172016.fb2 Chirurg - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 28

Chirurg - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 28

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY PIĄTY

Rizzoli przyglądała się rzędowi pudełek z ciastkami, zastanawiając się, w ilu z nich jest robactwo. Hobbs’ FoodMart był brudnym i niechlujnym sklepem spożywczym, typowym rodzinnym interesem, prowadzonym przez parę skąpych staruszków, którzy sprawiali wrażenie, że sprzedają dzieciom zepsute mleko. Dean Hobbs, stary jankes o podejrzliwym spojrzeniu, przyglądał się każdej ćwierćdolarówce, zanim przyjął zapłatę za towar. Niechętnie wręczył Rizzoli dwa centy reszty i zatrzasnął kasę.

– Nie zwracam uwagi, kto korzysta z tego bankomatu – oznajmił. – Bank wstawił go tutaj dla wygody klientów. Nie mam z tym nic wspólnego.

– Gotówkę pobrano w maju. Dwieście dolarów. Mam zdjęcie mężczyzny, który…

– Mówiłem już temu facetowi z policji stanowej, że teraz jest sierpień. Myślicie, że pamiętam klienta sprzed paru miesięcy?

– Był tu ktoś z policji stanowej?

– Dziś rano. Zadawali te same pytania. Czy wy nie macie ze sobą kontaktu?

A więc operacje w bankomatach już są sprawdzane. I to przez policję stanową, a nie lokalną. Cholera! Traci tylko czas.

Pan Hobbs zmierzył nagle wzrokiem nastolatka, który przyglądał się słodyczom.

– Hej, masz zamiar zapłacić za tego snickersa?

– Eee… tak.

– Więc wyjmij go z kieszeni, dobrze?

Chłopak położył baton z powrotem na półce i wymknął się ze sklepu.

Dean Hobbs mruknął:

– Zawsze są z nim problemy.

– Zna pan tego dzieciaka? – spytała Rizzoli.

– Znam jego rodziców.

– A innych klientów? Przychodzą tu stale ci sami ludzie?

– Rozejrzała się pani po miasteczku?

– Pobieżnie.

– To wystarczy. Lithia ma tysiąc dwieście mieszkańców. Niewiele tu jest do oglądania.

Rizzoli wyjęła zdjęcie Warrena Hoyta. Dysponowali tylko jego fotografią z prawa jazdy, sprzed dwóch lat. Mężczyzna o szczupłej twarzy, krótko przyciętych włosach i dziwnie pospolitym uśmiechu patrzył wprost w obiektyw aparatu. Dean Hobbs widział już to zdjęcie, ale postanowiła jeszcze raz mu je pokazać.

– Nazywa się Warren Hoyt.

– Wiem. Policja stanowa już mnie o niego pytała.

– Poznaje go pan?

– Powiedziałem im, że nie, i pani powtarzam to samo.

– Jest pan tego pewien?

– A jak pani myśli?

Rzeczywiście, sprawiał wrażenie człowieka, który nigdy nie zmienia zdania.

Przy drzwiach zadzwoniły dzwoneczki i do sklepu weszły dwie nastolatki, długonogie opalone blondynki w szortach. Dean Hobbs natychmiast skoncentrował na nich uwagę, patrząc, jak podchodzą, chichocząc, do pogrążonych w mroku półek.

– Ale wyrosły – mruknął z podziwem.

– Panie Hobbs?

– Hę?

– Gdyby zobaczył pan tego mężczyznę ze zdjęcia, proszę natychmiast do mnie zadzwonić. – Wręczyła mu wizytówkę. – O dowolnej porze. Na pager albo komórkę.

– Tak, tak.

Dziewczyny, niosąc torbę chipsów i sześciopak dietetycznej pepsi, podeszły do kasy. Pokazywały swe wdzięki, świecąc nagimi piersiami spod cienkich podkoszulków. Dean Hobbs sycił oczy tym widokiem i Rizzoli zastanawiała się, czy nie zapomniał już o jej obecności.

Zawsze to samo, pomyślała. Gdy pojawiają się piękne dziewczyny, staję się niewidzialna.

Wyszła ze sklepu i wróciła do samochodu. Wystarczyło, że postał chwilę w słońcu, a w środku było już jak w piecu, otworzyła więc drzwiczki i czekała, by się wychłodził. Główna ulica miasteczka zamarła w bezruchu. Widziała stację benzynową, sklep z artykułami żelaznymi i kafejkę, ale żadnych ludzi. Upał zatrzymał wszystkich w domach. Wszędzie słychać było szum klimatyzatorów. Nawet w małych miasteczkach nikt nie siadywał już przed domem z wachlarzem w ręku. Cud klimatyzacji sprawił, że ganki przestały być potrzebne.

Usłyszała dźwięk dzwonków przy drzwiach sklepu i zobaczyła, jak dwie nastolatki wychodzą leniwie na słońce. Gdy szły ulicą, w jednym z okien poruszyły się zasłony. W małych miasteczkach ludzie na wszystko zwracają uwagę. A już z pewnością na atrakcyjne, młode kobiety.

Czy zauważyliby zniknięcie dziewczyny? Zamknęła drzwiczki samochodu i wróciła do sklepu. Pan Hobbs krzątał się przy półce z warzywami, upychając główki świeżej sałaty w głębi chłodziarki, a zwiędnięte lokując z przodu.

– Panie Hobbs?

Odwrócił się.

– Pani znowu tutaj?

– Mam jeszcze jedno pytanie.

– To nie znaczy, że znam na nie odpowiedź.

– Czy w miasteczku mieszkają jakieś Azjatki?

Takiego pytania się nie spodziewał. Spojrzał na nią zaskoczony.

– Co?

– Chodzi o Chinkę lub Japonkę. Albo Indiankę.

– Mamy tu parę murzyńskich rodzin – stwierdził, jakby wychodziło na to samo.

– Być może zaginęła pewna dziewczyna. Ma długie czarne włosy, zupełnie proste, sięgające do ramion.

– Mówi pani, że jest Azjatką?

– Albo Indianką.

Zaśmiał się.

– Do diabła, to nie może być ona.

Rizzoli poczuła skok adrenaliny. Hobbs wrócił do półki z warzywami i zaczął układać stare cukinie na świeżych.

– Kogo pan ma na myśli?

– Na pewno nie jest Azjatką. Indianką też nie.

– Zna ją pan?

– Była tu ze dwa razy. Wynajmuje na lato Sturdee Farm. Wysoka dziewczyna. Niezbyt ładna.

Tak, to z pewnością zauważył.

– Kiedy widział ją pan po raz ostatni?

Odwrócił się i krzyknął:

– Hej, Margaret!

Otworzyły się drzwi prowadzące na zaplecze i do sklepu weszła pani Hobbs.

– Co?

– Czy w zeszłym tygodniu dostarczałaś towar do Sturdee Farm?

– Tak.

– I widziałaś tę dziewczynę?

– Zapłaciła mi.

– Spotkała ją pani potem, pani Hobbs? – spytała Rizzoli.

– Nie było okazji.

– Gdzie jest Sturdee Farm?

– Za zachodnim rozwidleniem. Ostatni dom przy drodze.

Rizzoli usłyszała brzęczy k pagera.

– Mogę skorzystać z telefonu? – zapytała. – Siadła mi bateria w komórce.

– Chodzi o rozmowę zamiejscową?

– Z Bostonem.

– Automat jest na zewnątrz – mruknął Hobbs i zaczął znów układać cukinie.

Klnąc pod nosem, Rizzoli wyszła na skwar, znalazła telefon i wrzuciła do niego monety.

– Detektyw Frost.

– Szukałeś mnie.

– Rizzoli? Co robisz w Massachusetts?

Zdała sobie sprawę, że zdradził ją numer aparatu, z którego dzwoniła.

– Zrobiłam sobie małą przejażdżkę.

– Nadal zajmujesz się tą sprawą?

– Trochę tylko węszę. Nic takiego.

– Cholera, jeżeli… – Frost zniżył nagle głos. – Jeżeli Marquette się dowie…

– Nie powiesz mu, prawda?

– Nie ma obawy, ale szybko wracaj. Szuka cię i jest wściekły.

– Muszę jeszcze sprawdzić jedno miejsce.

– Posłuchaj, Rizzoli. Daj sobie spokój, bo stracisz szansę na powrót do zespołu.

– Nie widzisz, że już ją straciłam? Wypieprzyli mnie! – Z trudem powstrzymując łzy, spojrzała z goryczą na pustą ulicę, nad którą unosiły się jak gorący popiół tumany kurzu. – Teraz pozostał mi tylko Chirurg. Muszę go dopaść.

– Policja stanowa już tam była. Nic nie znaleźli.

– Wiem.

– Więc co tam jeszcze robisz?

– Zadaję pytania, których nie zadali.

Odwiesiwszy słuchawkę, wsiadła do samochodu i ruszyła na poszukiwania czarnowłosej kobiety.