158236.fb2
Kiedy żołnierze ratowali rannego księcia, Zukatan zajął się jego koniem. Wprowadził zwierzę w wąską uliczkę między obu murami, gdzie rosła trawa i pasły się dwa inne konie, również zdobyczne. Ale ten wspaniały czarny rumak z białą łatą na piersiach wyglądał przy nich jak król. Nic dziwnego, że pościg nie mógł dogonić Zopyrosa.
Chłopiec długo nie mógł sobie przypomnieć, gdzie i kiedy widział już tego konia. Ale był przekonany, że widział go na pewno. Tak dorodnego konia z charakterystyczną łatą na piersiach nie zapomina się łatwo. Dopiero nazajutrz Zukatan przypomniał sobie pewną scenę. Oto siedzi na czubku wysokiej palmy, pod którą widzi dwóch jeźdźców. Jednym z nich jest wielki król Kserkses, drugi zaś siedzi na tym właśnie rumaku, który teraz pasie się między miejskimi fortyfikacjami Babilonu.
Młody łucznik przypomniał sobie urywki dziwnej, mimo woli podsłuchanej rozmowy Przecież tak jeszcze niedawno. Zopyros cieszył się łaską królewską Zukatan doskonale zapamiętał słowa Kserksesa: „będziesz królem”.
Pełen wątpliwości, chłopiec opowiedział o całym wydarzeniu setnikowi. Tabik-ziru najwyraźniej jednak zlekceważył jego słowa.
– Jesteś doskonałym łucznikiem – powiedział – chciałbym mieć takich więcej, ale politykę zostaw królowi, kapłanom i możnym. Oni się na tym znają dużo lepiej od nas.
– To jednak jest bardzo dziwne…
– Nie widzę w tyra nic dziwnego – wzruszył ramionami setnik. – Król Kserkses mógł obiecywać swojemu krewniakowi koronę. Włada przecież wieloma krajami. Zapewne Zopyros doradzał królowi przystąpienie do generalnego szturmu. Kserkses zgodził się i obiecał krewniakowi koronę, jeśli Babilon zostanie zdobyty. Ale kiedy dwa wielkie szturmy zostały odparte, Zopyros jako doświadczony wojskowy zorientował się, że Babilon jest nie do zdobycia. Wtedy zmienił zdanie i naraził się Kserksesowi. Łaska królewska nierzadko trwa krócej niż kamień na wodzie.
– A o tym spotkaniu z królem Kserksesem lepiej nikomu nie mów – radził setnik chłopcu. – Bo albo ci nie uwierzą i okrzykną cię łgarzem, albo jeszcze gorzej, bo za tchórza, który miał okazję zabić perskiego króla, ale bał się ryzykować własnym życiem.
Każdej niemal nocy pod mury miasta przekradało się co najmniej kilku, a czasami kilkunastu Persów lub Medów, ciągnąc za swoim tak okrutnie skrzywdzonym dowódcą. Zgodnie z rozkazem wydanym w imieniu Szamaszeriba, na hasło „Zopyros” otwierano przed zbiegami bramy.
Wśród dezerterów byli proście żołnierze, nie brakło jednak dziesiętników czy setników, a nawet znalazło się dwóch wyższych rangą wojskowych, krewnych Zopyrosa.
– Tylko nam dwóm udało się uniknąć mściwej ręki Kserksesa – mówili – bo król, rozwścieczony ucieczką Zopyrosa, rozkazał wymordować wszystkich jego bliskich.
Persowie przybywali do miasta w pełnym uzbrojeniu. Król Szamaszerib utworzył z nich osobny oddział pod komendą dawnego dowódcy. Kiedy zaś liczba uciekinierów przekroczyła kilka setek, na prośbę pałającego zemstą Zopyrosa pozwolił mu zorganizować wypad na wroga.
Książę, orientując się w rozlokowaniu wojsk perskich, na miejsce nocnego ataku wybrał punkt, w którym stykały się oddziały dalekiej Baktrii i Elamu. Pomiędzy tymi żołnierzami stale dochodziło do zadrażnień, a nierzadko nawet bójek zakończonych śmiertelnymi przypadkami. Dlatego też oba oddziały odseparowano od siebie na odległość mniej więcej strzału z łuku.
– Jeżeli uda nam się niepostrzeżenie wtargnąć w tę lukę – tłumaczył Zopyros Marduk-ramanniemu – i zaatakować Baktryjczyków z flanki, pomyślą oni, że to Elamici na nich uderzyli. Na Elamitów także uderzymy, z tej samej strony. Wystarczy potem szybko wycofać się pod osłoną ciemności. Najbliższej bezgwiezdnej nocy urządzimy Kserksesowi taki kawał.
Wreszcie nastała noc, kiedy ani księżyc nie świecił, ani gwiazd nie było widać za chmurami. Setnik Tabik-ziru wraz z całym oddziałem podziwiał znakomite wyszkolenie wojskową Persów. Zopyros, w masce na twarzy, szedł pierwszy. Za nim pojedynczo jego żołnierze przemykali się bezszelestnie przez wąską szparę uchylonych wrót miejskich i ginęli w ciemnościach. Żaden miecz nie szczęknął, żadna włócznia nie zaczepiła o wykrot czy resztki machin oblężniczych zalegających pobojowisko. Żeby się nie pogubić i nie zbłądzić w ciemnościach, ci ludzie musieli mieć chyba kocie oczy.
Przez długi czas cisza zalegała nad perskim obozem. Nagle gdzieś odezwały się krzyki i do uszu zgromadzonych na murach żołnierzy dobiegły odgłosy wzmagającej się bitwy. W perskim obozie wszczął się ogromny ruch. Zapalono setki tysięcy pochodni. W ich świetle nawet z murów Babilonu widać, było, że wojsko postawiono w stan alarmu. A walka przybierała na sile.
W godzinę później Persowie, tak jak przedtem bezszelestnie zniknęli, teraz nagle pojawili się przed bramą. Wpuszczano ich pojedynczo. Kilkunastu było rannych kilku w ogóle nie wróciło. Ostatni przyszedł Zopyros. Triumfował.
– Elamici wciąż jeszcze tłuką się z Baktryjczykami – śmiał się. – Dopiero świt może położyć kres tym walkom.
Następnej nocy znowu kilku ludzi Zopyrosa uciekło z obozu perskiego. Przynieśli wiadomość, że w nocnych walkach zginęło lub zostało rannych co najmniej tysiąc ludzi. Król Kserkses, kiedy dowiedział się o prawdziwej przyczynie nocnej potyczki, podobno szalał z wściekłości. Najbardziej zaufani bali się do niego zbliżyć, zaś wiadomość o podstępie Zopyrosa obiegła cały obóz.
Wieść, że Zopyros żyje i podjął walkę z Kserksesem, miała doniosłe’ skutki. W dwa dni później cały duży oddział, liczący przeszło pięciuset żołnierzy, zbuntował się i wraz ze swoim dowódcą w biały dzień przemaszerował na stronę Babilończyków. Persowie tak zostali tym faktem zaskoczeni, że nie potrafili zorganizować pościgu i cala grupa w pełnym uzbrojeniu, bez żadnych strat własnych, przekroczyła bramę miasta, wiwatując na cześć swojego wodza.
Teraz już każdej nocy spore gromady żołnierzy perskich, medyjskich i innych narodowości przekradały się pod mury Babilonu. Doszło do tego, że Kserkses kazał sformować specjalne konne oddziały, które dzień i noc patrolowały „ziemię niczyją” rozciągającą się pomiędzy Babilonem a wojskiem królewskim. Patrolom tym polecono strzelać bez ostrzeżenia do wszystkich, którzy choć na parę kroków oddalą się w kierunku miasta.
Nie pomagały jednak straże i konne patrole, a nawet zasieki, które Kserkses kazał zastawić przed linią swoich wojsk. Zbiegli żołnierze stanowić zaczęli poważną siłę w obronie Babilonu. Dowiódł tego następny szturm na miasto, który został odparty z dużymi stratami Persów, a w którym oddziały Zopyrosa wyróżniły się niesłychanym męstwem.
Tymczasem książę perski, którego siły tak szybko wzrosły, zaproponował królowi Szamaszeribowi nową operację wojenną: silne uderzenie na stacjonujące naprzeciwko dzielnicy Babilonu zwanej Nowym Miastem wojska złożone prawie wyłącznie z oddziałów zmobilizowanych z satrapii. Persowie i Medowie stanowili tam nieliczną grupę i pełnili wyłącznie funkcje dowódców.
– Kserksesowi bardzo ułatwia sprawę fakt, że ma aż dwa mosty pontonowe – dowodził’ Zopyros. W ten sposób może przerzucać duże masy wojska z jednej strony rzeki na drugą. Dobra komunikacja przez rzekę zapewnia również wszystkim oddziałom sprawne zaopatrzenie w sprzęt i żywność. Most północny znajduje się niedaleko siedziby Kserksesa i głównego trzonu jego wojsk, nie możemy go więc zniszczyć. Na taką operację mamy zbyt mało sił. Natomiast zniszczenie mostu południowego leży w naszych możliwościach. Uważam zresztą, że most południowy ma większe znaczenie dla nieprzyjaciela, bo z tamtej strony, z Borsippy i dalszych miast Akadu i Sumeru, pochodzi gros zaopatrzenia w żywność.
– Przecież król zawsze może przerzucić inny most pontonowy. Budowa takiego mostu trwa najwyżej kilka dni – Marduk-rimanniemu nie spodobał się przedstawiony plan, przede wszystkim dlatego, że został wymyślony przez tego przybysza, a nie przez niego, głównodowodzącego obroną miasta.
– To nie będzie takie proste – bronił Zopyros swojego pomysłu. – Oblegający zużyli przecież wszystkie zapasy drewna na budowę machin oblężniczych. Kserkses nie ma w tej chwili ani jednej kufy, którą mógłby użyć do przeprawy przez rzekę. Statki są zajęte dowożeniem żywności dla armii. Poza tym kufy są na północy, więc nie mogą się przedostać na południe, bo nie przepłyną przez Babilon. Przerzucenie ich drogą okrężną, kanałami, trwałoby ładnych kilka tygodni.
– Skąd, dostojny książę, rozpocząłby się atak? – zapytał król Szamaszerib.
– Z Nowego Miasta, południową bramą, wyszłyby oddziały babilońskie. Sądzę, że sam Marduk-rimanni zechciałby nimi osobiście dowodzić.
– Naturalnie – potwierdził tartanu, mimo że plan Zopyrosa nadal mu się nie podobał. – Sam wybiorę odpowiednie pułki i stanę na ich czele.
– Te wojska wyruszyłyby do ataku o świcie. Natomiast my, Persowie, wyjdziemy z miasta nocą, bramą za Pałacem Południowym, gdzie mur zewnętrzny zachował się w dość dobrym stanie. Dojdziemy w ciemnościach do tego muru i skryjemy się za nim. Nie przypuszczam, aby nas wróg dostrzegł. Kiedy już po zachodniej stronie rzeki rozpocznie się bój, Persowie na pewno pospieszą przez ten most z pomocą oddziałom z Hyrkanii i Armenii, którym powierzono obronę zachodniego brzegu Purattu. Gdy Persowie wejdą na most, my uderzymy na nich od tyłu, a jednocześnie zniszczymy i podpalimy kufy oraz przęsła.
– Może dla zmylenia przeciwnika – zaproponował Marduk-rimanni – jednocześnie z atakiem na Armeńczyków wykonamy maskowane uderzenie od zachodniej bramy Nowego Miasta?
– Doskonały pomysł – pochwalił Zopyros – tam stoją Utiowie i Mykowie pod wodzą jednego z krewniaków króla Kserksesa. Między nimi zaś i Armeńczykami rozłożyli się Sasperiowie, noszący drewniane hełmy i małe tarcze z surowej skóry. Dowodzi nimi Masistros, syn Siromitradesa, wódz niezbyt doświadczony i mało rozważny. Jeżeli ten pozorowany atak się uda, jestem przekonany, że Masistros pospieszy z pomocą i odsłoni flankę Armeńczyków.
Król Szamaszerib zaaprobował zuchwały plan Zopyrosa. Termin rozpoczęcia ataku wyznaczono za cztery dni.
Pierwsze oddziały wypadły z zachodniej bramy Nowego Miasta i z wielkim krzykiem biegły na wroga. Ale Utiowie i Myko-wie nie dali się zaskoczyć. Szybko stanęli w bojowym ordynku. Rozgorzała zacięta walka.
Podczas gdy na zachodzie trwały ciężkie walki, Marduk-rimanni ze swym doborowym wojskiem znienacka uderzył na Armeńczyków i Hyrkańczyków dowodzonych przez niejakiego Megapanosa, który przez czas jakiś za króla Dariusza sprawował rządy w Babilonie. Hyrkańczycy i Armeńczycy byli tak samo dobrze uzbrojeni jak Persowie. I jak oni uchodzili za najlepszych żołnierzy w całej armii. Mimo to zostali zaskoczeni nagłym atakiem, a pozbawieni pomocy z lewej strony, wykruszali się w rozpaczliwej obronie.
Na pomoc przyszli im Persowie, pospiesznie przeprawiając się przez most. Jednakże napór Babilończyków, rozgrzanych odnoszonymi sukcesami, był tak duży, że wojska Marduk-rimanniego szczęśliwie dotarły do głównego celu – do mostu pontonowego.
Zopyros ze swoimi ludźmi także nie tracił czasu. Kiedy odsiecz biegnąca na pomoc Armeńczykom forsowała wąski most pontonowy, łucznicy księcia urządzili jej kompletną rzeź. Jednocześnie wojskom królewskim odcięto możliwość powrotu na wschodni brzeg Purattu. Kto nie zginął od strzał, ten po przebyciu mostu wpadał pod babilońskie miecze.
A tymczasem inni żołnierze siekierami rozbijali przęsła mostu. Do zakotwiczonych kuf rzucano pęki płonącej suchej trzciny.
Niebawem cały most płonął jak wielka pochodnia. Persowie nie mogli już przeprawić się na drugą stronę rzeki, gdzie tymczasem wojska tartanu Marduk-rimanniego i oddziały Zopyrosa wyrzynały rozpaczliwie broniących się Armeńczyków i Hyrkańczyków.
Kiedy wreszcie dowódcy wojsk królewskich zorientowali się w manewrach nieprzyjaciela i zaczęli formować pomoc dla zaatakowanych, Zopyros zarządził odwrót.
Armia perska poniosła ogromne straty. Co najmniej trzy tysiące żołnierzy zabitych i ciężko rannych zaległo pole walki. Spalono most pontonowy i zniszczono cały obóz Armeńczyków. Natomiast zwycięzcy, wycofując się, unieśli pięciuset zabitych i rannych, Niestety, był wśród nich także naczelny dowódca, Marduk-rimanni.
Poległym żołnierzom i ich wodzowi wyprawiono w Babilonie uroczysty pogrzeb, zaś wielki król, król Babilonu, król krajów, Szamaszerib, mianował Zopyrosa głównodowodzącym obrony babilońskiej.