172241.fb2 Czarna loteria - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 14

Czarna loteria - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 14

ROZDZIAŁ DWUNASTY

– Jesteś pewny? – Odwróciła się gwałtownie i spojrzała na widoczne w oddali dwa jasne punkty.

– Zwróciłem na niego uwagę, bo ma przepalone lewe światło postojowe. Na pewno wyjechał za nami z garażu. I cały czas siedzi nam na ogonie.

– Ale to przecież nie znaczy, że nas śledzi!

– Zróbmy małe doświadczenie.

– Dlaczego zwalniasz?

– Chcę zobaczyć, co on zrobi. – Zdjął nogę z gazu. Po chwili jechali sześćdziesiąt mil na godzinę, czyli poniżej minimalnej prędkości na autostradzie. Mimo to jadący za nimi samochód nie zamierzał ich wyprzedzić.

– Mądrala! – mruknął David. – Nie podjeżdża, żebym nie mógł odczytać tablic.

– Za chwilę będzie zjazd. Błagam cię, skręcaj!

Bez kierunkowskazu zjechali gwałtownie na dwupasmową drogę biegnącą przez gęsty tropikalny las. Po kilkunastu metrach Kate odwróciła się. W oddali majaczyły światła reflektorów.

– To on! – szepnęła ze zgrozą.

– Co za kretyn ze mnie! – syknął David. – Powinienem był przewidzieć, że zaczai się pod szpitalem! Trzymaj się! Spróbuję go zgubić!

Zdążyła chwycić się mocno siedzenia, gdy samochód wykonał gwałtowny zwrot. Siła odśrodkowa rzuciła nią najpierw w jedną, potem w drugą stronę. Zamknęła oczy i starała się nie myśleć o najgorszym. Wszystko w rękach Davida. To on jest gwiazdą tego show.

Jasne okna domów migały za szybami, gdy bmw gnało w mroku, ścinając zakręty niczym narciarz w slalomie. Pas boleśnie wbił się w jej ciało, kiedy David z piskiem opon zjechał z ulicy na czyjś podjazd, a potem gwałtownie zahamował w ciemnym garażu. W ułamku sekundy zgasił silnik, a potem kłapał ją za kark i pociągnął w dół. Schyliła się najniżej jak mogła i zastygła przyciśnięta do dźwigni zmiany biegów. Czuła oszalałe bicie jego serca, słyszała urywany oddech.

W lusterku wstecznym pokazała się delikatna łuna, która z każdą chwilą stawała się jaśniejsza. Z ulicy dobiegł warkot silnika. David przywarł do niej mocniej. Wstrzymała oddech. Nasłuchiwała. Drgnęła dopiero, gdy warkot zaczął się oddalać. Gdy zupełnie ucichł, ostrożnie się podnieśli i obejrzeli.

– Co teraz? – zapytała drżącym szeptem.

– Spadamy, póki można. – Uruchomił silnik i nie włączając świateł, wolno wytoczył się z garażu. Jakiś czas kluczyli między domami, by w końcu wrócić na autostradę. Dopiero wtedy odetchnęła.

– Co ty robisz? – zaniepokoiła się, widząc, że David zawraca do Honolulu.

– Nie możemy jechać do domu.

– Przecież go zgubiliśmy!

– Skoro cię śledził, wie, że pojechałaś do kancelarii. Pewnie widział nas razem, zna moje nazwisko. Nie mam zastrzeżonego numeru, więc w książce telefonicznej mógł znaleźć mój adres.

Zdruzgotana osunęła się w fotelu. Zmrużyła oczy, gdyż raziły ją światła jadących z naprzeciwka samochodów.

Co ja mam teraz zrobić? – zastanawiała się bezradnie. Ile czasu zostało, zanim mnie dopadnie? Czy będę miała czas, żeby uciec? Albo chociaż krzyknąć?

– To moja ostatnia deska ratunku – przyznał po namyśle. – Nic innego nie przychodzi mi do głowy. Najważniejsze, że ani na moment nie zostaniesz sama. – Umilkł i w skupieniu patrzył na drogę. – Tylko o jedno cię proszę. Nie pij tam kawy – dodał w przypływie czarnego humoru.

– Co? – spytała zaskoczona. – Słuchaj, a dokąd my właściwie jedziemy?

– Do mojej matki – odparł takim tonem, jakby ją przepraszał.

Otworzyła im drobna siwowłosa kobieta w rozchełstanym szlafroku i różowych futrzanych kapciach.

Najpierw długo im się przyglądała, mrużąc oczy jak zaskoczona mysz.

– Patrzcie państwo! David! – zawołała wreszcie, radośnie klaszcząc w dłonie. – Jak miło, że wpadłeś! Tylko szkoda, że przedtem nie zadzwoniłeś. A tak to sam widzisz, złapałeś nas w piżamach, jak dwie stare…

– Nie przejmuj się, Gracie. Wyglądasz super – przerwał jej i wciągnął Kate do środka, po czym zamknął drzwi na klucz. – Mama jeszcze nie śpi? – zapytał.

– Jeszcze nie. – Gracie zerknęła w stronę salonu.

– Na miłość boską, kobieto, nie wiem, kto przyszedł, ale weź go przepędź i natychmiast wracaj! – zawołał gniewny głos. – Teraz twoja kolej! I wymyśl coś inteligentnego, bo mam słowo z potrójną premią.

– Znowu wygrywa – westchnęła Gracie z goryczą.

– To znaczy, że ma dobry humor?

– A skąd ja mam wiedzieć? Odkąd pamiętam, zawsze ma zły.

– Przygotuj się – mruknął do Kate. – Mamo!

– zawołał radośnie. Zbyt radośnie.

W salonie urządzonym w mahoniu i kolorze lilaróż tyłem do wejścia siedziała dystyngowana dama, wspierając stopy o puf obity gniecionym aksamitem. Na stoliku przed nią leżała plansza do scrabble'a.

– Nie wierzę! – powiedziała. – Chyba ze starości mam już omamy słuchowe. – Obejrzała się. – Syn przyszedł mnie odwiedzić! Czyżby zbliżał się koniec świata?

– Miło cię widzieć, mamo. – Przywitał się z nią niezbyt wylewnie, a potem nabrał powietrza, niczym człowiek, który zamierza sam sobie wyrwać bolący ząb. – Musisz nam pomóc.

Jinx spojrzała ciekawie na Kate. Jej oczy, niezwykle czujne i bystre, lśniły jak kryształy. Nagle spostrzegła, że jej syn opiekuńczo obejmuje swą towarzyszkę, i na jej twarzy pojawił się uśmiech. Wolno wzniosła oczy ku niebu i mruknęła:

– Alleluja!

– Ty mi nigdy nic nie mówisz! – poskarżyła się, gdy godzinę później usiedli w kuchni, by wypić kakao. Niegdyś był to ich wspólny rytuał, lecz zarzucili go, gdy David przestał być dzieckiem. Jak mało trzeba, by znów poczuć smak dzieciństwa, pomyślał. Wystarczył łyk kakao i karcące spojrzenie matki, by dopadło go dobrze znane poczucie winy. Kochana kobieta. Jak nikt umiała sprawić, że człowiek w sekundę młodniał. On w każdym razie czul się przy niej jak sześciolatek.

– Wreszcie znalazłeś sobie kobietę i ją przede mną ukrywasz – gderała. – Wstydzisz się jej czy co? A może to mnie się wstydzisz? Albo nas obu?

– Naprawdę nie ma o czym opowiadać, mamo. Ja i Kate znamy się bardzo krótko.

– Wstydzisz się przyznać, że jednak masz w sobie ludzkie odruchy?

– Mamo, oszczędź mi tej psychoanalizy!

– Nie zapominaj, że to ja zmieniałam ci pieluchy i opatrywałam rozbite kolana. Na moich oczach omal nie złamałeś ręki przez ten cholerny skateboard. Bardzo rzadko płakałeś. I nadal nie płaczesz. Obawiam się, że nawet nie potrafisz. To taki feler, który odziedziczyłeś po ojcu. Ja to nazywam klątwą Plymouth Rock. Nie jesteś zupełnie pobawiony uczuć, ale za żadne skarby nie chcesz ich okazać. Nawet kiedy umarł Noah…

– Nie chcę o tym rozmawiać.

– Widzisz? To już osiem lat, jak odszedł, a ty wciąż się spinasz, gdy ktoś wypowie przy tobie jego imię.

– Mamo, przejdź do rzeczy.

– Kate.

– Co z nią?

– Trzymałeś ją za rękę.

– Ma bardzo ładne, delikatne dłonie.

– Spałeś już z nią?

Zszokowany zakrztusił się i wypluł kakao na stół.

– Mamo!

– No co? Nie ma się czego wstydzić. Wszyscy dorośli ludzie to robią, więc nie mów mi, że jesteś wyjątkiem. I przestań mi tu kręcić. Widziałam, jak na nią patrzysz.

Bez słowa wstał i zaczął czyścić koszulę.

– Mam rację? – nie dawała za wygraną.

– I skąd ja teraz wezmę czystą koszulę? – zapytał poirytowany.

– Weźmiesz jedną z tych, które zostały po ojcu. Dowiem się wreszcie, czy mam rację?

– Z czym, mamo?

Wykonała gest, jakby chciała go udusić.

– Zawsze wiedziałam, że posiadanie jednego dziecka jest błędem.

Na górze rozległ się głuchy łomot.

– Co ta Gracie tam wyprawia? – zapytał.

– Szuka ubrań dla Kate.

Wzdrygnął się. Znając fatalny gust Gracie, miał prawo przypuszczać, że za chwilę zobaczy Kate w jakiejś mdląco różowej kreacji. W sumie było mu wszystko jedno, co na siebie włoży, byleby wreszcie zeszła. Nie było jej raptem kwadrans, a już zaczął za nią tęsknić. Bardzo go to denerwowało, bo uczucia, których ostatnio doświadczał, sprawiały, że czuł się po ludzku słaby…

Skrzypnęły schody, więc natychmiast się odwrócił. Niestety, była to tylko Gracie.

– Jinx, czy mi się zdaje, czy ty pijesz kakao? – zapytała czujnie. – Przecież wiesz, że po mleku masz sensacje żołądkowe. Zaparzę ci herbatę.

– Nie chcę herbaty!

– Chcesz.

– A właśnie że nie!

– Gdzie Kate? – wszedł im w słowo.

– Zaraz przyjdzie. Jest w twoim pokoju, ogląda modele samolotów. Powiedziałam jej, że to jedyny dowód na to, że David też był kiedyś dzieckiem.

– Zaśmiała się, patrząc porozumiewawczo na Jinx.

– Mój syn dzieckiem? Nie żartuj! Wylazł z mojego brzucha jako w pełni ukształtowany dojrzały człowiek. Może u niego proces przebiega odwrotnie. Będzie się stawał coraz młodszy, aż w końcu zdziecinnieje.

– Jak ty, mamo?

Gracie nastawiła wodę na herbatę.

– Jak miło mieć towarzystwo! – westchnęła rzewnie, lecz słysząc dzwonek telefonu, od razu się nasrożyła: – A komu to się zachciewa gadać o dziesiątej w nocy?

– Ja odbiorę. – David sięgnął po słuchawkę. – Halo!

– Mam dla ciebie dobrą wiadomość! – oznajmił Pokie, z miejsca przechodząc do rzeczy.

– Namierzyłeś samochód, który nas śledził?

– Zapomnij o tym samochodzie. Mamy ptaszka.

– Deckera?

– Doktor Chesne musi go zidentyfikować. Wyrobicie się w pół godziny?

David spojrzał na Kate, które właśnie zeszła na dół i patrzyła na niego pytająco. Podniósł kciuk.

– Zaraz u ciebie będziemy – powiedział do Pokiego. – Gdzie go macie? Na posterunku?

Po drugiej stronie zapadła cisza.

– Nie, nie na posterunku.

– Więc gdzie?

– W kostnicy.

– Mam nadzieję, że macie mocne nerwy i żołądki. – M. J. energicznie pociągnęła za uchwyt metalowej szuflady, która wysunęła się bezszelestnie. Potem jednym ruchem rozsunęła czarny worek. W ostrym jarzeniowym świetle ciało wyglądało sztucznie, jak odlana z wosku nędzna imitacja człowieka.

– Jakiś żeglarz natknął się na niego wieczorem w zatoce – wyjaśnił Pokie.

Kate poczuła, jak David mocniej ją obejmuje. Po chwili wahania zmusiła się, by spojrzeć na twarz zmarłego. Mimo oznak rozkładu od razu rozpoznała jego oczy. Nawet po śmierci były lekko obłąkane.

– To on – szepnęła.

– No to bingo! – ucieszył się Pokie.

Ten wybuch radości w koszmarnej kostnicy wypadł dość surrealistycznie.

– Ma uraz czaszki. – M. J. przesunęła dłonią w rękawiczce po głowie denata, po czym rozchyliła worek i odsłoniła jego tors. – Musiał długo leżeć w wodzie.

Kate zebrało się na wymioty. Odwróciła się szybko i ukryła twarz w ramieniu Davida. Zapach jego wody kolońskiej zabił wstrętny odór formaliny.

– Na miłość boską, M.J., zamknij go!

– Davy, skarbie, co z tobą? – roześmiała się pani patolog. – Kiedyś nie byłeś taki wrażliwy.

– Człowiek się zmienia. Chodźmy stąd!

– Dobrze, już dobrze. Zapraszam do siebie. Pokój, w którym urzędowała, był zadziwiająco wesoły i przytulny jak na makabryczne miejsce, w którym pracowała. Gdy usiedli, Pokie przyniósł im po kubku kawy, po czym usadowił się naprzeciw.

– A więc tak to się nam ładnie skończyło – westchnął z satysfakcją. – Obędzie się bez sądu i całego tego zamieszania. Mamy trupa, który pojawił się w idealnym momencie i załatwił sprawę. Oby zawsze tak gładko szło.

– Wiadomo już, jak zginął Decker? – zapytała go Kate.

– Jeszcze nie, ale nietrudno sobie wyobrazić, jak mogło do tego dojść. Koleś pewnie za dużo wypił, zleciał z pomostu i rozwalił łeb o skały. Ciągle wyławiamy takich topielców. Co myślisz, M.J.?

– Ciężka sprawa – rzekła z ustami pełnym jedzenia. Kate spojrzała na kanapkę ociekającą keczupem i poczuła, jak żołądek podchodzi jej do gardła. – Trochę sobie chłopak popływał, więc ciało jest w kiepskim stanie. Muszę mu zrobić sekcję.

– Trochę to znaczy ile? – indagował David.

– Co najmniej jeden dzień. Jak nie dłużej.

– Jeden dzień?! To kto nas dzisiaj śledził? – David spojrzał pytająco na Pokiego.

– Coś mi się zdaje, bracie, że poniosła cię wyobraźnia.

– Mówię ci, że jechał za nami samochód.

– I co w tym dziwnego? Przecież to publiczna droga, ruch jest spory.

– Jedno jest pewne. To nie był mój klient z szuflady – wtrąciła M. J. – O ile wiem, umarlaki nie siadają za kółkiem.

– Kiedy będzie wiadomo, co było bezpośrednią przyczyną śmierci? – zapytał David.

– Wezmę go na warsztat jeszcze dzisiaj. Zrobię mu rentgen czaszki i sprawdzę, czy ma wodę w płucach. Ale najpierw muszę zjeść – zaznaczyła, odgryzając kęs jabłka. – A póki co – obróciła się w fotelu i sięgnęła po kartonowe pudełko – obejrzyjcie sobie, co przy nim znaleźliśmy.

Mówiąc to, zaczęła wyjmować przedmioty szczelnie zamknięte w plastikowych woreczkach.

– Grzebień, papierosy winstony, pół paczki. Zapałki, bez etykiety, brązowy portfel z imitacji skóry, a w nim czternaście dolarów. Różne karty – wyliczała metodycznie. – I wreszcie to. – Położyła na stole woreczek, w którym był klucz.

Na plastikowej przywieszce widać było jaskrawy czerwony napis: Hotel Victory.

– Tam mieszkał? – Kate wzięła klucz do ręki.

– Tak, już tam byliśmy – odparł Pokie. – Koszmarna dziura. Wszędzie szczury, wielkie jak konie. Ostatni raz widzieli go tam w sobotę w nocy.

Kate odłożyła klucz i jeszcze raz przyjrzała się osobistym drobiazgom Deckera. Przypomniała sobie jego twarz odbitą w lustrze i obłąkane spojrzenie ciemnych oczu. Nagle ogarnął ją wielki żal i współczucie dla człowieka, którego marzenia zostały tak brutalnie zniszczone. Kim byłeś naprawdę, Charlie? – zapytała go w myślach. Szaleńcem? Mordercą? Miała przed sobą okruchy jego życia. Bardzo skromne i zwyczajne…

– Sprawa skończona, pani doktor. – Pogodny głos Pokiego wyrwał ją z zamyślenia. – Pani prześladowca nie żyje, więc może pani wracać do domu.

Spojrzała na Davida, ale on patrzył w inną stronę.

– Tak – mruknęła ze znużeniem. – Mogę wracać do domu.

Kim byłeś, Charlie? – powtarzała jak refren, gdy ciemną nocą wracali z Davidem do domu. Z jakiegoś powodu nie mogła przestać myśleć o człowieku, który tak wiele wycierpiał. Dla niej on również był ofiarą, jak pozostałych troje.

A teraz zostały tylko zwłoki, które pojawiły się w wyjątkowo dogodnym momencie.

– To wszystko jest zbyt proste – stwierdziła z przekonaniem.

– Co takiego?

– Finał. Wiesz, ciągle myślę o Deckerze. Dopiero teraz zrozumiałam, co wtedy widziałam w jego oczach. Byłam zbyt przerażona, żeby to od razu rozpoznać.

– Co to było?

– Strach. On też się czegoś bał. Musiał znać jakąś straszną tajemnicę. I to go zgubiło. Jak pozostałych…

– Uważasz, że on też jest ofiarą? Skoro tak, po co cię straszył? Po co dzwonił do ciebie?

– Skąd wiesz, że chciał mnie zastraszyć? Może on próbował mnie przed czymś ostrzec?

– Ale dowody…

– Jakie znów dowody? Parę odcisków palców na klamce?

– Jest jeszcze naoczny świadek. Przecież widziałaś go w mieszkaniu Ann.

– A jeśli on był prawdziwym świadkiem zbrodni? Tylko pomyśl, zginęły cztery osoby. Łączy je to, że zetknęły się z kobietą, która też nie żyje. Gdybym tylko mogła się dowiedzieć, o co chodzi z tą Jenny Brook!

– Niestety, żaden zmarły ci tego nie powie. Niekoniecznie.

– Hotel Victory – powiedziała niespodziewanie. – Wiesz, gdzie to jest?

– Kate, Decker nie żyje. Musisz pogodzić się z tym, że zabrał tajemnicę do grobu.

– Ale jest szansa, że…

– Słyszałaś, co mówił Pokie. Sprawa jest zamknięta.

– Nie dla mnie.

– Na litość boską, zaczynasz mieć obsesję – rzucił ze złością. Gdy po chwili znów się odezwał, był już spokojny. – Posłuchaj, rozumiem, jak bardzo ci zależy, żeby oczyścić się z zarzutów. Zastanów się jednak, czy na dłuższą metę opłaca się o to walczyć. Jeśli liczysz na to, że w sądzie uda ci się zrehabilitować, to się mylisz.

– Skąd możesz wiedzieć, jak będzie glosowała ława przysięgłych?

– Moja praca polega między innymi na tym, żeby przewidzieć werdykt ławników. Odniosłem zawodowy sukces w mieście, gdzie wielu prawników ledwie zarabia na czynsz. Udało mi się wcale nie dlatego, że jestem od nich mądrzejszy. Po prostu starannie wybieram sprawy. A gdy jakąś wezmę, idę na całego. Nie przebieram w środkach, więc kiedy proces dobiega końca, oskarżony żałuje, że w ogóle się urodził.

– Wykonujesz przepiękny zawód.

– Mówię ci o tym tylko dlatego, że naprawdę nie chciałbym, aby coś takiego cię spotkało. Uważam, że powinnaś pójść na ugodę z O'Brienami. Najlepiej, żeby ta sprawa przycichła. Im mniej szumu, tym lepiej. Pamiętaj, że jeśli raz przeczołgają cię przez błoto, część brudu przylgnie do ciebie na zawsze.

– Tak to się załatwia w prokuraturze? „Przyznaj się do winy, a my już za ciebie wszystko załatwimy"?

– Uwierz mi, że nie ma nic złego w podpisaniu ugody.

– Ty na moim miejscu byś podpisał?

– Tak. Podpisałbym.

– Z tego wniosek, że bardzo się różnimy. Bo ja się nie zgadzam na wyciszenie sprawy. Nie poddam się bez walki.

– Więc przegrasz. – Nie było to ostrzeżenie, lecz wyrok. Równie ostateczny jak głuche stuknięcie młotka sędziego.

– Jak rozumiem, prawnicy nie podejmują się prowadzenia przegranych spraw?

– Ten, z którym rozmawiasz, nie.

– Zabawne. Lekarze stykają się z nimi na co dzień. Spróbuj dogadać się z wylewem. Albo z rakiem. My nigdy nie paktujemy z wrogiem.

– Dzięki temu mam z czego żyć – odparł. – Zbijam fortunę na arogancji lekarzy.

To był cios między oczy. Natychmiast pożałował swych słów. Musiał jednak ostro zareagować, bo Kate szuka guza, a on nie chciał, by sobie go nabiła.

Resztę drogi pokonali w milczeniu. Po raz pierwszy atmosfera była ciężka. Oboje czuli, że ich wspólne sprawy mają się ku końcowi. Od początku było jasne, że ta chwila kiedyś nastąpi. I oto przyszła.

Do domu weszli wprawdzie razem, lecz zachowywali się jak dwoje obcych ludzi. Gdy Kate wyciągnęła walizkę i zaczęła się pakować, poprosił, by zaczekała z tym do rana. To wszystko. Nie zdobył się na to, by jej otwarcie wyznać, iż chce, by z nim została. Po prostu zabrał jej walizkę i zamknął w garderobie. Potem podszedł do niej i zaczął ją całować. Jej wargi były chłodne, przytulił ją więc mocno i ogrzał własnym ciepłem.

Oczywiście potem się kochali. Ostatni raz. Niby wszystko było w porządku, ale oboje czuli, że jest to miłość na zgliszczach. Właściwie nie miłość, tylko zaspokojenie pożądania. Przynoszące ulgę, ale nie dające satysfakcji.

Kiedy zasnęła, David leżał w ciemności i słuchał jej równego oddechu. Też chciałby zasnąć, ale nie mógł. Zbyt intensywnie zastanawiał się, dlaczego nie potrafi nikogo pokochać.

Nie lubił tego stanu. Czuł się wtedy bezbronny. Od śmierci Noaha wytrwale pracował nad tym, by niczego nie czuć. Funkcjonował jak dobrze zaprogramowany robot, oddychał, jadł, spał i uśmiechał się wyłącznie wtedy, gdy należało. Zamknięty w sobie jak ostryga w skorupie prawie nie zauważył, że odeszła od niego żona. Właściwie w ogóle nie przeżył tego rozstania. Dla niego było ono jeszcze jedną kroplą w morzu cierpienia. Kochał Lindę, lecz tego uczucia nie dało się porównać z ogromną bezwarunkową miłością, którą darzył syna. Według niego siłę uczucia należy mierzyć stopniem cierpienia po utracie obiektu uczuć.

I nagle pojawiła się ta kobieta. Odwrócił się i spojrzał na jej ciemne włosy rozrzucone na poduszce. Jej poprzedniczka była chyba blondynką. Ale kiedy to było? I jak się nazywała? Nie miał pojęcia.

A Kate? Z nią było inaczej. Oczywiście pamiętał jej imię. I to jak zasypia, skulona niczym zmęczony kociak. Oraz to, że gdy jest obok, mrok zaczyna się rozjaśniać. Miał to wszystko wyryte w pamięci.

Wstał z łóżka i pchany dziwną tęsknotą poszedł do pokoju Noaha. Od bardzo dawna w nim nie był. Nawet tam nie zaglądał, bo nie mógł znieść widoku pustego łóżka. Wystarczyło, że rzucił na nie okiem, i od razu budziły się wspomnienia. Przypominał sobie, jak wieczorem zakradał się na palcach, by sprawdzić, czy synek śpi i czy się nie odkrył. A on zawsze się wtedy budził. I zaczynali w ciemności rozmowę, która z czasem stała się ich rytuałem:

To ty, tatusiu?

Tak, Noah. Śpij.

Najpierw mnie przytul. Proszę cię.

Dobranoc, pchły na noc.

Usiadł na łóżku i długo wsłuchiwał się w echa przeszłości, przypominając sobie, jak niewyobrażalny ból niesie ze sobą miłość. Potem wrócił do sypialni, położył się obok Kate i zasnął.

Wstał bladym świtem i od razu poszedł pod prysznic, by z premedytacją zmyć z siebie wszelkie ślady miłości. Czuł się jak człowiek, który przeżył odnowę. Potem zaczął się ubierać. Wkładał każdy fragment garderoby w taki sposób, jakby kompletował zbroję, która osłoni go przed światem. Pijąc w kuchni kawę, rozmyślał o tym, że nie ma żadnego logicznego powodu, by Kate dłużej u niego została. Spełnił swój obowiązek, odegrał rolę rycerza na białym koniu.

Nigdy jej nie obiecywał, że zwiąże się z nią na dłużej, sumienie miał więc czyste. Pora, by wróciła do swojego życia. Może po kilku dniach bez niej spojrzy na wszystko z dystansem i dojdzie do wniosku, że przeżył chwilową burzę hormonów. A może po prostu usiłuje oszukać samego siebie.

Martwił się o nią. Nie chciał, by interesowała się przeszłością Deckera, ale wiedział, że ona nie przestanie węszyć. Wczoraj nie wyjawił Kate, że w głębi duszy przyznaje jej rację. Tajemnicze morderstwa na pewno nie były dziełem szaleńca opętanego żądzą zemsty. Cztery osoby straciły życie. Nie chciał, by Kate była piąta.

Zamiast wyjść do biura, wrócił do sypialni i usiadł w nogach łóżka, by z bezpiecznej odległości popatrzeć, jak Kate śpi. Taka piękna, uparta, wściekle niezależna kobieta. Do tej pory twierdził, że ceni w kobietach niezależność, teraz nie był już tego taki pewny. W pewnym sensie żałował, że Decker nie żyje.

Gdyby nadal jej zagrażał, przynajmniej potrzebowałaby jego pomocy. Cóż za skrajny egoizm!

Nagle uświadomił sobie, że nadal może jej się do czegoś przydać. Przeżył w jej ramionach dwie cudowne noce, miał więc wobec niej dług wdzięczności.

– Kate? – Delikatnie nią potrząsnął.

Wolno otworzyła oczy. Cudne, senne, zielone oczy. Miał ochotę ją pocałować, ale wolał nie kusić losu.

– Hotel Victory – powiedział cicho. – Nadal chcesz tam jechać?