171012.fb2
Pytająco popatrzył na siostrę. Janeczka zastanowiła się i kiwnęła głową.
– Tak. To ma sens. Może od nich odkupywać na przykład stare książki. Albo zbierać makulaturę. To znaczy udawać, że odkupuje i zbiera, a naprawdę szukać znaczków. Ale ciągle uważam, że to za wcześnie, nikt nie będzie z nim gadał jeszcze przed pogrzebem, to nawet nie wypada.
– Może być jeszcze coś – powiedział Pawełek ostrożnie. – Zbinio mówi, że ten Czesio to lepszy numer, a dla znaczków jest zdolny do wszystkiego. Nie jest wykluczone, że na przykład sprawdza, czy ten nieboszczyk nie mieszkał sam i czy dom nie został pusty. I jak pusty, to tego…
– Włamuje się?
– A dlaczego nie? Zbinio mówi, że wcale by się nie zdziwił…
– Jak sprawdza?
– Nie wiem. Dzwoni do drzwi, telefonuje, patrzy czy jest światło w oknach, czatuje czy ktoś nie wchodzi… Różnie. Może pyta sąsiadów?
– Ma telefon?
– Kto?
– Czesio.
– Nie ma.
Janeczka zdjęła łokcie z biurka Pawełka i wyprostowała się na krześle.
– W takim razie trzeba sprawdzić, czy ten Fajksat ma telefon – orzekła energicznie. – Bo jeżeli tak, to już zgaduję, po co prosto z poczty leci do niego. Skoro mają spółkę, dzwoni od Fajksata.
– Możliwe. Może nawet sam Fajksat dzwoni, w nocy, albo o świcie… Janeczka zauważyła nagle, że czegoś tu brakuje.
– No dobrze, a Bonifacy? Zbinio o nim coś wie?
– Jaki Bonifacy?
– Jak to jaki, sam mówiłeś. Fajksat kazał mu pamiętać o Bonifacym.
– A…! Nie, o żadnym Bonifacym nie było mowy. Może Miedzianko ma na imię Bonifacy? Trzeba zapytać dziadka!
– Zaraz, czekaj! Z samym Miedziankiem do dziadka nie pójdziemy!
Pawełek, który już wystartował ku drzwiom, zatrzymał się w rozpędzie.
– Bo co? – zainteresował się nieufnie.
– Bo jeżeli to jest jakaś podejrzana sprawa, dziadek nam nic nie powie. Będzie chciał nas utrzymać z daleka od zgnilizny moralnej, zapomniałeś, ile razy było o tym gadanie? Trzeba dyplomatycznie.
– Jak dyplomatycznie?
– A o, tak! – rzekła Janeczka i wskazała śmietnik pod biurkiem. – Najpierw załatwimy tę walizkę, zdaje się, że tam są nadzwyczajne rzeczy. Z tym pójdziemy do dziadka, a Miedzianko nam wyjdzie przy okazji…
Zdezelowana walizka całkowicie wypełniona była listami w kopertach. Na niektórych widniał ślad przewiązania sznurkiem, albo może wstążeczką, musiały zapewne przez całe lata stanowić paczki i rozrzucone zostały dopiero przy upychaniu do walizki. Koperty zaopatrzone były w znaczki. Pawełek wlazł pod biurko, wypchnął cały majdan na środek pokoju i sięgnął po list, leżący na wierzchu.
– Nie do uwierzenia! – wykrzyknął, wstrząśnięty. – Popatrz…!
– No więc właśnie, na to trafiłam od razu – odparła Janeczka z satysfakcją. – Nie wiem co zrobić, wycinać, czy zostawić na kopercie. Bo listy, przypominam ci, mamy uczciwie spalić.
– Listy tak, ale koperty? Palenia kopert nie obiecywałaś?
– O kopertach nie było mowy.
– Całe szczęście. No no… Pierwszy raz to widzę na zwyczajnym liście. Czekaj, skoczę do dziadka po katalog!
Odłożywszy z szacunkiem na tapczan obracaną w rękach kopertę, Pawełek wybiegł z pokoju. Janeczka sięgnęła po kopertę i przyjrzała się jej jeszcze raz ze wzruszeniem i podziwem. Znajdowały się na niej trzy znaczki z pierwszej powojennej serii, Traugutt, Kościuszko i Dąbrowski, pieczęć „list polecony” i kasownik z datą. List wysłano 9 listopada 1944 roku z Lublina do Kraśnika. Obydwoje z Pawełkiem znali te znaczki, widzieli je wielokrotnie w katalogu, oglądali w zbiorach dziadka, ale o znalezieniu ich na kopercie, na prawdziwym liście, nie śmieli nawet marzyć. Był to olbrzymi skarb.
– Dziadek mówi, że w czterdziestym czwartym roku list polecony kosztował złoty pięćdziesiąt – oznajmił Pawełek, wracając z katalogiem. – Ten tutaj przylepił złoty siedemdziesiąt pięć. Albo rozrzutnik, albo filatelista.
– Nie powiedziałeś chyba dziadkowi, że coś takiego znaleźliśmy? – zaniepokoiła się Janeczka. – Pokażemy mu to razem z Miedziankiem, nie samo!
– Nic nie powiedziałem, powiedziałem, że robimy sobie porządek. O ten czterdziesty czwarty rok tak tylko spytałem, z ciekawości. Czekaj, niech spojrzę… Ty, o rany, to potworny majątek! I ta baba to wyrzuciła…?!!!
– Gorzej, spaliłaby, gdyby miała piec.
– No to ona musi być nienormalna. Jak robimy? Wycinamy?
– Zwyczajne wycinamy, a nadzwyczajne zostawiamy z kopertą.
Siedząc na podłodze pod biurkiem Pawełka, metodycznie opróżniali walizkę. Ulokowanie jej w pokoju Pawełka, a nie Janeczki, było wynikiem głębokich przemyśleń. U Janeczki raczej panował porządek, pokój Pawełka natomiast wypełniony był tysiącem najprzedziwniejszych przedmiotów, wśród których ich matka, pani Krystyna, dawno straciła orientację. Nie mając pojęcia, jaki rupieć jest najcenniejszym skarbem jej syna, na wszelki wypadek nie wyrzucała niczego i nawet starała się tam możliwie rzadko zaglądać. U Janeczki stara walizka rzucałaby się w oczy, u Pawełka była niedostrzegalna.
Równej wspaniałości, jak ta pierwsza, na żadnej kopercie nie było, chociaż część listów pochodziła z dawniejszych czasów i znaczki z nich doskonale mogły uzupełniać zbiory. Większość stanowiła masówkę. Trochę było zagranicznych, odłożyli je na bok, z zamiarem sprawdzenia później.
– Nie będę teraz latał do dziadka po wszystkie katalogi – powiedział Pawełek stanowczo. – Zgadnie, że coś mamy, i zmarnujemy sobie tego Miedziankę.
Na samym dnie walizki znajdował się mały, stary, mocno zużyty klaserek. Na oko sądząc, nie zawierał imponujących walorów. Powtykane weń były niedbale jakieś stare zagraniczne znaczki amerykańskie, austriackie, francuskie i kilka z różnych egzotycznych krajów. Wszystkie kasowane, odklejone z listów, należało oglądać je przez lupę i zostawili to sobie również na później.
– Wyrzucić niepotrzebne listy, to jeszcze, ostatecznie, można jakoś zrozumieć – powiedział zgorszony Pawełek. – Ale wyrzucić klaser ze znaczkami, to już nie do pojęcia!
– Nawet jej pewnie do głowy nie przyszło, że to w ogóle coś jest – zaopiniowała z niesmakiem Janeczka. – Zobaczyła, że stare i obszarpane i do widzenia. Szkoda, że nie wiem, gdzie mieszka, bo może zostało jej więcej do wyrzucenia.
– W okolicy śmietnika, nie?
– Wszystkie domy tam stoją w okolicy śmietnika.
– I nawet nie wiesz, z których drzwi wyszła?
– Nie wiem, nie patrzyłam. Zobaczyłam ją dopiero, jak przeszła obok. I Chabra nie zawołałam, wcale jej nie wąchał.
– No, to już niefart! – skrzywił się z niezadowoleniem Pawełek. – Ja nie wiem, ale może warto na ten śmietnik popatrzeć codziennie…
Janeczka zmieniła pozycję, przyklękła i zaczęła zgarniać z powrotem do walizki powycinane koperty.