172016.fb2 Chirurg - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 17

Chirurg - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 17

ROZDZIAŁ CZTERNASTY

– Jest pan pewien, że doktor Cordell się zgadza? – spytał Alex Polochek.

– Czeka obok – odparł Moore.

– Nie zmuszał jej pan? Hipnoza nie zadziała, jeśli pacjent nie chce się jej poddać. Musi w pełni współpracować, inaczej będzie to tylko strata czasu.

Zdaniem Rizzoli tak właśnie było i zgadzało się z nią wielu detektywów z wydziału. Uważali hipnozę za teatralny spektakl, pokaz magii rodem z Las Vegas. Moore podzielał kiedyś ich zdanie.

Do czasu gdy zetknął się z przypadkiem Meghan Florence.

31 października 1998 roku dziesięcioletnia Meghan wracała ze szkoły do domu, gdy zatrzymał się obok niej samochód. Odtąd nie widziano jej żywej.

Jedynym świadkiem porwania był stojący w pobliżu dwunastoletni chłopiec. Widział wyraźnie samochód, opisał jego kształt i kolor, ale nie zapamiętał numeru rejestracyjnego. Po wielu tygodniach, gdy śledztwo nie posuwało się naprzód, rodzice dziewczynki postanowili wynająć hipnotyzera, aby przeprowadził z chłopcem seans. Policja, wyczerpawszy już wszystkie inne możliwości, niechętnie na to przystała.

Moore był obecny podczas tego seansu. Patrzył, jak Alex Polochek delikatnie wprawia małego pacjenta w stan hipnozy, i słuchał ze zdumieniem, jak chłopiec recytuje spokojnie numer rejestracyjny samochodu.

Ciało Meghan Florence znaleziono dwa dni później, zakopane na podwórku obok domu porywacza.

Moore miał nadzieję, że Polochek w równie magiczny sposób przywróci teraz pamięć Catherine Cordell.

Obaj mężczyźni stali obok sali terapeutycznej, patrząc przez lustrzaną szybę na Catherine i Rizzoli. Catherine wydawała się niespokojna. Kręciła się na krześle i spoglądała w lustro, jakby wiedziała, że jest obserwowana. Na stoliku obok niej stała nietknięta filiżanka herbaty.

– Ma bolesne wspomnienia – stwierdził Moore. – Może i chce współpracować, ale nie będzie to dla niej przyjemne.

Gdy została napadnięta, była jeszcze pod działaniem rohypnolu.

– Mgliste wspomnienia sprzed dwóch lat? W dodatku, jak pan twierdzi, jeszcze potem zniekształcone.

– Detektyw z Savannah mógł jej zasugerować parę rzeczy podczas przesłuchania.

– Wie pan, że nie jestem cudotwórcą. To, co tu usłyszymy, nie może być uznane za dowód w sądzie. Jej przyszłe zeznania byłyby nieważne.

– Wiem.

– Mimo wszystko pan się decyduje?

– Tak.

Moore otworzył drzwi i weszli razem do sali terapeutycznej.

– Catherine – powiedział. – Oto człowiek, o którym ci opowiadałem. Alex Polochek, hipnotyzer z Wydziału Policji w Bostonie.

Catherine zaśmiała się nerwowo, podając mu rękę.

– Przepraszam – rzekła. – Nie bardzo wiedziałam, czego się spodziewać.

– Myślała pani, że będę miał czarny kapelusz i czarodziejską różdżkę? – spytał Polochek.

– To idiotyczne, ale chyba tak.

– A tymczasem zjawił się pulchny, łysy facet.

Roześmiała się znowu, trochę już rozluźniona.

– Nigdy nie była pani poddawana hipnozie? – zapytał.

– Nie. Szczerze mówiąc, wątpię, czy to się uda.

– Dlaczego?

– Ponieważ nie bardzo w to wierzę.

– Jednak zgodziła się pani spróbować.

– Detektyw Moore uznał, że powinnam.

Polochek usiadł na krześle naprzeciw Catherine.

– Doktor Cordell. Nie musi pani wierzyć w hipnozę, żeby sesja się udała. Ale musi pani tego chcieć. Proszę mi zaufać, odprężyć się i pozwolić się wprowadzić w hipnotyczny trans. Przypomina bardzo pierwszą fazę snu. Obiecuję, że pani nie zaśnie i będzie świadoma tego, co się dzieje. Zrelaksowawszy się, potrafi pani sięgnąć do zakamarków pamięci, do których normalnie nie ma dostępu. To tak jakby otwierała pani szufladki w mózgu i wyciągała schowane w nich dokumenty.

– W to właśnie nie wierzę – że hipnoza przywróci mi pamięć.

– Nie przywróci. Odświeży.

– No dobrze, odświeży. Wydaje mi się nieprawdopodobne, że przypomnę sobie w ten sposób coś, czego nie potrafię odtworzyć świadomie.

Polochek skinął głową.

– Pani sceptycyzm jest uzasadniony. To brzmi mało wiarygodnie, prawda? Dam pani przykład, w jaki sposób blokowana jest pamięć. Nazywa się to „prawem odwrotnej reakcji. Im bardziej próbujemy coś sobie przypomnieć, tym rzadziej się nam udaje. Na pewno sama pani tego doświadczyła. Jak wszyscy. Widzimy, na przykład, w telewizji, sławną aktorkę i wiemy, że znamy jej nazwisko, ale umknęło nam z pamięci. Doprowadza nas to do szału. Męczymy się przez godzinę i zastanawiamy, czy nie mamy choroby Alzheimera. Zdarza się to pani, prawda.

– Regularnie – odparła z uśmiechem Catherine. Polochek najwyraźniej wzbudził jej sympatię. To był dobry początek.

– W końcu przypomina pani sobie nazwisko aktorki? – zapytał.

– Tak.

– A kiedy to się dzieje?

– Kiedy przestaję się nad tym głowić. Gdy się odprężę i myślę o czymś innym. Albo gdy leżę w łóżku przed zaśnięciem.

– Właśnie. Kiedy się pani zrelaksuje, ta zamknięta szuflada w mózgu w magiczny sposób sama się otwiera. Czy teraz jest pani bardziej przekonana do hipnozy?

Catherine skinęła głową.

– Pomożemy się pani odprężyć i sięgnąć do tej szuflady.

– Nie wiem, czy zdołam się dostatecznie rozluźnić.

– Co pani nie odpowiada? Ten pokój? Niewygodny fotel?

– Nie. – Spojrzała niepewnie na kamerę wideo. – Chodzi o widownię.

– Detektywi Moore i Rizzoli wyjdą stąd. A co do kamery, to tylko martwy przedmiot. Mechaniczne urządzenie. Proszę traktować ją w ten sposób.

– Dobrze…

– Coś jeszcze panią dręczy?

Milczała przez chwilę, po czym powiedziała cicho:

– Boję się.

– Mnie?

– Nie. Przeżywania wszystkiego od nowa.

– Nigdy bym do tego nie dopuścił. Detektyw Moore po wiedział mi, co panią spotkało. Nie będziemy wskrzeszać przeszłości. Podejdziemy do tego w inny sposób, żeby strach nie blokował pani wspomnień.

– Skąd pewność, że będą rzeczywiste, a nie zmyślone?

Polochek zastanawiał się przez moment.

– Jest to pewien problem. Minęło dużo czasu. Musimy zrobić, co się da. Powiem szczerze, że niewiele wiem o pani przypadku. Dzięki temu nie będę mógł niczego sugerować. Powiedziano mi tylko, że do zdarzenia doszło dwa lata temu, że została pani napadnięta i odurzona rohypnolem. Poza tym poruszam się po omacku. Będę słuchał tego, co pani powie. Mam jedynie pomóc w otwarciu zamkniętej szuflady.

– Chyba jestem gotowa – stwierdziła z westchnieniem.

Polochek spojrzał na parę detektywów.

Moore skinął głową i wyszedł razem z Rizzoli z pokoju.

Patrzyli zza szyby, jak Polochek wyciąga pióro i kartkę papieru, kładąc je na stole obok siebie. Zadał Catherine jeszcze kilka pytań. Co robiła, chcąc się odprężyć? Czy jest jakieś miejsce albo wspomnienie, które szczególnie ją uspokaja?

– W dzieciństwie jeździłam latem do dziadków w New Hampshire – powiedziała. – Mieli domek nad jeziorem.

– Proszę mi go dokładnie opisać.

– Był mały, pogrążony w ciszy, z wielkim gankiem wychodzącym na jezioro. Obok rosły krzaki dzikich malin. Lubiłam je zrywać. A przy ścieżce prowadzącej na przystań babcia sadziła liliowce.

– A więc pamięta pani maliny i kwiaty.

– Tak. I wodę. Uwielbiam wodę. Kąpałam się zawsze na przystani.

– Dobrze wiedzieć. – Zanotował coś, po czym odłożył pióro. – W porządku. Proszę trzy razy wciągnąć głęboko powietrze i powoli je wypuścić. Świetnie. A teraz niech pani zamknie oczy i skoncentruje uwagę na moim głosie.

Moore widział, jak Catherine opadają powoli powieki.

– Zacznij nagrywać – powiedział do Rizzoli.

Włączyła magnetowid i taśma zaczęła się przesuwać.

W sąsiednim pokoju Polochek starał się całkowicie zrelaksować Catherine. Czuła ustępujące napięcie najpierw w palcach u nóg, a potem w łydkach.

– Naprawdę wierzysz w te bzdury? – spytała Rizzoli.

– Widziałem, że to działa.

– Może i tak. Już chce mi się spać.

Spojrzał na Rizzoli, która stała z założonymi rękami, wydymając sceptycznie dolną wargę.

– Lepiej patrz – powiedział.

– Kiedy zacznie unosić się w powietrzu?

Polochek rozluźniał stopniowo coraz wyższe partie ciała Catherine: uda, plecy i ramiona. Ręce zwisały jej już swobodnie u boków. Twarz miała spokojną i pogodną. Oddychała równomiernie i głęboko.

– Wyobraźmy sobie teraz twoje ulubione miejsce – powiedział. – Domek dziadków nad jeziorem. Stoisz na wielkim ganku i patrzysz na jezioro. Jest ciepły, bezwietrzny dzień.

Słychać tylko świergot ptaków. Jest cicho i spokojnie. Słońce skrzy się w wodzie…

Na twarzy Catherine pojawił się wyraz takiej błogości, że Moore z trudem ją poznawał. Emanowało z niej ciepło i dziecięca beztroska. Pomyślał, że widzi dziewczynkę, którą kiedyś była. Zanim utraciła niewinność i przeżyła rozczarowania dojrzałego wieku. Zanim Andrew Capra wycisnął swe piętno na jej duszy.

– Woda jest taka kusząca, taka piękna – mówił Polochek. – Schodzisz po schodach z ganku i idziesz ścieżką w kierunku jeziora.

Catherine siedziała nieruchomo, całkowicie odprężona, z rękami na brzuchu.

– Masz pod stopami miękką ziemię, słońce ogrzewa ci plecy, ptaki śpiewają na gałęziach. Jesteś zupełnie rozluźniona. Ogarnia cię coraz większy spokój. Po obu stronach ścieżki rosną kwiaty. Liliowce. Upajasz się ich słodkim zapachem. To niezwykła, magiczna woń, która cię usypia. Z każdym krokiem twoje nogi stają się coraz bardziej ociężałe. Zapach kwiatów działa jak narkotyk. Odpręża cię. Słoneczne promienie po zbawiają twoje mięśnie resztek napięcia. Zbliżasz się do brzegu jeziora i widzisz na przystani małą łódkę. Podchodzisz do niej.

Tafla jeziora jest gładka jak szkło. Jak lustro. Łódka unosi się spokojnie na wodzie. Jest magiczna. Może zabrać cię, dokąd tylko zechcesz. Musisz tylko do niej wsiąść. Podnieś prawą nogę i zrób to.

Moore zobaczył, że Catherine rzeczywiście unosi prawą stopę kilkanaście centymetrów nad podłogę.

– W porządku. Wejdź prawą nogą do łodzi. Jest stabilna i bezpieczna. Ani trochę się nie boisz. Teraz wsadź także lewą nogę.

Catherine uniosła znad podłogi lewą stopę i opuściła ją powoli.

– Jezu, aż trudno uwierzyć – powiedziała Rizzoli.

– Widzisz to na własne oczy.

– Tak, ale skąd mam wiedzieć, czy jest naprawdę zahipnotyzowana? Może tylko udaje?

– Może.

Polochek nachylił się w kierunku Catherine, ale nie dotykał jej, operował tylko głosem, by oddziaływać na nią w transie.

– Odcumowujesz łódkę. Kołysze się teraz swobodnie na wodzie. Panujesz nad sytuacją. Musisz tylko pomyśleć o jakimś miejscu, a magiczna łódź cię tam zabierze.

Polochek spojrzał w lustrzaną szybę i skinął głową.

– Teraz cofnie się w czasie – wyjaśnił Moore.

– W porządku, Catherine. – Polochek zanotował na kartce, októrej godzinie wprowadził ją w trans hipnotyczny. – Przeniesiesz się teraz w inne miejsce i czas. Panujesz całkowicie nad sytuacją. Widzisz, jak nad wodą unosi się mgła, ciepła i delikatna. Czujesz ją na twarzy. Łódź wpływa w tę mgłę.

Dotykasz wody. Jest jak jedwab. Mgła zaczyna się podnosić i tuż przed sobą widzisz na brzegu dom. Ma tylko jedne drzwi.

Moore przylgnął w napięciu do szyby. Czuł, jak mocno bije mu serce.

– Łódka przybija do brzegu. Wysiadasz, idziesz ścieżką w kierunku domu i otwierasz drzwi. W środku znajduje się pojedynczy pokój, z ładnym grubym dywanem i fotelem. Zasiadasz w nim. Jest nadzwyczaj wygodny. Czujesz się całkowicie odprężona. I panujesz nad sytuacją.

Catherine westchnęła głęboko, jakby rozciągnęła się na miękkich poduszkach.

– Patrzysz teraz na ścianę przed sobą i widzisz ekran. Ma magiczne właściwości, bo może odtwarzać sceny z twojego życia. Pozwala ci cofnąć się w czasie. Sama to kontrolujesz.

Przesuwasz obraz do przodu lub do tyłu. Możesz zatrzymać go w dowolnym momencie. Jak tylko chcesz. Spróbujmy, jak to działa. Wróćmy do twego szczęśliwego dzieciństwa. Do domku dziadków nad jeziorem. Zrywasz maliny. Widzisz to na ekranie?

Catherine długo nie odpowiadała. Gdy wreszcie się odezwała, jej głos był tak cichy, że Moore ledwie go usłyszał.

– Tak. Widzę.

– Co teraz robisz? – spytał Polochek.

– Trzymam w rękach papierową torebkę. Wkładam do niej maliny.

– Zjadasz je?

Na jej twarzy pojawił się rozmarzony uśmiech.

– O, tak. Są słodkie. I ciepłe od słońca.

Moore zmarszczył brwi. Tego się nie spodziewał. Czuła smak i dotyk, a to znaczyło, że przeżywała na nowo zdarzenia z przeszłości. Nie patrzyła jedynie na obraz na ekranie. Brała.udział w tym, co się działo. Zauważył, że Polochek spogląda z niepokojem w jego kierunku. Wybrał tę metodę, by Catherine mogła podejść z dystansem do swych traumatycznych doświadczeń. Ale jego rachuby zawiodły. Zastanawiał się. co robić dalej.

– Catherine – powiedział – skoncentruj uwagę na fotelu, na którym siedzisz. Opierasz się o niego wygodnie plecami i patrzysz na ekran. Zauważ, jaki jest miękki. Czujesz to?

– Tak – odparła po chwili.

– W porządku. Zostaniesz w tym fotelu. Nie opuścisz go.

Obejrzymy na magicznym ekranie inną scenę z twojego życia. Będziesz ciągle siedziała i czuła pod plecami miękkie oparcie.

A to, co zobaczysz, to tylko film. Jasne?

– Tak.

– A więc zaczynamy. – Polochek wziął głęboki oddech. – Wrócimy do tego, co zaszło nocą piętnastego czerwca w Savannah. Wtedy, gdy Andrew Capra zapukał do twoich frontowych drzwi. Powiedz mi, co dzieje się na ekranie.

Moore patrzył w napięciu, wstrzymując niemal oddech.

– On stoi na moim ganku – powiedziała Catherine. – Mówi, że musi ze mną porozmawiać.

– O czym?

– O błędach, które popełnił w szpitalu.

Jej dalsza relacja zgadzała się z tym, co usłyszał w Savannah detektyw Singer. Niechętnie zaprosiła Caprę do domu. Była upalna noc. Powiedział, że chce mu się pić, więc poczęstowała go piwem. Sobie też otworzyła butelkę. Był zdenerwowany, zmartwiony o swoją przyszłość. Przyznał, że popełniał błędy. Ale czy nie zdarzało się to wszystkim lekarzom? Zmarnuje swoje zdolności, jeśli zostanie skreślony. Znał studenta medycyny z Emory, zdolnego młodego człowieka, który musiał pożegnać się z karierą z powodu jednego tylko uchybienia. To niesprawiedliwe, że Catherine ma moc decydowania o czyimś losie. Ludziom należy dawać szansę.

Próbowała przekonać go do swoich racji, ale słyszała, że narasta w nim gniew, i widziała, jak drżą mu ręce. W końcu wyszła do toalety, aby miał czas się uspokoić.

– A co się działo, gdy wróciłaś? – spytał Polochek. – Co widzisz na filmie?

– Andrew jest spokojniejszy. Mniej zdenerwowany. Mówi, że rozumie mój punkt widzenia. Uśmiecha się do mnie, gdy dopijam piwo.

– Uśmiecha się?

– Jakoś tak dziwnie. Podobnie jak wtedy, w szpitalu…

Moore słyszał jej przyspieszony oddech. Nawet jako postronny widz nie potrafiła patrzeć obojętnie na zbliżający się koszmar.

– Co następuje potem?

– Zasypiam.

– Widzisz to na ekranie?

– Tak.

– A później?

– Nie widzę już nic. Ekran jest czarny.

To przez rohypnol. Ma luki w pamięci.

– W porządku – stwierdził Polochek. – Przewińmy ten fragment. Przejdź do następnej części filmu. Do kolejnej sceny, która pojawia się na ekranie.

Catherine zaczęła nagle dyszeć.

– Co widzisz?

– Leżę na łóżku… w mojej sypialni. Nie mogę poruszać rękami ani nogami.

– Czemu?

– Jestem przywiązana do łóżka. Zupełnie naga. A on leży na mnie. Czuję go w sobie. Czuję, jak się porusza…

– Andrew Capra?

– Tak. Tak… – Oddychała teraz nierównomiernie. Strach ściskał ją za gardło.

Moore miał także przyspieszony oddech. Zacisnął dłonie w pięści i chciał walić nimi w szybę, aby natychmiast przerwać ten seans. Nie mógł tego słuchać. Nie powinni jej zmuszać, żeby przeżywała na nowo sceny gwałtu.

Polochek był świadomy zagrożenia i odciągnął ją szybko od bolesnych wspomnień.

– Siedzisz nadal w fotelu i patrzysz na ekran – powiedział. – To tylko film, Catherine. To się przydarza komuś innemu. Jesteś bezpieczna. Spokojna. Nic ci nie grozi.

Zaczęła znowu równomiernie oddychać. Moore także.

– W porządku. Oglądajmy film. Zwracaj uwagę na to, co ty robisz, a nie Andrew. Powiedz mi, co się dalej dzieje.

– Ekran znów jest czarny. Nic nie widzę.

Rohypnol ciągle jeszcze działa.

– Przewiń taśmę do następnej sceny. Co tam widać?

– Światło. Widzę światło…

Polochek milczał przez chwilę.

– Obejmij wzrokiem cały pokój. Co widzisz teraz na ekranie?

– Na nocnej szafce leżą różne przedmioty.

– Jakie?

– Narzędzia. Skalpel. Widzę skalpel.

– Gdzie jest Andrew?

– Nie wiem.

– Nie ma go w pokoju?

– Wyszedł. Słyszę, jak leje się woda.

– Co się dalej dzieje?

Oddychała znów szybko i drżał jej głos.

– Szarpię więzy. Próbuję się uwolnić. Nie mogę poruszać nogami. Ale na prawym przegubie sznur jest luźny. Rozciągam go z całej siły, chociaż krwawi mi ręka.

– Andrew nadal nie ma w pokoju?

– Słyszę jego głos i śmiech, ale jest w innej części domu.

– Co się dzieje ze sznurem?

– Robi się śliski od krwi i udaje mi się uwolnić rękę…

– I co wtedy?

– Sięgam po skalpel. Przecinam sznur na drugim przegubie.

Wszystko trwa tak długo. Czuję mdłości. Ręce odmawiają mi posłuszeństwa. Są ociężałe. Robi mi się na przemian ciemno i jasno przed oczami. Słyszę ciągle jego głos. Uwalniam z więzów lewą stopę. W tym momencie rozlegają się jego kroki.

Próbuję podźwignąć się z łóżka, ale mam ciągle skrępowaną prawą kostkę. Przewracam się na bok i upadam na podłogę.

Twarzą w dół.

– A potem?

– Andrew stoi w drzwiach. Jest zaskoczony. Sięgam pod łóżko i znajduję broń.

– Była tam schowana?

– Tak. To pistolet ojca. Ale mam zdrętwiałą rękę i nie mogę go utrzymać. Znów ciemnieje mi w oczach.

– Gdzie jest Andrew?

– Idzie w moim kierunku…

– I co się dzieje, Catherine?

– Trzymam w ręku broń. Rozlega się huk.

– Pistolet wypalił?

– Tak.

– Ty z niego strzeliłaś?

– Tak.

– Co robi Andrew?

– Upada. Trzyma się za brzuch. Przez palce cieknie mu krew.

– Co dzieje się potem?

Nie ma odpowiedzi.

– Catherine? Co widzisz na ekranie?

– Znowu zrobił się czarny.

– A jaka jest następna scena?

– W sypialni widać tłum ludzi.

– Co to za ludzie?

– Policjanci…

Moore omal nie jęknął z rozczarowania. Catherine miała poważną lukę w pamięci. Uderzenie w głowę, w połączeniu z działaniem rohypnolu, pozbawiło ją ponownie przytomności. Nie pamiętała, kiedy strzeliła po raz drugi. Nadal nie wiedzieli, w jaki sposób Andrew Capra skończył z kulą w głowie.

Polochek spojrzał pytająco w kierunku szyby. Czy ma kontynuować?

Ku zaskoczeniu Moore’a, Rizzoli otworzyła nagle drzwi i dała mu znak, żeby wszedł do sąsiedniego pokoju. Polochek zostawił Catherine na chwilę samą.

– Niech przypomni sobie, co się działo, zanim do niego strzeliła. Kiedy leżała jeszcze na łóżku – powiedziała Rizzoli. – Proszę się skoncentrować na tym, co słyszała z sąsiedniego pokoju: odgłos lejącej się wody, śmiech Capry. Chcę dokładnie wszystko wiedzieć.

– Z jakiegoś szczególnego powodu?

– Niech pan po prostu spróbuje.

Polochek skinął głową i wrócił do sali terapeutycznej. Catherine siedziała nieruchomo, jak na zatrzymanym kadrze.

– Chcę, żebyś cofnęła taśmę – powiedział cicho. – Powrócimy do momentu, zanim padł strzał. Zanim uwolniłaś ręce i stoczyłaś się na podłogę. Leżysz jeszcze na łóżku, a Andrew nie ma w pokoju. Mówiłaś, że słyszysz, jak leci woda.

– Tak.

– Opowiedz mi to dokładnie.

– Słyszę jak syczy, bulgocze i spływa rurami do kanalizacji.

– Andrew leje wodę do umywalki?

– Tak.

– Podobno słyszałaś też śmiech?

– To on się śmieje.

– Mówi coś?

– T…tak.

– Co?

– Nie wiem. Jest zbyt daleko.

– Masz pewność, że to on? Może telewizor?

– Nie. To Andrew.

– Dobrze. Zwolnij taśmę. Oglądaj ją klatka po klatce i opowiadaj, co słyszysz.

– Woda ciągle leci. Andrew mówi: „Spokojnie”.

– Nic więcej?

– Mówi jeszcze „Wypatrz ją, dopadnij i daj jej nauczkę”.

– To jego słowa?

– Tak.

– Co jeszcze słyszysz?

– „Teraz moja kolej, Capra”.

Polochek na chwilę zamilkł.

– Możesz to powtórzyć?

– „Teraz moja kolej, Capra”.

– To mówi Andrew?

– Nie. To nie on.

Moore zamarł, patrząc na siedzącą nieruchomo w fotelu kobietę.

Polochek rzucił zdumione spojrzenie w kierunku szyby i odezwał się znowu:

– Kto wypowiada te słowa, Catherine? Kto mówi „Teraz moja kolej, Capra”?

– Nie wiem. Nie znam tego głosu.

Moore i Rizzoli spojrzeli na siebie.

W domu był jeszcze ktoś.