171592.fb2
Kiedy dowlokłem się do mojego mieszkania, ujrzałem Katy Miller. Siedziała pod drzwiami, trzymając miedzy nogami plecak. Podniosła się na mój widok.
– Dzwoniłam, ale… Kiwnąłem głową.
– Nie wytrzymam w domu ani dnia dłużej. Pomyślałam, że mogłabym przespać się na twojej kanapie.
– To nie jest dobry moment – powiedziałem.
– Och.
Włożyłem klucz do zamka.
– No wiesz, usiłowałam poskładać to wszystko do kupy.
Tak jak mówiliśmy. Kto mógł zabić Julie. Czy wiesz, jak żyła Julie po waszym rozstaniu? Oboje weszliśmy do mieszkania.
– Nie wiem, czy to jest odpowiednia chwila.
– Dlaczego? Co się stało?
– Umarł ktoś, kto był mi bardzo bliski.
– Mówisz o twojej matce? Potrząsnąłem głową.
– O innej bliskiej mi osobie. Ona została zamordowana. Katy upuściła plecak z wrażenia.
– Jak bliskiej?
– Bardzo.
– Twoja dziewczyna?
– Tak.
– Kochałeś ją?
– Bardzo. Popatrzyła na mnie.
– Will, wygląda na to, że ktoś morduje kobiety, które kochasz.
Mnie też przyszło to do głowy. Myśl ta, wypowiedziana głośno, wydawała się niedorzeczna.
– Julie i ja zerwaliśmy rok przed tym, zanim została zamordowana.
– I pogodziłeś się z tym?
Nie chciałem znowu roztrząsać przeszłości.
Katy opadła na kanapę tak, jak robią to nastolatki – jakby nie miała kości. Prawą nogę przerzuciła przez poręcz i odchyliła głowę, zadzierając brodę. Znowu miała na sobie wystrzępione dżinsy i inny top, równie ciasny. Włosy związała w koński ogon. Kilka kosmyków wymknęło się spod gumki i okalało jej twarz.
– Jeśli Ken jej nie zabił, to zrobił to ktoś inny, prawda?
– Prawda.
– Zaczęłam sprawdzać, co wtedy robiła. No wiesz, za dzwoniłam do dawnych przyjaciółek, przypominałam sobie różne zdarzenia.
– I co odkryłaś?
– Że ona znalazła się w dołku. Usiłowałem skupić się na tym, co mówi.
– Jak to?
Spuściła obie nogi na podłogę i usiadła.
– Co pamiętasz?
– Była po drugim roku Haverton.
– Nie.
– Nie?
– Julie rzuciła studia. Zaskoczyła mnie.
– Jesteś pewna?
– Na drugim roku – wyjaśniła, a potem spytała: – Kiedy widziałeś ją ostatni raz, Will? Zastanowiłem się.
– Wtedy, kiedy się rozstaliście? Pokręciłem głową.
– Zerwała ze mną przez telefon.
– Naprawdę?
– Tak.
– To okropne – powiedziała Katy. – Pogodziłeś się z tym?
– Próbowałem się z nią zobaczyć. Nie chciała mnie widzieć.
Katy spojrzała na mnie, nie kryjąc zaskoczenia. Rzeczywiście, dlaczego nie pojechałem do Haverton? Dlaczego nie zażądałem, żeby się ze mną spotkała?
– Uważam, że Julie zrobiła coś złego.
– Co masz na myśli?
– Nie wiem. Może to za mocno powiedziane. Niewiele pamiętam, ale przypomniałam sobie, że niedługo przed śmiercią wyglądała na szczęśliwą. Od bardzo dawna nie widziałam jej zadowolonej.
Zabrzmiał dzwonek u drzwi. Nie byłem w nastroju do przyjmowania kolejnych gości. Katy zerwała się z kanapy i powiedziała:
– Otworzę.
Posłaniec przyniósł koszyk z owocami. Katy odebrała kosz i wniosła do pokoju. Postawiła go na stole.
– Jest w nim liścik – oznajmiła.
– Otwórz.
Wyjęła kartkę z małej koperty.
– To kosz z kondolencjami od dzieci z Covenant House. Wyjęła z koperty coś jeszcze. – I pamiątkowa kartka. Gapiła się na nią.
– O co chodzi?
Katy ponownie przeczytała napis. Potem spojrzała na mnie.
– Sheila Rogers?
– Tak.
– Twoja dziewczyna nazywała się Sheila Rogers?
– Taak, bo co?
Katy potrząsnęła głową i odłożyła kartkę.
– O co chodzi?
– O nic – odparła.
– Znałaś ją?
– Nie.
– No to w czym rzecz?
– W niczym – odparła Katy, tym razem bardziej zdecydowanie. – Dajmy temu spokój, dobrze?
Zadzwonił telefon. Zaczekałem, aż zgłosi się sekretarka. W głośniku usłyszałem głos Squaresa.
– Odbierz.
Bez żadnych wstępów oznajmił:
– Wierzysz jej matce? Że Sheila miała dziecko?
– Tak.
– Co zrobimy?
Zastanawiałem się nad tym od chwili, kiedy usłyszałem tę wiadomość.
– Mam pewną teorię – powiedziałem.
– Słucham.
– Może ucieczka Sheili miała coś wspólnego z jej dzieckiem.
– Co?
– Może próbowała znaleźć Carly lub sprowadzić ją z powrotem. Może dowiedziała się, że córka ma kłopoty.
– Brzmi niemal logicznie.
– Jeśli pójdziemy śladem Sheili – powiedziałem – może zdołamy znaleźć Carly.
– Albo skończymy tak jak Sheila.
– Istnieje takie ryzyko – przytaknąłem.
Zapadła krótka cisza. Spojrzałem na Katy. Patrzyła w przestrzeń, skubiąc dolną wargę.
– A więc nie rezygnujesz – rzekł Squares.
– Owszem, ale nie chcę narażać cię na niebezpieczeństwo.
– Aha, to jest ten moment, kiedy mówisz mi, że w każdej chwili mogę się wycofać?
– Właśnie, a ty na to, że nie opuścisz mnie aż do końca.
– Tu wchodzą skrzypki – dodał Squares. – Teraz, kiedy już mamy to z głowy, powiem ci, że dopiero co dzwonił do mnie Roscoe, czyli Raquel. Być może natrafił na poważny ślad Sheili. Masz ochotę na nocną przejażdżkę?
– Zajedź po mnie – powiedziałem.