwidoczniej czekali na rychłe przybycie króla Kserksesa. W Sippar nadal urzędował satrapa Babilonu, choć garnizon wojskowy w tym mieście nie został wzmocniony. Także w Opis, które miało ogromne znaczenie strategiczne, znajdowały się nieliczne jednostki nieprzyjaciela. Istniały więc szanse opanowania obu tych miast. Opis leżało tuż nad rzeką Idiglat i stamtąd właśnie wiódł na wschód prosty jak strzała trakt do Ekbatany, gdzie przebywał król Kserkses. Opanowanie Opis blokowało wojskom perskim przeprawę przez rzekę.
Król Belszimani codziennie dokonywał przeglądu wojsk, sam brał udział w ćwiczeniach i wyznaczał oddziały na wyprawę do Sippar. Wysłano już specjalne grupy, aby poprawiły drogi, i intendenturę, która miała przygotować punkty żywnościowe i noclegowe. Belszimani słusznie uważał, że wyprawa się powiedzie, jeśli uda się nieprzyjaciela zaskoczyć szybkością i nagłym zjawieniem się pod miastem. Wysłannicy królewscy pozostawili w Sippar specjalnych zwiadowców, którzy w odpowiedniej chwili mieli wywołać zamieszki i otworzyć bramy miasta Babilończykom.
Całą tę operację zaplanowano na koniec września. Nastrój w wojsku był doskonały, żołnierze rwali się do walki. Także i w Babilonie coraz więcej ludzi zaczynało wierzyć w sukces powstania. Sporo uciekinierów powróciło do miasta.