158236.fb2 Kr?l Babilonu - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 13

Kr?l Babilonu - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 13

Pierwszy strzał

Setnik Tabik-ziru pomyślnie załatwił sprawę, Zukatana przyjęto do oddziału. Chętnie widziano takiego ochotnika, który wykazał się niezwykłą zręcznością przy wdrapywaniu się na wysoki mur obronny. A w dodatku ten ochotnik miał wspaniały łuk i kołczan pełen strzał.

Oddział Zukatana zajmował odcinek fortyfikacji miejskiej od jednej z wież do bramy wiodącej na południe i miał za zadanie obronę właśnie tej bramy. Żołnierze kwaterowali w dwóch potężnych basztach wysuniętych przed bramę i pozwalających na odparcie wojska, które usiłowałoby ją sforsować. Napływ ochotników i rekrutów sprawił, że setnik dowodził aż stu osiemdziesięciu żołnierzami. Gorzej było z ich wyszkoleniem oraz z uzbrojeniem. Większość miała tylko wyprodukowane pospiesznie włócznie.

Dziesiętnik Kalba kwaterował nie w baszcie, lecz w sąsiadującej z nią wieży. Tam też umieścił nowego podkomendnego. Towarzysze broni, niewiele starsi od Zukatana, przyjęli go życzliwie. Pomimo ogromnej przewagi liczebnej wroga nastrój w wojsku był dobry. Jedni wierzyli w imponujące swą wielkością mury obronne, zaś inni, a takich nie brakowało, w boga Marduka, który – jak to codziennie obwieszczał król Szamaszerib – daje władcy babilońskiemu znaki i rady, jak zwyciężyć najeźdźcę.

Ponieważ na razie Persowie nie podchodzili pod miasto, zezwolono niewielkiej grupce żołnierzy Tabik-ziru wyjść poza mury i zebrać zapas daktyli z bezpańskich drzew. Setnik zastrzegł je-

dynie, że połowę zbioru oddział może zatrzymać na własne potrzeby, resztę zaś ma przekazać dla innych żołnierzy.

Na wyprawę po daktyle zgłosiło się ośmiu ochotników. Uchylono bramę i mały oddziałek znalazł się poza murami.

. Ponieważ nigdzie nie było widać żywego ducha, Zuka tan śmiało poprowadził swoją gromadkę tam, gdzie już z daleka widniały kiście dorodnych daktyli. Zukatan sprawnie wdrapał się na szczyt jednej z palm i wygodnie rozsiadłszy się wśród zielonych liści zrzucał owoce na ziemię, gdzie pozostali uczestnicy wyprawy zbierali je i ładowali do worków.

Gdy Zukatan oczyścił swoje drzewo z daktyli, zszedł na dół, nieco odpoczął i za chwilę już siedział na następnej palmie. Tutaj owoców było jeszcze więcej.

Kiedy ogołocono z owoców siedem czy osiem palm, jeden z żołnierzy zawołał nagle z przerażeniem w głosie:

– Persowie! Idą w naszą stronę!

Zukatan szybko zsunął się z drzewa i wraz z innymi przy-warował za pniami palm. Może wróg ich nie dojrzy?

Persów było czterech. Najwidoczniej wysłano konny patrol, aby sprawdził, co się dzieje pod murami Babilonu. Nie pomogła osłona drzew; jeźdźcy zobaczyli ludzi zrywających daktyle. Myśląc zapewne, że są to miejscowi chłopi, pospieszyli w ich stronę.

Z wyjątkiem Zukatana, Babilończycy mieli tylko włócznie, które nie na wiele by się zdały wobec doskonale uzbrojonego i zaprawionego w bojach przeciwnika, jakim była słynna jazda perska. Na szczęście Zukatan, miał swój łuk i teraz, nie tracąc zimnej krwi, niczym doświadczony wojownik spokojnie naciągnął cięciwę. Uważnie celował. Strzała pomknęła i jadący na przedzie Pers zwalił się z konia. Zukatan szybko nałożył drugą strzałę i po chwili następny przeciwnik rozstał się z życiem.

Widząc, że to nie przelewki, pozostali dwaj jeźdźcy osadzili konie w miejscu i zawrócili w popłochu.

– Uciekajmy! – krzyknął któryś z Babifończyków.

– Stój! Bo i ciebie zabiję! – łucznik znowu napiął łuk. Przerażony żołnierz zatrzymał się.

– Łapcie konie! – rozkazał Zukatan, a sam pobiegł do leżących na ziemi przeciwników. Obaj już nie żyli. Chłopak wyr wal z ich piersi strzały i schował do kołczanu. Były przecież teraz największym jego skarbem.,

Oba konie szybko złapano. Przy siodłach miały przytroczone miecze, używane w armii perskiej. Obaj zabici mieli na sobie bufiaste spodnie skórzane i takie same obcisłe tuniki z długimi rękawami, filcowe okrągłe czapy opadające na kark i wysokie sznurowane buty z zadartymi nosami. Strój ten świadczył, że nie byli to Persowie, lecz Medowie.

–  Połóżmy ich na konie i zawieźmy do miasta – zaproponował jeden z żołnierzy. – To się dopiero zdziwi nasz setnik!

– Przyszliśmy tutaj rwać daktyle – sprzeciwił się Zukatan.

– Załadujemy na konie worki z daktylami, a zabitych zostawimy. Ich towarzysze na pewno wkrótce wrócą i to w większej gromadzie. Zabiorą poległych i pochowają zgodnie z Madejskim obyczajem.

– Trzeba zdjąć z nich tę odzież i buty – upierał się żołnierz. i – A tobie, przyjemnie byłoby, gdyby cię tak po śmierci obdarto ze wszystkiego?

– To chociaż weźmy ich czapki.

– Chcecie, to weźcie czapki. Ale teraz zabierajmy konie i zdobytą broń i szybko wracajmy do miasta. Tylko patrzeć, jak nadciągną tu żołnierze Kserksesa.

Mała grupka bez przeszkód wróciła do miasta. Ogromne było zdziwienie setnika Tabik-ziru i ludzi z jego oddziału, kiedy zobaczyli dwa objuczone konie. Zaś wielka radość zapanowała, kiedy opowiedziano im o zabiciu dwóch nieprzyjaciół i pokazano cenną zdobycz: łuki, miecze, sztylety i włócznie.

– To ty jesteś zwycięzcą – zwrócił się setnik do Zukatana

– do ciebie więc należy zdobycz znaleziona przy ciałach wrogów.

Mówiąc to Tabik-ziru łakomym wzrokiem zerkał na ozdobny perski nóż i na miecz z szerokim ostrzem.

– Wezmę sobie kilka strzał z obu kołczanów i, na pamiątkę, ozdobny futerał na łuk. A ty, panie – powiedział do setnika – weź ten sztylet i miecz. Resztę broni rozdziel tym, którzy jej najbardziej potrzebują.

– A co z końmi?

– Nie wiem. Chyba nie możemy ich tutaj trzymać.

– Dlaczego? – zaoponował dziesiętnik Kalba. - Niech się pasą. Trawy między murami na razie nie brakuje. Zawsze się nam mogą przydać. W najgorszym razie na mięso, jeżeli głód nas za bardzo przyciśnie…

– Przyjmuję twój dar, Zukatanie – setnik nawet nie próbował ukrywać radości – zaś drugi miecz ofiaruję dziesiętnikowi Kalbie. Włócznie, dużo lepsze od naszych, dostaną ci, którzy nie mają żadnego oręża. A jutro zrobimy zawody w strzelaniu z łuków i przypadną one najzręczniejszym;,

– Czy ja też będę mógł stanąć do tych zawodów? – zapytał dziesiętnik.

– Przecież dostałeś miecz, Kalbo. Nie dosyć ci?

– Łuk by mi się też przydał. To najlepsza broń, kiedy się jest w oblężonym mieście.

– Przyrzekam ci, dziesiętniku – powiedział Zukatan – że kiedy znowu wybiorę się poza mury miasta, przyniosę ci perski łuk.

– A długo będę na niego czekał?

– Mam pomysł – ciągnął Zukatan. – A gdyby tak wyprowadzić z miasta kilkunastu ludzi, ukryć ich za pniami palmowymi i zrobić zasadzkę na nieprzyjaciela? Teraz patrole perskie czy medyjskie będą ostrożniejsze i liczniejsze, bo otrzymały dobrą nauczkę, ale można by ich zaskoczyć.

– Dobry pomysł – pochwalił setnik. – Trzeba by jednak wziąć więcej niż kilkunastu ludzi – dowodził – bo nie wiadomo, jak liczny będzie przeciwnik. Wziąłbyś udział w takiej wycieczce, Kalbo? – zapytał jeszcze Tabik-ziru.

– Chętnie! Przecież mówiłem, że łuk mi się bardzo przyda.

– Jeżeli dowódca pozwoli, jutro zorganizujemy wypad, a ty go poprowadzisz.

– Dobrze – zgodził się dziesiętnik – ale musisz mi dać ze dwudziestu uzbrojonych ludzi.

– Dostaniesz najlepszych, jakich mamy w naszym oddziale – przyrzekł setnik.

Wyszli jeszcze przed świtem, aby po ciemku dotrzeć do drzew palmowych. Później, skokami od drzewa do drzewa, posuwali się ostrożnie naprzód.

– Gaj palmowy niebawem podejdzie do samego gościńca wiodącego z Borsippy. Najlepiej byłoby właśnie w tym miejscu zorganizować zasadzkę – zaproponował Zukatan. – Będziemy wtedy widzieli, co się dzieje i na drodze, i w palmowym gaju.

– Masz rację – zgodził się Kalba. – Daleko to?

– Nie. Jeszcze ze czterysta gar.

Miejsce na zasadzkę wybrano dobre. Gaj palmowy był w tym miejscu stosunkowo niewielki, bo rzeka przybliżała się do traktu. Drzewa rosły prawie przy samej drodze. Zukatan wdrapał się na palmę, z której mógł widzieć, co się dzieje w całej okolicy, i stamtąd zameldował, że jak okiem sięgnąć nie widać nikogo. Aby więc nie tracić czasu, chłopak oczyścił palmę z daktyli, co przyjęte zostało przez wszystkich z dużym zadowoleniem. Potem wszyscy wygodnie ulokowali się pod drzewami i spokojnie czekali na dalszy rozwój wypadków.

Przez długie godziny nic się nie działo. Już Kalba był zdecydowany zwinąć akcję i wracać do Babilonu, kiedy Zukatan zawołał:

– Daleko na drodze widzę tuman kurzu! Jakiś oddział posuwa się w naszym kierunku!

– Duży?

– Jeszcze nie mogę rozróżnić, bo pył ich zasłania.

Dziesiętnik szybko wydawał rozkazy. Żołnierze ukryli się za pniami drzew i zastygli bez ruchu.

– Na przedzie pięciu jeźdźców – meldował obserwator na palmie – widzę ich teraz bardzo dokładnie. Za jeźdźcami dwudziestu pieszych.

– To więcej niż nas – przestraszył się któryś z żołnierzy.

– Ich jest więcej, ale nie spodziewają się zasadzki – uspokajał dziesiętnik – kiedy będą nas mijali, łucznicy zaczną strzelać, a potem reszta z krzykiem rzuci się na nich. Celować przede wszystkim w jeźdźców. Ci są najniebezpieczniejsi, bo to na pewno Persowie lub Medowie, znakomici wojownicy. Z pozostałymi damy sobie radę.

Oddział posuwał się dość szybko i wkrótce można go było zobaczyć i z ziemi. Jeźdźcy wyprzedzili piechotę o jakieś dziesięć gar Na czele jechał dowódca, dziesiętnik lub setnik, za nim czterech jeźdźców w jednym rzędzie. Piesi szli dość bezładnie. Wszyscy byli dobrze uzbrojeni piechota miała włócznie i tarcze, a niektórzy i łuki.

– Przepuszczamy konnych i strzelamy do nich, jak już nas będą mijali – wydał rozkaz dziesiętnik. – Uważnie i spokojnie celować. Strzelać tylko na mój sygnał.

. Pewny siebie nieprzyjaciel spokojnie’ zbliżał się do miejsca zasadzki. Kiedy jeźdźcy mijali ukrytych za palmami Babiloń-czyków, jeden z żołnierzy Kalby nie wytrzymał i nie czekając rozkazu, strzelił do jadącego na przedzie Persa. Konni natychmiast zatrzymali się i sięgnęli po broń.

– W nich! – rozkazał dziesiętnik.

Świsnęły strzały. Trzech jeźdźców osunęło się – na ziemię, w tym i dowódca. Dwaj inni zawrócili. Zaskoczeni piesi także się zatrzymali.

– Strzelać w pieszych! – krzyczał Kalba.

Nowa salwa łuczników spowodowała dalsze spustoszenia. Kilku piechurów zostało rannych i zabitych.

– Bić ich! - dziesiętnik z mieczem w ręku pierwszy wyskoczył z ukrycia, a za nim z wielkim krzykiem runął cały oddział babiloński.

Nawet nie doszło do walki wręcz, bo nieprzyjaciel rzucił się do ucieczki. Dwaj pozostali przy życiu jeźdźcy nie próbowali zawrócić swego oddziału i wprowadzić jakiegoś ładu w jego szykach… Przeciwnie – dzięki temu, że siedzieli na koniach, prędzej uciekali.

Zukatan i jeszcze paru łuczników wypuścili za nimi kilkanaście strzał, jednak bez większego skutku. Jeszcze tylko dwóch Syryjczyków (bo piechurami byli żołnierze przysłani Kserksesowi aż z dalekiej Syrii) zostało rannych. Tym razem nie udało się zdobyć koni. Mądre zwierzęta zawróciły i pognały w stronę Borsippy.

Ale i tak Kalba i jego ludzie triumfowali. Zabito trzech Persów. Jeden z nich, sądząc z bogatego ubioru, musiał być albo jakimś wyższym dowódcą, albo możnym panem, który zaciągnął sie do wojska, by odznaczyć się w boju i zdobyć łaskę królewską. Poległo także czterech Syryjczyków, zaś siedmiu raniono.

Najbardziej cieszono się ze zdobytej broni. Piękny łuk znaleziony przy zabitym perskim oficerze od razu zmienił właściciela i znalazł się na plecach dziesiętnika. Poza tym cały oddziałek wzbogacił się o dwa miecze, dwa perskie łuki i cztery nieco gorsze od nich, syryjskie, a także o dziewięć włóczni i aż piętnaście tarcz, które uciekający porzucili. Co ważniejsze, nie poniesiono żadnych strat, bo nieprzyjaciel nie zdołał oddać ani jednego strzału…

Radośnie wracano do Babilonu. Nawet ci żołnierze, którzy musieli dźwigać ciężkie tarcze, nie narzekali, ale najszczęśliwszy był Kalba. Miał wreszcie swój wymarzony, perski łuk i to równie wspaniały jak łuk Zukatana.

Wracających powitali entuzjastycznie koledzy z oddziału setnika Tabik-ziru.

– Jutro znowu wyruszymy na wroga! – przechwalało się wielu żołnierzy.

– Jutro nie wychylimy nosa poza mury – oświadczył setnik – bo jutro Persowie, nauczeni smutnym doświadczeniem, będą na nas polowali z zasadzki. Naczekają się dość długo…

Inne oddziały, wojsk babilońskich – te stacjonujące w północnej stronie miasta przy bramie Isztar i przy bramach Nowego Miasta – także stoczyły kilka drobnych potyczek z wrogiem, który zapędził się zbyt blisko miasta. Był to jednak dopiero prolog wielkich wydarzeń, jakie wkrótce miały nastąpić.