171591.fb2
Suterena rzeczywiście była czysta. Ani śladu krwi.
– Muszą być jakieś ślady – powiedział Myron. Przygryzionej wykałaczce w zaciśniętych zębach Dimonta groziło, że zaraz trzaśnie.
– Ślady?
– Tak. Wyjdą pod mikroskopem czy innym…
– Pod mikro… – Dimonte zamachał rękami, twarz miał purpurową. – A co mi po jakichś mikrośladach. Niczego nie wykażą.
– Wykażą, obecność krwi.
– I co z tego?! – krzyknął Dimonte. – Pod mikroskopem w każdym domu w Ameryce znajdziesz ślady krwi. Co z tego, do kurwy nędzy?!
– Nie wiem, co powiedzieć, Rolly. Ale tu na pewno była krew.
Dom przeszukiwało pięciu techników z ekipy kryminalistycznej. Żadnych policyjnych mundurów, oznakowanych wozów. Krinsky miał kamerę wideo, ale w tej chwili wyłączoną. Pod pachą ściskał brązową teczkę z dokumentami.
– To raport koronera? – zagadnął go Myron.
– Nie twój interes, Bolitar! – rozzłościł się Roland Dimonte, wkraczając między nich. Wiem o Liz Gorman, Rolly.
Wykałaczka upadła na podłogę.
– Jak, do diabła!…
– Nieważne.
– Jak to nieważne?! Kto jeszcze o tym wie? Jeżeli coś przede mną ukrywasz, Bolitar…
– Niczego nie ukrywam, myślę natomiast, że mogę pomóc. Podejrzliwiec Dimonte zmrużył oczy.
– Jak?
– Powiedz mi, jaką grupę krwi miała Gorman. Nic więcej nie chcę. Tylko grupę jej krwi.
– A dlaczego miałbym ci powiedzieć?
– Bo nie jesteś kompletnym idiotą, Rolly.
– Ty mi nie mydl oczu. Do czego ci ta informacja?
– Powiedziałem ci, że znalazłem w tej suterenie krew.
– Ale nie powiedziałem wszystkiego. Dimonte spojrzał na niego groźnie.
– Czego?
– Że zbadaliśmy jej próbkę.
– Zbadaliśmy?! Jacy my, do kurwy… – Dimonte’a zawiódł głos. – Chryste, tylko nie mów mi, że wciągnąłeś w to tego psychojapiszona!
Kto poznał Wina, ten go kochał.
– Dokonajmy małej wymiany.
– Jakiej wymiany?
– Powiesz mi, jaka grupa krwi jest w raporcie koronera, a ja tobie, jaką grupę miała krew znaleziona w suterenie.
– Chrzań się, Bolitar. Mogę wsadzić cię za majstrowanie przy dowodach policyjnego śledztwa.
– Jakie majstrowanie? Nie było żadnego śledztwa.
– I tak mogę cię aresztować za włamanie do cudzego domu.
– Jeżeli to udowodnisz. I jeśli Greg wniesie skargę. Posłuchaj, Rolly…
– AB plus – wtrącił Krinsky, ignorując groźne spojrzenie Dimonte’a. – Bardzo rzadka grupa. Ma ją cztery procent populacji.
Detektywi patrzyli wyczekująco na Myrona. Skinął głową.
– AB plus. Ta sama – potwierdził.
Dimonte podniósł ręce i wykrzywił twarz w grymasie zdziwienia.
– Chwila, moment. Co ty, kurde, sugerujesz? Że zabito ją tu i przewieziono?
– Niczego nie sugeruję.
– Nie ma żadnych dowodów na przewiezienie zwłok – ciągnął Dimonte. – Najmniejszych. Nie szukaliśmy ich wprawdzie, jednak krwawienie wskazuje… Gdyby zabito ją tu, nie byłoby tyle krwi w jej mieszkaniu. Widziałeś przecież ten syf.
Myron skinął głową.
Dimonte strzelał oczami to tu, to tam, bez celu. Myron niemalże widział, jak przestają mu się obracać trybiki w mózgu.
– Wiesz, co to oznacza, Bolitar?
– Nie, Rolly, może mnie oświecisz.
– To oznacza, że morderca wrócił tu po zbrodni. To jedyne wyjaśnienie. Wiesz, na kogo to wszystko wskazuje? Na twojego koleżkę Downinga. Najpierw znaleźliśmy odciski jego palców w mieszkaniu ofiary…
– Jak to?
Dimonte skinął głową.
– Tak jest. Odciski Downinga były na framudze drzwi.
– Ale nie w środku?
– W środku. Na wewnętrznej części framugi.
– Ale nigdzie indziej?
– Co za różnica? Odciski palców potwierdzają, że tam był. Czego więcej trzeba? A odbyło się to tak. – Dimonte wsadził do ust nową wykałaczkę. Nową wykałaczkę do nowej teorii. – Downing zabija ją. Jedzie do domu, żeby się spakować. Śpieszy się, dlatego zostawia w suterenie bałagan. Ucieka. Po kilku dniach wraca i go sprząta.
– Po co schodziłby do sutereny? – spytał Myron.
– Do pralni – odparł Dimonte. – Zszedł, żeby wyprać rzeczy.
– Pralnia jest na górze, obok kuchni.
Dimonte wzruszył ramionami.
– No to może brał stąd walizkę.
– Walizki są w szafie w sypialni. A tu jest pokój zabaw dla dzieci, Rolly. Więc dlaczego tu zszedł?
Dało im to do myślenia. W tej historii nic nie trzymało się kupy. Czy Liz Gorman zabito tutaj i przewieziono do mieszkania na Manhattanie? Zważywszy na dowody rzeczowe, nie miało to wiele sensu. Czy zraniono ją w suterenie?
Jedną chwilę.
Może zaatakowano ją tutaj. Może doszło do szamotaniny i w trakcie obezwładniania bądź ogłuszania ofiary polała się krew. Ale co potem? Czy morderca zapakował ją do samochodu i zawiózł na Manhattan? A później? Zaparkował wóz na dość ruchliwej ulicy, wciągnął nieprzytomną na górę po schodach do mieszkania i dobił?
Czy to miało sens?
– Detektywie! – zawołano z parteru. – Coś znaleźliśmy! Szybko!
Dimonte oblizał usta.
– Włącz kamerę – polecił Krinsky’emu, posłuszny radzie Myrona, by utrwalać na taśmie wszystkie ważne momenty. – Zostań tu, Bolitar. Nie chcę się potem tłumaczyć, skąd się wzięła na taśmie twoja zakazana gęba.
Myron podążył za nimi, lecz w bezpiecznej odległości. Krinsky i Dimonte weszli po schodach do kuchni i skręcili w lewo – do pralni, z żółtą winylową tapetą w białe kurczaki na ścianach. Gust Emily? Wątpliwe. Jej noga raczej tu nie postała.
– Tutaj – powiedział ktoś.
Myron trzymał się z tyłu. Zobaczył, że od ściany odsunięto suszarkę. Dimonte schylił się i zajrzał za nią. Krinsky wygiął się nad nim, żeby sfilmować znalezisko. Dimonte wyprostował się. Z całych sił starał się zachować posępną minę – uśmiech źle wypadłby na filmie – ale miał z tym duże trudności. Nałożył gumowe rękawice i podniósł przedmiot.
Był to zakrwawiony kij baseballowy.