158663.fb2 Tomek u ?r?de? Amazonki - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 12

Tomek u ?r?de? Amazonki - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 12

Nocna wyprawa

Kapitan Nowicki i Zbyszek Karski powrócili z portu jeszcze przed zapadnięciem wieczoru. Zamiast wszystkich bagaży pozostawionych na "Santa Marii" Nowicki przyniósł tylko jedną walizkę.

– A gdzie są nasze rzeczy? – zdziwiła się Sally.

– Na statku, sikorko – odparł marynarz. – Przynosimy pomyślne nowiny. Siadajcie i słuchajcie!

Weszli do saloniku. Grupka przyjaciół rozsiadła się wokół Nowickiego, któremu Sally podsunęła szklaneczkę jamajki. Nowicki wypił mały łyk, po czym zapalił fajkę i rzekłŕ- Ślini popłynie dalej aż do Iquitos. Pojutrze rozpoczyna ładowanie towaru do przewozu, a pasażerów nigdy tu nie brak. Może opóźni to nasz wyjazd o dzień lub dwa, ale za to kobiety i Zbyszek razem z ekwipunkiem wyprawy popłyną wprost do Iquitos.

– Jak to? A pan i Tommy? – zaniepokoiła się Sally.

– Znów jesteś w gorącej wodzie kąpana, ale nic dziwnego, upał tutaj niezgorszy. A więc, jak powiedziałem, kobiety, Zbyszek oraz bagaże popłyną wprost do Iquitos, natomiast Tomek i ja wysiądziemy przy ujściu Putumayo do Amazonki. Stamtąd popłyniemy łodzią do obozu zbieraczy kauczuku. Po porozumieniu się z Wilsonem i Haboku, pospieszymy za wami.

Sally chciała oponować, ale Tomek dotknął jej dłoni i rzekłŕ- Nie upieraj się, moja droga, kapitan proponuje bardzo rozsądny plan. Właściwe trudy, kłopoty i niebezpieczeństwa rozpoczną się dopiero nad Ukajali. Dlatego też nie ma sensu wlec wszystkich nad Putumayo tylko po to, by pomówić z panem Wilsonem. We dwóch uczynimy to o wiele szybciej, a przecież na pośpiechu najbardziej nam teraz zależy.

– Skoro tak, muszę ustąpić. Szkoda tylko, że wyjazd z Manaos się opóźni.

– Co nagle, to po diable – zauważył kapitan Nowicki. – Slim radzi, żebyśmy uzupełnili nasz ekwipunek tutaj, a nie w Iquitos. Tam ceny są wyższe. Poza tym musimy pogadać z konsulem peruwiańskim i z jeszcze jednym facetem, ale to moja i Tomka sprawa.

– Czy to tajemnica? – zaciekawiła się Sally.

– Najpierw naradzę się z Tomkiem, a potem zobaczymy. Ciekaw jestem, dlaczego Nixon zmieszał się, gdy powiedziałeś, że znasz tego gościa, który polecił mu Smugę? Prawdę mówiąc, to i ty, brachu, miałeś niewyraźną minę.

– Istotnie byłem trochę zaskoczony informacją Nixona – potwierdził Tomek.

– A to dlaczego?

– Nie wiedziałem, że Nixon utrzymywał kontakt z Wickhamem.

– Pan Nixon już uprzednio wspominał to nazwisko, gdy zastanawialiśmy się, w jaki sposób można by odszukać pana Smugę – odezwała się Natasza. – Sądził, że może pan Wickham mógłby nam coś poradzić. Podobno przebywał w Brazylii przez dłuższy czas.

– Sprzeciwiłem się nadawaniu rozgłosu sprawie zniknięcia pana Smugi – wtrącił Zbyszek. – Radziłem też wstrzymanie jakichkolwiek poczynań aż do waszego przybycia.

– Słusznie postąpiłeś, Zbyszku – pochwalił Tomek. – Pan Wickham już od trzydziestu pięciu lat przebywa w Anglii. Poza tym pan Smuga nie miał nic wspólnego z aferą Wickhama. Sam mówił mi, że poznał go znacznie później.

– Cóż to była za afera? – zapytała Natasza.

– A jakże, opowiedz nam teraz – zawtórował Nowicki. – Gdy przy Nixonie pytałem cię o Wickhama, uciąłeś rozmowę na ten temat.

– Wickham dokonał jednej z najśmielszych i najoryginalniejszych kradzieży.

– Złodziej?! -r zdumiał się Nowicki. -1 to on właśnie polecił Smugę?!

– Niech się pan uspokoi, Wickham nie tylko nie został ukarany za tę kradzież, lecz nadano mu tytuł baroneta [72] i zapewniono przyszłość.

– Nieprawdopodobna historia! – wtrącił Zbyszek. – Czy posądzasz pana Nixona o współudział w tej kradzieży?

– Ciekaw jestem, co zwędził ten facet, że zamiast kary otrzymał nagrodę? – dziwił się Nowicki.

Tomek roześmiał się i wyjaśniłŕ- Wickham potajemnie wywiózł z Brazylii siedemdziesiąt tysięcy nasion drzew kauczukowych. Sprawa tej kradzieży ściśle wiąże się z historią kauczuku.

– Tommy, czy ty nie żartujesz? – zawołała Sally.

– Przecież te nasiona były wszystkim dobrze znane – powiedziała Natasza.

– Tak samo jak kauczuk – dodał Zbyszek.

– Macie rację, kauczuk jest znany od czasu odkrycia Ameryki. To właśnie Krzysztof Kolumb przywiózł z Haiti czarne kule wyrabiane przez Indian, które podskakiwały, gdy rzucano je na ziemię. Jednak wtedy nikt nie spodziewał się, że kauczuk stanie się kiedyś niemal tak cenny jak złoto. Indianie nazywali kauczuk "cahuchu", czyli "łzy drzewa". Ofiarowując go białym nawet nie przeczuwali, że te czarne kule sprowadzą na nich tyle nieszczęść.

Podróżnik francuski, Charles Marie de la Condamine, po odbyciu wyprawy w dorzecze Amazonki, pierwszy opisał kauczuk i sposób, w jaki się go otrzymuje [73]. Odtąd też co jakiś czas przywożono czarne kule do Europy, lecz gdy Amerykanin Goodyear w 1839 roku wynalazł wulkanizację, zapotrzebowanie na kauczuk wzrosło gwałtownie. Wtedy Brazylia chcąc zapewić sobie monopol na produkcję wydała zakaz wywozu nasion kauczukowca.

Zapotrzebowanie na kauczuk rosło w miarę jak odkrywano coraz to nowe możliwości jego zastosowania. Brazylijskie rzeczne statki nie mogły nadążyć z dostarczaniem cennego surowca. Wówczas Anglia, Stany Zjedoczone Ameryki Północnej i Francja zażądały umiędzynarodowienia Amazonki [74]. Brazylia była zbyt słaba, aby się przeciwstawić tym żądaniom. Statki oceaniczne wpłynęły na Amazonkę, a ponadto rozpoczęto budowę linii kolejowej Madeira-Mamore [75], która miała umożliwić eksploatację kauczuku z terenów Boliwii.

Cena kauczuku stale wzrastała, a Brazylia, jako główny dostawca, bogaciła się i zazdrośnie przestrzegała zakazu wywozu nasion i sadzonek. Wtedy właśnie w Anglii ukazała się książka Wickhama, osiedlonego w Brazylii, w Monte Alto w stanie Para. Prowadził on badania przyrodnicze, a jako leśnik z zamiłowania napisał książkę na temat możliwości hodowania brazylijskiego kauczukowca w warunkach plantacyjnych. Anglia pozazdrościła Brazylii monopolu na kauczuk, toteż pewne osobistości zainteresowały się książką, w której Wickham dokładnie opisał warunki glebowe i klimatyczne konieczne do hodowli i rozrostu cennych drzew.

Podobne warunki klimatyczne posiadała Anglia w swych koloniach na Półwyspie Malajskim, w Indiach i w innych tropikalnych krajach. Gdyby można było założyć tam plantacje kauczukowca, monopol Brazylii przestałby istnieć. Postanowiono potajemnie wywieźć z Brazylii nasiona drzew hevea.

– Do stu zdechłych wielorybów! Teraz domyślam się, że dokonał tego ów Wickham – wtrącił kapitan Nowicki.

– Tak, lecz nie był on pierwszy – wyjaśnił Tomek. – Najpierw spróbował szczęścia botanik Robert Cross, który współpracował z Józefem Daltonem Hookerem, dyrektorem królewskiego ogrodu botanicznego w Kew w Anglii. Cross był znanym badaczem storczyków, więc udał się do Brazylii, skąd razem ze zbiorami kwiatów przemycił trzy tysiące nasion kauczukowca. Trudności transportowe sprawiły, że w ogrodzie w Kew skiełkowało tylko kilka z nich.

Potem do Brazylii przyjechał znany angielski myśliwy, John Farris. Udało mu się wywieźć sadzonki kauczukowca, zaszyte w skóry dwóch olbrzymich krokodyli. Sadzonki pielęgnowane troskliwie na statku pomyślnie przetrwały podróż morską, lecz w cieplarni ogrodu w Kew wszystkie zwiędły. Wtedy konsul angielski w Brazylii nawiązał kontakt z Wickhamem i odwoławszy się do jego uczuć patriotycznych, namówił do zorganizowania niezwykłej kradzieży.

Wickham sprytnie zabrał się do trudnego i ryzykownego przedsięwzięcia. Najpierw przez pewien czas wysyłał z Brazylii do ogrodu Kew w Anglii kosze napełnione różnymi storczykami. Celnicy brazylijscy skrupulatnie kontrolowali kosze, lecz poza orchideami nic w nich nie znajdowali. Toteż kiedy pewnego dnia zawinął do portu w Para angielski statek, płynący jakoby z Manaos do Europy, celnicy niewiele uwagi poświęcili koszom storczyków wywożonym przez Wickhama. W ten sposób przemycił on do Anglii siedemdziesiąt tysięcy nasion, z których pod jego opieką w ogrodzie Kew skiełkowało dwa tysiące osiemset upragnionych roślin.

Potem z wieloma przygodami przetransportowano sadzonki na Cejlon do ogrodu botanicznego w Kolombo, a po jakimś czasie część z nich przewieziono na Półwysep Malajski. Obecnie istnieją już tam duże plantacje [76], które wkrótce staną się poważnym konkurentem dla brazylijskiego kauczuku.

– Niech rekin połknie tego Wickhama! Spłatał Brazylijczykom paskudnego figla – odezwał się kapitan Nowicki. – Czy sądzisz, że Nixon również maczał w tym palce?

– Kradzież nasion miała miejsce w 1875 roku, a więc trzydzieści pięć lat temu – odparł Tomek. – Nixon wygląda na mężczyznę około pięćdziesiątki.

– Pan Nixon ma obecnie pięćdziesiąt cztery lata – wyjaśnił Zbyszek.

– A więc w czasie, kiedy Wickham przemycał te nasiona, miał zaledwie o dwa lata mniej od Tomka – powiedział Nowicki. – Jak z tego wynika, mógł pomagać Wickhamowi.

– Ale to chyba nie ma nic wspólnego z obecnym zaginięciem pana Smugi? – wtrąciła Sally.

– Gdyby tak było, Nixon poinformowałby nas o tym – odparł Nowicki. – Tylko Alvarez mógł spłatać figla Smudze.

– Szczególnie, że był zainteresowany tym, aby przytrafiło mu się coś złego – dodał Zbyszek. – Przecież byłem przy tym, gdy pan Smuga zagroził Alvarezowi, że jeden z nich zginie, jeśli śledztwo potwierdzi jego podejrzenia.

– Alvarez mógł obawiać się, czy Mateo zastraszony przez Smugę nie powie prawdy – zauważyła Natasza.

– Oczywiście, a potem zapewne doniesiono mu, że Smuga wyruszył nad Ukajali do Vargasa – rzekł Tomek.

– Gdyby Smuga powrócił z dowodami winy, Alvarez zginąłby jak amen w pacierzu. I ten drań dobrze o tym wiedział. Dość czczej gadaniny! Mamy z Tomkiem jedną pilną sprawę do załatwienia. Pora już późna, kładźcie się spać.

Natasza spojrzała na Sally, lecz ta nieznacznie przyłożyła palec do ust. Sally zbliżyła się do Tomka, aby pocałować go na dobranoc. Gdy pochylił się ku niej, szepnęłaŕ- Tommy, bardzo proszę, bądźcie rozważni…

– Nie kłopocz się… – szeptem odparł Tomek i serdecznie uścisnął żonę. Sally wyszła do hallu. Natasza i Zbyszek czekali tam na nią.

– Jeszcze nie tak późno, chodź do nas, porozmawiamy – zaproponowała Natasza.

– Dobrze, i tak nie usnęłabym teraz.

Zaledwie weszli do pokoju, Natasza zawołała wzburzonaŕ- Co oni zamierzają uczynić?!

Sally milczała zamyślona. Dopiero po dłuższej chwili spojrzała na zatroskanych przyjaciół i powiedziałaŕ- Rzadko widuje się dobrodusznego kapitana Nowickiego tak rozgniewanego.

– Co oni chcą zrobić? – powtórzyła Natasza spoglądając na męża i Sally.

– Nie bawmy się w zgadywanki! W razie potrzeby potwierdzimy, że pracowali przez całą noc i nie wychodzili z domu – odezwał się Zbyszek, a ciszej dodał: – Żałuję tylko, że nie zabrali mnie ze sobą…

– Ja również! Wszyscy jednakowo kochamy pana Smugę… – powiedziała Sally.

– Najpierw^ John Nixon, taki młody, pełen życia, a potem szlachetny pan Smuga… OSfic nie zmieniłam w jego pokoju, jeszcze liczę na to, że może jednak wróci… – szepnęła Natasza i cicho zapłakała.

*

Kapitan Nowicki położył walizkę na fotelu, po czym otworzył ją i zwrócił się do przyjacielaŕ- Zabrałem ze statku nasze ciepłe spodnie i kurtki, noce są tutaj chłodne. Przebieraj się!

– Co pan zamierza? – zapytał Tomek.

– Za pół godziny mamy spotkać się ze Slimem przed operą. On zna dobrze Manaos i tego drania Alvareza.

– Nikt z nas nie mógłby bez zwrócenia na siebie uwagi rozpytywać o Alvareza. Tutaj wszyscy doskonale wiedzą o jego zatargach z Nixonem i Smugą. Gdyby mu się coś przytrafiło, podejrzenia od razu padłyby na nas. Natomiast Slim może bez obaw rozejrzeć się w sytuacji. To równy chłop, niejedno już z nim przeżyłem.

– Sally odgadła, że chcemy pogadać z Alvarezem. Całując mnie na dobranoc szepnęła: bądźcie rozważni!

– Kto by tam wywiódł ją w pole? – rzekł Nowicki. – Wtedy w Arizonie u szeryfa Allana również domyśliła się, że zamierzamy uwolnić wodza Czarną Błyskawice. Teraz ze względu na Zbyszka i Natkę nie mogła nalegać, żebyśmy zabrali ją ze sobą. Na pewno nie zmruży oka, aż do naszego powrotu.

– Czy rozmawiał pan o Alvarezie ze Zbyszkiem? – dopytywał się Tomek.

– Pytałem o to i owo, ale on pierwszy stale napomykał o Alvarezie.

– Czy był on również przy pana rozmowie z kapitanem Slimem? Nowicki wydobył z walizki pas z rewolwerami, który zakładał w wyjątkowo niebezpiecznych sytuacjach, gdyż zazwyczaj nosił rewolwer w kieszeni spodni. Spojrzał na przyjaciela i odparłŕ- Ze Slimem dogadałem się jeszcze podczas rejsu na "Santa Marii". Od dawna postanowiłem, że jeśli nie zastaniemy Smugi w Manaos, to pogadam z Alvarezem przed odjazdem stąd. Powiem ci od razu, brachu, że jeśli masz zamiar odwodzić mnie od tego, to zostań w domu, bo nie ustąpię. Tak jak twój szanowny rodzic, nie uznajesz przemocy. Dlatego na wszelki wypadek umówiłem się ze Slimem. To chłop mego pokroju. Oko za oko, rozumiesz?!

Tomek spojrzał Nowickiemu prosto w oczy i powiedział przytłumionym głosemŕ- Niepotrzebnie mówi pan to wszystko. Idziemy razem i razem poniesiemy konsekwencje tego, co uczynimy.

– Chodźmy już, niewiele mamy czasu!

Po cichu wyszli do hallu i wymknęli się na ulicę. Na tle nieba usianego jasnymi gwiazdami czerniała wielka kopuła gmachu opery. Po kilku minutach obydwaj przyjaciele przystanęli przed szerokimi kamiennymi schodami. Tomek zaledwie rzucił okiem na marmurowe kolumny podpierające wspaniały fronton, bowiem pomiędzy drzewami przed operą błysnął czerwony ognik. Kapitan Nowicki także zauważył błysk. Trącił Tomka łokciem i weszli na schody.

Kapitan Slim stał oparty plecami o drzewo, palił papierosa. Wyciągnął sękatą dłoń na powitanie i zagadnąłŕ- Czy złe wybrałem miejsce na dzisiejsze spotkanie? Tu zawsze pustka, jakby duchy straszyły!

– Chyba nie wtedy, gdy odbywają się przedstawienia operowe – zauważył Tomek.

– Przedstawienia operowe?! – odparł Slim i zachichotał. – Jak dotąd jeszcze ani jedno się nie odbyło. Gmach taki sam jak w Paryżu, ale to opera bez śpiewaków. Czasem raz na parę miesięcy przyjedzie jakaś wędrowna trupa i to wszystko. Nikt tu nie śpiewa. Miejsce jakby specjalnie wybrane dla nas.

– Faktycznie lokal okazały – przyznał Nowicki. – Spróbowałeś, czy wytrych otwiera zamek?

– Bądź spokojny, otwiera. Wśliźniemy się wejściem dla aktorów. Tomek nie dowierzał własnym uszom.

– Więc chcecie tutaj sprowadzić Alvareza? – zapytał zdumiony.

– Slim to wymyślił jeszcze na statku – odpowiedział Nowicki. – Nie brak mu fantazji, co?

– Tutaj nikt nam nie przeszkodzi. Poza tym, gdyby Alvarezowi coś się przytrafiło podczas pogawędki, sporo upłynie czasu, zanim go znajdą – wyjaśnił kapitan Slim. – Natomiast w jego domu wciąż kręci się wiele służby. Tam nie moglibyście spokojnie z nim pogadać.

– W jaki sposób zwabimy go tutaj? – wtrącił Tomek, z niepokojem obserwując towarzyszy.

– Ustaliłem, że Alvarez codziennie do późnej nocy przebywa w swej knajpie "Tesouro". Potem wraca do domu sam lub w towarzystwie Indianina, swego sługi, którego widzieliście na statku – powiedział Slim.

– Musimy przyłapać go w drodze do domu.

– Co zrobimy z Indianinem, jeśli będą razem? – indagował Tomek.

– Z nim najgorszy kłopot – przyznał Nowicki. – To ślepe narzędzie w rękach Alvareza.

– Głupiec! Dawno sam powinien pchnąć go nożem za tych wszystkich Indian, których Alvarez wyprawił na tamtem świat w swoich obozach kauczukowych – rzekł kapitan Slim. – Cóż, zajmę się nim, jeśli wyjdzie z Alvarezem. Ogłuszę go i zwiążę. Poleży do rana w zaułku.

– Zgoda, ale zajdź go z tyłu – doradził Nowicki. – Ja i Tomek zaopiekujemy się Alvarezem.

– Chodźmy, późno się robi!

W "Tesouro" zabawa Irwała w najlepsze. Poprzez szczeliny w kotarach zasłaniających okna prześwitywało mdławe światło. Orkiestra grała, słychać było gwar rozmów, śmiech i śpiewy.

Trzej spiskowcy zatrzymali się po przeciwnej stronie wąskiej ulicy. Naprzeciwko restauracji stały dwa obszerne budynki zajmowane przez jakieś biura. O tak późnej porze nikogo w nich nie było. Pomiędzy tymi budynkami znajdowało się przejście na tyły zabudowań. Spiskowcy ukryli się w tym przejściu i czekali. Od czasu do czasu małe grupki rozbawionych gości wychodziły z restauracji, lecz Alvareza nie było między nimi.

– Już minęła godzina, a drań wciąż się bawi – mruknął Nowicki.

– To jego knajpa, podobno często przesiaduje w niej a? do zamknięcia – odparł Slim.

– Gdyby wyszedł w większym towarzystwie, nasze zamiary będą udaremnione – zafrasował się Tomek.

Znów upłynęła dłuższa chwila. Naraz jedno skrzydło wahadłowych drzwi uchyliło się i z "Tesouro" wyszła jakaś kobieta. Za nią wybiegł mężczyzna. Przytrzymał ją za ramię i pochylony coś mówił cicho.

– To on! – szepnął Tomek.

– Alvarez… – potwierdził Nowicki.

– Odchodzą razem, co robimy? – zapytał kapitan Slim.

– Poczekaj tutaj chwilę, może ten Indianin wyjdzie, a potem smaruj za nami w kierunku opery – polecił Nowicki. – Z Tomkiem idziemy za Alvarezem.

– On chyba nie ma jeszcze zamiaru pójść do domu, wybiegł za nią bez kapelusza. Sprzeczają się… – zauważył Tomek.

– Chodź, nie marudź! – ponaglił Nowicki.

Przemykali się pod murami domów po drugiej stronie ulicy. Alvarez z kobietą skręcili w pierwszą przecznicę. Nowicki obejrzał się, Slim już biegł za nimi.

– Nie ma Indiańca. Slim nadchodzi! Do stu zdechłych wielorybów, diabli nasłali tę babę. Co z nią zrobimy? – szepnął Nowicki.

– Prędko na drugą stronę! – cicho zawołał Tomek.

Przystanęli pod murem. Tomek ostrożnie wychylił głowę i spojrzał w przecznicę. Zaraz się jednak cofnął i rzekłŕ- Kobieta weszła do domu. Alvarez czeka na nią na ulicy.

– Idziemy, prowadź mnie, jakbym był pijany – szepnął Nowicki. Wysunęli się zza muru. Tomek ujął przyjaciela pod ramię. Szli chwiejnym krokiem. Przed następnym domem za rogiem stał Alvarez.

Dwaj "pijani" mężczyźni nie wydali mu się podejrzani. Przy mdłym świetle rzadko rozstawionych latarni nie mógł od razu ich poznać. Zamyślony tylko zerknął w kierunku nadchodzących i odsunął się na skraj wąskiego chodnika.

Nowicki i Tomek tymczasem już znajdowali się zaledwie kilka kroków od Alvareza. Poza nimi na uliczce nie było nikogo. Tylko w bocznym oknie domu paliło się światło. Gdy zrównali się z Alvarezem, Nowicki zatoczył się na niego. Nim Alvarez zorientował się w sytuacji, otrzymał potężny cios pięścią w podbródek. Tomek sprawnie podtrzymał upadającego. Nowicki zarzucił sobie na ramię zemdlonego; pobiegli w dół ulicy. Niebawem Slim dołączył do nich.

Przystanęli w ciemnym zaułku. Tomek i Slim ujęli pod ramiona odzyskującego przytomność Alvareza.

– Co z dziewczyną? – krótko zapytał Slim.

– Alvarez czekał na nią przed domem – pospiesznie wyjaśnił Tomek.

– Biegnąc za wami nikogo nie zauważyłem. No, jak do tej pory, poszło nam gładko.

Chrapliwy oddech Alvareza przerwał szeptem prowadzoną rozmowę. Po chwili spojrzał nabiegłymi krwią oczami. Na jego twarzy odmalował się wyraz zdumienia.

– Carramba! – zaklął po hiszpańsku. – A czego wy jeszcze chcecie ode mnie?!

– Dowiesz się wkrótce, ale teraz milcz, jeśli ci życie miłe – ostrzegł Nowicki.

– Puśćcie mnie lub oddam was wszystkich w ręce policji!

– Nie zdążysz! – odparł Nowicki. Rewolwer błysnął w jego ręku.

– No, wołaj o pomoc!

– To napad! – krzyknął Alvarez. Spróbował oswobodzić swe ramiona.

Nowicki przyłożył lwylot lufy colta [77] do jego piersi i kciukiem odwiódł kurek.

– Jeszcze jedno słowo, a kula zakończy całą sprawę – zagroził.

– Pójdziesz z nami! Gdyby ktoś nadszedł, udawaj, że jesteś zawiany. Prowadź, Slim, my się nim zaopiekujemy!

Do gmachu opery nie było zbyt daleko. Tomek i Nowicki prowadzili Alvareza między sobą. Alvarez szedł posłusznie czując, że lufa colta dotyka jego boku. Pora była bardzo późna, toteż zaledwie dwukrotnie spotkali przechodniów, którzy widząc grupkę mężczyzn idących chwiejnym krokiem, skwapliwie przechodzili na drugą stronę ulicy.

Na placu przed operą już nie natknęli się na nikogo. Niebawem stanęli przed bocznym wejściem dla aktorów. Slim sprawnie otworzył zamek drzwi. Weszli do korytarza. Slim zaryglował drzwi od wewnątrz, po czym wydobył z kieszeni świecę i zapalił.

– Prowadź! – odezwał się Nowicki.

Slim ruszył w głąb korytarza. Nowicki lufą rewolweru popchnął Alvareza. Po kilku chwilach Slim zatrzymał się i otworzył drzwi.

– Tutaj będziecie mogli porozmawiać – oznajmił i pierwszy wszedł na scenę teatru.

Nowicki popchnął Alvareza.

– Carramba! Co to ma znaczyć? – zawołał Alvarez rozglądając się zdumionym wzrokiem.

Nowicki stanął przed nim, po czym schował rewolwer do pochwy.

– Teraz możemy pogadać. Tutaj nikt nam nie przeszkodzi – rzekł. Alvarez cofnął się o krok, pochylił do przodu…

– Nie sięgaj do kieszeni! Wiem, że masz tam rewolwer – ostrzegł Nowicki. – Ja i mój przyjaciel strzelamy równie dobrze jak… Smuga.

Alvarez znieruchomiał. Błysk zrozumienia, a potem niepokoju odzwierciedlił się w jego oczach.

– Kim jesteście? Czego chcecie? – zapytał po chwili.

– Myślałeś, że chodzi nam o tę zaczepkę na statku? Nie, dostałeś za swoje i z tamtym kwita – wyjaśnił Nowicki. – Dzisiaj zdasz nam rachunek z tego, co uczyniłeś Smudze. Jesteśmy jego przyjaciółmi.

Wyraz ulgi odmalował się na twarzy Alvareza.

– A więc o niego chodzi? – powiedział. – To jakieś nieporozumienie. Nie wyrządziłem nic złego senhorowi Smudze. Nie wiem nawet, gdzie on jest obecnie. Kilka miesięcy temu oznajmił mi, że wyjeżdża nad Rio Putumayo. Od tej pory więcej go nie widziałem.

– Słuchaj, nie mamy czasu na zabawę w ciuciubabkę. Wiemy, co Smuga powiedział tobie przed wyjazdem nad Putumayo i wiemy również, po co tam pojechał. Smuga znalazł dowody twej winy. Dozorca Mateo wyznał wszystko. Potem Smuga udał się nad Ukajali, aby ująć Cabrala i Josego, czyli nasłanych przez ciebie morderców Johna Nixona. Z wyprawy tej nie powrócił i ty na pewno wiesz, co się z nim stało!

– Dlaczego mam wiedzieć?! – zapytał Alvarez.

– Smuga powiedział ci, że porachuje się z tobą, gdy tylko zdobędzie dowody twej winy. Doniesiono ci, że odkrył prawdę. Tyś ostrzegł Cabrala i Josego, a oni przygotowali zasadzkę.

– To nieprawda! – gwałtownie zaprzeczył Alvarez.

– Więc nie wiesz, gdzie on jest?

– Nie wiem!

– Dobrze, twoja sprawa. Smuga upewnił się, że to ty nasłałeś morderców na Johna Nixona. Gdyby wrócił, już gryzłbyś ziemię. Przez ciebie Smuga przepadł, a może nawet zginął. Skoro nie mógł wykonać tego, co zapowiedział, teraz nam zdasz rachunek ze swych uczynków.

– Jest was trzech przeciwko mnie!

– Masz rację, to byłoby morderstwo, chociaż sam nie przebierałeś w środkach i nie dałeś szans obrony nieszczęsnemu Johnowi Nixonowi. My jednak jesteśmy ludźmi innego pokroju niż ty. Tylko ja tutaj zastąpię Smugę. Jeśli pokonasz mnie, będziesz mógł spokojnie odejść.

– Nie wierzę!

– Slim i Tomek! Słyszeliście, co powiedziałem? – zapytał Nowicki.

– Za wiele ceregieli robisz z tym draniem. Powinniśmy powiesić go i kwita! – odparł Slim.

– To już nie twoja sprawa!

– Dobrze, niech będzie, jak chcesz – odparł kapitan Slim.

– Sąd powinien go osądzić, ale wiem, że nie uwierzono by nam na słowo – powiedział Tomek. – Poza tym pan Alvarez uznaje prawo silniejszego. Jeśli teraz zwycięży, odejdzie stąd wolny, ale nie obiecuję, że potem się z nim nie spotkam.

– No, wybieraj! Rewolwer czy nóż?! – zawołał Nowicki. Alvarez przenikliwym wzrokiem zmierzył przeciwnika. Sam nie był ułomkiem i posiadał zaprawę w bijatykach. Bardziej był pewny noża niż rewolweru. Po chwili namysłu odparłŕ- Skoro zmuszacie mnie do walki, niech będą noże.


  1. <a l:href="#_ftnref72">[72]</a> Tytuł szlachecki w Anglii, ustanowiony w 1611 r. przez króla Jakuba I.

  2. <a l:href="#_ftnref73">[73]</a> Było to w roku 1751. De la Condamine, francuski matematyk i podróżnik, jako adiunkt paryskiej Akademii Nauk, wraz z Bouguerem i Godinem dokonał w Ekwadorze w latach 1736-42 pomiarów łuku południka ziemskiego na równiku. Pomiary te, wraz z wcześniejszymi dokonanymi w Chile i Peru, umożliwiły obliczenie wymiarów Ziemi. W drodze powrotnej Condamine popłynął Amazonką i między innymi badaniami, nakreślił pierwszą dokładniejszą mapę tej rzeki, opartą na obliczeniach astronomicznych.

  3. <a l:href="#_ftnref74">[74]</a> Brazylia otworzyła żeglugę po Amazonce dla wszystkich państw w 1866 r.

  4. <a l:href="#_ftnref74">[75]</a> Madeira – największy prawobrzeżny dopływ Amazonki, utworzony z rzek – Mamore i Beni, wypływających z Andów na terenie Boliwii. Madeira płynie przez Boliwię i Brazylię; długość jej wynosi 3240 km, a dorzecze 1100 tyś. km2. W celu utrzymania ciągłości transportu w miejscach obfitujących w wodospady, rozpoczęto budowę linii kolejowej Madeira – Mamore o długości około 367 km, którą ukończono w 1913 roku. Jest ona ważną arterią transportową dla wywozu z olbrzymich lasów drewna i kauczuku.

  5. <a l:href="#_ftnref76">[76]</a> Produkcja kauczuku na Cejlonie i Malajach przekroczyła w 1914 r. dostawę kauczuku z drzew dzikich, a obecnie plantacje dostarczają około 98% całej ilości produkowanego kauczuku naturalnego.

  6. <a l:href="#_ftnref77">[77]</a> Colt – sześciostrzałowy rewolwer bębenkowy, opatentowany w 1835 r. przez amerykańskiego inżyniera i konstruktora – Samuela Colta.