171591.fb2 Bez ?ladu - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 34

Bez ?ladu - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 34

ROZDZIAŁ 32

Esperanza lubiła sporządzać listy.

Na podstawie leżących przed nią akt Brygady Kruka ustaliła i zapisała na kartce w porządku chronologicznym trzy istotne fakty:

1) Brygada Kruka obrabowuje bank w Tucson.

2) W następnych dniach przynajmniej jeden z jej członków (Liz Gorman) przebywa na Manhattanie.

3) Niedługo potem Liz Gorman nawiązuje kontakt z powszechnie znanym zawodowym koszykarzem.

Nie łączyło się to w spójny ciąg.

Otworzyła akta i przebiegła wzrokiem historię brygady. W 1975 roku Kruki porwały Hunta Flootwortha, dwudziestodwuletniego syna magnata wydawniczego Coopera Flootwortha. Na Uniwersytecie Stanowym w San Francisco Hunt studiował i przyjaźnił się z kilkoma członkami grupy, w tym z Cole’em Whitemanem i Liz Gorman. Sławny Cooper Flootworth, człowiek, który nie zwykł siedzieć bezczynnie i pozwalać, by inni działali za niego, wynajął do odbicia syna zawodowców. Podczas owej akcji jeden z Kruków zastrzelił młodego Hunta strzałem z bliska w głowę. Nikt nie wiedział który. Czterem członkom brygady udało się uciec.

Do biura weszła w podskokach Wielka Cyndi. Drgania wprawiły w ruch pióra leżące na biurku Esperanzy.

– Przepraszam – powiedziała.

– Nie szkodzi.

– Zadzwonił Timmy – obwieściła. – W piątek mamy randkę.

– Ma na imię Timmy?

Esperanza zrobiła minę.

– Ślicznie, co?

– Rozkosznie.

– Będę w pokoju konferencyjnym – powiedziała Cyndi. Esperanza wróciła do akt. Zatrzymała się na skoku na bank w Tucson – pierwszym od ponad pięciu lat napadzie Brygady Kruka. Bank obrobiono tuż przed zamknięciem. Policja federalna podejrzewała, że Krukom pomógł jeden ze strażników, lecz poza tym, że sympatyzował z lewicą, nic na niego nie mieli. Zrabowano około piętnastu tysięcy dolarów w gotówce, przy okazji poświęcając czas na rozwalenie skrytek bankowych. Ryzykowne. Być może, spekulowali federalni, przestępcy dowiedzieli się skądś o ukrytych w nich pieniądzach z handlu narkotykami. Kamery bankowe zarejestrowały dwóch ubranych od stóp do głów na czarno rabusiów w kominiarkach na twarzach. Nie pozostawili odcisków palców, włosów, włókien. Niczego.

Esperanza jeszcze raz przeczytała dokumenty, ale nie znalazła żadnych rewelacji. Próbowała wyobrazić sobie, jak wyglądało dwadzieścia ubiegłych lat życia ocalałych Kruków – ciągła ucieczka przed prawem, niemożność zagrzania gdzieś miejsca na dłużej, wyjazdy i powroty do kraju, uzależnienie od dawnych sympatyków, co do których nie ma pewności, czy można im w pełni ufać. Wzięła kartkę i zapisała:

Liz Gorman → napad na bank → szantaż.

Idź za strzałkami, powiedziała sobie. Liz Gorman i Krukom zabrakło środków, więc obrabowali bank. W porządku. Wyjaśniało to pierwszą strzałkę. Łatwizna. Twardym orzechem było drugie połączenie:

Napad na bank → szantaż.

Mówiąc wprost: co sprawiło, że po napadzie Gorman przyjechała na Wybrzeże Wschodnie i zaszantażowała Grega Downinga? Zapisała ewentualności:

1) Downing zamieszany w napad na bank. Podniosła wzrok. Uznała, że to możliwe. Potrzebował pieniędzy na spłatą długów. Mógł zrobić coś niezgodnego z prawem. Ale ta hipoteza nie wyjaśniała najważniejszego: jak zawarli znajomość? Co związało ze sobą Liz Gorman i Grega Downinga?

Tu był pies pogrzebany. Zapisała dwójkę. Zaczekała. Co jeszcze mogło łączyć jedno z drugim? Ponieważ nic nie przyszło jej na myśl, postanowiła spróbować z drugiego końca. Zacząć od szantażu i cofnąć się. Żeby zaszantażować Downinga, Gorman musiała natrafić na coś, co go obciążało. Kiedy? Narysowała drugą strzałkę:

Napad na bank ↔ szantaż.

Poczuła mrowienie. Napad na bank. Podczas napadu na bank znaleźli coś, co skłoniło ich do szantażu!

Szybko przekartkowała akta, wiedząc, że nie znajdzie w nich odpowiedzi. Podniosła słuchawkę i wybrała numer. Odezwał się mężczyzna.

– Masz spis najemców skrytek bankowych? – spytała.

– Gdzieś jest – odparł. – Czyżbyście ich potrzebowali?

– Tak.

Westchnął głęboko.

– No dobrze. Zacznę szukać. Ale przypomnij Myronowi, że ma u mnie dług. Duży dług.

– Jesteś sama? – spytał Myron, kiedy Emily otworzyła drzwi.

– Tak, a bo co? – odparła kokieteryjnie. – Masz na myśli coś konkretnego?

Przecisnął się obok niej. Z ustami otwartymi ze zdziwienia zatoczyła się do tyłu. Myron podszedł wprost do szafy w przedpokoju i otworzył ją.

– Co robisz?! – krzyknęła.

Nie raczył odpowiedzieć. Zaczął rozgarniać wieszaki. Nie zajęło mu to długo. Wyciągnął na wierzch długi płaszcz z marszczonym kołnierzem.

– Kiedy kogoś znowu zabijesz, pozbądź się ciuchów, w których chodzisz – rzekł.

Cofnęła się o dwa kroki, jej dłoń pofrunęła do ust.

– Wynoś się! – wysyczała.

– Daję ci okazję powiedzenia prawdy.

– Mam gdzieś, co mi dajesz. Wynoś się z mojego domu! Uniósł w górę jej płaszcz.

– Nie tylko ja o tym wiem. Policja ma cię nagraną na taśmie z miejsca przestępstwa. Jesteś w tym płaszczu.

Zwiotczała. Jej twarz wykrzywił grymas, jakby oberwała w splot słoneczny.

Myron opuścił płaszcz.

– Podrzuciłaś narzędzie zbrodni do swojego dawnego domu. Wymazałaś krwią suterenę. – Myron obrócił się, szybko wszedł do salonu i wskazał plik wciąż leżących tam dzienników brukowych. – Szukałaś w gazetach wiadomości o morderstwie. Kiedy przeczytałaś o znalezieniu zwłok, zadzwoniłaś anonimowo na policję.

Spojrzał na Emily. Oczy miała niewidzące i szkliste.

– Wciąż myślałem o pokoju zabaw dla dzieci – ciągnął. – I zadawałem sobie pytanie: czy Greg zszedłby po morderstwie właśnie tam? W tym rzecz, że nie zszedłby, bo po co. Mogłyby minąć tygodnie, nim ktoś odkryłby krew w suterenie.

Emily zacisnęła dłonie w pięści, wreszcie odzyskała głos.

– Nie rozumiesz – powiedziała.

– To mi wyjaśnij.

– Chciał mi zabrać dzieci.

– Dlatego wrobiłaś go w morderstwo.

– Nie.

– Nie czas kłamać, Emily.

– Ja nie kłamię. Nie wrobiłam go.

– Podrzuciłaś narzędzie…

– Tak – przerwała mu – w tym przypadku masz rację. Ale go nie wrobiłam. – Zamknęła oczy i otworzyła je jak przy minimedytacji. – Nie można wrobić kogoś w coś, czego dokonał.

Myron zesztywniał. Emily wpatrywała się w niego z kamienną twarzą i z dłońmi wciąż zaciśniętymi w kułak.

– Twierdzisz, że Greg ją zabił?

– Oczywiście. – Przysunęła się ku niemu niespiesznie, wykorzystując biegnące sekundy niczym bokser liczony do ośmiu po niespodziewanym lewym haku. Wzięła płaszcz. – Naprawdę mam go zniszczyć czy mogę ci ufać?

– Najpierw mi wszystko wyjaśnij.

– Napijesz się kawy?

– Nie – odparł.

– Ja muszę się napić. Chodź. Pogadamy w kuchni.

Z wysoko podniesioną głową ruszyła tym samym krokiem, jaki zobaczył na taśmie. Wszedł za nią do jasnej białej kuchni ze lśniącymi kafelkami. Większość ludzi pewnie marzyła o takim wystroju, ale jemu kojarzył się on z pisuarem w luksusowej restauracji.

Emily wyjęła modną zaparzarkę do kawy.

– Na pewno się nie napijesz? To Starbucks. Hawajska mieszanka Kona.

Myron pokręcił głową. Emily zdążyła odzyskać zmysły. Znów nad sobą panowała. Nie przeszkadzał jej w tym. Kto nad sobą panuje, więcej mówi, a mniej myśli.

– Zastanawiam się, od czego zacząć. – Wlała gorącą wodę do zaparzarki. W kuchni natychmiast zapachniało kawą. Gdyby grali w reklamówce, jedno z nich w tej chwili już wzdychałoby „Aaaach!”. – Tylko nie ponaglaj mnie, bo zacznę krzyczeć.

Podniósł ręce na znak, że nic takiego nie zrobi. Nacisnęła tłok, napotkała opór, znowu nacisnęła.

– Któregoś dnia podeszła do mnie w supermarkecie – ciągnęła. – Ni stąd, ni zowąd. Sięgam po mrożone bajgłe, a ta nagle oznajmia mi, że odkryła coś, co może zniszczyć mojego męża. Grozi, że jeżeli nie zapłacę, pójdzie z tym do gazet.

– Co odpowiedziałaś?

– Spytałam, czy potrzebuje ćwierć dolara na telefon. – Emily zaśmiała się, przerwała tłoczenie i wyprostowała się. – Wzięłam to za żart. Odparłam, że proszę bardzo, niech zniszczy tego drania. Skinęła głową i powiedziała, że się skontaktuje.

– To wszystko?

– Tak.

– Kiedy to było?

– Czy ja wiem. Dwa, trzy tygodnie temu.

– A kiedy odezwała się ponownie?

Emily otworzyła szafkę i wyjęła kubek z jakąś postacią z kreskówki i napisem NAJWSPANIALSZA MAMA NA ŚWIECIE.

– Kawy wystarczy na dwoje – powiedziała.

– Nie, dziękuję.

– Na pewno?

– Tak. Co było potem?

Pochyliła się i zajrzała do zaparzarki jak do szklanej kuli.

– Kilka dni później Greg zrobił mi coś… – Urwała. – Jak ci już mówiłam – podjęła zmienionym tonem, wypowiadając słowa ostrożniej i wolniej – zrobił coś strasznego. Szczegóły nie są ważne.

Myron skinął głową, lecz nic nie powiedział. Nie było sensu mówić jej o nagraniu z hotelu i zbijać z tropu. Należało ułatwić zwierzenia.

– Tak więc kiedy się do mnie zgłosiła, informując, że Greg gotów jest dużo zapłacić za milczenie, odparłam, że dam jej więcej za mówienie. Usłyszałam, że będzie mnie to słono kosztowało. Powiedziałam, że nie dbam o to ile. Próbowałam zaapelować do niej jak kobieta do kobiety. Posunęłam się do tego, że opisałam jej, jak się sprawy mają, że Greg chce mi odebrać dzieci. Chyba mi współczuła, ale dała do zrozumienia, że nie może sobie pozwolić na filantropię. Za informację muszę zapłacić.

– Wymieniła sumę?

– Sto tysięcy dolarów.

Myron wstrzymał się od gwizdnięcia. Podwójne oskubanie. Albo Liz Gorman zamierzała ciągnąć pieniądze od obojga i doić ich tak długo, jak się da, albo walnąć ich po kieszeni raz a dobrze, przewidując, że znów będzie musiała się ukryć. Tak czy siak, z jej punktu widzenia należało wycisnąć dolary od wszystkich zainteresowanych – Grega, Clipa i Emily. Wziąć forsę za milczenie. Wziąć forsę za mówienie. Szantażyści są tak lojalni jak politycy w roku wyborów.

– Wiesz, czym szantażowała Grega? – spytał.

– Nie powiedziała.

– Ale byłaś gotowa zapłacić jej sto tysięcy.

– Tak.

– Nawet nie wiedząc za co?

– Tak.

– Skąd wiedziałaś, że nie masz do czynienia z wariatką? – Wzmocnił to pytanie gestem.

– Szczerze? Nie wiedziałam. Ale groziło mi, że utracę dzieci! Byłam w desperacji.

Pomyślał, że Liz Gorman wykorzystała jej desperację do maksimum.

– I nadal nie wiesz, czym go szantażowała?

– Nie.

– Mogło chodzić o hazard Grega?

Jej oczy się zwęziły.

– W czym rzecz? – spytała zdezorientowana.

– Wiedziałaś, że Greg uprawiał hazard?

– Jasne. I co z tego?

– Wiedziałaś, jak wysoko grał?

– Nie bardzo. Raz na jakiś czas jeździł do Atlantic City. Obstawiał za pięćdziesiąt dolarów zakłady futbolowe.

– Tak myślałaś?

Powiodła oczami po jego twarzy, próbując odgadnąć, co myśli.

– Co chcesz przez to powiedzieć? – spytała.

Myron spojrzał przez okno. Basen wciąż był zakryty, ale gromada drozdów powróciła z pielgrzymki na południe. Z tuzin ptaków, z opuszczonymi głowami i skrzydłami chodzącymi wesoło jak psie ogony, obsiadło karmnik.

– Greg jest nałogowym hazardzistą. W ciągu lat przegrał miliony. Felder nie sprzeniewierzył pieniędzy. Greg je przegrał.

– Niemożliwe. – Emily pokręciła głową. – Żyłam z nim blisko dziewięć lat. Coś bym zauważyła.

– Hazardziści umieją się kryć z nałogiem. Kłamią, oszukują, kradną… robią wszystko, byleby grać dalej. Są uzależnieni.

Oczy jej rozbłysły.

– I tym szantażowała go ta kobieta? Że jest hazardzistą?

– Chyba tak – powiedział Myron. – Nie jestem pewien.

– Ale hazardował się na pewno? Dopóki nie stracił pieniędzy?

– Tak.

Na twarzy Emily zapłonęła nadzieja.

– W takim razie żaden sędzia nie odda mu pod opiekę dzieci – ucieszyła się. – Wygram!

– Prędzej odda je hazardziście niż morderczyni – zgasił ją Myron – czy kobiecie, która podrzuca fałszywe dowody.

– Już mówiłam, że ten dowód jest prawdziwy.

– To ty tak twierdzisz. Ale wróćmy do szantażystki. Zażądała od ciebie stu tysięcy.

Emily znów zajęła się zaparzarką.

– Tak.

– Jak miałaś jej zapłacić?

– Kazała mi czekać w sobotę wieczorem przy automacie przed supermarketem Grand Union. Miałam się tam stawić o północy, z gotówką. Zadzwoniła punktualnie o dwunastej i podała adres na Sto Jedenastej Ulicy. Poleciła przyjechać o drugiej.

– I pojechałaś o drugiej w nocy na Sto Jedenastą ze stoma tysiącami dolarów? – spytał, starając się ukryć niedowierzanie w głosie.

– Zebrałam tylko sześćdziesiąt tysięcy.

– Wiedziała o tym?

– Nie. Wiem, że wygląda to bardzo głupio, ale zrozum, byłam zdesperowana. Gotowa na wszystko.

Myron zrozumiał. Widział z bliska, do czego zdolne są matki. Każda miłość wypacza, a miłość matczyna wypacza całkowicie.

– Mów dalej – zachęcił.

– Kiedy wyjechałam zza rogu, zobaczyłam, że z jej domu wychodzi Greg. Osłupiałam. Mimo postawionego kołnierza dojrzałam jego twarz. – Emily podniosła oczy. – Jestem jego żoną od dawna, ale pierwszy raz widziałam u niego taką minę.

– Jaką?

– Był przerażony. Do Amsterdam Avenue pobiegł dosłownie sprintem. Zaczekałam, aż skręci za róg, a potem podeszłam do drzwi i nacisnęłam guzik domofonu. Bez efektu, zaczęłam więc naciskać inne guziki. Wreszcie ktoś mnie wpuścił. Weszłam po schodach i dłuższą chwilę pukałam do drzwi. Nacisnęłam klamkę. Nie były zamknięte. Otworzyłam je.

Emily urwała. Trzęsącą się ręką podniosła kubek do ust. Łyknęła kawy.

– Zabrzmi to okropnie, ale nie widziałam zwłok, tylko moją ostatnią deskę ratunku na zatrzymanie przy sobie dzieci.

– I postanowiłaś podrzucić dowód.

Emily odstawiła kubek i jasnymi oczami spojrzała na Myrona.

– Tak. Miałeś rację co do wszystkiego. Wybrałam pokój zabaw, bo wiedziałam, że Greg tam nie zejdzie. Nie miałam pojęcia, że uciekł. Pomyślałam, że kiedy wróci do domu, krew nie zniknie. Owszem, posunęłam się za daleko, ale nie skłamałam. On ją zabił.

– Tego nie wiesz.

– Jak to?

– Mógł się natknąć na zwłoki tak jak ty.

– Mówisz poważnie? – spytała ostrzejszym tonem. – Oczywiście, że ją zabił. Krew na podłodze była całkiem świeża. To Greg miał wszystko do stracenia. Miał motyw i sposobność.

– Ty też.

– Miałam motyw? Jaki?

– Chciałaś go wrobić w morderstwo. Chciałaś zachować dzieci.

– Absurd! – oburzyła się.

– Masz jakiś dowód na potwierdzenie swojej wersji?

– Mam co?!

– Dowód. Wątpię, Emily, czy policja ci uwierzy.

– A ty? – spytała.

– Chciałbym go zobaczyć.

– Dowód? Jaki? Przecież nie robiłam zdjęć!

– Jakieś fakty potwierdzające to, co mówisz.

– Po co miałabym ją zabić? W jakim celu? Potrzebna mi była żywa. Dzięki niej miałam szansę zachować dzieci.

– Przypuśćmy, że ta kobieta rzeczywiście miała coś na Grega. Jakiś konkret. Jego list, taśmę wideo, coś takiego…

Myron czekał na reakcję Emily.

– Dobrze. – Skinęła głową. – Mów.

– Przypuśćmy też, że cię zdradziła, że sprzedała obciążający dowód Gregowi. W końcu był pierwszy w kolejce. Może zapłacił jej tyle, że wycofała się z umowy z tobą. Wchodzisz do jej mieszkania, dowiadujesz się, co zrobiła, dociera do ciebie, że twoja jedyna szansa na zachowanie dzieci przepadła, zabijasz Gorman i zrzucasz winę na tego, kto najwięcej zyska na jej śmierci. – Na Grega.

– Zwariowałeś!

– Wystarczająco mocno go nienawidziłaś – ciągnął Myron. – Grał z tobą po świńsku, więc odpłaciłaś mu pięknym za nadobne.

– Nie zabiłam jej.

Myron znów spojrzał przez okno, ale drozdy odleciały. Podwórko wyglądało pusto i bez życia. Odczekał kilka sekund, zanim znów obrócił się w stronę Emily.

– Wiem o taśmie wideo z tobą i Maggie Łomot – powiedział.

W jej oczach rozbłysnął gniew. Zacisnęła palce na kubku. Myron obawiał się, niemal oczekiwał, że nim w niego ciśnie.

– Jak, do diabła…? – Rozluźniła chwyt. Poddała się. Niepewnie wzruszyła ramionami, przygarbiła się. – Nieważne.

– Na pewno się wściekłaś.

Pokręciła głową. Z jej ust wydobył się cichy dźwięk przypominający śmiech.

– Nic nie rozumiesz, co, Myron? – spytała.

– Czego nie rozumiem?

– Nie szukałam zemsty. Liczyło się tylko to, że przez to nagranie mogę stracić dzieci.

– Rozumiem doskonale. Zrobiłabyś wszystko, żeby je zatrzymać.

– Nie zabiłam jej.

– Opowiedz mi o sobie i o Łomot – rzekł, zmieniając temat.

Emily zaśmiała się szyderczo.

– Nie wiedziałam, że jesteś z takich – zadrwiła.

– Nie jestem.

Podniosła kubek i łyknęła kawy.

– Obejrzałeś nagranie od początku do końca? – spytała flirtującym tonem, podszytym złością. – Puściłeś je sobie w zwolnionym tempie? Przewijałeś je, odtwarzając niektóre „momenty” kilka razy? Opuściłeś spodnie do kolan?

– Nad kolana.

– Dużo zobaczyłeś?

– Dość, żeby zorientować się, co się święci.

– I wtedy przestałeś?

– Tak.

Przyjrzała mu się sponad kubka.

– Wierzę ci, wiesz? Świętoszek z ciebie.

– Emily, staram się pomóc.

– Mnie czy Gregowi?

– Pomóc dojść do prawdy. Tobie też chyba na tym zależy. Wzruszyła wymijająco ramionami.

– Więc kiedy ty i Łomot…? – spytał zakłopotany, wykonując nieokreślony gest mający oznaczać randkę.

Zaśmiała się.

– To był mój pierwszy raz – odparła. – W pełnym znaczeniu tego słowa.

– Ja nie osądzam…

– Mam gdzieś, czy osądzasz, czy nie. Chcesz wiedzieć, co się stało, tak? To był mój pierwszy raz. Ta kurewka mnie podeszła.

– Jak?

– Jak to jak? Mam opisać szczegóły? Ile wypiłam, jak bardzo czułam się samotna, jak zaczęła mnie gładzić po nodze?

– Nie.

– W takim razie streszczę to krótko: uwiodła mnie. W przeszłości kilka razy niewinnie flirtowałyśmy. Zaprosiła mnie do Glenpointe na kielicha. Potraktowałam to jak wyzwanie. Kuszące i zarazem odpychające. Wiedziałam jednak, że nie pójdę na całość. Od łyczka do rzemyczka… Wjechałyśmy na górę. Koniec streszczenia.

– A więc Łomot wiedziała, że was nagrywają?

– Tak.

– Skąd wiesz? Wygadała się?

– Nic nie powiedziała. Po prostu wiem.

– Skąd?

– Myron, skończ z tym wypytywaniem. Wiem i już. Kamery nie zainstalowano tam przypadkiem. Wrobiła mnie i tyle.

Miało to sens.

– Ale po co? – spytał.

Na twarzy Emily odbiło się rozdrażnienie.

– Chryste, Myron, to kurwa Smoków. Jeszcze cię nie przerżnęła? Ale zaraz, niech pomyślę. Odmówiłeś jej, tak?

Wypadła z kuchni do salonu i usiadła na kanapie.

– Podaj mi aspirynę – powiedziała. – Jest w łazience. W apteczce.

Myron wytrząsnął z buteleczki dwa proszki i nalał wody do szklanki.

– Emily, muszę cię spytać o jeszcze jedną sprawę. Westchnęła.

– Jaką?

– Wiem, że wysunęłaś przeciwko Gregowi oskarżenia.

– Za pośrednictwem adwokatki.

– Prawdziwe?

Położyła proszki na języku, popiła wodą, połknęła.

– Niektóre.

– A te o znęcanie się nad dziećmi?

– Jestem zmęczona, Myron. Możemy porozmawiać później?

– Były prawdziwe?

Emily spojrzała mu w oczy tak, że poczuł w sercu zimny prąd.

– Greg chciał mi zabrać dzieci – powiedziała wolno. – Miał pieniądze, władzę, prestiż. Potrzebowałyśmy czegoś na niego.

Myron odwrócił wzrok. Ruszył do drzwi.

– Nie zniszcz tego płaszcza – powiedział.

– Nie masz prawa mnie sądzić.

– W każdym razie w tej chwili wolę nie mieć z tobą do czynienia – odparł.