172016.fb2 Chirurg - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 11

Chirurg - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 11

ROZDZIAŁ ÓSMY

Catherine usiadła nagle wyprostowana na łóżku. Serce waliło jej jak młotem, a nerwy miała napięte niczym postronki. Wpatrywała się w ciemność, próbując opanować strach.

Ktoś dobijał się do drzwi dyżurki.

– Doktor Cordell? – Catherine rozpoznała głos pielęgniarki z pogotowia. – Doktor Cordell!

– Słucham?

– Wiozą nam pacjentkę na urazówkę! Duża utrata krwi, rany brzucha i szyi. Wiem, że ma dziś dyżur doktor Ames, ale spóźni się. Doktor Kimball potrzebuje pani pomocy!

– Proszę mu powiedzieć, że już idę.

Catherine zapaliła światło i spojrzała na zegarek. Była druga czterdzieści pięć. Spała tylko trzy godziny. Zielona jedwabna sukienka leżała nadal na krześle. Wyglądała obco, jakby należała do innej kobiety.

Odzież, w której położyła się spać, była wilgotna od potu, ale nie miała czasu się przebierać. Związała splątane włosy w koński ogon i podeszła do umywalki, by ochlapać twarz zimną wodą. Zobaczyła w lustrze śmiertelnie przerażoną ko-bietę. Skoncentruj się. Czas zapomnieć o strachu i wziąć się do Pracy, nakazała sobie w duchu. Wsunęła bose stopy w tenisówki, wyjęte ze szpitalnej szafki, i wciągnąwszy głęboko powietrze, wyszła z dyżurki.

– Będą tu za jakieś dwie minuty! – krzyknęła recepcjonistka. – Załoga karetki podaje, że ciśnienie skurczowe spadło do siedemdziesięciu!

– Doktor Cordell, stanowisko przygotowane w urazówce numer jeden.

– Kogo mamy w zespole?

– Doktora Kimballa i dwóch stażystów. Dzięki Bogu, że już pani jest! Doktor Ames ma awarię samochodu i nie mógł przyjechać…

Catherine weszła do urazówki. Wystarczył jej rzut oka, by stwierdzić, że zespół przygotował się na najgorsze. Na trzech statywach wisiały plastikowe torebki z mleczanem Ringera. Zwinięte w spirale rurki kroplówki były gotowe do podłączenia. Kurier czekał w gotowości, by przekazać do laboratorium próbki krwi. Dwaj stażyści stali po obu stronach stołu, ściskając w rękach dożylne cewniki, a Ken Kimball, dyżurny lekarz pogotowia, rozpieczętował już pojemnik z zestawem do lapa-rotomii.

Catherine włożyła chirurgiczny czepek i wsunęła ręce w rękawy sterylnego fartucha. Pielęgniarka zawiązała go jej na plecach i podała pierwszą rękawiczkę. Każdy kolejny fragment ubioru zwiększał jej autorytet, dawał poczucie siły i panowania nad sytuacją. W tej sali była wybawczynią, a nie ofiarą.

– Co wiemy o pacjentce? – zapytała doktora Kimballa.

– Została napadnięta. Urazy szyi i brzucha.

– Rany postrzałowe?

– Nie, cięte.

Catherine znieruchomiała nagle, wciągając drugą rękawiczkę. Poczuła skurcz w żołądku. Rany cięte szyi i brzucha.

– Wjeżdża karetka! – krzyknęła przez drzwi pielęgniarka.

– Czas na krwawe zmagania – stwierdził Kimball, wychodząc na spotkanie pacjentce.

Catherine, ubrana już w sterylną odzież, została na miejscu.

Na sali zaległa nagle cisza. Stojący po obu stronach stołu stażyści i pielęgniarka, która miała podawać Catherine narzędzia chirurgiczne, nie odzywali się ani słowem. Koncentrowali uwagę na tym, co działo się za drzwiami. Usłyszeli, jak doktor Kimball krzyczy:

– Szybciej, szybciej!

Drzwi otworzyły się na oścież i do sali wjechały nosze na kółkach. Catherine dostrzegła nasiąknięte krwią prześcieradło, zmierzwione kasztanowe włosy kobiety i jej twarz, przesłoniętą taśmą, przytrzymującą rurkę respiratora.

Na „Raz, dwa, trzy” przesunięto pacjentkę na stół.

Kimball ściągnął prześcieradło, odsłaniając tors ofiary.

W panującym zamieszaniu nikt nie usłyszał, jak Catherine chwyta gwałtownie powietrze. Nikt nie zauważył, jak uginają się pod nią kolana. Wpatrywała się w szyję ofiary, przewiązaną nasiąkniętym krwią bandażem. Patrzyła na jej brzuch, gdzie spod innego założonego pospiesznie opatrunku, który już się odklejał, strużki krwi spływały po nagim boku. Choć wszyscy przystąpili energicznie do działania, podłączając kroplówkę, uruchamiając aparaturę kardiologiczną i wtłaczając powietrze do płuc pacjentki, Catherine stała z boku, zmartwiała z przerażenia.

Kimball ściągnął opatrunek z brzucha pacjentki. Skręcone spiralnie jelita opadły na blat stołu.

– Ciśnienie skurczowe sześćdziesiąt, ledwo wyczuwalne!

Częstoskurcz zatokowy…

– Nie mogę założyć wkłucia! Ma niedrożną żyłę!

– Spróbuj pod obojczykiem!

– Podaj mi inny cewnik!

– Cholera, wszystko tu jest skażone…

– Doktor Cordell? Doktor Cordell?!

Catherine, nadal półprzytomna, spojrzała na pielęgniarkę, która się do niej zwracała, i zobaczyła za chirurgiczną maską JeJ zmarszczone brwi.

– Potrzebne pani tampony?

Catherine przełknęła głośno ślinę i wzięła głęboki oddech.

– Tak. Tampony. I odsysanie…

Skoncentrowała ponownie uwagę na pacjentce. Była młodą kobietą. Przemknęło jej przez głowę wspomnienie nocy w Sa-vannah, gdy to ona leżała na stole zabiegowym.

Nie pozwolę ci umrzeć. Nie będziesz jego ofiarą.

Chwyciła z tacy z narzędziami garść gąbek i hemostat. Była już w pełni skoncentrowana. Odzyskała panowanie nad sytuacją, jak przystało na profesjonalistkę. Lata doświadczeń sprawiły, że działała niemal automatycznie. Skupiła najpierw uwagę na ranie szyi. Gdy zdjęła opatrunek, trysnęła spod niego ciemna krew, obryzgując podłogę.

– Tętnica szyjna! – krzyknął jeden ze stażystów.

Catherine przyłożyła gąbkę do rany i wzięła głęboki oddech.

– Nie. Gdyby to była tętnica, już by nie żyła. – Spojrzała na pielęgniarkę. – Poproszę skalpel.

Siostra podała jej narzędzie. Catherine znieruchomiała na moment, szykując się psychicznie do delikatnego zabiegu, po czym przytknęła ostrze skalpela do szyi pacjentki. Utrzymując nacisk na ranę, nacięła zręcznie skórę aż do szczęki i odsłoniła żyłę.

– Nie sięgnął dość głęboko, by uszkodzić tętnicę – potwierdziła – ale przeciął żyłę. Ten koniec jest wciśnięty w miękką tkankę. – Rzuciła skalpel i sięgnęła po kleszcze. – Niech pan przyłoży tu gąbkę – poleciła stażyście. – Ostrożnie!

– Zamierza pani zespolić żyłę?

– Nie, po prostu ją podwiążemy. Zastąpi ją boczny obieg.

Muszę odsłonić żyłę na tyle, by założyć szew. Poproszę zacisk.

Natychmiast podano jej potrzebne narzędzie. Catherine zacisnęła odkryte naczynia krwionośne, po czym westchnęła głęboko i spojrzała na Kimballa.

– Ten krwotok mamy z głowy. Żyłę podwiążę później.

Skupiła teraz uwagę na brzuchu pacjentki. Kimball i drugi ze stażystów zdążyli już oczyścić pole za pomocą odsysacza i tamponów. Rana była całkowicie odsłonięta. Catherine przesunęła ostrożnie na bok cienkie zwoje jelit i spojrzała w otwartą jamę brzuszną. To, co zobaczyła, wzbudziło w niej głuchy gniew. Napotkała nad stołem zdumiony wzrok Kimballa.

– Kto zrobił coś takiego? – spytał cicho. – Z kim my, do diabła, mamy do czynienia?

– Z potworem – odparła Catherine.

– Ofiara jest nadal operowana. Jeszcze żyje. – Rizzoli zamknęła klapkę telefonu komórkowego i spojrzała na Moore’a i doktora Zuckera. – Mamy teraz świadka. Nasz sprawca zaczyna być nieostrożny.

– Niezupełnie – poprawił ją Moore. – Po prostu się spieszył. Nie miał czasu dokończyć tego, co zaczął. – Stał przy drzwiach sypialni, przyglądając się śladom krwi na podłodze. Była jeszcze świeża, połyskująca. Nie zdążyła wyschnąć.

Chirurg niedawno stąd wyszedł, pomyślał.

– Zdjęcie zostało wysłane do doktor Cordell pocztą elektroniczną o dziewiętnastej pięćdziesiąt pięć – oznajmiła Rizzoli. – Widoczny na nim zegarek wskazuje drugą dwadzieścia. Chodzi dobrze – dodała, patrząc w kierunku nocnej szafki. – A to oznacza, że sprawca zrobił zdjęcie ubiegłej nocy. Utrzymywał ofiarę przy życiu w tym stanie przez ponad dobę.

Przedłużał sobie przyjemność, dodał w duchu Moore.

– Zaczyna mieć tupet – stwierdził doktor Zucker z niepokojącą nutą podziwu w głosie, jakby przyznawał, że trafił na godnego siebie przeciwnika. – Nie dość, że przez cały dzień Pozostawia ofiarę przy życiu, to jeszcze wychodzi stąd na jakiś czas, by wysłać wiadomość. Koleś sobie z nami pogrywa.

– Albo z Catherine Cordell – wtrącił Moore.

Torebka ofiary leżała na toaletce. Moore przejrzał jej zawartość, włożywszy rękawiczki.

– Portfel z trzydziestoma czterema dolarami. Dwie karty kredytowe. Karta klubu automobilowego. Identyfikator pracownika działu sprzedaży firmy Lawrence Scientific Supplies. Prawo jazdy na nazwisko Nina Peyton, dwadzieścia dziewięć lat, sto sześćdziesiąt centymetrów wzrostu, sześćdziesiąt pięć kilogramów. – Spojrzał na drugą stronę dokumentu. – Dawczyni narządów.

– Myślę, że właśnie nią została – stwierdziła Rizzoli.

Moore rozpiął boczną kieszeń torebki.

– Jest tutaj kalendarz.

Rizzoli okazała zainteresowanie.

– Tak?

Otworzył go na bieżącym miesiącu. Nie było żadnych notatek. Przerzucił kilkanaście kartek, aż znalazł zapis sprzed prawie ośmiu tygodni Zapłacić czynsz. Na wcześniejszych stronach były też inne Urodziny Sida. Pralnia. Koncert o 8:00. Zebranie. Przyziemne, codzienne sprawy, z których składa się życie. Dlaczego osiem tygodni temu Nina Peyton przestała nagle robić notatki? Pomyślał o kobiecie, która kaligrafowała słowa w kalendarzu niebieskim atramentem. Która tęskniła zapewne za grudniem, marząc o białym Bożym Narodzeniu i mając wszelkie powody wierzyć, że doczeka świąt.

Zamknął kalendarz, czując takie przygnębienie, że przez chwilę nie mógł mówić.

– Absolutnie niczego tu nie ma – oznajmił Frost, przykucnąwszy przy łóżku. – Żadnych chirurgicznych nici ani narzędzi.

– Jak na faceta, który podobno się spieszył, dokładnie po sobie posprzątał – stwierdziła Rizzoli. – Zobaczcie. Zdążył nawet poskładać jej garderobę. – Wskazała na bawełnianą nocną koszulę, złożoną starannie na krześle. – Nie wygląda na to, żeby brakowało mu czasu.

– Ale pozostawił ofiarę przy życiu – zauważył Moore. – Popełnił kardynalny błąd.

– To bez sensu, Moore. Składa w kostkę nocną koszulę, sprząta po sobie i okazuje się na tyle nieostrożny, by pozostawić świadka? Jest za sprytny na taki błąd.

– Nawet najsprytniejszym może powinąć się noga – stwiedził Zucker. – Ted Bundy też w końcu stał się nieostrożny.

Moore spojrzał na Prosta.

– To ty dzwoniłeś do ofiary?

– Tak. Sprawdzaliśmy po kolei numery telefonów, które podano nam w bibliotece. Dzwoniłem tutaj około drugiej, drugiej piętnaście. Włączyła się automatyczna sekretarka. Nie zostawiłem żadnej wiadomości.

Moore rozejrzał się po pokoju, ale nie zauważył automatycznej sekretarki. Przeszedłszy do salonu, zobaczył na stole aparat telefoniczny. Miał funkcję identyfikowania rozmówcy. Przycisk pamięci był zaplamiony krwią.

Wcisnął go końcem ołówka i na wyświetlaczu pojawił się numer ostatniego rozmówcy.

Wydział Policji w Bostonie, godz. 2:14

– Czy to go spłoszyło? – spytał Zucker, który podążył za

Moore’em do salonu.

– Był tu, gdy zadzwonił Frost. Na przycisku są ślady krwi.

– A więc ten telefon przeszkodził mu w osiągnięciu satysfakcji. Musiał go zaniepokoić. Poszedł do salonu i zobaczył na wyświetlaczu numer bostońskiej policji. – Zucker zawiesił głos. – Co pan by zrobił na jego miejscu?

– Wyniósłbym się stąd.

Zucker skinął głową i uśmiechnął się drwiąco.

Dla ciebie to tylko gra, pomyślał Moore. Podszedł do okna i wyjrzał na ulicę, na której roiło się teraz od błyskających niebieskich świateł. Przed domem stało kilka policyjnych radiowozów. Zjawili się też dziennikarze i lokalna telewizja.

– Sprawca nie doznał zaspokojenia – stwierdził Zucker.

– Wyciął macicę.

– To tylko symboliczna pamiątka. Nie chodziło mu o zdobycie fragmentu ciała kobiety. Chciał doświadczyć najwyższej przyjemności: poczuć, jak ulatuje z niej życie. Tym razem mu przeszkodzono. Przestraszył się policji. Nie miał czasu się przyglądać, jak jego ofiara umiera. – Zucker zamilkł na chwilę. – Wkrótce znów zaatakuje. Jest sfrustrowany i musi rozładować napięcie. A to oznacza, że szuka następnej ofiary.

– Albo już ją znalazł – stwierdził Moore i pomyślał o Catherine Cordell.

Zaczynało świtać. Moore nie spał już prawie dobę, pracował na pełnych obrotach przez większość nocy i trzymał się na nogach tylko dzięki kawie. Patrząc na jaśniejące niebo, nie czuł jednak zmęczenia, lecz podniecenie. Istniał jakiś niezrozumiały dla niego związek między Catherine a Chirurgiem. Łączyła ją z tym potworem jakaś niewidzialna nić.

– Moore?

Odwróciwszy się do Rizzoli, zobaczył natychmiast jej podekscytowane spojrzenie.

– Dzwonili z wydziału kryminalnego – oznajmiła. – Nasza ofiara ma wyjątkowego pecha.

– Dlaczego?

– Dwa miesiące temu Nina Peyton została zgwałcona.

Moore był oszołomiony tą wiadomością. Pomyślał o pustych stronach w kalendarzu dziewczyny. Od ośmiu tygodni nie robiła żadnych notatek. Jej życie zawisło w próżni.

– Jest raport w aktach? – spytał Zucker.

– Nie tylko raport – odparła Rizzoli. – Pobrano próbki.

– Dwie ofiary gwałtu? – zdziwił się Zucker. – Czy to nie za proste?

– Myśli pan, że gwałciciel wraca i dokonuje zabójstw?

– To nie przypadek. Dziesięć procent seryjnych gwałcicieli kontaktuje się później ze swoimi ofiarami. Przedłużają w ten sposób ich udrękę. Mają obsesję na tym punkcie.

– Gwałt jako gra wstępna przed zabójstwem. – Rizzoli prychnęła pogardliwie. – Pięknie.

Moore’owi zaświtała nagle pewna myśl.

– Powiedziałaś, że pobrano próbki. Chodzi o wymazz pochwy?

– Tak. Badania DNA są w toku.

– Gdzie pobierano te próbki? Na pogotowiu? – Był niemal pewien, że usłyszy: W Pilgrim Medical Center.

Rizzoli pokręciła głową.

– Zgłosiła się do kliniki dla kobiet w Forest Hills. To niedaleko stąd.

Na ścianie w poczekalni kliniki wisiał kolorowy plakat z żeńskimi narządami płciowymi i napisem: Kobieta – zadziwiające piękno. Choć Moore zgadzał się, że kobiece ciało jest cudowne, czuł się jak podglądacz, patrząc na ten rysunek. Zauważył, że obecne w poczekalni kobiety przyglądają mu się jak gazele, obserwujące przyczajonego drapieżnika. Był niepożądanym w tym miejscu samcem i fakt, że towarzyszyła mu Rizzoli, niczego nie zmieniał.

Poczuł ulgę, gdy recepcjonistka oznajmiła w końcu:

– Mogą państwo wejść. Ostatni pokój po prawej.

Rizzoli poprowadziła go korytarzem, mijając wiszące na ścianie plakaty z napisami: 10 symptomów, że partner cię wykorzystuje, Skąd wiadomo, czy doszło do gwałtu? Z każdym krokiem czuł się coraz bardziej winny, że jest mężczyzną. Poczucie winy przywierało do niego jak błoto do ubrania. Rizzoli nie miała tych problemów. Była na swoim terenie. Na terytorium kobiet. Zapukała do drzwi z wywieszką: Sarah Daly, pielęgniarka.

– Proszę.

Kobieta, która wstała zza biurka, by ich powitać, była młoda i nosiła się młodzieżowo. Pod białym fartuchem miała dżinsy i czarny podkoszulek, a jej chłopięca fryzura podkreślała ciemne oczy, łobuzerskie spojrzenie i szlachetne rysy. Moore nie Potrafił odwrócić uwagi od niewielkiego złotego pierścienia, który miała w nosie. Przez większą część rozmowy odnosił wrażenie, że mówi do tego pierścienia.

– Po państwa telefonie przejrzałam jej kartę – oznajmiła Sarah. – Wiem, że policja sporządziła raport.

– Czytaliśmy go – powiedziała Rizzoli.

– A więc o co chodzi?

– Ninę Peyton napadnięto wczorajszej nocy w jej domu. Jest w krytycznym stanie.

Sarah Daly była najpierw zaszokowana, ale ta początkowa reakcja szybko przerodziła się w gniew. Moore widział, jak unosi się jej podbródek i błyszczą oczy.

– Czy to zrobił on?

– Kto?

– Człowiek, który ją zgwałcił.

– Rozważamy taką możliwość – przyznała Rizzoli. – Niestety, ofiara jest w stanie śpiączki i nie może nam nic powiedzieć.

– Proszę nie nazywać jej ofiarą. Ona ma imię!

Rizzoli też zadrżał podbródek i Moore wyczuł, że jest zirytowana. Nie był to dobry sposób na zaczynanie rozmowy.

– Pani Daly – zagaił – doszło do niewiarygodnie brutalnej zbrodni i musimy…

– Nic nie jest niewiarygodne, gdy mówimy o tym, co mężczyźni robią z kobietami – odparowała Sarah. Wzięła z biurka skoroszyt i podała mu go. – To karta Niny Peyton.

Gdy została zgwałcona, zgłosiła się rano do kliniki. Ja ją przyjmowałam.

– Czy pani ją również badała?

– Zajmowałam się wszystkim. Wywiadem, badaniem jamy miednicy, pobraniem wymazu z pochwy. Potwierdziłam pod mikroskopem obecność spermy. Przeczesałam jej włosy łonowe, zebrałam fragmenty paznokci i dałam tabletkę zabezpieczającą przed ciążą.

– Nie robiono jej innych testów na pogotowiu?

– Ofiara gwałtu, która się u nas zjawia, nie opuszcza tego budynku i jest cały czas pod opieką jednej osoby. Oszczędzamy jej widoku zmieniających się twarzy. Sama pobieram krew i wysyłam ją do laboratorium. I dzwonię na policję, jeśli ofiara sobie tego życzy.

Moore otworzył skoroszyt i zobaczył kartę informacyjną pacjentki. Były tam dane Niny Peyton: data urodzenia, adres, numer telefonu i miejsce pracy. Następną kartkę zapisano odręcznie drobnym maczkiem. Pierwsza notatka została opatrzona datą 17 maja.

Powód wizyty: gwałt.

Historia choroby: 29-letnia biała kobieta twierdzi, że została zgwałcona. Pijąc zeszłej nocy alkohol w Gramercy Pub, poczuła zawroty głowy i poszła do toalety. Niczego więcej nie pamięta.

– Obudziła się w domu, we własnym łóżku – ciągnęła Sarah. – Nie pamiętała, jak tam dotarła, jak się rozebrała i kiedy rozdarła sobie bluzkę. Była naga, a jej uda lepiły się od czegoś, co wyglądało na spermę. Miała podpuchnięte oko i siniaki na obu przegubach. Szybko zorientowała się, co zaszło.

I zareagowała tak samo jak inne ofiary gwałtów. Pomyślała: To moja wina. Powinnam być ostrożniejsza. Takie już są kobiety. – Spojrzała wymownie na Moore’a. – Obwiniamy się o wszystko, nawet wtedy, gdy mężczyźni nas rżną.

W obliczu takiej uszczypliwości Moore nic nie mógł odpowiedzieć. Spojrzał na kartę i czytał dalej.

Pacjentka wygląda niedbale, jest oszołomiona, mówi monotonnym głosem. Doszła do kliniki z domu na piechotą.

– Mówiła cały czas o kluczykach do samochodu – kontynuowała Sarah. – Była posiniaczona, jedno oko miała całkiem zapuchnięte, a interesowało ją tylko to, że zgubiła kluczyki imusi je znaleźć, bo inaczej nie dojedzie do pracy. Dopiero po dłuższej chwili nakłoniłam ją, by przestała to w kółko powtarzać. Porozmawiała ze mną. Tej kobiety nigdy w życiu nie spotkało nic złego. Była wykształcona, niezależna. Pracowała w dziale sprzedaży firmy Lawrence Scientific Supplies. Codziennie miała do czynienia z ludźmi. I nagle siedzi tu przede mną jak sparaliżowana, owładnięta obsesją, by znaleźć te idiotyczne kluczyki do samochodu. Otworzyłyśmy w końcu jej torebkę i przeszukałyśmy wszystkie kieszenie. Kluczyki tam były. Dopiero wtedy zdołała się skoncentrować i opowiedzieć mi, co zaszło.

– I co powiedziała?

– Poszła do Gramercy Pub około dziewiątej wieczorem spotkać się z przyjaciółką. Czekając na nią bezskutecznie, piła martini i gawędziła z kilkoma facetami. Znam to miejsce. Jest tam zawsze tłoczno i kobieta może czuć się bezpiecznie. – Po chwili dodała z goryczą: – O ile w ogóle gdziekolwiek jest bezpiecznie.

– Czy pamiętała mężczyznę, który zabrał ją do domu? – spytała Rizzoli. – Tego przede wszystkim musimy się dowiedzieć.

Sarah spojrzała na nią.

– Interesuje was tylko przestępca, prawda? Dwaj policjanci z wydziału kryminalnego też wyłącznie o to pytali. Sprawca skupia na sobie całą uwagę.

Moore czuł, że Rizzoli zaraz eksploduje. Wtrącił więc szybko:

– Detektywi mówili, że nie potrafiła opisać tego mężczyzny.

– Byłam w gabinecie, kiedy składała zeznania. Poprosiła, żebym została, więc słyszałam całą historię dwa razy. Policjanci dopytywali się, jak wyglądał sprawca, a ona nie umiała nic powiedzieć. Naprawdę niczego nie pamiętała.

Moore spojrzał na kolejną stronę dokumentacji.

– Widziała ją pani ponownie w lipcu. Zaledwie tydzień temu.

– Wróciła zrobić powtórne badanie krwi. Dopiero po sześciu tygodniach od zakażenia test na HIV daje wynik pozytywny. To jest najbardziej okrutne. Najpierw zostajesz zgwałcona, a potem dowiadujesz się, że napastnik zaraził cię śmiertelną chorobą. Te kobiety przeżywają sześć tygodni udręki, czekając na wiadomość, czy mają AIDS; zastanawiając się, czy w ich krwi nie mnożą się zabójcze wirusy. Kiedy przychodzą na powtórny test, muszę dodawać im otuchy. I przysięgać, że zadzwonię do nich natychmiast, gdy tylko dostanę wyniki.

– Nie robicie analiz tutaj?

– Nie. Wysyłamy próbki do laboratorium. Do Interpath Labs.

Moore odczytał na ostatniej stronie wyniki badań. Test na HIV: negatywny. Choroby weneryczne (syfilis): negatywny. Papier był cienki jak bibuła. Pomyślał, że najważniejsze informacje dotyczące naszego życia otrzymujemy często na takim papierze. Telegramy, oceny z egzaminów, wyniki badań…

Zamknął skoroszyt i odłożył go na stół.

– Jakie wrażenie sprawiała NinaPeyton, kiedy widziała ją pani po raz drugi, gdy przyszła powtórzyć badanie krwi?

– Chodzi panu o to, czy była nadal w szoku?

– Nie mam co do tego wątpliwości.

Jego spokojna odpowiedź rozbroiła Sarah. Złość uszła z niej jak powietrze z balonu. Opadła na krzesło, jakby z tego powodu utraciła nagle całą energię. Zastanawiała się przez chwilę nad pytaniem.

– Kiedy zobaczyłam Ninę ponownie, wyglądała jak żywy trup.

– To znaczy?

– Siedziała tam, gdzie siedzi teraz detektyw Rizzoli, i od niosłam wrażenie, że mogę przejrzeć ją na wskroś. Jakby była przezroczysta. Odkąd została zgwałcona, nie chodziła do pracy. Myślę, że ciężko jej było znosić obecność ludzi, zwłaszcza mężczyzn. Paraliżowały ją różne dziwne fobie. Bala się pić wodę z kranu i z otwartych pojemników. Uznawała tylko zamknięte butelki i puszki, do których nikt nie mógł wsypać lrucizny ani narkotyku. Bała się. by patrzący na nią mężczyźni nie domyślili się, że została zgwałcona. Była przekonana, że pozostawił spermę na jej pościeli i odzieży, prała je więc codziennie całymi godzinami. Dawna Nina Peyton umarła. Zamiast niej zobaczyłam ducha. – Sarah zamilkła. Siedziała nieruchomo, patrząc w kierunku Rizzoli i widząc na jej miejscu inną kobietę. Wiele kobiet o różnych twarzach. Całą procesję zranionych dusz.

– Czy wspominała, że ktoś ją prześladował? Że napastnik pojawił się ponownie?

– Gwałciciel nigdy nie znika z życia kobiety. Zawsze już do niego należy. – Sarah zamyśliła się i po chwili dodała z goryczą: – Może wrócił po swoją własność.