158664.fb2 Tomek w grobowcach faraon?w - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 19

Tomek w grobowcach faraon?w - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 19

Nocny napad

Wiatr, jakby wyczerpał swą moc podczas nocnego zrywu, wiał coraz słabiej aż wreszcie zupełnie ucichł. Żagle smętnie opadły, a statek niemal stanął w miejscu… Dopiero teraz stało się jasne, do czego potrzebna jest tak liczna załoga. Wszyscy oprócz reisa i mestamela czyli sternika chwycili za wiosła i rozpoczęli mozolne przepychanie się pod prąd. W pewnym momencie zachodnie wybrzeże rzeki przeszło w łagodną plażę. Teraz wioślarze porzucili wiosła i chwytając grubą linę, pospiesznie opuścili pokład. Za pomocą tej liny holowali statek wzdłuż brzegu w rytm ni to krzyku, ni to śpiewu, podczas gdy sternik wypatrywał z dziobu mielizn.

Na brzeg wyszli wraz z załogą Tomasz i Nowicki. Ten pomagał w trudniejszych momentach. Tomek zaś rozglądał się za ptactwem, aby ustrzelić coś na wieczerzę. Holowanie odbywało się tak szybko, że ledwo nadążał za silną załogą. Wkrótce zresztą sternik zasygnalizował płyciznę. Holujący szybko wdrapali się na pokład i próbowali ją ominąć, spychając statek za pomocą długich drągów. Kiedy się nie udało, skoczyli do wody i poczęli ciągnąć, spychać, podpierać drągami oporny żaglowiec. Nowicki miał oczywiście ręce pełne roboty, gdyż nic nie mogło powstrzymać marynarza od zmagania się z wodą. Sally i Patryk, zupełnie bezczynni, przypatrywali się brzegom, co samo w sobie okazało się bardzo interesującym zajęciem.

Utknęli bowiem naprzeciw gęstego palmowego gaju. U brzegu rzeki i w głębi, w maleńkim błotnistym jeziorku, brodziły smukłe żurawie [96], z charakterystycznym, rozszerzającym się ku tyłowi głowy czerwonym paskiem i czubem wąskich, sztywnych, przypominających koronę piór na głowie. Ogromne białe pelikany [97] z bardzo długimi niemal prostymi dziobami co chwila nurkowały, wynurzając się ze złowioną rybą, którą wrzucały szybko do wielkiej skórzanej kieszeni pod żuchwą.

– Wujku! Gęsi – krzyknął Patryk, chcąc zwrócić uwagę Tomka.

– Rzeczywiście, można powiedzieć, że duże gęsi – ze śmiechem zgodziła się Sally.

– Może raczej łabędzie – dopowiedział Tomek. – Tylko większe, no i te dzioby.

– Porównując je z kaczkowatymi łabędziami, które żywią się przecież roślinami – trochę im ubliżamy – zauważyła Sally. – Te to drapieżniki.

– Przesadzasz, Sally – uśmiechnął się jej mąż. – Skoro żywią się rybami, to jeszcze nie można ich zaliczyć do drapieżnych. Sokoły, orły, kondory, jastrzębie, krogulce, a nawet popularne myszołowy i pustułki na pewno by się obraziły [98].

– To raj dla łowców ptaków – szepnęła Sally.

– I dla ich miłośników, ale także, niestety, dla myśliwych…

– Tomku! Patryku! Spójrzcie! Ibisy! – podnieconym głosem przerwała mu żona.

– Gdzie? – spytał Tomek.

– Tam – pokazała ręką.

Na gałęzi jednej z palm przysiadły dwa duże, przeszło półtorametrowej długości ptaki. Ze lśniącymi białymi piórami kontrastowała czarna szyja, głowa i dziób. Ogon, również czarny, przypominał trójkąt.

– Przypatrzcie się uważnie! – z podnieceniem zawołał Tomek. – Sally! Patryku! Czy wiecie, jaki to gatunek ibisów?

– Czyżby to był…

– Tak, tak, Sally. Ibis czczony [99]! A mówiono mi, że już przeszło 30 lat temu wyginął w Egipcie.

Patryk pobiegł za Dingiem, obaj straszyli ptaki, które zrywały się na chwilę, by usiąść znowu…

– W czasach faraonów mówiono, że ptak ten tak kocha swoją ojczyznę, iż przeniesiony do innego kraju, zatęskniłby się na śmierć – z przejęciem powiedziała Sally.

– Może właśnie powrócił z emigracji albo…

– Albo? – Sally powtórzyła pytająco.

– Albo przenieśliśmy się w epokę faraonów. Tylko popatrz na przyrodę, na zmagających się z nią ludzi… Nic się prawie nie zmieniło od tysiącleci.

– Możliwe, że rzeczywiście jesteśmy w epoce faraonów. To przecież wielkie szczęście ujrzeć tego ibisa, szczególną własność księżycowego boga Totha. Bóg ten przedstawiany był w ludzkiej postaci, ale często z głową ibisa. Białe upierzenie ibisa oznaczało światło słoneczne, skóra szyi i głowy – cień księżycowy. Zabicie ibisa traktowano jak zbrodnię. Uznawano go za świętego ptaka.

– Podobnie jak wiele innych gatunków ptaków i zwierząt – dodał Tomek.

– Owszem. W Egipcie czczono koty, krokodyle, żuki skarabeusze, czaple, byki, psy, szakale, pawiany, lwy…

– Podobnie jak w wypadku świętych krów w Indiach wiąże się to pewnie z przyczynami także pozareligijnymi.

– Oczywiście, ibis jest ptakiem pożytecznym. Zjada węże, owady, robaki, małe gady – potwierdziła Sally. – Najbardziej ceniono go za pożeranie krokodylich jaj. Och! Tommy! Popatrz tylko, jak śliczne są te flamingi! [100]

– Czerwonaki małe, najpopularnieszy gatunek z rodziny czerwonaków. Jest ich tu cała kolonia.

W wodzie brodziło z zanurzonymi dziobami stado sporych, białych ptaków z zaróżowionymi końcami skrzydeł i różowymi nogami. Mąciły muł nogami, wyławiając głównie rośliny, stanowiące podstawę ich pożywienia. Sally rozbawiło skojarzenie ze strusiami, chowającymi głowę w piasek. A Tomek wypatrzył wreszcie cel i zdjął z ramienia sztucer. Wkrótce na ziemię spadło kilka gołębi i turkawek. Digno aportował je z zapałem.

Do wieczora niewiele pokonali drogi, a zmęczenie sprawiło, że postanowili przenocować na statku przycumowanym przy lewym brzegu Nilu. Nikomu nie chciało się rozbijać namiotów. Nowicki zdobył skądś gęste siatki, rodzaj moskitiery, i powiesił je w drzwiach obu kajut.

– Może ochroni to twój sen, Sally – powiedział. – Zapraszam jutro na śniadanie. Obudzę waszą hrabiowską, przepraszam, lordowską wysokość – poważnie skłonił się Tomkowi.

– Och, może wreszcie się wyśpię – westchnęła Sally, a Tomasz dodał, parodiując modlitwę:

– Niech siatka ta ochroni uszy nasze od brzęczenia, a ciała od ukąszeń. Swędzą bowiem niemiłosiernie.

Grubo po północy czyjeś szybkie ręce skrępowały mocno człowieka drzemiącego przy sterze. Ocknął się mocno związany i zakneblowany. Dostrzegł ciemne sylwetki przemykające ku pasażerskim kajutom. Aby ostrzec śpiących pod sterówką ludzi, delikatnie, ale regularnie zaczął uderzać stopą o podłogę.

Przed drzwiami kabiny zajmowanej przez Tomka i Nowickiego stało czterech ludzi. Jeden z Europejczyków, uzbrojony w rewolwer, szeptem wydawał rozkazy uzbrojonym w długie noże Arabom. Przywódca wymownym gestem przejechał ręką po swoim gardle i szarpnął drzwiami.

Tomek i Nowicki spali twardo. Ale lata wędrówek i wiele przeżytych niebezpieczeństw wyrobiły w nich jakiś dodatkowy zmysł. Obudzili się niemal równocześnie. Tomek sięgnął po kolta – prezent od Smugi.

Nowicki szeptem zapytał:

– Brachu, słyszysz? – szepnął Nowicki.

– Coś się dzieje. Stuka miarowo, jakby chciał ostrzec.

– Jakiś ruch na zewnątrz…

W tym samym momencie ktoś spróbował sforsować wejście. Nie przewidział jednak ochronnej siatkowej zapory i zaplątał się w nią. Kolejny napastnik machnął długim nożem i przeciął siatkę, ale już w następnej chwili wypadł z kabiny z kulą w ramieniu. Za nim, jak burza, ruszył Nowicki, ale strzał oddany z kilku metrów rozorał mu policzek i na chwilę go zamroczył. Tomek spudłował i nagle poczuł potworny ból dłoni. Dosięgło go uderzenie korbacza, po którym upuścił broń. Dingo zaatakował jednego z Arabów, który opędzał się przed nim nożem. A już i Nowicki otrząsnął się z zamroczenia, i rozprawił z kolejnym napastnikiem, po prostu wyrzucając go za burtę. Potem z szybkością, o którą nikt by go nie podejrzewał, ruszył w stronę Europejczyka, który używał bicza. Zderzyli się z impetem i wściekłością. Obaj upadli na pokład. Przeciwnik marynarza poderwał się pierwszy. Teraz mógł użyć korbacza, a w jego rękach była to broń straszna i niezawodna. Bicz strzelał, świstał i wił się niczym niesłychanie niebezpieczny wąż. Nowicki cudem unikał z nim kontaktu i zaczęło mu się wydawać, że przeciwnik tylko się nim bawi. Bicz właśnie ze świstem otarł się o jego włosy.

– Teraz kolej na ucho – usłyszał zachrypnięty, szyderczy głos.

W sukurs przyszło zawołanie Zagłoby: “Fortelem go, fortelem!”. Nie podnosząc się, przekoziołkował w stronę przeciwnika i chwycił go w pół. Rozpoczęły się zapasy. W zwarciu bicz nie mógł być użyteczny. Także Tomek błyskawicznie podniósł swego kolta i powoli zaczynali wraz z Nowickim zdobywać przewagę. Nim mieli jednak czas, by ogarnąć niezwykłą sytuację, by zrozumieć, co może oznaczać fakt, że w starciu z nimi nie uczestniczy drugi z Europejczyków, ten nagle pojawił się na pokładzie.

– Spokój! – krzyknął krótko.

Nowickiego i Tomka okrzyk ten zatrzymał skuteczniej niż zrobiłby to strzał z rewolweru, który mężczyzna pewnie trzymał w dłoni. Obok niego, tuż przy ścianie swojej kajuty, stała bowiem Sally z rękami na karku i trzymany za włosy Patryk. Tomek zamarł, a Nowicki odepchnął przeciwnika i nie reagował, mimo że ten wyraźnie nie miał zamiaru dać za wygraną. Wręcz przeciwnie. Z pełnym okrucieństwa uśmiechem zamachnął się biczem…

– Spokój, Harry, przecież mówiłem! – jego towarzysz powtórzył z naciskiem. – A ty – zwrócił się do Tomka – rzuć broń!

Tomek położył rewolwer na deskach pokładu, tuż przed sobą.

– Powoli! – dyktował. – I uspokój psa.

Tomek zagwizdał na Dinga, który przywarował u jego stóp. “Stoję za daleko, by zaatakować… Zdąży strzelić do Sally… Może poszczuć psa… Nie, to zbyt ryzykowne… Czegóż, u diabła oni chcą?” – tłoczyły się chaotyczne myśli.

– Czego od nas chcecie? – bezwiednie powtórzył na głos. Kątem oka dostrzegł jednak, że na dachu kajuty Sally pojawił się ciemny zarys potężnej postaci.

– Czego, do licha, od nas chcecie! – rzucił podniesionym głosem.

– Kopnij w moją stronę rewolwer – padła spokojna odpowiedź. Zanim Tomek zdążył ruszyć nogą, zaświstał korbacz i kolt potoczył się po deskach pokładu. Rozległ się głośny śmiech Harry’ego.

I nagle wypadki znów potoczyły się z szybkością błyskawicy. Z dachu zwaliła się potężna postać. Pod ciężarem reisa napastnik, który sterroryzował Sally, upadł na deski, wypuszczając broń. Wtedy z zadziwiającą szybkością zareagował Patryk. Podniósł i rzucił Tomkowi jego rewolwer. Tomek chwycił kolta w locie i wystrzelił do biegnącego w jego stronę Araba. W tym samym momencie załoga statku włączyła się do walki po stronie napadniętych. To przesądziło sprawę. Napastnicy czmychnęli na ląd. Nowicki jeszcze rozejrzał się za Harrym, lecz tamten, atakowany przez dwu marynarzy, dał sobie z nimi bez trudu radę i również podbiegł do burty. Zanim wyskoczył na ląd, odwrócił się, machnął korbaczem i krzyknął do Nowickiego:

– Jeszcze się spotkamy, ty bryło mięsa!

Na statku pozostał jedynie Arab ranny w pierwszym starciu i drugi, obezwładniony przez załogę. Tomek rozejrzał się za Sally. Stała wciąż przy kajucie, opierając się plecami o ściankę, uzbrojona w rewolwer odebrany napastnikowi. Drugą ręką trzymała za obrożę zdezorientowanego psa, który warczał teraz na każdego przechodzącego Araba. Na chwilę przytulili się do siebie, ale Sally już miała mnóstwo roboty. Jak przystało na córkę australijskich pionierów, szybko zajęła się rannymi. Opatrzyła najpierw Nowickiego, którego twarz była nieźle pokiereszowana, a odzież w strzępach.

– Znów miałeś szczęście, Tadku. Śmierć spudłowała tym razem o włos. Gdyby kula trafiła nieco w bok…

– Gdyby, sikorko, gdyby… Za duże mam doświadczenia, żeby tak marnie zginąć – wesoło mrugnął do Sally.

Obejrzała się za innymi, ale ci poradzili sobie sami. Opatrzyli również rannego z ramieniem przeszytym kulą na wylot. Ranę zasypano warstwą prochu, który podpalono. Potem polano ją dość gorącą oliwą. Ranny nawet nie jęknął, ale… zemdlał z bólu. Sally pozostało więc jedynie obandażowanie rany.

Patryk, który gdzieś się znowu zawieruszył, wkroczył na pokład.

– Oni wszyscy uciekli… – powiedział.

– Nieznośny pędraku – westchnął Nowicki, gładząc go po głowie. – Przecież mogli zrobić ci coś złego.

– Wcale mnie nie widzieli, wujku – uspokoił go chłopiec.

Nie było sensu dalej tkwić w miejscu, tym bardziej że wiatr znowu ożył.

Kiedy ruszyli w drogę, przyszła kolej na mozolne śledztwo. Pytania zadawał Tomek, tłumaczył je reis. Z odpowiedzi jeńców wynikało, że był to napad rabunkowy.

– Nie bardzo chce mi się w to wierzyć – powiedział do przyjaciół Tomek, kiedy skończyli. – Wątpię, by na tę nikłą zdobycz, jaką stanowimy, połakomili się ci dwaj Europejczycy.

– Do stu beczek zjełczałego tranu! – zaklął Nowicki. – Przecież chcieli nas zamordować!

– Czułam, że ten, który nas sterroryzował rewolwerem, gotów był do mnie strzelić. Był bardzo brutalny – powiedziała Sally.

– Ale powód, Tadku, jaki mieli powód? – w głosie Tomka brzmiało napięcie.

– Przecież, brachu, nie jedziemy na wycieczkę – obruszył się marynarz.

– Zakładasz związek ze sprawą “faraona”?

– A jak to inaczej wytłumaczyć?

Tu wreszcie udało się włączyć Patrykowi, który opowiedział treść niezrozumiałej wtedy dla niego, podsłuchanej pierwszej nocy rozmowy.

– To znaczy, że o nas wiedzą? – zdumiał się Tomek.

– Tak by wynikało! – marynarz był pewny swego.

– Ale skąd? Czyżby ktoś nas zdradził?

– A czy ja wiem?

– Może się coś wyjaśni, gdy oddamy jeńców w ręce władz – łudził się Tomek.

– W ręce władz… Hm… – w głosie Nowickiego brzmiało coś więcej niż wątpliwość.

– Nie mamy wyjścia, Tadku! Przecież to złoczyńcy.

– No, w końcu niczego takiego złego nam nie zrobili, a i tak dostali za swoje. Mam propozycję. Porozmawiam z reisem, może ich przekona… Powiem, że puścimy ich wolno, jeśli powiedzą prawdę…

– Może masz i rację – zmiękł Tomek. – Tylko że mnie nie bardzo wypada poddawać taką myśl.

– Ekscelencjo! – pomógł Nowicki. – O niczym nie wiesz! Oni po prostu uciekną w czasie transportu do więzienia…

– Rób co chcesz! – odrzekł Tomasz.

No wieki poszedł więc prowadzić pertraktacje. Tymczasem w dali widać już było białe i szare minarety Beni-Suef, wystrzelające nad palmowe gaje. Bliżej wynurzały się kominy coraz liczniejszych w Egipcie cukrowni i fabryk bawełny.

– O dzień drogi stąd na zachód, nad pięknym, malowniczym jeziorem Birket Kuarun, za faraonów nosiło ono nazwę Moeris, leży oaza Al-Fajjum – przypomniała Sally.

– Myślę, że ojciec i Smuga już tam docierają – dodał Tomasz. Wiatr tymczasem pędził stateczek do wybrzeży miasteczka Beni-Suef, z zajazdem portowym i przytulną kawiarenką, całą pokrytą zieleniejącym bluszczem, malowniczo położoną na brzegu, pod rozłożonym drzewem. W dali wśród starych drzew, widać było pałac beja [101], a za nim ogromne koszary. Nim przybili do brzegu, Nowicki zakończył śledztwo.

– No, brachu – poinformował – pękli…

– I co?

– To biedni ludzie. Z jakiejś wioski niedaleko Kairu. Biali dostarczyli im opium i haszysz. A gdy zabrakło pieniędzy zaproponowali im ten napad w zamian za nasze mienie.

– A ci dwaj biali?

– Nic o nich nie wiedzą. Dostarczali towar z Kairu sami albo przez pośredników.

– Z Kairu – zamyślił się Tomasz. “Ślad prowadzi do Kairu”. Tak powiedziano Smudze w Aleksandrii. – Po co więc jedziemy do Doliny Królów?

– Do źródeł, ekscelencjo, do źródeł… Wszak stamtąd pochodzą kradzione rzeczy – uśmiechnął się Nowicki.

Zamyślony Tomek nie zauważył nawet, że przybili do brzegu.

Nowicki z reisem odprowadzali jeńców do brytyjskich koszar, by oddać ich w ręce władz. Majtkowie przepadli w tawernie. Patryk włóczył się po brzegu z Dingiem. Sally i Tomek przysiedli w kawiarence, obrzucani ciekawymi spojrzeniami obecnych. Zamówili kawę i rozmawiali.

– Mam nadzieję, że Nil już nie będzie się na nas gniewał, złożyliśmy mu przecież w ofierze barana – powiedziała Sally, patrząc na leniwie toczące się wody rzeki.

– Dla starożytnych ta rzeka była bogiem… – Tomek zawiesił głos.

– Owszem! – dopowiedziała Sally. – Nil gniewny i wzburzony rozbijał łodzie, topił ludzi, niszczył, co się dało… Składano mu wówczas ofiary, wrzucając w ogień owoce, jajka, kurę, indyka albo inne zwierzę.

– Tak więc udobruchaliśmy rozzłoszczonego olbrzyma – uśmiechnął się Tomasz. – A właściwie uczynił to Nowicki. Widocznie Nil poznał w nim brata wodniaka, choć zakochanego w innej rzece.

– Nil… Najdłuższa i najbardziej tajemnicza rzeka świata… [102] – zadumała się Sally. – Nic dziwnego, że przypisano rzece stwórczą moc.

– Gdyby nie rzeka, kraj wchłonęłaby przecież pustynia – dodał Tomek.

– Od wieków ziemie Egiptu przemierzali najeźdźcy… Ale najcięższa walka toczy się tu między pustynią, utożsamianą przez starożytnych ze złym bóstwem, a bogiem-ojcem Nilem.

– Masz rację. Coś w tym jest, co mówisz o tajemniczości tej rzeki, Sally – przyznał Tomek. – Nawet jej źródła odkryte zostały całkiem niedawno [103].

– Na mapie “bóg” przypomina wyglądem palmę daktylową. Jej pień to dolina Nilu ukoronowana deltą. Stare podanie mówi, że gdy Bóg ulepił ciało człowieka, z jego dłoni spadł na Egipt okruch mułu i na nim wyrosła palma daktylowa. Pierwsze zaś słowa Koranu spisano na liściach palmy, nie na papirusie. Także w raju rosną przede wszystkim drzewa palmowe.

– Dlatego i palmy należą do tutejszych świętości. Za uszkodzenie czy zniszczenie palmy surowo niegdyś karano – dorzucił młody Wilmowski.

– A daktyle świeże, suszone, marynowane, przyrządzane na rozmaite sposoby, są jedną z podstaw tutejszego pożywienia.

– Cała dolina Nilu upstrzona jest tymi palmami.

– O delcie rzeki mówi się też, że ma kształt odwróconej piramidy, której stożkiem jest Kair, a podstawą Damietta i Rozetta [104].

– Całe życie tutejszych mieszkańców skupia się w zasadzie w dolinie i delcie Nilu. Jak się nad tym zastanowić, zaczyna się wierzyć Herodotowi, że Egipt jest darem Nilu…

Tomek, zanim jeszcze dokończył to zdanie, spostrzegł, że wracają Abdullah i Nowicki. Opowiedzieli przebieg swojej “wizyty” w angielskich koszarach. Tomek, aczkolwiek flegmatycznie, okazał niezadowolenie, że jeńcy po drodze uciekli, ale kiedy zostali sami powiedział do swego “lokaja”:

– Chyba miałeś rację, Tadku. To byli bardzo biedni ludzie. Może spotka ich jeszcze coś dobrego w życiu.

Nie wiedział, że stanie się akurat odwrotnie…

Informacja o napadzie na Europejczyków wywołała, według Nowickiego, swego rodzaju sensację. Angielski oficer stwierdził, że od czasów Muhammada Alego napady na Europejczyków praktycznie się nie zdarzają. Karano za to surowo i kary były egzekwowane. Do dziś straszą gdzieniegdzie zgliszcza spalonych wiosek.


  1. <a l:href="#_ftnref96">[96]</a> Żurawie (Grus gruś) – gatunek ptaków z rodziny żurawi (Gruidae). Tu: prawdopodobnie żuraw koroniasty (Balearica pavonica), licznie występujący w Afryce. Osiąga długość 105 cm, rozpiętość skrzydeł – 50 cm. Zamieszkuje teren otwarty, często na skraju bagien i jezior. Żywi się małymi zwierzętami jak żaby, małe gady, owady, czasem zjada ziarno.

  2. <a l:href="#_ftnref96">[97]</a> Pelikany (Palecanidae), rodzina z rzędu pełnopłetwych. Liczy 6-8 gatunków.’ długość 125-185 cm. Dobrze latają, świetnie pływają i nurkują. Żywią się rybami i skorupiakami.

  3. <a l:href="#_ftnref98">[98]</a> Tomek wymienia ptaki z rzędu drapieżnych (Falconiformes).

  4. <a l:href="#_ftnref99">[99]</a> Ibisy (Threskiornithidae) rodzina z rzędu brodzących, licząca 28 gatunków, w tym m.in. ibisa czczonego (Threskiornis aetiopica), którego kult związany był z faktem, że pojawiał się liczniej w okresach wzrostu poziomu wody w Nilu. Długość do 60 cm, rozpiętość skrzydeł 130 cm.

  5. <a l:href="#_ftnref100">[100]</a> Czerwonak mały (Phoeniconaias minor), najliczniejszy gatunek z rodziny czerwonaków czyli flamingów, powszechny w południowo-wschodniej Afryce.

  6. <a l:href="#_ftnref101">[101]</a> Bej – tytuł nadawany w Turcji wyższym urzędnikom cywilnym i wojskowym.

  7. <a l:href="#_ftnref102">[102]</a> Nil – powszechnie uważany za najdłuższą rzekę świata. Jego długość wynosi 6670 km (od źródła Victoria Nyanza w Burundii, przez Biały Nil do delty).

  8. <a l:href="#_ftnref103">[103]</a> Źródła Nilu – odkryte w 1858 r. przez Johna Speke’a w nazwanym przez niego na cześć angielskiej królowej Jeziorze Wiktorii. Dla innych prawdziwym źródłem Nilu są źródła rzeki Kagera.

  9. <a l:href="#_ftnref104">[104]</a> Damietta i Rozetta – prawe i lewe ujście Nilu do Morza Śródziemnego.