171591.fb2
Na parkingu pod stadionem Meadowlands czekał Dimonte.
– Wsiadaj – powiedział, wychylając się z czerwonej corvetty.
– Czerwona corvette? Dlaczego mnie to nie dziwi?
– Wskakuj.
Myron otworzył drzwiczki i wsunął się na fotel z czarnej skóry. Choć silnik był zgaszony, Dimonte ściskał dłońmi kierownicę i patrzył przed siebie. Twarz miał białą jak prześcieradło. Wykałaczka zwisała mu z ust. Subtelny jak zwykle, raz po raz kręcił głową.
– Coś się stało, Rolly?
– Jaki jest ten Downing?
– Słucham?
– Głuchy jesteś?! – rozeźlił się Dimonte. – Jaki jest?
– Nie wiem. Od lat nie zamieniłem z nim słowa.
– Ale znałeś go, tak? W szkole. Jaki był? Zadawał się z wywrotowcami?
Myron zatrzymał na nim wzrok.
– Z wywrotowcami?
– Odpowiedz na pytanie.
– Co ty pleciesz? Z wywrotowcami?!
Dimonte włączył zapłon. Narobił hałasu. A potem dodał gazu, żeby silnik się rozkręcił. Chevrolet – podrasowany na samochód wyścigowy – ryczał tak, że mucha nie siada (ze strachu). Dobrze, że w pobliżu nie było kobiet, bo na dźwięk tego męskiego zewu godowego w te pędy wyskoczyłyby z szatek. Detektyw wreszcie wrzucił bieg.
– Dokąd jedziemy? – spytał Myron.
Dimonte nie odpowiedział. Wjechał na estakadę, łączącą halę ze stadionem Gigantów i torem wyścigów konnych.
– Czy to jedna z moich ulubionych randek w ciemno? – zażartował Myron.
– Nie graj w wała i odpowiedz na pytanie.
– Jakie?
– Jaki jest Downing? Muszę wiedzieć o nim wszystko.
– Pytasz nie tego, co trzeba, Rolly. Nie znam go za dobrze.
– No, to mów, co wiesz o nim na pewno – zażądał Dimonte tonem niemal wykluczającym sprzeciw.
Jego głos, nie tak sztucznie supermęski jak zwykle, dziwnie drżał. Nie wróżyło to nic dobrego.
– Greg wychował się w New Jersey – zaczął Myron. – Jest świetnym koszykarzem. Rozwiódł się, ma dwójkę dzieci.
– Chodziłeś z jego żoną, tak?
– Dawno temu.
– Czy ona była lewicowa?
– Rolly, gadasz całkiem od czapy.
– Odpowiedz na pytanie! – W mającym wyrażać gniew i zniecierpliwienie głosie Dimonte’a górę wziął strach. – Nazwałbyś ją polityczną radykałką?
– Nie.
– Nigdy nie zadawała się z wywrotowcami?
– Z wywrotowcami? To jest takie słowo? Dimonte pokręcił głową.
– Czy ja jestem w nastroju do wysłuchiwania twoich pierdoł? – spytał.
– Dobrze, dobrze.
Myron zrobił gest, że się poddaje. Corvette zatoczyła łuk na pustym parkingu pod stadionem.
– Nie, Emily nie zadawała się z żadnymi wywrotowcami.
Minęli tor wyścigów konnych i pomknęli drugą estakadą i powrotem w stronę hali. Okrążali wielkie połacie brukowanych parkingów kompleksu sportowego Meadowlands.
– No, to wróćmy do Downinga.
– Powiedziałem już, że nie rozmawiałem z nim od lat.
– Ale sporo o nim wiesz. Poszukujesz go. Pewnie niemało o nim czytałeś. – Dimonte włączył wyższy bieg. Dodał gazu – Myślisz, że jest rewolucjonistą?
– Nie, panie przewodniczący – odparł Myron, nie pojmując jego pytań.
– Nie wiesz, z kim przestaje?
– Nie bardzo. Podobno najbliżej był z graczami z drużyny, ale Leon White, kolega, z którym dzieli pokój na wyjazdach, chyba niezbyt za nim przepada. Aha, jest coś, co cię może zainteresować: po meczach tutaj Downing zamienia się w taksiarza.
– Pobiera opłaty za kurs itp.? – zdziwił się Dimonte.
– Tak.
– A po kiego grzyba?
– Greg jest trochę… – Myron poszukał słowa – nie tego.
– Aha. – Dimonte potarł twarz z taką energią, jakby czyścił szmatą zderzak. Przez kilka sekund nie patrzył na drogę. Na szczęście mknęli przez pusty parking. – Czuje się przez to bardziej normalnie? O to chodzi? O zbliżenie się do szarych mas?
– Pewnie tak – odparł Myron.
– Co dalej? Ma jakieś zainteresowania? Hobby?
– To miłośnik przyrody. Lubi wędkować, polować, wędrować, pływać łodzią, jak to goj.
– Zwolennik powrotu do natury?
– Poniekąd.
– Życia na łonie natury, we wspólnocie?
– Na łonie natury owszem, ale w pojedynkę.
– Nie domyślasz się, gdzie może być?
– Nie.
Dimonte dodał gazu, okrążył halę, podjechał do forda taurusa i stanął.
– Dobra, dzięki, za pomoc. Pogadamy później.
– Zaraz, zaraz. Myślałem, że pracujemy razem.
– To się myliłeś.
– Nie powiesz mi, co się dzieje?
– Nie – rzekł zaskakująco cicho Dimonte.
Reszta zespołu już się rozjechała. Na pustym placu stał jedynie taurus.
– Jest aż tak źle? – spytał Myron. Dimonte ani drgnął. Niedobrze.
– Wiesz, kim ona jest, tak? Zidentyfikowaliście ją? Dimonte poprawił się w fotelu. Znowu potarł twarz.
– Nic jeszcze nie jest pewne – mruknął.
– Musisz mi powiedzieć, Rolly.
– Nie mogę. Detektyw pokręcił głową.
– Nikt się nie dowie. Wiesz przecież…
– Wyskakuj z wozu, Myron. – Dimonte sięgnął ponad kolanami Myrona i otworzył drzwiczki. – Już cię nie ma.