158663.fb2
Biali goście ochoczo wzięli udział w przygotowaniach do pożegnalnej uczty. Kapitan Nowicki wybrał się z Haboku na polowanie, a Wilson wyruszył czółnem na połów ryb. Tomek natomiast pozostał w wiosce, aby przypilnować złożonych w namiocie bagaży.
Według informacji Wilsona Indianie Cubeo posiadali dość swoiste rozróżnienie własności prywatnej. Ogólnie uznawali dwa, a nawet trzy rodzaje własności. Do całej społeczności należały przedmioty zrobione przez naczelnika klanu lub jego żonę, przeznaczone do powszechnego użytku, a więc: duża łódź mogąca pomieścić kilkadziesiąt osób, wielkie naczynia na chichę, piece maniokowe, prasa do trzciny cukrowej i ławki dla gości. W znacznie mniejszym zakresie własność publiczną stanowiły przedmioty używane do ceremoniałów oraz instrumenty muzyczne. Natomiast pełną własnością prywatną były sprzęty domowe, łodzie, broń, błyskotki, ozdoby, ubranie i towary nabywane od Europejczyków. Poza tym Cubeowie nie krępowali się zbytnio pożyczaniem czegoś od innych, nawet bez ich wiedzy. Dlatego też Tomek miał pilnować namiotu.
Tomek nie narzekał na przymusowy pobyt w obozie, gdyż umożliwiał mu on poczynienie różnych obserwacji. Baseny rzek Amazonki i Orinoko wciąż jeszcze były nie znaną ziemią pod względem etnograficznym. Tak mało wiedziano o pierwotnych mieszkańcach nizin i tropikalnych lasów Ameryki Południowej, a tymczasem wiele zupełnie nieznanych plemion indiańskich wymierało niemal z dnia na dzień. Poza tym niektóre plemiona przenosiły się z pierwotnych miejsc zamieszkania i zatracały swą odrębność kulturową łącząc się z innymi. Liczne rzeki ułatwiały dalekie wędrówki pierwotnym mieszkańcom tropikalnego lasu. Z tego względu w olbrzymim basenie Amazonki znajdowały się ślady zwyczajów i języków właściwych nawet dla bardzo odległych okolic. Leśni Indianie wszędzie napotykali pokrewny klimat, florę i faunę oraz typowy dla nich sposób życia: rzeczny i leśny. Łatwość podróżowania oraz podobne warunki bytu tworzyły podstawę, na której kształtowały się wszystkie kultury amazońskie, a szeroko rozprzestrzeniona ogrodowa uprawa manioku i szamanizm nadawały im jednolity charakter.
Tomek zdawał sobie sprawę z rzadkości okazji i skwapliwie obserwował życie Indian Cubeo. Od razu też zauważył, że rodzice inaczej traktowali dziewczynki niż chłopców. Córki były popychadłami swoich matek. Rankiem szły z matkami na poletko maniokowe, gdzie przez cały czas pozostawały pod ich bacznym i surowym wzrokiem. Potem dziewczęta musiały pomagać w pracach domowych.
Synowie byli ulubieńcami matek. Chłopcy w wieku od lat sześciu do piętnastu organizowali się w grupy; każda z nich wybierała sobie dowódcę. Na centralnym placu przed maloką zabawiali się chodzeniem na szczudłach lub wyplatali z włókien żmije, które "chwytały" za palec. Chłopięce grupy same zaopatrywały się w żywność, kąpały w rzece i włóczyły po lesie. Czasem włączały się do śpiewów i tańców lub nawet uczestniczyły w obrzędach dorosłych mężczyzn. Rodzice nigdy nie karcili dzieci, gdy te coś zgubiły, ponieważ robienie wyrzutów było uważane przez Cubeów za objaw złego wychowania.
Tomek zwrócił uwagę na szamana, czyli czarownika, który na głównym placu przed domem udzielał porad "lekarskich". Każda społeczność Cubeów miała swego czarownika i wierzyła w jego niezwykłą moc. Według Cubeów wielcy szamani-jaguarzy mogli sprowadzać silne wiatry, grad, burze i mgły, a także leczyć i zabijać. Tomek wręczył szamanowi kilka drobnych upominków. Potem dyskretnie pytał o różne zwyczaje. Gdy szaman rozgadał się na dobre, Tomek napomknął, że zdobywanie pożywienia nie sprawia Cubeom zbyt wiele trudności.
– Prawdę rzekłeś – potwierdził szaman. – Przecież żyjemy w najlepszych czasach. Dawniej ludzie głodowali, bo musieli żywić się tylko sokami drzew i korą.
– Czyżby? – zdziwił się Tomek. – Myślałem, że maniok znany był Indianom od bardzo dawna.
– Byłeś w błędzie, pierwsi ludzie nie znali innego pożywienia prócz soku drzew i kory – odparł szaman. – Maniok i inne pożyteczne rośliny nauczyli się uprawiać znacznie później.
– A któż ich tego nauczył?
– Było to tak! Pewnego razu głodny stary Indianin chodził po lesie szukając jadalnej kory. W gąszczu przypadkiem natrafił na aunhoku, czyli drzewo posiadające liście rośliny manioku. Korzenie manioku spadały na Indianina, ale on nigdy nie widział takiego drzewa i nie wiedział, co ono rodziło. Owo drzewo rosło w przesiece. Indianin zauważył, że było strzeżone przez różne zwierzęta. Zaczął zastanawiać się, co powinien uczynić. Wtedy właśnie nadszedł mądry aguti [107]. Starzec zdziwił się, ponieważ • aguti zaczął zjadać korzenie, które spadały z drzewa. Korzenie manioku wówczas nie posiadały skóry. "Co tyjesz?" – zapytał starzec, a aguti odparł: "Maniok". Aguti powiedział potem, żeby ludzie oczyścili pole pod uprawę. Starzec zwołał więcej Indian, a gdy ci przygotowali pole, aguti polecił im ściąć aunhoku. Indianie ścięli je kamiennymi toporkami. Drzewo wkrótce upadło, wtedy wszystkie zwierzęta obstąpiły je i zabrały się do jedzenia. Starzec zobaczył, że każda gałąź rodziła co innego. Na jednej rosły banany, na drugiej trzcina cukrowa, na innej pataty, a jeszcze na innej turu, czyli trucizna. Aguti powiedział Indianom, żeby ucięli po jednej gałęzi i zasadzili je na polu. W ten sposób Indianie nauczyli się uprawy różnych roślin i już nigdy nie byli głodni.
– Myślę, że przedtem również nie musieli głodować. Przecież w lasach zawsze było pełno zwierzyny – zauważył Tomek.
– A właśnie że nie mogli polować! – zaprzeczył szaman. – Pierwsi ludzie nie umieli używać broni. Dopiero Kuwai [108] pokazał im, jak należy łowić ryby na haczyk i linkę oraz nauczył posługiwania się bronią. Poza tym niektórych zwierząt w ogóle nie wolno zjadać. Na przykład mięso leniwca [109]uczyniłoby człowieka bardzo leniwym.
– Widać, że Cubeowie nie jadają leniwców, od świtu do wieczora prowadzą pracowity tryb życia – zażartował Tomek. – Kobiety wasze nie odpoczywają przez cały dzień, a nawet dziewczęta pracują.
– Dawniej, gdy kobiety miały flety i bębny, przez cały dzień nic nie chciały robić, tylko grały – wyjaśnił szaman. – Wtedy Duch rozgniewał się, odebrał kobietom instrumenty i dał je mężczyznom. Od tego czasu mężczyźni muszą ukrywać flety i bębny przed kobietami, a gdyby któraś z nich ujrzała je, musiałaby być uśmiercona czarami.
– Wobec tego co robią kobiety, gdy mężczyźni grają na tych instrumentach? – zapytał Tomek.
– Muszą przebywać poza maloką i wracają dopiero wtedy, gdy schowamy w bezpiecznym miejscu flety i bębny.
Tomek miał ochotę rozmawiać jeszcze dłużej, ale nowi pacjenci już czekali na porady lekarskie.
Około południa kapitan Nowicki i Haboku powrócili z polowania.
– Łowy nie były zbyt pomyślne – Tomek powitał przyjaciela, widząc, że myśliwi wyładowują z łodzi tylko młodego tapira i kilka ptaków.
– Mieliśmy dwa tapiry, ale Haboku oddał jednego Indiańcom z sąsiedniego klanu, na których terenie ustrzeliliśmy zwierzaki – wyjaśnił kapitan Nowicki. – U nich już taki zwyczaj, że jeśli upolujesz zwierzynę na obcym łowisku, to połowę oddajesz, a połowę zabierasz. Niby to dzikusy, lecz bardzo uczciwi i pilnują porządku.
– Muszę to zanotować – powiedział Tomek. – Czy może rozmawialiście jeszcze o czymś ciekawym?
– Próbowałem nagabywać Haboku o to i owo, ale nie chciał gadać w lesie. Obawiał się, że mogłyby nas podsłuchać i napaść wielkoludy.
– Czyżby mieszkało tu w pobliżu jakieś wysokorosłe plemię? – zapytał Tomek zaintrygowany.
– Gdzież tam, brachu! To legendy, w które oni wierzą. Aż mi się na śmiech zbierało, gdy taki odważny myśliwy jak Haboku mówił poważnie o włochatych olbrzymach z dwoma twarzami i lepkim ciałem. Zapewniał mnie, że olbrzymy szczególnie polują na matki i dzieci, które zjadają. Opowiedział, że któryś z jego przodków nawet schwytał i zabił takiego olbrzyma. Mówił również, że można tego dokonać tylko wtedy, gdy księżyc jest przyćmiony lub czerwony i nisko na niebie.
– Będę musiał przy okazji porozmawiać z nim na ten temat. To intrygująca legenda.
Przed zachodem słońca wszystkie kobiety ukryły się w malokach. Był to znak, że mężczyźni rozpoczynają obrzędy rytualne. Biali goście dyskretnie usunęli się na ubocze, lecz jednocześnie ciekawie zerkali w kierunku przystani dla łodzi, przy której zgromadzili się wojownicy. Kilku z nich wydobyło z ukrycia w zaroślach święte rogi i bębny. Przy ich wtórze Haboku wraz z pięcioma innymi wojownikami wykąpali się w życiodajnej rzece. Podczas kąpieli nacierali swe ciała sokami pewnych roślin. W ten sposób przodkowie plemienia przebywający w toni rzeki mieli dodać im męstwa.
Potem wojownicy dokonywali prób wytrzymałości. Biczowali się wzajemnie rózgami, a w końcu wkładali ramię do wielkiej kalebasy z czerwonymi, kąśliwymi mrówkami. Po próbach męstwa obeszli plac przed malokami grając na świętych bębnach i fletach. Gdy instrumenty z powrotem ukryli w nadrzecznych krzewach, udali się do domu; na zaproszenie naczelnika klanu poszli tam również biali goście.
Kobiety podały kolację, a gdy ta dobiegła końca, mężczyźni zasiedli w dwóch rzędach ław ustawionych naprzeciwko siebie i rozpoczęli ceremonialne palenie cygar. Trzymali je w drewnianych szczypcach, których koniec można było wbijać w ziemię. Kilka cygar wędrowało z ręki do ręki. Każdy mężczyzna pociągał raz lub dwa razy i podawał dalej. Haboku pozwolił również pociągnąć dymu swej żonie, co wyrażało duże do niej zaufanie.
W pewnej chwili Tomek trącił łokciem przyjaciela i szepnąłŕ- Do licha, popatrz! Wnoszą chichę… Nie wiem, czy zdołam ją przełknąć.
– A to dlaczego? – zdumiał się kapitan Nowicki. – Piłem już chichę, nawet wcale przyjemny napój!
– Czy nie słyszałeś, jak oni go robią?
– Niby jak?
– Naprawdę nie wiesz?
– Przecież nie jestem miejscowym piwowarem! – oburzył się Nowicki.
– Słuchaj więc! Po odpowiednim zmiękczeniu i wysuszeniu skrobią korzenie manioku, przesiewają przez sito i kładą do prasy. Suche grudki delikatnie przypiekają na piecu i przerabiają w ziarno. Z tych ziaren pieką małe ciastka maniokowe.
– Miałeś mówić o napitku, a gadasz o ciastkach – oburzył się Nowicki.
– Nie przerywaj mi! Otóż właśnie te ciastka przeżuwają w ustach, a potem grudki nasycone śliną wypluwają do gara i mieszają z wodą. Po rozpoczęciu fermentacji dodają trochę trzciny cukrowej i wszystko to razem fermentuje przez kilka dni.
– Pewno masz rację, muszą dodawać trzciny cukrowej, bo chicha jest słodka – powtórzył No wieki.
– Więc naprawdę mógłbyś ją pić?
– Czegoś ty się przyczepił do ich napitku?
– Przecież on fermentuje na ludzkiej ślinie!
– A jak mają to robić, skoro nie znają innego sposobu! Czy nie, zauważyłeś, jaki to higieniczny naród? Myją usta i zęby po każdym; jedzeniu!
– Chyba żartujesz!
– Słuchaj, brachu! Najlepiej nie zaglądaj nikomu do garnków. Czego oczy nie widzą, to gardło gładko przełknie. Nie takie specjały już jedliśmy w różnych krajach. Czy zapomniałeś, jak to podrzucałeś mi 4 cukrzone pijawki w Turkiestanie Chińskim? Gdy wejdziesz między wrony, to kracz jak one!
Mężczyźni wnieśli kilka dużych naczyń, przypominających drewniane bębny. Były napełnione chicha. Stawiając w korytarzu każdy ceber, mówiliŕ- Nikt nie wyjdzie stąd, dopóki chicha nie będzie wypita.
Goście chórem odpowiadali:
– Nie wyjdziemy, aż zwymiotujemy.
Chicha była podawana z rąk do rąk w małych kalebasach. Tomek tylko udawał, że pije i szybko przekazywał naczynie z napojem przyjacielowi, który bez mrugnięcia okiem wychylał je do dna. Wilson również wypił sporo, gdyż obcując z Indianami przez długi czas przyzwyczaił się do ich pokarmów i napitków.
Tomek odetchnął lżej. Indianie przynieśli bębny i piszczałki. Mniemał, że uczta pożegnalna zakończy się tańcami. Zaciekawiony spoglądał na czterech mężczyzn, którzy przystanęli w głębi korytarza przy tylnym szczycie domu. Stanęli ramię przy ramieniu, opasując lewą ręką ramię towarzysza, podczas gdy w prawej trzymali długie flety do tańca, niemal sięgające od ust aż do podłogi.
Tancerze rozpoczęli grać melodię, zwaną piosenką motyla. Muzykanci na uboczu zawtórowali na piszczałkach i bębnach. Tancerze, nie przerywając gry na fletach, wolno posunęli się o krok, przystanęli, potem wykonali dwa krótkie kroki i znów zatrzymali się, następnie prawie przebiegli trzy kroki. W ten sposób przesuwali się wzdłuż korytarza i jednocześnie pochylali rytmicznie ciała w przód i w tył oraz z gracją zataczali się z boku na bok korytarza.
W pierwszym szeregu tańczył naczelnik klanu, Haboku i dwaj jego bracia. Za nimi znajdowali się Cubeowie, którzy także mieli wyruszyć na wyprawę, a dopiero za nimi byli inni.
Tancerze dotarli już niemal do połowy korytarza. Dziewczęta chichotały, potrącały się łokciami i poruszały ramionami w takt muzyki.
Wtedy jedna ze starych kobiet zachęciła jeŕ- Idźcie tańczyć!
Trzy dziewczyny przełamały swą nieśmiałość i pobiegły za tancerzami. Przemknęły się pod ramionami mężczyzn i otoczywszy ich kibić lewą ręką zaczęły tańczyć z nimi. Po chwili dziewczęta się zmieniły. Przy końcu korytarza tancerze wydali przeciągły wysoki okrzyk i zawrócili.
Tańce nie trwały zbyt długo. Potem kobiety usunęły się do swych mieszkań, a mężczyźni siedli na matach na podłodze. Naczelnik wniósł dużą kalebasę. Wilson pochylił się do przyjaciół i szeptem rzekłŕ- Teraz najlepiej wycofajmy się dyskretnie. Będą pili święty lek mihi.
– Cóż to takiego? Czy gości tym nie częstują? – zapytał Nowicki.
– Poczęstują, ale mihi wyrabiają z narkotycznej rośliny [110], która wywołuje wizje i utratę przytomności.
– Ma pan rację, najlepiej wyjdźmy już – powiedział Tomek.
– Wywołuje wizje? – zaciekawił się Nowicki. – W Chinach próbowałem palić opium. Czy mihi działa tak samo?
– Nie wiem, boję się narkotyków. Wychodzimy? – nalegał Wilson.
– Mam pomysł! Wy dwaj czmychajcie do namiotu, a ja dla oka pozostanę – zaproponował Nowicki. – Tomek zbiera ciekawostki z życia krajowców, więc… poświęcę się dla nauki.
– Powiedz po prostu, że jesteś ciekaw działania narkotyku – mruknął Tomek. – Przez tę ciekawość wpakujesz się kiedyś w niezłą kabałę!
– Nie kracz, brachu! No, teraz wiejcie stąd, bo potem będzie trudno… Nowicki został sam. W tej właśnie chwili naczelnik podał kalebasę z mihi pierwszemu mężczyźnie, mówiącŕ- Pij prędko, abyś wkrótce się upił!
– Teraz upiję się szybko – odparł częstowany. Następny Cubeo zawołałŕ- Ho, ho, hooooo! Oto nadchodzi! Jak się czujesz?
– Dobrze, patrz, jest gorzka!
– Smakuje gorzko. O, nasi dawni przodkowie także to pili. Pozwól mi się napić!
Kolejno wszyscy wypili jedną porcję, potem drugą. Naczelnik wniósł następną kalebasę z mihi. Pierwszy z rzędu Cubeo po wypiciu trzeciej porcji rzekłŕ- Skończyliśmy picie. Dziękuję, siadam, aby mieć wizje [111]. Kapitan No wieki nie uchylił się od trzeciej kolejki. Oparł się plecami o ścianę. Ciemnobrązowe, nagie ciała współbiesiadników zaczęły mienić się purpurą krwi. Wkrótce cała maloka stała się jednym wielkim, krwawym obłokiem. Wyłaniały się z niego najrozmaitsze twarze, obce i znajome. Z purpurowego tumanu wyjrzał Smuga. Nowicki chciał powstać, lecz tylko ciężko osunął się na matę. Smuga stał tuż przy nim. W jednej ręce trzymał głowę jakiegoś mężczyzny, w drugiej własną. Potrząsał nimi, a obydwie głowy wykrzywiały twarze w okropnym grymasie. Nowicki zdumiał się, Smuga miał na karku dwie głowy, a nawet trzy! Piękne, zwiewnie ubrane Indianki tańczyły wokoło niego. Wśród tańczących dostrzegł Sally i Nataszę… Potem zaczęły żuć ciasto maniokowe na chichę i wypluwały je do wielkich naczyń, które tańczyły razem z nimi. Krwawy tuman z wolna je pochłonął. Teraz dżungla pyszniła się różnokolorowymi kwiatami. Jakieś nieznane drzewa pochylały swe kwiaty nad Nowickim. Poczuł ciężki, odurzający zapach. Zaczął się dusić. Mnisi tybetańscy obstąpili go kołem, tańczyli taniec życia i śmierci. Krzyknął na nich, aby odeszli, ale oni strząsnęli z siebie habity razem z ciałem i dalej tańczyli podzwaniając szkieletami. Naraz pomiędzy kościotrupy wkroczył ojciec Tomka. Surowym spojrzeniem spłoszył łamów, a potem przeciągle spojrzał na Nowickiego. Pogroził mu palcem, wziął za rękę i poszli razem. Oto są w parku. Nowicki wzruszony spogląda na łazienkowski pałac. Jest most, woda, są również wspaniałe, białe łabędzie. Nadchodzi Tomek, a za nim kroczy długi sznur różnych zwierząt. "W Łazienkach założymy ogród zoologiczny" -mówi Tomek. Lwy, tygrysy, pantery, jaguary, nosorożce i słonie same budują dla siebie klatki, wchodzą do nich i zamykają za sobą drzwi. Mrugają do Nowickiego, wołają, żeby zrobił dla siebie klatkę. Nowicki ucieka na Powiśle. Już jest przed domem, w którym spędził dzieciństwo.
Wbiega na schody. Nagle drogę zagradza mu Pedro Alvarez. Jednym uderzeniem powala go na ziemię i kopie w brzuch. Nowicki próbuje zasłonić się przed ciosami, ale bezskutecznie. Powtórne uderzenia przyprawiają go o mdłości. Dostaje torsji…
Z purpurowego tumanu wyłania się mroczne wnętrze maloki. Odgłosy wymiotowania stają się coraz realniejsze. Nowicki wstrząsnął się, jakby wypłynął z toni. Niektórzy Cubeowie już również wymiotowali…
Nowicki z trudem powstał z maty. Chwiejnym krokiem wyszedł z maloki. Na brzegu rzeki rozebrał się i umył. Drżąc z chłodu wziął ubranie pod pachę, po czym wśliznął się do namiotu. Tomek i Wilson spali w najlepsze. Nowicki położył się w hamaku, nakrył kocem i mruknąłŕ- Niech rekin połknie święte mihi, dobrze mi tak, skórom nie słuchał mądrzejszych.
Wkrótce znów spacerował po Łazienkach…
<a l:href="#_ftnref107">[107]</a> Aguti (Dasyprocta aguti) zwierzątko z rodziny Caviidae, o gęstym i lśniącym futerku czerwonożółtym z domieszką czarnobrunatną i nagim podgardlu. Żyje w Brazylii w dorzeczu Amazonki i we wschodnim Peru. Żywi się przeważnie owocami i nasionami roślin. Aguti najczęściej spotykane jest pojedynczo; niepokojone szybko umyka. Samiczka w okresie godowym buduje w norze gniazdo wysłane miękką sierścią i tam rodzi potomstwo.
<a l:href="#_ftnref108">[108]</a> Kuwai – mitologiczny bohater kulturowy Cubeów.
<a l:href="#_ftnref108">[109]</a> Leniwiec należy do rzędu szczerbaków amerykańskich, w skład których wchodzą: pancerniki, mrówkojady i leniwce. Brazylię północną oraz Gujanę zamieszkuje leniwiec dwupalczasty (Choleopus didactylus). Długość jego tułowia dochodzi do 70 cm. Przebywają w lasach o bogatej roślinności i żywią się listowiem i owocami. Obfitość pożywienia, jak i łatwość zdobywania go pozwala leniwcom pędzić spokojny, leniwy tryb życia. Dzięki potężnym, haczykowatym pazurom mogą bez zmęczenia utrzymywać się całe dnie zawieszone na gałęziach. Głowę potrafią odwracać o 180 stopni. Uwłosienie mają przystosowane do wiszącego trybu życia: włosy rosną od części brzusznej ku grzbietowi.
<a l:href="#_ftnref110">[110]</a> Lek mihi wyrabiają Indianie z rośliny Banisteriopsis caapi i innych. Wywołuje wymioty, a przy silnych dawkach straszne halucynacje.
<a l:href="#_ftnref111">[111]</a> Obrzędowa rozmowa podczas picia świętego leku mihi, który podawany jest w rytualny sposób w nigdy nie mytym naczyniu.