171592.fb2 Bez po?egnania - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 57

Bez po?egnania - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 57

57

W ciągu następnych pięciu dni wiele się wydarzyło.

Oczywiście po ucieczce Katy i ja zgłosiliśmy się do federalnych. Zaprowadziliśmy ich do wieży obserwacyjnej, w której nas przetrzymywano. Nikogo tam nie zastaliśmy. Poszukiwania ujawniły ślady krwi w pobliżu miejsca, gdzie zraniłem szofera w nogę. Jednak nie natrafiono na odciski palców czy włosów. Prawdę mówiąc, tego się spodziewałem. Nie byłem pewien, czy miałyby jakiekolwiek znaczenie.

Philip McGuane został aresztowany pod zarzutem zamordowania tajnego agenta FBI, Raymonda Cromwella, i znanego adwokata, Joshuy Forda. Tym razem jednak nie udało mu się wyjść za kaucją. Kiedy spotkałem Pistillo, miał w oczach satysfakcję człowieka, który w końcu zdobył swój Everest, odkrył powołanie, pokonał dręczącego go demona – sami wybierzcie, co uznacie za najbardziej stosowne.

– Mamy go – stwierdził z radością Pistillo. – Przygwoździliśmy McGuane'a i oskarżyliśmy o podwójne morderstwo. Cała jego organizacja rozłazi się w szwach.

Zapytałem, w jaki sposób w końcu go dopadli. Pistillo chociaż raz aż nazbyt chętnie udzielił mi informacji.

– McGuane przygotował spreparowaną taśmę, na której nasz agent opuszcza budynek. Miała dać mu alibi i powiem ci, że była bez zarzutu. W przypadku kamer cyfrowych łatwo uzyskać takie rezultaty – przynajmniej tak mnie zapewnił nasz spec z laboratorium.

– Więc co się stało? Pistillo uśmiechnął się.

– Otrzymaliśmy paczkę z inną taśmą. Nadano ją w Livingston, w stanie Nowy Jork, możesz w to uwierzyć? To była właściwa taśma. Widać na niej dwóch facetów wlokących ciało do prywatnej windy McGuane'a. Obaj ochroniarze już złożyli zeznania. Paczka zawierała też notatkę ze wskazówkami, gdzie znajdziemy ciała, jak również nagrania i dowody, które twój brat zgromadził przez te wszystkie łata.

– Wiecie, kto przysłał paczkę?

– Nie – odparł Pistillo. Zorientowałem się, że go to nie obchodzi.

– Co się stanie z Johnem Asseltą?

– Wysłaliśmy list gończy.

– To nic nowego.

– A co jeszcze możemy zrobić? – Wzruszył ramionami.

– On zabił Julie Miller.

– Na rozkaz. Duch był tylko wykonawcą. Niezbyt mnie to pocieszyło.

– Raczej nie spodziewacie się go złapać, prawda?

– Posłuchaj. Will, z przyjemnością dopadłbym Ducha, ale będę z tobą szczery. Asselta już wyjechał. Mamy raporty, że widziano go za granicą. Znów będzie pracował dla jakiegoś despoty, który zapewni mu ochronę. Jednak należy o tym pamiętać, że Duch był tylko wykonawcą. Ja chcę złapać tych, którzy wydawali rozkazy i podejmowali decyzje.

Nie sprzeczałem się z nim, chociaż w duchu nie przyznałem mu racji. Zapytałem go, co to oznacza dla Kena. Odpowiedział po dłuższym namyśle.

– Ty i Katy nie wyjawiliście nam wszystkiego, prawda?

Poprawiłem się na krześle. Opowiedzieliśmy im o porwaniu, ale postanowiliśmy nie mówić o internetowej rozmowie z Kenem. Zatrzymaliśmy to dla siebie.

– Powiedzieliśmy.

Pistillo popatrzył na mnie, a potem znów wzruszył ramionami.

– Rzecz w tym, że nie wiem, czy jeszcze go potrzebujemy. Zapewniam cię, że nic mu już nie grozi, Will. – Nachylił się do mnie. – Wiem, że nie miałeś z nim kontaktu… Po jego minie poznałem, że w to nie wierzy.

– Gdybyś jednak jakoś zdołał się z nim spotkać, to powiedz mu, żeby przestał się ukrywać. Nigdy nie mógł czuć się bezpieczniej niż teraz. Owszem, możemy go wykorzystać do potwierdzenia prawdziwości dowodów.

Jak już powiedziałem, było to pięć pracowitych dni.

Nie licząc spotkania z Pistillo, spędziłem ten czas z Norą. Niewiele rozmawialiśmy o jej przeszłości, ponieważ pod wpływem wspomnień jej twarz przybierała pochmurny wyraz. Wciąż bardzo bała się męża. Obiecałem sobie, że rozprawimy się z panem Crayem Springiem z Cramden w stanie Missouri. Jeszcze nie wiedziałem jak. Jednak nie pozwolę, żeby Nora żyła w strachu.

Nora opowiadała mi o moim bracie, o tym, że zgromadził pieniądze na szwajcarskim koncie, że usiłował znaleźć tam spokój, ale nie zdołał. Mówiła również o Sheili Rogers, tej ptaszynie ze złamanym skrzydłem, o której tak wiele się dowiedziałem i która znalazła pociechę w ucieczce za granicę i swojej córce. Głównie jednak Nora opowiadała mi o mojej bratanicy, Carly, a kiedy to robiła, cała promieniała. Dowiedziałem się, że Carly uwielbiała zbiegać z zamkniętymi oczami z pagórków, że lubiła czytać i fikać koziołki, śmiać się zaraźliwie. Z początku Carly była nieufna i nieśmiała wobec Nory, gdyż rodzice, z oczywistych powodów, nie pozwalali jej nawiązywać kontaktów towarzyskich, ale Nora pokonała jej opory. Porzucenie tego dziecka (dokładnie tak się wyraziła, chociaż uważałem, że ocenia to zbyt surowo) przyszło Norze z najwyższym trudem.

Katy Miller trzymała się z daleka. Wyjechała – nie powiedziała mi dokąd, a ja nie pytałem – ale dzwoniła prawie codziennie. Poznała prawdę, ale nie sądziłem, żeby to jej wiele dało. Dopóki Duch gdzieś przebywał, dopóty sprawa nie była zamknięta. Oboje będziemy oglądali się przez ramię, póki on żyje.

Chyba każdy z nas czegoś się obawia.

Chciałem zobaczyć się z bratem, może teraz bardziej niż kiedykolwiek. Myślałem o tych wszystkich latach, które spędził na wygnaniu, o ukrywaniu się. To nie dla niego. Ken musiał być nieszczęśliwy. On lubił stawiać czoło rzeczywistości; nie zwykł chować się w cieniu. Pragnąłem zobaczyć brata z oczywistych względów – pójść z nim na zabawę, zagrać w kosza jeden na jednego, posiedzieć razem do późna i oglądać telewizję. Zresztą doszły nowe powody.

Jak już wcześniej wspomniałem, zachowaliśmy w tajemnicy fakt, że rozmawialiśmy przez Internet z Kenem. Przemilczeliśmy to, bym mógł się z nim porozumieć. W końcu udało mi się nawiązać kontakt za pośrednictwem internetowej grupy dyskusyjnej. Powiedziałem Kenowi, żeby nie obawiał się śmierci. Miałem nadzieję, że zrozumie aluzję. Zrozumiał. Ponownie nawiązałem do naszego dzieciństwa. Ulubioną piosenką Kena był utwór Blue Oyster Cult Don't Fear the Reaper, Znaleźliśmy listę dyskusyjną dla wielbicieli tej starej kapeli heavymetalowej. Nie było ich wielu, ale zdołaliśmy z Kenem ustalić pory kontaktu.

Ken wciąż był ostrożny, ale i on chciał już to zakończyć. Ja przynajmniej miałem ojca i Melissę, a także matkę. Ogromnie tęskniłem za Kenem, ale myślę, że on za nami jeszcze bardziej.

W każdym razie po długich przygotowaniach umówiliśmy się na spotkanie.

Kiedy ja miałem dwanaście łat, a Ken czternaście, pojechaliśmy na letni obóz zwany Camp Millstone, w Marshfield, w stanie Massachusetts. Obóz reklamowano jako znajdujący się „na Cape Cod”. Gdyby to była prawda, przylądek zajmowałby prawie pół stanu. Wszystkie domki nosiły nazwy znanych college'ów. Ken spał w Yale. Ja w Duke. Podobały nam się wakacje. Graliśmy w koszykówkę, piłkę nożną, braliśmy udział w wojnie niebieskich i szarych. Jedliśmy paskudne żarcie i piliśmy obrzydliwy wywar nazywany „sokiem z żuka”. Nasi wychowawcy byli zabawnymi sadystami. Wiedząc to, co wiem teraz, nigdy nie posłałbym mojego dziecka na letni obóz.

Cztery lata temu zabrałem Squaresa i pokazałem mu Camp Millstone. Obóz był na sprzedaż, więc Squares kupił teren i zrobił z niego ekskluzywny ośrodek wypoczynkowy dla uprawiających jogę. Wybudował sobie dom w miejscu, gdzie niegdyś było boisko do piłki nożnej. Wiodła tam tylko jedna droga, a budynek stał na samym środku dawnego boiska, nikt więc nie mógł zbliżyć się niepostrzeżenie.

Uznaliśmy, że to będzie idealne miejsce.

Melissa przyleciała z Seattle. Dmuchając na zimne, kazaliśmy jej wylądować w Filadelfii. Ona, mój ojciec i ja spotkaliśmy się w knajpce Vince Lombardi Rest Stop przy New Jersey Turnpike. Stamtąd pojechaliśmy razem. Nikt nie wiedział o spotkaniu oprócz Nory, Katy i Squaresa. Oni podróżowali osobno i mieli przybyć nazajutrz, ponieważ także chcieli zakończyć tę sprawę.

Pierwszy wieczór planowaliśmy spędzić w gronie rodzinnym.

Prowadziłem. Ojciec siedział obok mnie, Melissa ulokowała się z tyłu. Prawie nie rozmawialiśmy. Wszyscy czuliśmy rosnące napięcie – ja chyba najbardziej. Nauczyłem się, że nie ma niczego pewnego. Dopóki nie zobaczę Kena na własne oczy, nie uściskam go i nie usłyszę, dopóty nie uwierzę, że w końcu wszystko jest w porządku.

Myślałem o Sheili i Norze; o Duchu i przewodniczącym klasy w liceum, Philipie McGuanie, oraz o tym, kim się stał. Zwykle jesteśmy zaskoczeni, słysząc o przemocy na przedmieściach, jakby dobrze nawodnione trawniki, schludne domki, Liga Juniorów i mecze piłki nożnej, lekcje gry na pianinie, boiska do gry w klasy oraz zebrania rodziców były rodzajem zaklęcia, odpędzającego zło. Gdyby Duch i McGuane wychowali się zaledwie piętnaście kilometrów od Livingston – gdyż, jak mówiłem, taka odległość dzieliła nasze przedmieście od centrum Newark – nikt nie byłby „wstrząśnięty” ani „zaskoczony” tym, kim się stali.

Puściłem płytkę kompaktową z koncertem Springsteena, który odbył się w lipcu 2000 roku w Madison Square Garden. Na drodze numer dziewięćdziesiąt pięć trwały roboty drogowe – rzadko kiedy ich tam nie prowadzą – więc podróż trwała pięć męczących godzin. Podjechaliśmy do czerwonych zabudowań farmy. Nie było innych samochodów, czego oczekiwaliśmy. Ken miał przyjechać po nas.

Melissa pierwsza wysiadła z wozu. Trzask zamykanych drzwiczek odbił się głośnym echem. Rozejrzałem się, ale przed oczyma miałem dawne boisko do piłki nożnej, chociaż garaż znajdował się tam, gdzie niegdyś stała jedna z bramek. Podjazd biegł przez teren, gdzie kiedyś były ławki. Spojrzałem na ojca. Odwrócił wzrok.

Przez chwilę wszyscy staliśmy bez ruchu. Ja przełamałem czar, zmierzając w kierunku domu. Ojciec i Melissa szli kilka kroków za mną. Wszyscy myśleliśmy o mamie. Powinna być z nami, jeszcze raz zobaczyć swojego syna. Wiedzieliśmy, że to wskrzesiłoby cudowny uśmiech Sunny. Nora pocieszyła moją matkę, dając jej zdjęcie Kena. Nie potrafię wypowiedzieć, jakie to dla mnie ważne.

Wiedziałem, że Ken przyjedzie sam. Carly przebywała w bezpiecznym miejscu, chociaż mi nieznanym. Rzadko wspominaliśmy o niej w czasie naszych internetowych pogawędek. Ken był gotów zaryzykować i przybyć na rodzinne spotkanie. Nie zamierzał jednak ryzykować życia córki.

Krążyliśmy po domu. W jednym kącie stały stare krosna. Tykanie szafkowego zegara irytująco głośno niosło się po pokoju. Ojciec w końcu usiadł. Melissa zbliżyła się i zwróciła na mnie to swoje spojrzenie starszej siostry.

– Dlaczego nie odnoszę wrażenia, że ten koszmar wkrótce się skończy? – spytała cicho. Nie chciałem się nad tym zastanawiać.

Pięć minut później usłyszeliśmy nadjeżdżający samochód. Odciągnąłem zasłonę i wyjrzałem na zewnątrz. Zapadał zmierzch, ale dobrze widziałem wóz. Szara honda accord, auto zupełnie nierzucające się w oczy. Serce zaczęło mi bić w przyspieszonym tempie. Chciałem wybiec z domu, ale nie ruszyłem się z miejsca.

Honda zaparkowała. Przez kilka sekund – odmierzanych przez ten przeklęty stary zegar – nic się nie działo. Potem otworzyły się drzwi po stronie kierowcy. Zacisnąłem palce na zasłonce, o mało jej nie urywając. Zobaczyłem obutą stopę stającą na ziemi. Potem ktoś wysiadł z samochodu i się wyprostował.

To był Ken.

Uśmiechnął się do mnie po swojemu, uśmiechem, który miał świadczyć o pewności siebie i mówić „skopmy życiu tyłek”. Tylko tego było mi trzeba. Rzuciłem się do drzwi z radosnym okrzykiem. Otworzyłem je na oścież, a Ken puścił się biegiem. Wpadł do domu i chwycił mnie w objęcia. Lata zniknęły, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Padliśmy na podłogę i potoczyliśmy się po dywanie. Chichotałem jak siedmiolatek. Słyszałem, że i on się śmieje. Reszta była niczym cudowny sen. Dołączył do nas ojciec, za chwilę Melissa. Pozostały mi w pamięci niewyraźne obrazy. Ken ściskający ojca, ojciec obejmujący go za szyję i całujący w czubek głowy, długo, z zamkniętymi oczami i łzami spływającymi po policzkach, Ken okręcający Melissę, która płakała i poklepywała go, jakby chciała się upewnić, że naprawdę tu jest.

Jedenaście lat.

Nie wiem, jak długo trwało to cudowne, szalone zamieszanie. W końcu ochłonęliśmy na tyle, by usiąść na kanapie. Ken zajął miejsce tuż przy mnie.

– Stawiłeś czoło Duchowi i przeżyłeś – powiedział Ken, ściskając mnie za szyję. – Chyba już nie potrzebujesz mnie jako obrońcy.

Wyrwałem mu się i powiedziałem z przekonaniem:

– Ależ potrzebuję.

Zapadł mrok. Wyszliśmy na zewnątrz. Z przyjemnością wciągałem w płuca nocne powietrze. Ken i ja wyprzedziliśmy Melissę i ojca, którzy zostali dziesięć kroków za nami. Może wyczuli, że tego nam potrzeba? Ken obejmował mnie ramieniem. Pamiętam, że podczas letniego obozu nie strzeliłem decydującego karnego. Mój domek przez to przegrał. Koledzy zaczęli mi dokuczać. Nic niezwykłego, tak bywa na obozie. Każdemu może się zdarzyć. Tamtego dnia Ken zabrał mnie na spacer. Wtedy też mnie obejmował.

Wróciło poczucie bezpieczeństwa, jakie dawał mi brat.

Zaczął opowiadać. Pokrywało się to z tym, co już wiedziałem. Wszedł na złą drogę, zawarł ugodę z federalnymi, McGuane i Asselta dowiedzieli się o tym.

Prześlizgnął się nad pytaniem, dlaczego tamtej nocy przyjechał do domu, i ważniejszym, po co poszedł do domu Julie. Ja jednak chciałem to wyjaśnić i zapytałem go prosto z mostu:

– Po co ty i Julia wróciliście? Ken wyjął paczkę papierosów.

– Zacząłeś palić?

– Tak, ale wkrótce rzucę. – Spojrzał na mnie i dodał: – Uznaliśmy z Julie, że to będzie dobre miejsce na spotkanie.

Pamiętałem o tym, co powiedziała Katy. Podobnie jak Ken, Julie od ponad roku nie była w domu. Czekałem, aż Ken rozwinie temat. Patrzył na papierosa, wciąż go nie zapalając.

– Przepraszam – rzekł.

– W porządku.

– Wiedziałem, że wciąż ci na niej zależy, Will. Wtedy jednak brałem narkotyki. Byłem zupełnie popieprzony. Zresztą może byłem samolubny, sam nie wiem.

– To nie ma znaczenia – odparłem. I tak też było. Mimo to wciąż nie rozumiem. Jak wplątała się w to Julie?

– Pomagała mi.

– W jaki sposób?

Ken zapalił papierosa. Czas zmiękczył ostre rysy i uczynił go jeszcze przystojniejszym, mimo bruzd widocznych na twarzy. Oczy nadal przypominały bryłki lodu.

– Ona i Sheila mieszkały razem w Haverton. Zaprzyjaźniły się. Kiedy Sheila przyjechała do Haverton, poznały się przeze mnie. Julie wpadła w nałóg. Ona też zaczęła pracować dla McGuane'a.

– Sprzedawała narkotyki? Skinął głową.

– Kiedy mnie zaaresztowano i zgodziłem się współpracować, potrzebowałem kogoś – wspólniczki, która pomogłaby mi załatwić McGuane'a. Z początku byliśmy przerażeni, ale potem dostrzegliśmy w tym szansę wyrwania się z kręgu zła.

– Szansę odkupienia, rozumiesz?

– Chyba tak.

– Tylko że tamci bacznie mnie obserwowali. Nikt nie miał powodu podejrzewać Julie. Pomogła mi wynieść obciążające dokumenty. Przekazałem jej nagrane kasety. To dlatego umówiliśmy się tamtej nocy; zdobyliśmy dość informacji. Zamierzaliśmy spotkać się z federalnymi i zakończyć całą sprawę.

– Dlaczego od razu nie przekazałeś wszystkiego federalnym? Ken uśmiechnął się.

– Poznałeś Pistillo? Skinąłem głową.

– Nie twierdzę, że wszyscy gliniarze są skorumpowani.

Jednak niektórzy z nich są przekupni. Ktoś doniósł McGuane'owi, że jestem w Nowym Meksyku. Co więcej, niektórzy z nich, tak jak Pistillo, są zbyt ambitni. Potrzebowałem argumentu przetargowego. Nie chciałem wystawiać się na strzał. Musiałem zawrzeć tę umowę na moich warunkach. Pomyślałem, że to ma sens.

– Mimo to Duch dowiedział się, gdzie jesteś.

– Tak.

– W jaki sposób?

Doszliśmy do ogrodzenia. Ken oparł stopę o płot. Obejrzałem się. Melissa i ojciec zostali w tyle.

– Nie wiem, Will. Julie i ja byliśmy bardzo przestraszeni. Może dlatego. Poza tym, zbliżało się zakończenie rozgrywki. Myślałem, że w domu jesteśmy bezpieczni.

Siedzieliśmy na kanapie w piwnicy i zaczęliśmy się całować… Znowu odwrócił wzrok.

– I co?

– Nagle poczułem pętlę na szyi. – Ken głęboko zaciągnął się papierosem. – Leżałem na niej, Duch się podkradł.

– W następnej chwili zabrakło mi powietrza. Zacząłem się dusić.

– John ciągnął z całej siły. Myślałem, że złamie mi kark.

– Właściwie nie wiem, co było dalej. Myślę, że Julie go uderzyła.

– Zdołałem się uwolnić. Spoliczkował ją. Przetoczyłem się po podłodze i próbowałem wstać. Duch wyjął pistolet i strzelił.

– Pierwsza kula trafiła mnie w ramię. Zamknął oczy.

– Uciekłem. Niech mi Bóg wybaczy, po prostu uciekłem.

Obaj chłonęliśmy noc. Słyszałem świerszcze, choć grały cicho. Ken zaciągał się papierosem. Wiedziałem, o czym myśli. Uciekł, a ona zginęła.

– Miał broń – powiedziałem. – To nie twoja wina.

– Taak, być może – odparł bez przekonania. – Pewnie się domyślasz, co było potem. Pojechałem do Sheili. Zabraliśmy Carly. Miałem odłożone pieniądze z czasów, gdy pracowałem dla McGuane'a. Uciekliśmy, wiedząc, że McGuane i Asselta będą deptać nam po piętach. Dopiero po kilku dniach, kiedy w gazetach podano, że jestem podejrzany o zamordowanie

Julie, zrozumiałem, że uciekam nie tylko przed McGuane'em, ale także przed policją. Zadałem pytanie, które niepokoiło mnie od początku:

– Dlaczego nie powiedziałeś mi o Carly? Poderwał głowę, jakbym uderzył go w szczękę.

– Ken?

Nie patrzył mi w oczy.

– Możemy to na razie pominąć, Will?

– Chciałbym wiedzieć.

– To żaden sekret. – Mówił dziwnie zduszonym głosem. Słyszałem w nim nutę odradzającej się pewności siebie, ale bardzo słabą. – Znalazłem się w niebezpieczeństwie. Federalni aresztowali mnie tuż po jej narodzinach. Bałem się o nią. Dlatego nikomu nie powiedziałem o jej istnieniu. Nikomu. Często ją odwiedzałem, ale z nimi nie zamieszkałem. Carly była ze swoją matką i Julie.

– Nie chciałem, żeby ktokolwiek połączył ją ze mną. Rozumiesz?

– Taak, pewnie – odparłem.

Czekałem, aż powie coś więcej. Uśmiechnął się.

– Co?

– Przypomniałem sobie ten obóz – odparł. Ja też się uśmiechnąłem.

– Uwielbiałem go – rzekł.

– Ja też – przyznałem. – Ken?

– Co?

– Jak udało ci się tak długo ukrywać? Cicho zachichotał, a potem rzekł krótko:

– Carly.

– Carly pomogła ci się ukryć?

– Dlatego, że nikomu o niej nie powiedziałem. Myślę, że to uratowało mi życie.

– Jak to?

– Poszukiwano ukrywającego się zbiega, samotnego mężczyzny albo mężczyzny z dziewczyną. Natomiast nikt nie szukał trzyosobowej rodziny, a to pozwalało mi przenosić się z miejsca na miejsce i pozostać niewidzialnym dla stróżów prawa.

To też miało sens.

– Federalnym dopisało szczęście i udało im się mnie złapać. Stałem się nieostrożny. A może, sam nie wiem, może chciałem, żeby mnie schwytali. Życie w wiecznym strachu, niemożność zapuszczenia korzeni… To męczy, Will. Tak bardzo za wami tęskniłem. Za tobą najbardziej. Może stałem się mniej czujny, a może chciałem z tym skończyć.

– Uzyskali nakaz ekstradycji?

– Taak.

– I zawarłeś następną umowę.

– Byłem pewien, że zamierzają mi przypisać morderstwo Julie. Pistillo wciąż bardzo chciał dopaść McGuane'a. Julie była tylko dodatkiem. Ponadto wiedzieli, że jej nie zabiłem.

– Tak więc… – Wzruszył ramionami.

Ken opowiedział o Nowym Meksyku, o tym, że nie wspomniał federalnym o Sheili i Carly, próbując nadal je chronić.

– – Nie chciałem, żeby wróciły tak szybko – rzekł nieco ciszej. – Jednak Sheila mnie nie posłuchała.

Razem z Carly byli poza domem, kiedy przyszli ci dwaj mężczyźni. Kiedy zjawił się w domu i zobaczył, że torturują jego ukochaną, zabił ich i znowu uciekł. Zatrzymał się przy budce telefonicznej i zadzwonił do Nory do mojego mieszkania – to był ten drugi telefon, o którym powiedziano mi w FBI.

– Wiedziałem, że będą ją ścigać. Odciski palców Sheili były w całym domu. Gdyby znaleźli ją federalni, McGuane też mógłby ją dopaść. Dlatego powiedziałem jej, żeby się ukryła do czasu, gdy będzie po wszystkim.

Ken odwiedził pokątnego lekarza w Las Vegas. Ten zrobił, co mógł, ale było za późno. Sheila Rogers, jego towarzyszka życia od jedenastu lat, umarła następnego dnia. Carly spała na tylnym siedzeniu samochodu, kiedy jej matka wydała ostatnie tchnienie. Nie wiedząc, co innego mógłby zrobić, i mając nadzieję, że w ten sposób ochroni Norę, zostawił ciało kochanki na poboczu drogi i odjechał.

Melissa i tato stali w pobliżu.

– I co dalej? – spytałem łagodnie.

– Zostawiłem Carly u przyjaciółki Sheili. Właściwie u jej kuzynki. Wiedziałem, że tam będzie bezpieczna. Potem ruszyłem na wschód.

Ledwie zdanie o wyjeździe na wschód padło z jego ust… ogarnęły mnie wątpliwości.

Czy doznaliście kiedyś takiego uczucia? Słuchacie, kiwacie głowami, zważacie na każde słowo. Wszystko wydaje się sensowne i logiczne, gdy nagle dostrzegacie coś, jakąś małą rysę, pozornie nieistotną, pozornie niezasługującą na uwagę – i z dreszczem zgrozy uświadamiacie sobie, że to wszystko nieprawda.

– Pochowaliśmy mamę we wtorek – powiedziałem.

– Co?

– Pochowaliśmy mamę we wtorek – powtórzyłem.

– Racja – rzekł Ken.

– Byłeś wtedy w Vegas, prawda? Zastanowił się.

– Zgadza się. Rozważyłem to.

– O co chodzi? – zapytał Ken.

– Czegoś nie rozumiem.

– Czego?

– Po południu w dzień pogrzebu… – urwałem, zaczekałem, aż spojrzy mi w twarz, prosto w oczy -…byłeś na innym cmentarzu z Katy Miller – dokończyłem.

Po jego twarzy przemknął dziwny grymas.

– Katy widziała cię na cmentarzu. Stałeś pod drzewem w pobliżu grobu Julie. Powiedziałeś Katy, że jesteś niewinny, że wróciłeś, aby znaleźć prawdziwego mordercę. Jak mogła cię tam widzieć, skoro byłeś na drugim końcu kraju?

Mój brat nie odpowiedział. Obaj staliśmy nieruchomo. Czułem, że coś we mnie pęka, zanim jeszcze usłyszałem słowa, które znów wstrząsnęły całym moim światem.

– Okłamałam cię.

Wszyscy odwróciliśmy się w stronę Katy Miller, która wyszła zza drzewa. Podeszła bliżej. W ręku miała broń.

Celowała w pierś Kena. Otworzyłem usta. Usłyszałem jęk Melissy i ojca, który krzyknął „Nie!”. Jednak to wszystko wydawało się odległe o całe lata świetlne. Katy spoglądała na mnie badawczo, próbując przekazać mi coś, czego nie byłem w stanie pojąć.

Potrząsnąłem głową.

– Miałam zaledwie sześć lat – powiedziała Katy. – Łatwo było zlekceważyć moje zeznanie. Poza tym, co tam wie taki mały dzieciak, no nie? Tamtej nocy widziałam twojego brata i Johna Asseltę także. Policja powiedziałaby, że ich pomyliłam. Czy sześcioletnie dziecko może odróżnić krzyki rozkoszy od wrzasków bólu? Dla sześcioletniego dziecka brzmią tak samo, prawda? Pistillo i jego agenci nie przejęli się tym, co im powiedziałam. Chcieli McGuane'a. Dla nich moja siostra była jeszcze jedną narkomanką z przedmieścia.

– O czym ty mówisz? – zapytałem. Spojrzała na Kena.

– Byłam tam tamtej nocy, Will. Znowu schowałam się za starym wojskowym kufrem mojego ojca. Wszystko widziałam. John Asselta nie zamordował mojej siostry – powiedziała.

– Zrobił to Ken.

Traciłem oparcie pod nogami. Spojrzałem na Melissę. Była blada jak chusta. Próbowałem zobaczyć minę ojca, ale spuścił głowę.

– Widziałaś, jak się kochaliśmy – rzekł Ken.

– Nie – powiedziała zadziwiająco stanowczo Katy. – Ty ją zabiłeś, Ken. Wybrałeś duszenie, ponieważ chciałeś wrobić Ducha, tak samo jak udusiłeś Laurę Emerson, gdyż groziła, że ujawni prawdę o handlu narkotykami w Haverton.

Zrobiłem krok naprzód. Katy odwróciła się do mnie. Znieruchomiałem.

– Kiedy McGuane nie zdołał zabić Kena w Nowym Meksyku, zadzwonił do mnie Asselta – zaczęła Katy, jakby od dawna przygotowała sobie tę przemowę. – Powiedział mi, że złapali twojego brata w Szwecji. Z początku mu nie uwierzyłam. Jeżeli go mają, to czemu nikt o tym nie wie? Wyjaśnił mi, że FBI wypuściła Kena, ponieważ wciąż mógł im wydać McGuane'a. Byłam zaszokowana. Zamierzali puścić wolno mordercę Julie? Nie mogłam na to pozwolić. Nie po tym, przez co przeszła moja rodzina. Myślę, że Asselta o tym wiedział. Dlatego się ze mną skontaktował. Miałam trzymać się blisko, ponieważ doszliśmy do wniosku, że jeśli Ken skontaktuje się z kimś, to tylko z tobą. Wymyśliłam bajeczkę o tym, że widziałam go na cmentarzu, żebyś mi zaufał. Odzyskałem głos.

– Przecież on cię zaatakował. W moim mieszkaniu.

– Tak.

– Nawet wołałaś go po imieniu.

– Zastanów się, Will – powiedziała spokojnie.

– Nad czym?

– Dlaczego zostałeś przykuty do łóżka?

– Ponieważ zamierzał mnie wrobić tak samo jak…

Teraz to ona potrząsnęła głową. Potem lekko skinęła ręką, w której trzymała broń.

– Ken skuł cię, ponieważ nie chciał cię skrzywdzić – powiedziała. Otworzyłem usta, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk.

– Chciał tylko mnie. Zamierzał się dowiedzieć, co ci powiedziałam, co zapamiętałam – a potem mnie zabić. Owszem, wołałam Johna. Nie dlatego, że rozpoznałam go pod maską. Wzywałam go na pomoc. Naprawdę uratowałeś mi wtedy życie, Will. Ken by mnie zabił.

Powoli przeniosłem spojrzenie na brata.

– Ona kłamie – zaprotestował Ken. – Dlaczego miałbym zabijać Julie? Pomagała mi.

– To prawie prawda – rzekła Katy. – I masz rację: Julie uważała, że aresztowanie Kena to dla niego szansa odkupienia.

– Owszem, Julie zgodziła się pomóc mu pogrążyć McGuane'a. Tylko że twój brat posunął się za daleko.

– Jak to? – zapytałem.

– Ken wiedział, że będzie musiał pozbyć się również Ducha. Nie chciał zostawiać żadnych świadków. Mógł to osiągnąć, obciążając Asseltę śmiercią Laury Emerson. Ken myślał, że Julie się z tym pogodzi. Pomylił się. Pamiętasz, że Julie i John byli przyjaciółmi?

Zdołałem skinąć głową.

– Łączyła ich dziwna więź. Nie zamierzam udawać, że to rozumiem. Nie sądzę, żeby nawet oni potrafili to wyjaśnić. Julie na nim zależało. Myślę, że była jedyną bliską mu osobą. Pogrążyłaby McGuane'a. Nawet bardzo chętnie. Jednak nigdy nie skrzywdziłaby Johna Asselty.

Nie mogłem wydobyć z siebie głosu.

– To bzdury – rzekł Ken. – Will? Nie patrzyłem na niego. Katy ciągnęła:

– Kiedy Julie dowiedziała się, co Ken zamierza, zadzwoniła do Ducha, żeby go ostrzec. Ken przyszedł do naszego domu po kasety i akta. Próbowała zyskać na czasie. Uprawiali seks. Ken zażądał dowodów, ale nie chciała mu ich oddać. Wściekł się. Pytał, gdzie je ukryła. Nie chciała mu tego zdradzić. Kiedy zrozumiał, co zrobiła, wściekł się i ją udusił. Duch przybył kilka sekund za późno. Postrzelił uciekającego Kena. Myślę, że by go ścigał, ale na widok leżącej na podłodze, martwej Julie załamał się. Klęknął przy niej, wziął ją w objęcia i wydał nieludzki, najstraszliwszy krzyk, jaki słyszałam. Jakby coś w nim pękło, raz na zawsze.

Katy podeszła całkiem blisko, nie odrywała ode mnie oczu.

– Ken uciekł nie dlatego, że bał się McGuane'a lub tego, że zostanie wrobiony w morderstwo – powiedziała. – Uciekł, ponieważ zabił Julie.

Spadałem w otchłań bez dna, rozpaczliwie usiłując czegoś się uchwycić.

– Przecież Duch… – zacząłem bezradnie – porwał nas…

– To było ukartowane – wyjaśniła. – Pozwolił nam uciec. Tylko nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego, że okażesz się taki niebezpieczny. Ten szofer miał jedynie uprawdopodobnić porwanie. Nie przewidzieliśmy, że tak ciężko go zranisz.

– Ale dlaczego?

– Ponieważ Duch znał prawdę.

– Jaką prawdę?

Ponownie wskazała na Kena.

– Że twój brat nigdy by się nie ujawnił, żeby uratować ci życie. Nie naraziłby się na takie niebezpieczeństwo.

Znowu pokręciłem głową.

– Nasz człowiek pilnował tamtej nocy podwórza. Na wszelki wypadek. Nikt nie przyszedł.

Zachwiałem się. Spojrzałem na Melissę i na ojca. Zrozumiałem, że to wszystko prawda. Każde słowo. Ken zabił Julie.

– Nie chciałam cię skrzywdzić – powiedziała do mnie Katy. – Jednak moja rodzina musi w końcu odetchnąć. FBI puściło go wolno. Nie miałam wyboru. Nie mogłam pozwolić, żeby uszło mu na sucho to, co zrobił mojej siostrze.

Mój ojciec wreszcie się odezwał.

– I co zamierzasz teraz, Katy? Chcesz go zastrzelić?

– Tak – odparła zdecydowanie.

W tym momencie rozpętało się piekło.

Ojciec poświęcił się. Krzyknął i skoczył na Katy. Strzeliła. Ojciec zachwiał się, wytrącił jej broń z ręki i upadł, trzymając się za nogę.

Jednak to wystarczyło.

Ken już zdążył sięgnąć po broń. Skupił na Katy spojrzenie tych oczu, które opisałem jako bryłki lodu. Zamierzał ją zastrzelić. Nie wahał się. Zaraz wyceluje i naciśnie spust.

Skoczyłem na niego. Uderzyłem go w rękę w chwili, gdy naciskał spust. Broń wypaliła, ale strzał chybił. Chwyciłem go wpół. Znowu potoczyliśmy się po ziemi, ale to nie była zabawa. Nie tym razem. Uderzył mnie łokciem w brzuch. Zaparło mi dech. Podniósł się. Wycelował broń w Katy.

– Nie! – zawołałem.

– Muszę – rzekł Ken.

Znowu go chwyciłem. Szamotaliśmy się. Krzyknąłem do Katy, żeby uciekała. Ken szybko zdobył przewagę. Przewrócił mnie na ziemię.

– Ona jest ostatnią nitką – rzekł.

– Nie pozwolę ci jej zabić.

Ken przyłożył mi lufę do czoła. Nasze twarze dzieliły zaledwie centymetry. Usłyszałem krzyk Melissy. Powiedziałem jej, żeby się nie wtrącała. Kątem oka zobaczyłem, że wyjęła telefon komórkowy i wybiera numer.

– No już – rzuciłem – naciśnij spust.

– Myślisz, że tego nie zrobię?

– Jesteś moim bratem.

– I co z tego? – Znowu pomyślałem o złu, o postaciach, jakie przybiera, i o tym, że nigdy nie jest się bezpiecznym. Nie słyszałeś, co powiedziała Katy? Nie rozumiesz, do czego jestem zdolny? Ilu ludzi skrzywdziłem i zdradziłem?

– Nie mnie – powiedziałem cicho.

Roześmiał się. Jego twarz wciąż była tuż przy mojej twarzy, broń nadal przyłożona do mojego czoła.

– Co powiedziałeś?

– Nie mnie – powtórzyłem.

Ken odchylił głowę. Jego śmiech odbił się głośnym echem w ciszy. Ten dźwięk bardziej niż wszystko inne przejął mnie grozą.

– Nie ciebie? – powiedział Ken. Pochylił głowę. – Ciebie – szepnął mi do ucha – skrzywdziłem i zdradziłem bardziej niż kogokolwiek.

Jego słowa przytłoczyły mnie jak bloki granitu. Spojrzałem na niego – miał ściągniętą twarz i byłem pewien, że zaraz naciśnie spust. Zaniknąłem oczy i czekałem. Dobiegły mnie jakieś krzyki i hałasy, ale wydawały się dochodzić z ogromnej odległości. Teraz słyszałem – i był to jedyny dźwięk, jaki naprawdę rejestrowałem – płacz Kena. Otworzyłem oczy. Świat znikł. Byliśmy tylko my dwaj.

Nie potrafię powiedzieć, co naprawdę się stało. Może dlatego, że bezradnie leżałem na plecach, a on, mój brat, tym razem nie występował w roli zbawcy i opiekuna, ale był winowajcą. Może kiedy Ken na mnie patrzył, do głosu doszedł instynkt, zawsze nakazujący mu mnie chronić. Być może to nim wstrząsnęło.

Ken przestał mnie ściskać, ale wciąż trzymał lufę przyciśniętą do mojego czoła.

– Musisz mi coś obiecać, Will – powiedział.

– Co?

– Chodzi o Carly.

– Twoją córkę.

Ken zamknął oczy i na jego twarzy malowało się głębokie cierpienie.

– Ona kocha Norę – powiedział. – Chcę, żebyście wy dwoje zaopiekowali się Carly. Wychowajcie ją. Obiecaj.

– A co z…?

– Proszę – błagalnie powiedział Ken. – Proszę, obiecaj mi.

– W porządku, obiecuję.

– Przyrzeknij, że nigdy jej do mnie nie przyprowadzisz.

– Co?

Płakał. Łzy spływały mu po policzkach, mocząc twarze nam obu.

– Obiecaj mi, do licha. Nigdy jej o mnie nie wspominaj.

– Wychowaj ją jak własną córkę. Nie pozwól jej odwiedzać mnie w więzieniu. Przyrzeknij albo zacznę strzelać.

– Oddaj mi broń, a wtedy ci obiecam.

Ken spojrzał na mnie. Wcisnął mi broń do ręki, po czym mocno mnie ucałował. Objąłem go ramionami. Ściskałem go, mordercę. Przytuliłem. Płakał jak dziecko na mojej piersi, aż usłyszeliśmy syreny.

Próbowałem go odepchnąć.

– Idź – szepnąłem błagalnie. – Proszę. Uciekaj.

Jednak Ken się nie ruszył. Nie tym razem. Nigdy się nie dowiem dlaczego. Może miał dość ucieczki. Może próbował przezwyciężyć zło. A może chciał tylko, żebym trzymał go jak najdłużej? Nie wiem. W każdym razie pozostał na miejscu. Obejmował mnie, aż przyjechała policja i go zabrała.