171012.fb2
Dziadek rzeczywiście czcił wielką chwilę z całej mocy. Na stoliku stał tort, czekoladki i coca cola. Babcia przyniosła herbatę.
– Wszyscy jesteście opętani, ale znam to od lat i nie będę wam przeszkadzać – oznajmiła wielkodusznie. – Zdziwię się, jeśli was nie zemdli, radzę wam tę herbatę pić gorzką.
– Siadajcie – powiedział dziadek, rozpromieniony i przejęty. – Chociaż nie, może lepiej w pierwszej chwili postać. Uczcimy sukces minutą stania.
Podniósł się z fotela i popatrzył na trójkę swoich wnuków.
– Otóż zawiadamiam was – rzekł tonem wzniosłym i wielce uroczystym – że tu oto leży przed nami cała połowa kolekcji pana Franciszka. Po czterdziestu latach starań i utracie wszelkiej nadziei zdobyłem to wreszcie, dzięki wam!
Sukces został uczczony minutą nie tyle stania, ile grzmiącego i straszliwego ryku. Także oklaskami. Zarówno w jednym jak i w drugim dziadek wziął entuzjastyczny udział, chociaż wrzeszczał nieco ciszej. Potem potrójne pytania padły równocześnie, a trzy głowy zderzyły się nad blatem biurka.
– Ja chcę to oglądać spokojnie! – zdenerwowała się Janeczka. – I przez lupę! Zabierzcie te łby!
– Sama zabierz! – oburzył się Pawełek. – Każdy chce obejrzeć przez lupę!
– Ja mogę później – powiedział z godnością Rafał. – Nie będę się tu z wami przepychał. Poza tym pół kolekcji, to jest tylko pół sukcesu. W razie osiągnięcia całości będę się domagał szampana, a teraz chciałbym usłyszeć jak to było.
– Zestawiłem parami, tak jak pan Franciszek – zwrócił uwagę uszczęśliwiony dziadek. – Może on ma rację, warto obejrzeć później, na spokojnie. Popatrzcie, tu na przykład… Czysty i kasowany, z tej samej matrycy, charakterystyczne uszkodzenie napisu…
Dopiero po półgodzinie można było przystąpić do zasadniczej części programu. Emocje trochę przycichły. Czujnym wzrokiem wpatrzony w znaczki dziadek sięgnął po fajkę.
– Słuszną uwagę uczyniłeś – zwrócił się do Rafała. – To jest pół sukcesu. Szampana się chyba nie doczekasz, bo reszta została rozproszona po świecie w sposób nieodwracalny. Szczęście, że chociaż tyle ocalało.
– Dziadku, Barański to miał? – spytała z zachłanną niecierpliwością Janeczka. – I ten Barański to jest siostrzeniec tej starszej pani, do której kiedyś dotarłeś?
– Ten sam. Trochę się zmienił przez trzydzieści lat, ale, jak widać, słusznie od początku żywiłem do niego antypatię.
– Nie wiedziałeś, że to on? – zdziwił się Pawełek, oblizując łyżeczkę. – Przecież go znałeś w twarzy. Z klubu.
– Wyobraźcie sobie, że nie. Zbieżność nazwisk mogła być przypadkowa, w końcu sam znam trzech Barańskich… A wygląd zewnętrzny nic mi nie mówił. Przed laty był chudym młodzieńcem i nosił długie włosy, nie poznałem go. Znałem go, oczywiście, nie tylko z widzenia, także ze słyszenia i wiedziałem, iż jest to osobnik wyjątkowo bezwzględny i brutalny w interesach, ale nic więcej. Wiedziałem także, że pieczątki ekspertów są fałszowane, ale nie miałem pojęcia, kto to robi. Nawet mi do głowy nie przyszło, że on jest tu główną sprężyną!
– W dalszym ciągu jest? – zaniepokoił się Rafał. – Nie przestanie być?
Dziadek trochę się zakłopotał.
– Na jakiś czas na pewno przestanie, ale obawiam się, że odczeka bezpieczny okres i zacznie na nowo. Oczywiście będzie mu trudniej, bo środowisko jest zorientowane, ostrzega się przed nim nabywców…
– A jakby go wsadzić do więzienia? – podsunęła z nadzieją Janeczka.
– Chyba się nie uda. Dowody zdążył ukryć, albo zniszczyć, dochodzenie prawdy byłoby szalenie skomplikowane, a rezultat niepewny.
– No dobrze, jak wobec tego udało ci się wydrzeć mu tę resztę kolekcji?
Dziadek westchnął, pokręcił głową i popukał fajką w popielniczkę.
– Poszedłem na kompromis – wyznał ze skruchą. – Wolał mieć spokój. Wiedział, że w tym wypadku ja też będę bezwzględny i nawet jeśli nie spowoduję sądownego skazania, narobię mu straszliwych kłopotów. Poza tym… tego właśnie nie rozumiem, miała na to wpływ jakaś historia z Pawełkiem. Nie dociekałem, bo myślałem, że dowiem się od was…
Dziadek urwał i popatrzył pytająco.
– To znaczy, że co? – spytała bardzo ostrożnie Janeczka po długiej chwili milczenia, w czasie której Rafał i Pawełek jedli tort tak, jakby od tygodnia nie mieli nic w ustach. Pawełkowi udało się nawet zakrztusić coca colą.
– No cóż, powiedział, że idzie na ustępstwa pod warunkiem, że nie będę w to włączał mojego wnuka – wyjaśnił dziadek. – Między nami mówiąc, wcale nie miałem ochoty go włączać, podglądanie i podsłuchiwanie, to nie są zajęcia, którymi chciałoby się chwalić. Moja powściągliwość jest dość naturalna, ale nie wiem, skąd jego…
Znów urwał i czyszcząc fajkę, pytająco spoglądał na wnuki. Wszyscy troje uświadomili sobie nagle z największą dokładnością, że nikt nie wtajemniczył dziadka w szczegóły owego podglądania i podsłuchiwania. O uwięzieniu Pawełka i innych wydarzeniach towarzyszących dziadek nie miał pojęcia. Myśleli, że wyjdzie to na jaw bez nich i byli tym nawet nieco zaniepokojeni, tymczasem okazuje się, że nie, zostało ukryte. Tylko głupi Barański o mało się nie wygadał… Dla Janeczki i Pawełka całkowite pominięcie tej kwestii było ze wszech miar upragnione, a Rafał milczał na wszelki wypadek.
– Może chodziło mu także o to, że Pawełek był naocznym świadkiem? – zasugerowała Janeczka dyplomatycznie.
– Tylko on jeden widział te fałszywe pieczątki na własne oczy i na własne uszy słyszał całe gadanie…
– Możliwe – zgodził się dziadek z powątpiewaniem. – Jednak się dziwię. Szczególnie, że wywarli na niego nacisk pan Fajksat i mecenas Okuliczko…
– Okularnik…!!! – wrzasnęła z olbrzymią ulgą Janeczka.
– Aaaa…!!! Zapomniałam wam powiedzieć! Dowiedziałam się od pani Piekarskiej! Tam była o to cała awantura! Wykryło się, że on jest taki adwokat, jak… jak…
– Z koziego ogona waltornia? – podpowiedział Rafał niepewnie.
– No właśnie! Pani Piekarska się dowiedziała! Wcale nie skończył studiów, wyrzucili go w ostatniej chwili za jakieś różne świństwa! Udawał adwokata do takich tych… no, podejrzanych interesów! Już się go pozbyli czym prędzej!
– Co ty powiesz? – zainteresował się dziadek. – No to zaczynam rozumieć, dlaczego tak nalegał, żeby wszystko załatwić polubownie. Nie chciał być wmieszany w aferę wokół Barańskiego… No tak, pod tą podwójną presją Barański się ugiął i oddał znaczki pana Franciszka…
– Oddał? – zdumiał się Rafał.
– Sprzedał – poprawił się dziadek. – Dokonałem z nim wymiany na inne, ale bardzo przyzwoicie i sprawiedliwie, nie pozwoliłem się wyzyskać. Mam wrażenie…
Urwał, zamyślił się i pyknął z fajki.
– Masz wrażenie, że od razu wymyślił sobie jakiś kant – zgadła Janeczka.
– Tak – przyznał dziadek. – Mówiliście coś o zagranicznym kupcu. Zdaje się, że chciał mu to sprzedać jako unikatową, nietypową kolekcję. Już ich nie ma, więc… Nie chciałbym rzucać niepotrzebnych podejrzeń, ale…
– Na Barańskiego możesz rzucić – przyzwolił stanowczo Pawełek.
– Ale teraz przypuszczasz, że sprzeda coś innego i wy- kantuje faceta – włączył się Rafał. – O rany, faktycznie, zemdliło mnie…
– Dziadku, a ciebie nie wykantował? – zaniepokoiła się Janeczka. – To znaczy, mam na myśli, czy oddał ci wszystko po panu Franciszku? Bo może ukrył podstępnie jakąś resztę?
– Nic nie ukrył – uśmiechnął się dziadek. – Dokładnie wiedziałem, co ma. Rozmawiałem z nim uzbrojony w ścisłe informacje.
– Skąd…?!
Dziadek nadal uśmiechał się tajemniczo.
– Pytaliście mnie kiedyś o niejakiego Przeworskiego…
– Pani Nachowska!!! – wrzasnęła Janeczka. – Rozmawiałeś z panią Nachowska! I co z nią…? To ona znała Przeworskiego!