158662.fb2
Po słowach Tomka zapanowała w izbie chwila kłopotliwego milczenia. Każdy z obecnych stracił już przecież kogoś z najbliższych lub za kimś tęsknił. Toteż łowcy szczerze współczuli Hunterowi. W milczeniu spoglądali na jego pochyloną na piersi głowę. Pierwszy odezwał się Smuga:
– Nikt nie uchroni się przed swoim przeznaczeniem. Zamiast więc teraz rozmyślać o smutnych koniecznościach życia, zastanówmy się nad tym, co nas czeka podczas wyprawy. Przede wszystkim każdy powinien się orientować w stosunkach panujących w Kenii i Ugandzie, aby nie narazić się później na różne niespodzianki.
– Muszę wyjaśnić, że pan Smuga, jak zwykle podczas naszych łowów, będzie odpowiedzialny za bezpieczeństwo uczestników ekspedycji – poinformował Wilmowski. – Jest doświadczony, już kilkakrotnie podróżował po Afryce, ja znów słyszałem dużo o tym kontynencie, lecz bosman i mój syn przybyli tu po raz pierwszy. Tymczasem, jak zaznaczył pan Smuga, dla uniknięcia w przyszłości niespodzianek wszyscy powinniśmy znać tutejsze warunki, a nawet i trochę historii tego kraju. Porozmawiajmy więc teraz na ciekawiące nas tematy.
– Jeżeli o mnie chodzi, to orientuję się już w historii Afryki – wtrącił Tomek niby to obojętnym tonem, lecz przekorne błyski w jego oczach świadczyły, że od dawna przewidział możliwość sprawienia ojcu niespodzianki.
– Hm, z twoich słów wynika, że wiesz coś niecoś o Kenii i Ugandzie – zdziwił się Wilmowski. – Może więc podzielisz się z nami swymi wiadomościami?
Tomek rozsiadł się wygodnie, położył dłoń na głowie siedzącego przy nim Dinga i przymrużywszy oczy wyrecytował nieomal jednym tchem:
– W końcu czternastego wieku Portugalczycy, jako pierwsi z Europejczyków, zainteresowali się wschodnimi wybrzeżami Afryki.
– Fiu, fiu! A toś sięgnął, brachu, głęboko – mruknął bosman Nowicki rozsiadając się wygodniej.
Tomek spojrzał na niego z wyrzutem i ciągnął dalej: – Wyparli arabskich i perskich kupców, a potem w różnych punktach wybrzeża rozmieścili małe garnizony wojskowe dla ochrony swych interesów. W pierwszej połowie osiemnastego wieku Arabowie z Omanu8[8Oman leży w południowo-wschodniej części Półwyspu Arabskiego.], wezwani na pomoc przez współbraci zamieszkałych w Afryce Wschodniej, wyparli Portugalczyków z północnej części wybrzeża. W następnym stuleciu Arabowie, od dawna osiedleni na Czarnym Lądzie, uwolnili się od opieki Omańczyków. Pod rządami Sayyed Burghasa stali się wyłącznymi panami wschodnich wybrzeży. W głąb lądu w poszukiwaniu kości słoniowej oraz niewolników udawały się tylko pojedyncze karawany. Duże zasługi położyli również angielscy i amerykańscy misjonarze, którzy krzewiąc wśród Murzynów chrześcijaństwo badali jednocześnie kraj. Dopiero w roku tysiąc osiemset czterdziestym ósmym pierwszy biały podróżnik, Rebmann, ujrzał Kilimandżaro, najwyższą górę Afryki. W następnym roku Krapf9[9Johann Ludwig Krapf (1810-1881) – niemiecki misjonarz i badacz Afryki. W 1837r. udał się jako misjonarz do Abisynii, a w 1844 osiedlił się w Rabai koło Mombasy. Krapf z misjonarzami J. Rebmannem (1820-1881) i J. Erhardtem (1823-1901) odbył kilka podróży po wschodniej Afryce, podczas których zasłyszał od krajowców o wielkich jeziorach w głębi kontynentu. W 1855 r. Erhardt opublikował mapę jezior, która zachęciła Anglików Burtona i Speke’a do podjęcia wypraw i odkrycia źródeł Nilu, zobaczył ośnieżone szczyty Kenii. W końcu dziewiętnastego wieku Niemcy i Anglicy podzielili między siebie wschodnią Afrykę Równikową. Wtedy to właśnie Kenia stała się kolonią angielską, a Uganda protektoratem.]
Chłopiec odetchnął głęboko. Triumfująco spojrzał na mężczyzn.
– Brawo, Tomku! Skąd się tego wszystkiego dowiedziałeś? – zapytał Smuga.
– Z encyklopedii w londyńskiej bibliotece – wyjaśnił Tomek z zadowoleniem.
– Można ci powinszować roztropności i pilności – pochwalił ojciec. – Widzę, że jesteś dobrze przygotowany na tę wyprawę. Może teraz pan Hunter łaskawie poinformuje nas o stosunkach panujących wśród krajowców, z którymi podczas łowów będziemy musieli się zetknąć.
– Ludy zamieszkujące Kenię żyją jeszcze w stanie plemiennym, to znaczy grupują się w plemionach nie tworząc jakiegokolwiek państwa10[10Anglicy zarządzający wówczas Kenią przyznali garstce Europejczyków najurodzajniejsze grunty, skazując tym samym krajowców na głód bądź niewolniczą pracę. Toteż szczególnie po II wojnie światowej, tak jak w całej Afryce, wzmógł się w Kenii ruch narodowowyzwoleńczy. Powstało szereg partii pod przewodnictwem przywódców afrykańskich. Domagały się one zniesienia ustaw pozbawiających Murzynów ziemi, zlikwidowania dyskryminacji rasowej oraz przyznania Kenii autonomii. W 1952 r. Anglicy zdelegalizowali Afrykański Związek Kenii i aresztowali jego przywódcę, Jomo Kenyattę, pod pretekstem, że partia ta jakoby ma kierować terrorystycznym stowarzyszeniem Mau-Mau. W Kenii zaprowadzono stan wyjątkowy. Około 87 tyś. krajowców zamknięto w obozach. Rozgorzały walki powstańcze, którym przewodziły szczepy: Kikuju, Embu, Meru i Wakamba. Dopiero w 1959 r. Anglicy znieśli stan wyjątkowy. Ze zjednoczonych krajowych partii powstał Afrykański Związek Narodowy Kenii. Dzięki jego zdecydowanej postawie Anglicy zwolnili Jomo Kenyattę i przyrzekli pewne ustępstwa Afrykanom. Patrz notka nr 6.] – wyjaśnił Hunter. – Ludność nie jest zbyt liczna z powodu dużej śmiertelności, no ipanoszącego się do niedawna jeszcze handlu niewolnikami. Poszczególne plemiona często prowadzą między sobą wojny o bydło bądź bronią się przed białymi kolonistami zagarniającymi im najlepsze pastwiska. Obecnie najwięcej kłopotu sprawiają wojowniczy Masajowie i Nandi11[11W 1907 r. ekspedycja angielska pokonała plemię Nandi i usunęła je do rezerwatu.], którzy napadają nie tylko na swych słabszych współbraci, ale także na pociągi kursujące od roku tysiąc dziewięćset pierwszego na linii Mombasa-Kisumu. Mimo to dotarcie koleją do granic Ugandy stanowi najłatwiejszy odcinek naszej marszruty.
– Jak sobie przypominam, Masajowie zamieszkują okolice Kilimandżaro. Tam, w razie nie sprzyjających warunków w Ugandzie, mamy zamiar odbyć drugą część łowów – wtrącił zafrasowany Wilmowski.
– Postaramy się nawiązać z nimi przyjazne stosunki. Znam jednego z ich wodzów – uspokoił go Hunter. – Gorzej jednak będzie w Ugandzie, dokąd musimy się udać, aby schwytać goryle i okapi. Przecież wpływy Anglików są tam jeszcze bardzo powierzchowne. Mieszkańcy południowej i zachodniej części Ugandy nie są zbyt łatwi do ujarzmienia. W przeciwieństwie do plemion zamieszkujących Kenię, dawno już utworzyli kilka silnych królestw. Największą rolę odgrywa królestwo Bugandy, od którego, razem z resztą wcielonych prowincji, cały kraj przybrał nazwę Ugandy12[12Uganda, dawny protektorat brytyjski, od 1962 r. niepodległe państwo, składa się z szeregu królestw zachowanych z okresu przedkolonialnego. Najważniejsze z nich, Buganda, dominuje nad innymi. Bugandą rządził król, który opierając się na wielkich feudałach dążył do uzyskania niepodległości Bugandy bądź całej Ugandy pod przewodnictwem Bugandy. W 1960 r. polityczna partia – Kongres Narodowy Ugandy – wysunęła żądanie natychmiastowej niepodległości państwa oraz ograniczenia władzy kabaki. Angielski projekt połączenia Ugandy, Kenii i Tanganiki w Federację Afryki Wschodniej nie został zrealizowany.].
Wilmowski uważnie słuchał tych wyjaśnień; teraz rozłożył na stole mapę. Wszyscy się nad nią pochylili.
– Wydaje mi się, że terenem naszych łowów będzie Buganda – odezwał się Smuga podnosząc głowę znad mapy.
– Kto tam jest obecnie władcą? – zagadnął Wilmowski.
– Kabaką, czyli królem, jest obecnie kilkuletni chłopiec Daudi Chwa – odparł Hunter.
– Jak krajowcy ustosunkowani są do białych? – pytał dalej Wilmowski.
– Przyjaźnie, gdy to odpowiada ich interesom – rozpoczął Hunter. – Kiedy w roku tysiąc osiemset siedemdziesiątym piątym Stanley przybył do Bugandy, ówczesny kabaka, Mutesa, oznajmił mu, że chętnie będzie widział misjonarzy w swoim kraju. Ochłódł jednak szybko, gdy za nimi nie ujrzał wojska, koniecznego do ochrony przed zakusami Egipcjan. Jego następca, Mwanga, dwukrotnie stawiał opór Anglikom. Teraz rządzi tam jego nieletni syn bardziej ulegający wpływom, ale kto wie, czy nie jest to tylko cisza przed burzą. Nieliczne oddziałki brytyjskie są kroplą w gęstwie dżungli.
Hunter zamilkł. Wilmowski i Smuga spojrzeli na siebie porozumiewawczo. Tropiciel słusznie przestrzegał ich przed niebezpieczeństwem. Trzeba było mieć doborową, silną eskortę, aby się nie narazić na kłopoty. Tylko bosman Nowicki zdawał się nie przejmować sytuacją. Wesoło mrugnął do Tomka, po czym odezwał się niefrasobliwie:
– Coście tak, szanowni panowie, pospuszczali nosy na kwintę? Bugandczyki nie lubią Anglików i nie ma im się co dziwić. Któż by kochał najeźdźców? Nasza wyprawa to zupełnie inna para kaloszy. Tomek pobawi się trochę z małoletnim kabaka i wyklaruje mu raz dwa, że Polacy nie lecą na niczyją ziemię.
Tomek natychmiast się ożywił:
– Pan bosman podsunął mi pewną myśl – zawołał. – Jeżeli król Bugandy jest tak młody, to na pewno usposobi się do nas przychylnie, gdy mu ofiarujemy jakąś ładną zabawkę.
– Chyba kocioł do gotowania jeńców – mruknął Hunter.
– Czy oni są ludożercami? – zaniepokoił się Tomek.
– Wprawdzie nie słyszałem o tym, ale wiele dziwnych rzeczy można ujrzeć w głębi Czarnego Lądu – odparł Hunter.
– Nie martwmy się na zapas, a na wszelkie niespodzianki najlepszym lekarstwem jest odpowiednie zabezpieczenie się przed nimi – wtrącił Smuga. – Przede wszystkim musimy mieć pewną eskortę. Kogo radzi pan zaangażować?
– Musimy się zastanowić. Idziemy między wojownicze plemiona, powinniśmy więc mieć ludzi odważnych i sprawnych do walki, aby nie zawiedli w niebezpieczeństwie. Masajowie będą się chyba najlepiej nadawali do tego celu.
– Czy oni naprawdę są tak dzielni? – zapytał Tomek.
– O, tak, odwaga ich jest powszechnie znana. To prawdziwi wojownicy – potwierdził tropiciel. – Wyobraź sobie, że już od niemowlęcia przygotowują chłopców do rzemiosła wojennego.
– W jaki sposób to robią?
– No, na przykład opasują niemowlętom łydki od kostek aż do kolan sznurem, a zdejmują go dopiero wtedy, gdy dziecko zaczyna chodzić. W ten sposób hamują rozwój tych mięśni, które, według rozpowszechnionego wśród Masajów mniemania, przeszkadzają człowiekowi w szybkim biegu i skoku. Chłopcom zakuwają ramiona w metalowe obręcze, by naciskać mięśnie najwięcej pracujące przy strzelaniu z łuku. Dzięki skrępowaniu mięśnie te nabierają większej sprawności, podobnie jak koń wyścigowy biegnie lepiej, gdy ma na nogach opaski ściągające mu mocno pęciny. Te dziwne na pozór zabiegi sprawiają, że Masajowie osiągają wspaniałe rezultaty w chodzie, biegu, wspinaniu się, skokach, a także w strzelaniu z łuku, rzutach kamieniem lub oszczepem.
– Wobec tego musimy się postarać o Masajów – stwierdził Tomek.
– Zgoda, niech będą Masajowie, jeżeli pan Hunter tak radzi – dodał Smuga. – Gdzie ich znajdziemy?
– O dwa dni konnej jazdy od Nairobi przebywa plemię, z którego usług już korzystałem. Obóz ich powinien teraz znajdować się tutaj – mówiąc to Hunter pochylił się nad mapą.
Nasi łowcy w skupieniu przysunęli się do niego i długo studiowali trasę wyprawy. W końcu Wilmowski postanowił:
– Wsiądziemy do pociągu w Mombasie i udamy się do Nairobi. Tam postaramy się zwerbować kilku Masajów, po czym pojedziemy koleją aż do Kisumu. Stamtąd wyruszymy do Kampali, skąd bez większych trudności powinniśmy się już dostać do Bugandy. Na zachodnim pograniczu, nad rzeką Semliki i w lasach Ituri, będziemy polowali na goryle, okapi i lamparty. Na inne zwierzęta, jeżeli zajdzie konieczność, urządzimy wyprawę w okolice Kilimandżaro.
– Kiedy wyruszamy? – krótko zapytał Hunter.
– Musimy uzupełnić sprzęt obozowy. Niewątpliwie zajmie nam to trochę czasu – zauważył Wilmowski. – Zapewniono nas, że tutaj można nabyć taniej niż w Europie ekwipunek konieczny na wyprawę.
– Tak też jest rzeczywiście – potwierdził Hunter. – Ponadto w ten sposób unika się przewożenia statkiem zbyt wielu bagaży. Dopiero za trzy dni odjedzie stąd pociąg do Nairobi, nie ma więc pośpiechu.
– Czy pociągi odchodzą tak rzadko? – zdziwił się Tomek.
– Linia Mombasa-Kisumu obsługiwana jest dwa razy w tygodniu. Ponieważ pociąg odjechał wczoraj rano, następny wyruszy dopiero za trzy dni.
– Mimo to nie traćmy czasu i przygotujmy się do drogi jak najszybciej – doradził Smuga.
– Słusznie, najlepiej uczynimy zaopatrując się od razu we wszystko, czego potrzebujemy na wyprawę – poparł go Wilmowski. – Pan Hunter zapewne będzie mógł zaprowadzić nas do sklepu, w którym uzupełnimy ekwipunek.
– Bardzo chętnie – zgodził się Hunter. – Jeżeli macie, panowie, ochotę, to chodźmy natychmiast.
Wkrótce łowcy w towarzystwie tropiciela znaleźli się w dzielnicy europejskiej. Białe wille wprost ginęły wśród drzew i kwitnących krzewów. Tu i ówdzie widniały wielowieczne, olbrzymie baobaby, sprawiające wrażenie słoni świata roślinnego. Tysiące palm kokosowych wysoko, u szczytu smukłych pni powiewało zielonymi wachlarzami liści. Podróżnicy wsiedli do ryksz, wygodnych, dwukołowych powozików ciągniętych przez biało ubranych kulisów. Pomknęli w kierunku centrum miasta leżącego wokół starego portu.
Niebawem ryksze znalazły się w dzielnicy indyjskiej. Niezbyt wysokie, jasne domy wysuwały się osłoniętymi balkonami i przybudówkami ponad ulice. W podcieniach przed sklepami siedzieli w kucki poważni handlarze indyjscy, arabscy lub goańscy. Nie zapraszali przechodniów do oglądania swych towarów, jak to się dzieje w innych miastach wschodnich, lecz na widok wchodzącego do sklepu klienta natychmiast podnosili się ze spokojem i wielką powagą. Na wąskich, krętych uliczkach ryksze posuwały się bardzo wolno. Tomek z uwagą przyglądał się wystawom sklepowym. Nie brak tu było wyrobów ze złota, kości słoniowej, piór strusich, drogich kamieni, jak i oryginalnych indyjskich tkanin stanowiących główny przedmiot handlu. W dzielnicy indyjskiej szczególną uwagę zwracały kobiety o rysach twarzy niezwykle regularnych, o pięknych poważnych oczach, ubrane w różnokolorowe suknie i wąskie spodnie zakończone u dołu szeroką falbanką. Ich szyje, ręce, nogi, uszy i nawet nosy zdobiły bogato rzeźbione srebrne lub złote obręcze, niekiedy wielkiej wartości artystycznej.
Dzielnica murzyńska przedstawiała odmienny widok. Przeważały tu niskie lepianki o małych okienkach, niekiedy o ścianach z chrustu, nie pobielane, z dachami pokrytymi liśćmi palmowymi. Garbate zebu pasące się na jednym z placów przypomniały Tomkowi wyspę Cejlon, na której był w ubiegłym roku, lecz teraz nie miał czasu na wspomnienia, gdyż ryksze wtoczyły się w arabską dzielnicę miasta. Tutaj barwny potok ludzi przedstawiał mieszaninę ras, narodowości i języków. Widziało się Arabów. Indusów, Goańczyków, Europejczyków i prawdziwe mrowie Murzynów o odcieniach skóry od jasnobrązowej do czarnej. Tomek z zapartym tchem spoglądał na przechodniów, z których wielu wyglądem swym przypominało, jakby żywcem wzięte z obrazów, typy piratów i handlarzy niewolników. Napatrzywszy się do syta, łowcy powrócili do dzielnicy indyjskiej. Hunter polecił kulisom zatrzymać się przed dużym sklepem. Powitani uprzejmie przez wysokiego Indusa, właściciela sklepu, wkroczyli w chłodne mury domostwa.
W rozległym składzie piętrzyły się sterty najrozmaitszych przedmiotów. Można tu było nabyć wszystko, począwszy od igieł, a skończywszy na doskonałej broni palnej.
Zakupy zajęły łowcom kilka godzin. Dla siebie i towarzyszy Wilmowski wybrał dwa duże zielone namioty brezentowe oraz cztery białe dla eskorty i tragarzy murzyńskich. Potem przyszła kolej na pięć wąskich, lecz wygodnych łóżek polowych, nad którymi rozwieszało się szczelnie zapinane moskitiery, czyli muślinowe zasłony, chroniące przed owadami. Każdy namiot wyposażono w składany stolik i umywalnię wykonaną z płótna nieprzemakalnego. Wilmowski wybrał również kilka dokładnie zamykanych, blaszanych waliz. Miały one chronić znajdujące się w nich przedmioty przed mrówkami, będącymi prawdziwą plagą dla podróżników i mieszkańców kraju.
W głębi lądu krajowcy nie używali w owym czasie pieniędzy i nie znali ich wartości, należało więc zaopatrzyć się w towary zastępujące monetę. Za radą Huntera nasi łowcy zakupili kilka bel białego perkalu oraz materiału bawełnianego, kolorowe szklane korale, zwane przez krajowców “same-same”, oraz parę zwojów mosiężnego i miedzianego drutu. Jak Tomkowi wyjaśnił ojciec, szklane korale zastępowały Murzynom monetę miedzianą, materiały srebrną, a drut mosiężny złotą.
Następnie nabyto zapasową odzież, koce, lekarstwa, żywność, sól, tytoń oraz kilka karabinów dla eskorty. Wszystko to pakowano od razu w skrzynie i walizy. Tomek zapisywał, gdzie każdy przedmiot został umieszczony, aby później, w razie potrzeby, można go było łatwo odnaleźć. Tuż przed wieczorem paki załadowano na duży wóz, po czym łowcy zmęczeni całodziennymi zakupami powrócili do domku Huntera.