171012.fb2 2/3 Sukcesu - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 59

2/3 Sukcesu - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 59

– Bardzo dobrze – oznajmiła z zadowoleniem. – Był kłopot, że do jednego samochodu nie wejdzie, a tak możemy załatwić bez obracania dwa razy. Najpierw działka, a potem piwnica czy odwrotnie? – zwróciła się do Pawełka.

– Odwrotnie – zawyrokował Pawełek, marszcząc brwi. – Piwnica ważniejsza i mniej rzeczy. Trzeba znaleźć miejsce. Rafał poruszył się i przezornie spojrzał pod nogi.

– Im to dobrze – zauważył z lekkim rozgoryczeniem. – Ale ja jestem pełnoletni. Pan to naprawdę aprobuje?

– Absolutnie i bezwzględnie – odparł stanowczo tatuś Karoliny. – Może bym się zawahał przed waleniem siekierą, ale wszystko poniżej akceptuję bez zastrzeżeń. Mam wyjątkowo silne uczucia da złodziei samochodowych.

Janeczka zerwała się z fotelika.

– To już! Dzwoń do kumpla! A my do pana Dominika…!

* * *

– Gdzie dziadek? – spytał Pawełek, z łomotem wrzucając tornister do swego pokoju. – Spać mi się chce do nieprzytomności, dobrze, że nam się udało pogadać z nim wczoraj, bo dzisiaj to ja się nie nadaję do niczego.

– Dziadek był i poleciał – odparła Janeczka, która wróciła ze szkoły o godzinę wcześniej. – Blask od niego bije. Dzwoniła Karolina.

Pawełkowi senność przeszła jak ręką odjął.

– I co?

– I chce, żeby jej wszystko opowiedzieć ze szczegółami, bo zna tylko dalszy ciąg. Jej mamusia też chce. Pawełek powstrzymał zdejmowanie butów.

– Lecimy…?

– Może najpierw zjedzmy obiad. Na obiad nas nie zapraszały…

Tempo spożywania posiłku Pawełek osiągnął rekordowe. Janeczka przystosowała się, pobłażliwie i wspaniałomyślnie. Sama zresztą również chciała posłuchać opowieści o nie znanym im dalszym ciągu.

Karolina i jej mamusia już na nich czekały.

Informacje zostały udzielone sobie wzajemnie w porządku chronologicznym. Karolina pogodziła się z odsunięciem od bezpośredniego udziału, ale życzyła sobie usłyszeć jak to było i co się tam działo, porządnie i ze szczegółami. Tatuś całą akcję streścił trochę za mocno, zamknąwszy ją w jednym zdaniu. Trochę tylko opowiedział o samym zakończeniu, o przebiegu zaś prawie nic!

Pawełek nie miał najmniejszych oporów. Opowieść przedłużała wizytę, a poza tym, ostatecznie, było się czym pochwalić. Antyzłodziejskie przedsięwzięcie zostało zorganizowane koncertowo, rzeczy z piwnicy poleciały sztafetą, rzeczy z działki zmieściły się w dwóch samochodach z bagażnikami, narobili się wszyscy jak dzikie osły, ale poszło piorunem. Na deser Pawełek zostawił sobie gruntowne zapchanie cristal cementem dziurki od klucza w starej furtce. Zwieźli wszystko na tyły Supersamu i zwalili w najciemniejszym miejscu…

Karolina słuchała z rumieńcami na twarzy i z roziskrzonym wzrokiem i w Pawełku narastał rozpęd narracyjny. Gdyby nie obecność niemiłosiernie korygującej Janeczki, kto wie, czy w przebieg akcji nie wplątałaby się na przykład krwawa i zwycięska walka z przestępczym gangiem, a śpiący na przystanku autobusowym pijak nie przeistoczyłby się w kilka tajemniczych, śledzących ich z ukrycia postaci. Obecność Janeczki zmuszała, niestety, do zachowania umiaru i już w połowie relacji Pawełek serdecznie pożałował, że nie przyszedł tu sam.

Dalszy ciąg znała Karolina.

Po anonimowym telefonie do milicji na posterunku za Supersamem pozostały tylko dwie osoby, kumpel Rafała i tatuś Karoliny. Kumpel Rafała wyjątkowo nie miał nazajutrz pierwszej lekcji i mógł się spóźnić do szkoły, tatuś Karoliny zaś miał nienormowany czas pracy i nie musiał codziennie wcześnie wstawać. Obaj mogli czekać nawet do rana. Pozostałe osoby, spętane porannymi obowiązkami, z niechęcią wróciły do domów.

Tatuś Karoliny i kumpel Rafała, ukryci za śmietnikiem, obserwowali rezultaty. Milicja przyjechała już po dziesięciu minutach. Był to na razie tylko jeden radiowóz, którego załoga obejrzała górę części samochodowych z szalonym zainteresowaniem. Po półgodzinie znajdowały się tam już cztery radiowozy i furgonetka do przewożenia więźniów, bardzo przydatna, bo weszła do niej większa część towaru. Reszta odjechała radiowozami. Milicjanci wydawali się nie tylko zdumieni, ale także ogromnie rozweseleni, a z podsłuchanych uwag tatuś Karoliny i kumpel Rafała wywnioskowali, że nic nie rozumieją, ale uważają to za niespodziewany prezent losu. Co do sprawcy czynu, padały różne przypuszczenia, wszystkie niezmiernie odległe od prawdy. Teraz będą wzywać różnych poszkodowanych i kazać im rozpoznawać ukradzione rzeczy.

Nawet najpiękniejsze opowieści mają swój kres. Więcej powodów do przedłużania wizyty nie było i należało wrócić do domu.

Przed furtką czekał na nich do szaleństwa zdenerwowany i przygnębiony Stefek, który, tak samo jak Pawełek, nie nadawał się dziś do niczego i zamierzał wcześnie pójść spać.

Niespodziewane zakończenie znaczkowej afery nagle okazało się dla niego nieszczęściem. Okazje widywania bóstwa wymknęły mu się z rąk, a więzy ścisłej współpracy przestały istnieć. Uświadomił to sobie już od rana i cały czas pobytu w szkole poświęcił na rozpaczliwe szukanie jakiegoś wyjścia, czego wynikiem były dwie dwóje. O coś go tam pytano, ale skąd miał wiedzieć o co, skoro zaprzątały go problemy wagi życiowej! Rozwiązanie znalazł dopiero późnym popołudniem, dzięki Czesiowi.

– Jak małpa wygląda – zawiadomił z satysfakcją.- Podbiła mu oko kagańcem i chyba nos, bo ma spuchnięty z jednej strony. A na czole rozdrapane siniaki, jak ona to zdążyła zrobić w takim tempie, to jest nie do pojęcia. Macie jeszcze co do niego?

Informacji o Czesiu Janeczka i Pawełek wysłuchali w upojeniu.

– Nie – powiedziała Janeczka. – Teraz już mamy go w nosie. Możesz się od niego odczepić. Pawełek zaprotestował.

– Ejże, ja nie wiem, czy w nosie! On będzie dalej latał po nieboszczykach. W końcu poświęcenie poświęceniem, ale ja też bym chciał znaczki!

– I ja – zgodziła się Janeczka. – Tylko z nami pan Fajksat interesów robić nie będzie. I zdaje się, że my z nim tym bardziej. Więc Czesio dla nas do niczego.

– Toteż właśnie – podchwycił Stefek z nadzieją. – A ja mam załatwione skrzyżowanie z telewizją, to jak? Te znaczki teraz mają być dla was?

– Czekaj no! – zainteresował się gwałtownie Pawełek, zanim Janeczka zdążyła się odezwać. – Czy to przypadkiem nie ta pani Polińska, co mieszka naprzeciwko Karoliny…?

– No właśnie.

– To nie ma o czym gadać, jasne, że dla nas. Żebyś się nie ważył wypuścić jej z ręki! Mogę tam chodzić razem z tobą.

Nie było to rozwiązanie przez Stefka wymarzone. Bezpośredni kontakt Pawełka z panią Polińska automatycznie odsuwał go na dalekie tyły, a to wcale nie o to chodziło!

– Ale… – zaczął niespokojnie i nagle przypomniał sobie panią z redakcji i ciocię Julcię. Nie, w porządku, osobiste dostarczanie znaczków Janeczce ma zapewnione. Szybko zmienił zdanie.

– Dobra, mogę cię nawet z nią zapoznać – zgodził się łaskawie. – Oprócz tego mam jeszcze parę źródeł, przez tego piekielnego Czesia specjalnie się starałem, ale tam już muszę załatwiać osobiście. Też wam przyniosę. Umowa stoi, szafa gra!

– A z Czesiem w ogóle rozmawiałeś? – zaciekawiła się Janeczka.

– Rozmawiałem jak rozmawiałem, nie bardzo on dzisiaj wyrywny do gadania. Wdeptany w szpary od podłogi, musieli go wczoraj niewąsko obsobaczyć…

– A pewnie – mruknął kąśliwie Pawełek. – Gdyby się pośpieszył z tymi strzykawkami…

– Mamrotał pod nosem, że ma życie zatrute i że mu niefart przynoszę. Możliwe, starałem się jak mogłem.

– Starałeś się naprawdę bardzo doskonale! – przyznała wspaniałomyślnie Janeczka i obdarzyła go spojrzeniem pełnym uznania, co sprawiło, że Stefek zamilkł. Odjęło mu mowę, ze wzruszenia stracił dech i skamieniał. Musiał odczekać, aż to coś w środku przestanie grzmieć, huczeć i ogłuszać. Nie był w stanie odpowiedzieć na niecierpliwe pytanie Pawełka, kiedy jest z tą panią Polińską umówiony i czy nie można by zacząć już od jutra.

Janeczka zlitowała się bardziej nad bratem niż nad wielbicielem.

– W pierwszej kolejności mamy dziadka i panią Nachowską – przypomniała pobłażliwie. – A Karolinie oczywiście trzeba będzie wszystko opowiedzieć, zasługuje na to. Pewnie będziesz musiał tam iść parę razy.

Nigdy dotychczas przekonanie o niezwykłej mądrości siostry nie wybuchło w Pawełku z taką potężną siłą…

Dziadek miłosierdzia nie miał żadnego, przez całe dwa dni zachowywał absolutną tajemniczość, połączoną z szampańskim humorem. Trzeciego dnia urządził przyjęcie. Zostali o nim zawiadomieni pisemnym zaproszeniem, które przyniósł na dół Rafał.

– Dziadek wygląda, jakby za chwilę miał pęknąć – oznajmił, wręczając im kopertę. – Chodźcie prędko, żeby nie było nieszczęścia.

Zaproszenie przeczytali na schodach.

– Dlaczego tak…? – zaciekawił się Pawełek, potrząsając sztywną kartką papieru.

– Żeby było bardziej uroczyście. Powiedział, że chętnie by to wyrył na granicie i pomalował złotą farbą, ale szkoda mu czasu.

– Znalazł wszystko? – spytała chciwie Janeczka.