171591.fb2
Przy biurku w recepcji siedziała Wielka Cyndi. „Siedziała” to niewłaściwe słowo. Na ten widok przychodził na myśl przysłowiowy wielbłąd, próbujący przecisnąć się przez ucho igielne. Blat biurka, którego nogi wisiały w powietrzu, kołysał się na jej kolanach jak huśtawka. Kubek z kawą niknął w dłoniach wielkich jak jaśki. Krótkie szpikulce włosów biły dziś w oczy różem. Makijaż kojarzył mu się z wypadkiem z kredkami świecowymi, którymi wymazał się w dzieciństwie, a biała szminka na ustach z filmem dokumentalnym o Elvisie.
Zazwyczaj Cyndi witała go warknięciem. Dziś jednak uśmiechnęła się i zatrzepotała powiekami, przerażając go o wiele bardziej niż zwykle. Wyglądała jak Bette Davis w Co się zdarzyło Baby Jane, tyle że Bette Davis na sterydach. Palcem środkowym wskazała w górę, unosząc go i opuszczając.
– Pierwsza linia? – spytał.
Pokręciła przecząco głową. Ruchy jej palca przyśpieszyły. Spojrzała na sufit. Myron podążył za jej wzrokiem, ale nie dostrzegł niczego. Cyndi przewróciła oczami. Na twarzy miała nieruchomy uśmiech cyrkowego klauna.
– Nie rozumiem – wyznał.
– Win chce się z panem widzieć – wyjaśniła. Myrona zaskoczył jej głos, usłyszał go po raz pierwszy.
Brzmiał tak pewnie jak głos hostessy programu kablowej sieci handlowej, w którym nie milkną telefony od wdzięcznych klientów opisujących nader szczegółowo, jak bardzo odmieniło się ich życie po zakupie zielonej wazy w kształcie góry Rushmore.
– Gdzie Esperanza? – spytał.
– Jest milutki.
– Czy Esperanza jest w biurze?
– Uznał, że to ważna sprawa.
– Ja tylko…
– Pan do niego idzie – przerwała mu Cyndi – i nie kontroluje swojej nieocenionej partnerki.
Uśmiechnęła się miło.
– Ja jej nie kontroluję. Chcę się tylko dowiedzieć…
– Gdzie jest biuro Wina. Dwa piętra wyżej.
Łyknęła kawy, wydając dźwięk, określany niezobowiązująco przez pewne osoby „siorbnięciem”. Dźwięk, po którym łosie w promieniu trzech stanów rzucają się na poszukiwanie samic.
– Powiedz jej, że tu wrócę – rzekł.
– Oczywiście. – Cyndi zatrzepotała rzęsami przypominającymi dwie tarantule w przedśmiertnych drgawkach. – Miłego dnia.
Okna narożnego gabinetu Wina wychodziły na Pięćdziesiątą Drugą Ulicę i Park Avenue. Złoty chłopiec firmy Lock – Horne Securities zasługiwał na najlepszy widok. Myron zagłębił się w luksusowym skórzanym fotelu w kolorze burgunda. Na pokrytych boazerią ścianach wisiało kilka obrazów przedstawiających polowanie na lisa. Dziesiątki dzielnych jeźdźców w czarnych toczkach, czerwonych żakietach, białych bryczesach, czarnych butach goniło ze strzelbami i psami za małym futrzastym stworzeniem, by go dopaść i zabić. To nie było fair play. Raczej gruba przesada. Jak zapalanie papierosa miotaczem płomieni.
Win pisał na laptopie, wyglądającym bardzo samotnie na pustkowiu jego ogromnego biurka.
– Na dyskietkach nagranych w domu Grega znalazłem coś ciekawego – powiedział.
– Tak?
– Nasz znajomy, pan Downing, miał adres internetowy w portalu America Online. Ten liścik otrzymał w sobotę.
Win obrócił laptop tak, żeby Myron mógł przeczytać na ekranie:
Temat: Seks!
Data: 03 11 14:51:36 wsch.
Od: Wrzebabka
Do: Downing 22
Spotkajmy się o dziesiątej. W umówionym miejscu. Przyjdź. Obiecuję ci najbardziej upojny wieczór, jaki można sobie wyobrazić.
F.
Myron podniósł wzrok.
– Najbardziej upojny wieczór, jaki można sobie wyobrazić? – spytał.
– Napisane z polotem, co?
Myron skrzywił się.
Win przyłożył rękę do serca.
– Nawet jeśli jest to obietnica bez pokrycia, gotowość pani F. do ryzyka i oddanie swojemu rzemiosłu budzą podziw.
– Mhm – mruknął Myron. – A kim jest ta F.?
– W AOL brak użytkownika o nazwie Wrzebabka – odparł Win. – Co o niczym nie świadczy. Wielu użytkowników nie ma nazw. Nie chcą, żeby wszyscy znali ich prawdziwe nazwisko. Przypuszczam jednak, że F. to kolejny pseudonim naszej przedwcześnie zmarłej Carli.
– Znamy już jej prawdziwe nazwisko – powiedział Myron.
– Tak?
– Liz Gorman.
Win uniósł brew.
– Słucham?
– Liz Gorman. Z Brygady Kruka.
Myron zrelacjonował rozmowę z Fredem Higginsem. Win rozsiadł się w fotelu i złożył dłonie koniuszkami palców. Z jego twarzy jak zwykle nie dało się nic wyczytać.
– Ciekawie, coraz ciekawiej – rzekł, kiedy Myron skończył.
– Powstaje pytanie: jaki związek może łączyć Grega Downinga z Liz Gorman?
– Silny. – Win wskazał głową laptop. – Możliwość spędzenia najbardziej upojnego wieczoru, jaki można sobie wyobrazić, jeśli ktoś da wiarę tej hiperboli.
– Wieczoru z Liz Gorman?!
– Czemu nie – odparł Win prawie obronnym tonem. – Nikogo nie wolno dyskryminować z powodu wieku czy implantów.
Znalazł się obrońca równych praw.
– Nie w tym rzecz. Wprawdzie nikt nie nazwał Liz Gorman ślicznotką, ale załóżmy, że Grega ona rajcuje…
– Jakiś ty płytki, Myronie. – Win z rozczarowaniem pokręcił głową. – Nie przyszło ci do głowy, że Greg dostrzegł w niej nie tylko powierzchowność? Miała bądź co bądź duże piersi.
– Jak w każdej dyskusji o seksie pomijasz sedno sprawy.
– To znaczy?
– Jakim cudem zawarli znajomość.
Win ponownie złożył dłonie, bębniąc koniuszkami palców po nosie.
– Uhm – mruknął.
– Właśnie, uhm. Oto kobieta, która od ponad dwudziestu lat się ukrywa. Podróżuje po całym świecie, zapewne nigdzie długo nie zagrzewa miejsca. Dwa miesiące temu obrabowuje bank w Arizonie. Pracuje jako kelnerka w malutkim barze na Dyckman Street. Jak ktoś taki mógł poznać Grega Downinga?
– To trudne, lecz nie niemożliwe – odparł Win. – Jest na to mnóstwo przykładów.
– Jakich?
– Na przykład – Win wskazał ekran komputera – w tym e – mailu jest mowa o zeszłej sobocie, o wieczorze, w którym Greg i Liz Gorman spotkali się w nowojorskim barze.
– Spelunce – sprostował Myron. – Dlaczego tam? Dlaczego nie w jakimś hotelu albo u niej?
– Może dlatego, że jest na uboczu. Może Liz Gorman rzeczywiście nie chciała rzucać się w oczy. Taki bar to zatem dobry wybór. – Win rozłożył dłonie i zabębnił palcami w biurko. – Ale zapominasz o jeszcze jednym, przyjacielu.
– O czym?
– O kobiecej garderobie w domu Grega. Twoje śledztwo przywiodło nas do wniosku, że Downing krył się z tym, że ma kochankę. Pytanie: dlaczego? Dlaczego tak bardzo starał się zataić romans? Jednym z możliwych wyjaśnień jest to, że tajemniczą flamą była osławiona Liz Gorman.
Myron gubił się w domysłach. Audrey widziała Grega w restauracji z kobietą niepasującą do opisu Liz Gorman. Co to oznaczało? Mógł mieć randkę z kim innym. Mogło to być całkiem niewinne spotkanie. Może romans na boku, kto wie? Jakoś nie mógł uwierzyć w romantyczny związek Grega Downinga z Liz. Coś tu się nie zgadzało.
– Trzeba znaleźć jakiś sposób na dotarcie do prawdziwego nazwiska użytkownika konta w AOL – u – powiedział. – Upewnijmy się, że należy ono do Liz Gorman pod którymś z fałszywych nazwisk.
– Zobaczę, co się da zrobić. Nie mam żadnych znajomych w America Online, ale któryś z naszych znajomych musi tam kogoś znać. – Win sięgnął za siebie i otworzył pokryte boazerią drzwiczki lodówki. Rzucił Myronowi puszkę yoo – hoo, a sobie nalał piwa Brooklyn. Pił tylko takie. – Trudno było namierzyć pieniądze Grega – rzekł. – Podejrzewam, że niewiele mu zostało.
– Potwierdzałoby to słowa Emily.
– Niemniej znalazłem jedną sporą wypłatę.
– Dużą?
– Pięćdziesiąt tysięcy w gotówce. Zajęło mi to trochę czasu, bo pochodzą z konta, które trzyma dla niego Martin Felder.
– Kiedy je wyjął?
– Cztery dni przed zniknięciem.
– Na spłatę długów hazardowych?
– Być może.
Zadzwonił telefon. Win podniósł słuchawkę.
– Wysłów się… Dobrze, połącz – powiedział i po dwóch sekundach podał słuchawkę Myronowi.
– Do mnie? – spytał Myron. Win spojrzał na niego chłodno.
– Skądże, przekazuję ci ją, bo dla mnie jest za ciężka. Świat pełen jest mądrali. Myron wziął słuchawkę.
– Halo?
– Na dole stoi wóz patrolowy – usłyszał agresywny głos Dimonte’a. – Wskocz do niego.
– Co się stało?
– To, że jestem w domu Downinga, kurwa mać! Żeby uzyskać nakaz przeszukania, o mały włos nie musiałem obciągnąć sędziemu.
– Co za piękny, obrazowy język, Rolly.
– Nie graj ze mną w wała, Bolitar. Powiedziałeś, że w domu jest krew.
– W suterenie – sprostował Myron.
– No, więc siedzę teraz w suterenie – odparł Dimonte. – Jest czysta jak pupa niemowlęcia.