158236.fb2 Kr?l Babilonu - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 18

Kr?l Babilonu - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 18

Kaprys króla Kserksesa

Kserkses nie był człowiekiem, który zbyt długo żałowałby zmarłych krewnych lub przyjaciół. W każdym bądź razie nigdy nie dawał poznać tego po sobie. Tak i teraz, zaledwie ukończono żałobne obrzędy na cześć zmarłego Zopyrosa, już następnego dnia wielki król postanowił wydać wspaniałą-ucztę, zapraszając na nią cały dwór królewski i wszystkich wyższych wojskowych. Dla reszty wojska kazał wytoczyć beczki z piwem i winem oraz przygotować kosze z jadłem na podwórzu cytadeli i w Pałacu Północnym.

Do uczty król zasiadł w wielkiej sali tronowej Pałacu Głównego. Jak każe perski obyczaj, władca zajmował miejsce w specjalnej niszy, wpół leżąc na złoconym łożu. Przed nim stał stół zastawiony wszystkim, co tylko najlepszego i najsmaczniejszego znalazło się do jedzenia i picia na ziemiach wielkiego imperium’ perskiego. Ochmistrz nalewał z dzbanów wino, piwo i zimne napoje. Sam pił pierwszy łyk dla sprawdzenia, czy nie zatrute. On również próbował wyszukanych potraw, które król spożywał na wspaniale przyozdobionych złotych misach.

Przed ciekawymi spojrzeniami osłaniała Kserksesa przezroczysta zasłona. Sam władca mógł przez nią bez przeszkód obserwować biesiadujących, którzy siedzieli na podłodze pokrytej kobiercami. Niskie stoły aż się uginały od jadła i napitków.

Tancerki egipskie i flecistki syryjskie słodką muzyką i wymyślnymi występami umilały zwycięzcom czas. Wszyscy bawili się wesoło. Z pobliskiej cytadeli, gdzie ucztowali żołnierze, raz po raz dobiegały gromkie toasty wznoszone na cześć wielkiego władcy.

Kserkses, jak i jego poprzednicy na tronie perskim, nigdy nie gardził dobrym syryjskim czy greckim winem. Nie raz i nie dwa zdarzało się, że wielki ochmistrz, z pomocą sług, po zakończonej uczcie przenosił „zmęczonego” króla do sypialni.

I tym razem „uczta z winem” (bo bywały oficjalne uroczystości, kiedy dzbany napełniano wyłącznie napojami owocowymi albo lekkim jęczmiennym piwem) przebiegała bardzo wesoło. Nikt tu już nie wspominał biednego Zopyrosa. Król ochoczo wypróżniał swój srebrny kubek, skwapliwie zaraz napełniany przez wielkiego ochmistrza.

Kiedy władca rozochocił się na dobre, kazał zdjąć zasłonę i zasiadł bliżej reszty ucztujących. Na znak, że swój majestat królewski odłożył na bok, wesoło przepijał do gości. Posypały się opowiadania i żarty, nierzadko rubaszne, jak to bywa między ludźmi, którym większość życia upływa na wojnie.

Kserkses z każdą chwilą był w coraz lepszym humorze. Niejeden z wojskowych czy dworaków został za dobry żart lub celne powiedzenie obdarzony dobrami ziemskimi lub pięknym klejnotem z Esagili bądź innej świątyni. W pewnym momencie monarcha przypomniał sobie:

– Co się dzieje z tym łucznikiem, co tak celnie ustrzelił Zopyrosa?

– Przebywa w lochu, wielki królu – wyjaśnił pospiesznie dowódca Gwardii Królewskiej, do którego obowiązków należało czuwanie nad bezpieczeństwem władcy i nadzór nad więźniami osobiście sądzonymi przez króla.

– Dawać go tu!

Dwaj wartownicy przywlekli Zukatana i rzucili na posadzkę. Więzień miał ręce skrępowane do tyłu, a nogi związane ostrym, wpijającym się w ciało rzemieniem.

– Kto cię nauczył tak strzelać? – zapytał Kserkses. Więzień chciał odpowiedzieć, ale nie mógł wydobyć głosu z gardła. Wydał tylko cichy jęk. Odkąd go uwięziono, nie dostał niczego do jedzenia, a przede wszystkim ani kropli wody. Po cóż ‘bowiem zadawać sobie trud żywienia kogoś, kto i tak wkrótce zostanie skazany na śmierć w najstraszniejszych męczarniach? Tak przecież giną wszyscy królobójcy.

– No mów! – przynaglał monarcha.

– Smagnąć go – batem – zaproponował któryś z gości – to odnajdzie język w gębie.

– Nie mogę mówić – wychrypiał Zukatan – nic nie piłem…

– Przecież nie kazałem go głodzić – rozgniewał się Kserkses. – Pięćdziesiąt kijów dozorcy! A tego rozwiązać i dajcie mu soku!

To mówiąc pan wszystkich krajów sam także sięgnął po kubek, ale bynajmniej nie z wodą. Zukatan zaś drżącymi rękoma podniósł do ust podany mu dzban.

– Kto cię nauczył tak dobrze strzelać? – powtórzył Kserkses pytanie.

– Mój ojciec.

– Był żołnierzem?

– Ojciec był tartanu. Dowodził babilońskimi wojskami.

– Jak się nazywał? – Sillaja,. królu.

– Sillaja? – przypomniał sobie władca. – Pamiętam go. Kiedy byłem w Babilonie na koronacji, jakiś Sillaja pełnił przy mnie straż.

– To właśnie mój ojciec. – Jak ci na imię?

– Zukatan – odpowiedział coraz bardziej zdumiony chłopak.

– Doskonale strzelasz. To był piękny strzał, tak trafić biednego Zopyrosa w samą krtań… – Kserkses bardziej podziwiał strzelecki wyczyn młodego człowieka, niż żałował swego krewniaka – głodny jesteś?

– Od. dwóch dni, królu, nic w ustach nie miałem. Rozbawiony król sięgnął ręką do złotej misy i rzucił więźniowi upieczonego ptaka.

– Jedz! – rozkazał. – To jarząbki, które mi przysłali kapłani z Borsippy.

– Sam je strzelałem, wielki królu, w palmowym gaju pod Borsippą, a potem odnosiłem do świątyni, gdzie kapłani zamykali je w klatkach. Trzeba je było trafić strzałą zakończoną kulką. Wtedy ptak nie ginął, ale padał ogłuszony.

– Przydaliby się tacy łucznicy w mojej gwardii. Jedz!

Chłopiec nie dał się prosić. Dworzanie i Persowie ze zdumieniem patrzyli na fantazję królewską. Ale wiadomo, królowi wszystko wolno. Jeśli zechce, to ułaskawi więźnia i jeszcze go mianuje wysokim dygnitarzem lub podaruje jakiś klejnot, który rzuci, jak tego pieczonego jarząbka. Ale przecież to królobójca!

– Co się stało z twoim ojcem?

Chłopiec uniósł hardo głowę:

– Przed trzema miesiącami Persowie zdradziecko zamordowali mojego ojca na jednej z ulic miasta.

Kserkses groźnie zmarszczył brwi. Zuchwałość tego więźnia zaczynała przekraczać wszelkie granice. Podczaszy królewski, który między innymi kierował „uszami i oczami” w całym imperium, szybko zbliżył się do monarchy i coś mu cicho powiedział. Król przyzwalająco skinął głową i rozkazał:

– Przyprowadzić tu zaraz arcykapłana Nergal-ah-usurą. Chyba jeszcze nie został stracony?

– Nie – pospieszył z odpowiedzią dowódca Gwardii – czeka w lochu na swój los.

Przywiedziono z więzienia arcykapłana. Ten, który niegdyś po Szamaszeribie był najpotężniejszą osobą w Babilonie, teraz w podartych i brudnych szatach bił czołem przed perskim władcą.

– Powiedz, Nergal-ah-usurze, prawdę! – rozkazał Kserkses – może w ten sposób ocalisz życie albo zyskasz lżejszą śmierć. Kto zabił tartanu Sillaję?

– O, największy z królów, Szamaszerib szukał powodu, aby wywołać w mieście rozruchy i doprowadzić do wybuchu buntu. Rozkazał więc dwu młodym. kapłanom, aby się przebrali za żołnierzy perskich i zamordowali Sillaję. Stało się to na karum, w czasie największego ruchu. Potem Szamaszerib kazał przenieść zwłoki Sillai do świątyni Esagila i wzywał lud do pomszczenia śmierci dowódcy…

Kserkses skinął ręką i dozorcy wyprowadzili kapłana.

– Słyszałeś, Zukatanie, jaka jest prawda?-

Młody człowiek spuścił głowę. Na próżno usiłował zrozumieć podłość Szamaszeriba.

– Gdybym wcześniej znał prawdą, królu, kto wie, kto zginąłby od mojego łuku… – wyszeptał.

– Przecież mogłeś zabić mnie: - przypomniał sobie Kserkses – nawet nie miałem na sobie zbroi i przedstawiałem łatwiejszy, cel niż Zopyros.

– Chciałem zabić i zabiłem podłego zdrajcę. Człowieka, który doprowadził do zguby Babilon. Ciebie, królu, mogłem zresztą zabić dużo wcześniej.

– Kiedy to mogłeś mnie zabić?

– Pod Borsippą, w palmowym gaju, gdzie omawialiście z Zopyrosem plan zdobycia miasta. Niestety, do mych uszu doszły jedynie strzępy tej rozmowy. Odjechaliście wtedy od swojego orszaku i zatrzymaliście się pod jedną z palm. A ja z łukiem w ręku, siedziałem na jej wierzchołku. Szedłem wtedy do Babilonu, aby na Persach pomścić śmierć ojca, i zaskoczyliście mnie. Nie miałem gdzie się ukryć i wdrapałem się na palmę.

– Rzeczywiście tak było – potwierdził wielki król – pamiętam”, zatrzymaliśmy nasze konie pod jakąś wysoką palmą. Odjechaliśmy od oddziału, aby nikt nie słyszał naszej rozmowy. Mówisz prawdę. Dlaczego wówczas nie strzeliłeś do mnie? Bałeś się śmierci?

– Nie bałem się, lecz wtedy pod Borsippą byłeś, królu, bezbronny. Nie strzela się do bezbronnego. Nie bałem się też śmierci wczoraj. Przecież „nieśmiertelni” byli w baszcie na dole, a ja nad nimi. Wiedziałem, że nie ucieknę.

– Tam, pod Borsippą, poznałeś mnie wtenczas?

– Tak – powiedział Zukatan – bo widziałem ciebie, wielki królu, kiedy wjeżdżałeś do Babilonu na koronację. Stałem wówczas przy boku mojego ojca, tartanu Sillai.

– Zdajesz sobie sprawę z tego, co cię czeka?

– Będzie, jak zechcą bogowie: wasz perski Ahuramazda i nasi babilońscy, Marduk, Nabu, Sin i Enlil. Nikt nie ujdzie swojemu przeznaczeniu. Człowiek nie może. z nim walczyć. Bez różnicy” czy jest Persem, czy Babilończykiem.

Król znowu sięgnął po kubek z winem i zamyślił się. Biesiadnicy z…rosnącym zaciekawieniem przysłuchiwali się rozmowie człowieka, który musi umrzeć, z władcą świata. Ten zdecydowany

na wszystko młodzieniec coraz bardziej podobał się Kserksesowi. Kto wie, gdyby nie ogłosił Zopyrosa królem Babilonu, może by teraz uwolnił od winy i kary jego zabójcę? Ale królobójca musi być ukarany.

– Okażę ci łaskę – powiedział nagle monarcha – proś, o co zechcesz. Tylko darować ci życia nie jestem w stanie. Są prawa, których nawet królom nie wolno złamać.

– O cóż, wielki królu, może prosić człowiek, który musi umrzeć?

– Więc nie masz żadnych życzeń? Nie prosisz nawet o lekką śmierć? – zdziwił się wielki król.

– Nie.

– Patrzcie, dostojni – Kserkses zwrócił się do swoich – czy widzieliście kiedy dziwniejszego człowieka?

– Zaiste, nigdy – przytaknęli trochę niepewnie dworzanie.

– I co mam z nim zrobić? Wiecie przecież, jaką śmiercią umierają ci, co podnieśli rękę na majestat królewski.

– Okaż mu, wielki królu, swoje miłosierdzie – podpowiedział wielki podczaszy, zawsze umiejący zgadywać myśli i uczucia władcy.

– Tak jest! zawołali wojskowi. – To dobry żołnierz i doskonały strzelec!

– Jednakże – mówił Kserkses – za zabicie króla Babilonu ten człowiek musi być ukarany, według naszych praw ustanowionych przez mojego ojca, Dariusza, wielkiego króla, Achemenidę.

– Musi! – znowu przytaknęli dworacy. Zawsze zgadzali się ze zdaniem swojego pana. Niebezpiecznie było mu się sprzeciwiać. Nikt by się na to nie odważył.,

– Ale – dodał władca – za to, że nie zabił mnie, wielkiego króla Kserksesa, należy mu się nagroda.

– Należy! – jednomyślnie wykrzyknęli biesiadnicy.

– Niech więc zapisane będzie, co postanowił król – Kserkses wydał swój wyrok: – Zukatan, syn Sillai, za zabicie króla Babilonu Zopyrosa zostaje skazany na śmierć, jaką się zadaje królobójcom. Za to zaś, że nie strzelił do wielkiego króla i tym samym uratował mu życie, daruje się temu Zukatanowi, synowi Sillai, jeden

dzień życia. Niech wyjdzie z tej sali wolny. Niech chodzi wolny po całym Babilonie. Niech nikt go nie ściga ani nikt go nie prześladuje i nie podnosi na niego ręki, aż czas upłynie. Gdy czas upłynie, zostanie ujęty i poniesie karę przewidzianą przez wielkiego króla Dariusza, Achemenidę, ojca wielkiego króla Kserksesa, króla Persów i Medów, króla krajów.

Pisarze, którzy dzień i noc czuwali zawsze w pobliżu króla, wiernie zapisali na papirusie królewskie słowa. W ogłoszonym wyroku Kserkses po raz pierwszy opuścił tytuł „król Babilonu” i nigdy już więcej go nie użył. W przyszłości całą Babilonię podzielił na dwie części, przyłączył do sąsiednich satrapii i oficjalnie zakazał używać tej nazwy.

Zukatan ciągle jeszcze klęczał przed łożem królewskim.

– Wstań i idź – rozkazał król – jesteś wolny do jutra, do wieczora.

Łucznik podniósł się z klęczek, z trudem stanął na zdrętwiałych nogach i nisko się kłaniając, tyłem wycofał się z sali.

– Niech nikt za nim nie idzie i niech nikt go nie śledzi – powtórzył monarcha – nie wolno mu tylko pozwolić na opuszczenie miasta.

– Nie wyjdzie – powiedział dowódca Gwardii Królewskiej – silne straże czuwają przy każdej z bram. Mysz nie wyśliźnie się z Babilonu, a cóż dopiero ten człowiek!

– A jednak szkoda mi go – zadumał się władca Persów – cóż to za łucznik! Z takiej odległości trafić w cel nie większy od złotego darejka… Wspaniały strzał. Do tej pory nadziwić się nie mogę, jak on trafił…

Wśród biesiadników zaraz znaleźli się tacy, którzy głośno zaczęli wychwalać biegłość młodego łucznika. Król znowu łyknął dobry haust znakomitego greckiego wina, doprawionego żywicą z pinii, i ze śmiechem dorzucił:

– Nawet nie wyobrażacie sobie, drodzy przyjaciele, jaki jestem wdzięczny temu łucznikowi. Wyświadczył on i mnie, i wam ogromną przysługę!

Zebrani milczeli skonfundowani. Zupełnie nie wiedzieli, co wielki król miał na myśli, a woleli głośno nie zgadywać. Kserkses był bardzo ich niewiedzą rozbawiony.

– No cóż, dostojni, nie domyślacie się? Zastanówcie się trochę.

Goście królewscy nadal milczeli, zdziwieni.

– Gdyby nie ten wspaniały łucznik, musielibyśmy aż do naszej śmierci oglądać beznosego i bezuszatego Zopyrosa albo jego potworną maskę. A jedna celna strzała od razu rozwiązała. sprawę – tu Kserkses wybuchnął głośnym śmiechem.

Zaśmiewali się też dworacy i wojskowi. Wielki król był dzisiaj naprawdę w znakomitym humorze. Uczta trwała długo i była bardzo wesoła. Nikt już nie wspomniał o Zopyrosie, którego. odwaga i poświęcenie otworzyły im wszystkie bramy Babilonu, pozwoliły ucztować w tym pałacu, a wielu z nich – dzięki zdobytym łupom i łasce królewskiej – uczyniły bogaczami.

Nikt też nie przejmował się dalszym losem Zukatana. Wielki król okazał mu przecież swą łaskę i darował dzień życia. Jutro straże perskie ujmą królobójcę, nigdzie się nie ukryje. Żaden Babilończyk w obawie o własne życie nie udzieli mu schronienia. A znajdą się i tacy, co za garść złota sami go Persom przyprowadzą.

Pod koniec uczty wielki król znowu wezwał pisarzy i podyktował im rozkaz: świątynia Esagila i Etemenanki, legendarna Wieża Babel, mają być zniszczone. Przystąpi się także do burzenia murów miejskich, aby Babilon nie mógł więcej podnieść ręki przeciwko swojemu władcy. Posąg Marduka należy spalić, aby żaden samozwaniec nie mógł już nigdy „ująć dłoni” boga i ogłosić się królem Babilonu.

Na rozkaz króla nazajutrz zgoniono tysiące ludzi do burzenia świątyni i zrównania z ziemią potężnych fortyfikacji, które praktycznie czyniły Babilon niezwyciężonym” a które nigdy nie uratowały miasta przed najeźdźcą.