172243.fb2 Czarne lustro - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 13

Czarne lustro - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 13

ROZDZIAŁ TRZYNASTY

Około szesnastej przyjechali ochroniarze i strażnicy z agencji, którzy mieli strzec bezpieczeństwa całej posiadłości. Sarah ujrzała przed sobą dwóch potężnie zbudowanych mężczyzn o rozrośniętych torsach i grubych karkach. Nosili imiona Dunn i Farley i od tej pory mieli stanowić jej przyboczną straż. W przeciwieństwie jednak do Maury'ego Overstreeta, podchodzili do sprawy całkowicie profesjonalnie. Sarah była dla nich tylko i wyłącznie chronionym obiektem.

Strażnicy porozmawiali chwilę z panem domu i po jakimś czasie znikli w lesie. Później Tony zaprowadził Dunna i Farleya do pomieszczenia pod schodami, mającego od tej pory stanowić ich kwaterę. Znajdowały się tam dwa łóżka, a w wydzielonym kącie stał telewizor, z którego pewnie i tak nie będą mieli czasu korzystać.

Z zachowania się obu mężczyzn Sarah wywnioskowała, że są doświadczonymi ochroniarzami. Poprosili, by nie zmieniała swoich przyzwyczajeń i zachowywała się jak zwykle, ignorując ich obecność.

To ostatnie zalecenie wydawało się trudne do zrealizowania, jako że miała do czynienia z prawdziwymi wielkoludami. Postanowiła jednak spróbować, by chociaż w ten sposób wykazać się dobrą wolą.

Kiedy wieczorem jechali oboje z Tonym na kolację do Moiry Blake, Sarah, wyobraziwszy sobie zdumione miny pozostałych gości na widok jej obstawy, dostała ataku śmiechu.

Kiedy żartowała z ochroniarzy, jadących za nimi w drugim samochodzie, Tony nie protestował. Wolał bowiem, aby na to, co się dzieje, patrzyła od strony humorystycznej, zamiast trząść się bez przerwy w obawie o własne życie.

– Nie potrafię wyobrazić sobie jej reakcji – stwierdziła, gdy zatrzymali się pod domem Moiry. – Co na to powie?

– Pewnie nic – odparł Tony. – To kulturalna dama. Zapewne powita Dunna i Farleya bez mrugnięcia okiem, chociaż dałbym wiele, aby dowiedzieć się, co naprawdę myśli.

Sarah uśmiechnęła się lekko.

– Będzie się zastanawiała, czym nakarmić obu mięśniaków.

– Są na służbie. Nie będą nic jedli – stwierdził Tony.

– To chyba nie w porządku.

– Wierz mi, tak właśnie powinno być. A poza tym żaden z nich nie zjadłby tego, co podałaby mu Moira.

– Dlaczego?

– Bo, pominąwszy sterydy, które z pewnością przyjmują, obaj są fanatykami zdrowej żywności.

– Naprawdę? – zdziwiła się Sarah.

Kiedy Dunn otwierał przed nią drzwi wozu, Farley obserwował uważnie drzewa okalające dziedziniec domu.

Kiedy odwrócili się w stronę wejścia, ujrzeli stojącą na progu Moirę. Nieco speszona widokiem dwóch wielkoludów, udając, że wszystko jest w idealnym porządku, powitała serdecznie Sarah i Tony'ego.

– Cieszę się, że jesteście. Reszta zaproszonych gości już dotarła na miejsce, czekamy tylko na was.

– Ci panowie nie będą jedli z nami – oświadczył Tony, rzucając okiem na towarzyszących im wielkoludów.

Na widok ulgi, jaka odmalowała się na twarzy pani domu, miał ochotę parsknąć śmiechem.

– Mam nadzieję, że jesteśmy punktualni – odezwała się Sarah, kiedy ochroniarze gdzieś się ulotnili. – O ile dobrze pamiętam, mieliśmy zjawić się o ósmej.

Moira objęła Sarah i poprowadziła do salonu, gdzie pozostali goście popijali koktajle.

– Przyszliście na czas – oznajmiła. – Reszta zebranych bywa u mnie regularnie na kolacjach, a ja mam niejasne podejrzenia, że wolą bardziej moje drinki niż moje przystawki.

– Nie mogę się doczekać, kiedy będę mogła ich spróbować – powiedziała Sarah.

– Ma własną restaurację – oznajmił Tony. – Uważaj, Moiro, twoje umiejętności kulinarne zostaną poddane surowej ocenie.

– Przestań – ofuknęła go Sarah. Zwróciła się do pani domu i wyjaśniła: – Przyrzekłam Tony'e-mu, że zrobię mu znakomity deser, ale jeśli będzie zachowywał się źle, nie dostanie nic.

– Już będę grzeczny – obiecał. – Tylko nie przestawaj mnie karmić. Moira popatrzyła uważnie na Sarah.

– Musisz wspaniale gotować – uznała.

– Skąd to przypuszczenie?

– Bo w towarzystwie, w którym Tony obraca się w Chicago, je się tylko to co najlepsze. Jeśli Tony uznał, że znasz się na gotowaniu, to na pewno jesteś znakomitą kucharką.

– Pod tym względem mogłaby konkurować z najlepszymi – oświadczył Tony. – W wygodnym życiu, jakie prowadzę, wciąż następują zmiany na lepsze.

– Pamiętam cię jeszcze jako młodego chłopaka – powiedziała Moira.

– Ja też – wtrąciła Sarah, uśmiechając się do Tony'ego, który puścił do niej oko. Dostrzegłszy tę wymianę gestów, pani domu westchnęła ukradkiem. Och, gdyby znów mogła być młoda.

Kiedy znaleźli się w salonie, rozpoczęły się prezentacje.

– Tony, sądzę, że znasz wszystkich obecnych – oznajmiła pani domu. – Moi drodzy, a to jest nasza mała Sarah Whitman, teraz już dorosła. – Spojrzała na nowo przybyłych. – Sarah i Tony, przedstawiam wam moich najlepszych przyjaciół. To Tiny Bartlett i jej mąż, Charles. Jest człowiekiem interesu, doskonałym finansistą. Ruda dama na kanapie to Marcia Farrell. Jedna z najznakomitszych obywatelek naszego miasta, poświęcająca się bez reszty działalności charytatywnej. Obok niej siedzi Paul Sorenson, prezes oddziału banku państwowego w Marmet. Dama przy kominku to Annabeth Harold. Pracuje w kancelarii adwokackiej. Mężczyzna po jej lewej stronie to emerytowany urzędnik tegoż banku, Harmon Weatherly.

Wzrok Sarah podążył od razu ku ostatniej z przedstawionych jej osób. Obdarzyła Harmona ciepłym uśmiechem.

– Myśmy się już spotkali – oznajmiła.

– Naprawdę? – zdziwiła się Moira.

– Wczoraj spotkałem Sarah przed supermarketem – poinformował starszy pan.

– Zależało mu na tym, żeby mnie zobaczyć – dodała Sarah. – Chciał oddać drobiazgi pozostałe po moim ojcu. – Spojrzała w stronę fotela, na którym siedział Harmon, i wskazała fotografię wiszącą na ścianie. – O, znajdowało się tam także identyczne zdjęcie.

– Każdy, kto został uwieczniony, dostał odbitkę – wyjaśniła Moira. – Fotografię zrobiono, o ile dobrze pamiętam, z okazji siedemdziesiątej piątej rocznicy istnienia banku. Moim zadaniem było wówczas częstowanie klientów ponczem. Zapamiętałam ten dzień, bo miniaturowy pudel Emmy Toller wyrwał się jej z rąk i wskoczył do wazy z tym napojem.

Zebrani skwitowali śmiechem historyjkę Moiry, która uzupełniła ją komentarzem, że wywabianie czerwonej plamy po ponczu z białego futerka psia-ka trwało potem całe miesiące.

Do zdjęcia podeszła Marcia Farrell. Wskazała młodego, jasnowłosego mężczyznę stojącego po prawej stronie Harmona Weatherly'ego.

– Popatrzcie, to ten biedny Sonny Romfield. Już dawno o nim zapomniałam.

– Biedny? A co mu się stało? – spytała Sarah.

– Zginął w wypadku drogowym zaledwie kilka dni po… po zniknięciu twojego ojca – wyjaśniła Marcia.

– Dla banku były to przykre chwile – odezwał się Harmon.

– Sonny miał żonę i dwójkę małych dzieci – dodała Tiny. – Ciekawa jestem, co się z nimi stało.

– Zaraz po pogrzebie wyprowadzili się z Marmet – poinformowała Moira.

– Tak szybko? – ze zdziwieniem spytała Annabeth.

– Byli w trakcie załatwiania rozwodu – dodała pani domu.

– Nie miałam o tym pojęcia – stwierdziła podekscytowana Tiny. – Spojrzała z wyrzutem na przyjaciółkę. – Czemu nigdy nam o tym nie mówiłaś? No wiesz!

Moira spochmurniała na chwilę i zaraz potem wzruszyła ramionami.

– To było przecież tak dawno temu… Dlaczego miałabym w ogóle pamiętać tych ludzi?

Sarah przysłuchiwała się tej wymianie zdań. Zauważyła, że Paul Sorenson siedzi ponury i milczący, nie biorąc udziału w rozmowie. Zdziwiona odwróciła się w jego stronę.

– A czy pana też uwieczniono na tej fotografii?

– spytała.

– Stoję po prawej stronie pani ojca – odparł zwięźle.

– Wtedy jeszcze miałeś na głowie wszystkie włosy – powiedziała Annabeth i czułym gestem pogłaskała Paula po łysinie. Nachmurzony prezes banku popatrzył spode łba na rozbawionych gości Moiry.

– Są gorsze rzeczy niż utrata włosów – odezwała się Sarah.

Ucichł rozbrzmiewający w pokoju śmiech. Wyglądało na to, że zdawałoby się całkiem zwyczajne słowa zostały odebrane jako oskarżenie. Czyżby Sarah winiła wszystkich za to, że swego czasu uwierzyli w winę Franklina Whitmana?

Paul Sorenson poczuł, jak wali mu serce. Za każdym razem gdy czuł na sobie wzrok Sarah, ogarniało go przerażenie. Bał się, że ona wyjawi wszystkim, kim naprawdę jest szanowany prezes. Strach, że po tylu latach ktoś dowie się o jego ówczesnych homoseksualnych skłonnościach, nie miał już właściwie znaczenia. Paul Sorenson słyszał jednak, że młoda dama nosi w sercu głęboką i wcale niewygasłą nienawiść. Jeśli było tak naprawdę, to on stałby się pierwszym celem jej jadowitych wypowiedzi, mimo że tajemnica, którą tak skrzętnie ukrywał od lat, nie miała nic wspólnego ze śmiercią jej ojca.

Tony poczęstował Sarah kanapką. Wsunął jej bezceremonialnie przekąskę wprost do ust, a potem z udawanym lubieżnym gestem oblizał własne palce. Scenę tę dostrzegli pozostali goście Moiry.

Dla wszystkich stało się jasne, że tę parę łączy duża zażyłość.

Sarah odwróciła się i ku zaskoczeniu nie tylko własnemu, lecz także Harmona, uściskała go serdecznie.

– Nie ma pan pojęcia, jak wielką zrobił mi pan przyjemność, podarowując zawartość pudełka. Nie wiem, co panem kierowało, że przez całe lata przechowywał pan drobiazgi ojca, ale jestem panu bardzo wdzięczna.

– Nie ma o czym mówić. – Harmon zbagatelizował sprawę, choć nie potrafił ukryć zadowolenia, jakie sprawiły mu słowa Sarah.

W tej chwili Tiny Bartlett, która wierciła się niespokojnie w fotelu, wykorzystała przerwę w rozmowie i błyskawicznie wtrąciła:

– Miło, że zachował pan te pamiątki.

Tony uznał, że rozmowa staje się przykra dla Sarah. Po jej minie było widać, że chętnie przystałaby na zmianę tematu, więc szybko przejął pałeczkę.

– Nie tylko pamiątki – oświadczył zagadkowo i zaraz potem z tacy stojącej na kredensie wziął drugą kanapkę, położył na serwetce i podał Sarah. – Mogę nalać ci kieliszek wina?

Wzięła przekąskę i skinęła głową.

– Zdaję się na ciebie – odparła. – Cokolwiek zrobisz, będzie dobrze.

– Nie tylko pamiątki? – powtórzyła Annabeth. – Co ma pan na myśli?

Właściwie dopiero teraz Sarah zaczęła uważniej przyglądać się otaczającym ją ludziom. Jako mała dziewczynka była obecna przy poniżającej rozmowie, jaką Annabeth Harold odbyła z jej matką, domagając się od Catherine Whitman zrzeczenia się zaszczytnej funkcji prezeski komitetu organizacyjnego Jesiennego Festynu.

– Pamiętam panią – oznajmiła. Annabeth odpowiedziała uśmiechem.

– Po zniknięciu ojca to pani usunęła moją mamę ze stanowiska prezeski Jesiennego Festynu. – Sarah spojrzała na Moirę. – Ta kanapka smakuje doskonale. Co w niej jest?

Tony miał ochotę się roześmiać. Sarah zdobyła punkt. Zgodziła się zjeść kolację w otoczeniu tych ludzi, ale nie oznaczało to wcale, że będzie w stosunku do nich potulna jak baranek.

– Chyba wędzony łosoś na chlebku ryżowym, przybrany odrobiną jogurtu z koperkiem – wyjaśniła pani domu.

– To jest znakomite – potwierdziła Sarah. – Nie mogę doczekać się gorących przekąsek.

– Sarah jest właścicielką restauracji w Nowym Orleanie, którą prowadzi osobiście – powiedziała Moira, szukając rozpaczliwie nowego tematu konwersacji.

– Naprawdę? – zdziwił się Paul Sorenson.

Znad trzymanego w ręku kieliszka z winem Sarah spojrzała na podstarzałego mężczyznę i skinęła głową.

– Naprawdę.

Poczerwieniał na twarzy. A więc pamiętała, co wówczas się stało! Świadczył o tym jej wzrok. Paul Sorenson zdenerwował się. Zaczął się zastanawiać, czy byłoby w bardzo złym tonie, gdyby teraz udał, że poczuł się źle, i opuścił przyjęcie.

Po chwili zastanowienia odrzucił jednak ten pomysł. Bo co będzie, jeśli ta kobieta zacznie potem o nim mówić? Nawet nie wiedziałby, co wypaplała i jak skomentowała fakty.

Zanim jednak Paul Sorenson zdobył się na jakąkolwiek reakcję, zabrzmiał dzwonek u frontowych drzwi.

– To pewnie nasz ostatni gość – oznajmiła pani domu. – Przepraszam was na chwilę.

– Kogo jeszcze mogła zaprosić Moira? – na głos zastanawiała się Marcia. – Byłam pewna, że jesteśmy w komplecie. A teraz będzie nas nie do pary przy kolacji.

– Och, temu możemy w każdej chwili zaradzić – odezwała się Sarah. – Wystarczy, że zaprosimy do stołu Dunna lub Farleya.

Roześmiała się ze swego dowcipu, podczas gdy inni goście skamienieli z przerażenia.

– Och, po co to gadanie – wymamrotał Paul Sorenson. – Zaraz dowiemy się wszystkiego.

Chwilę później Moira wróciła do pokoju w towarzystwie wysokiej, eleganckiej kobiety w nieokreślonym wieku. Czarna, jedwabna suknia doskonale harmonizowała z farbowanymi włosami. Szlachetny błysk kamieni osadzonych w naszyjniku wskazywał na to, że dama ma na sobie prawdziwe diamenty.

– Znacie Laurę – oznajmiła pani domu, a potem zwróciła się do Sarah i Tony'ego: – Przedstawiam wam Laurę Hilliard. Być może pamiętasz ją, Sarah, jako Laurę King.

Ignorując towarzyszkę Tony'ego, przybyła wyciągnęła ku niemu wypielęgnowaną dłoń i uśmiechnęła się uwodzicielsko.

– Silk, kochany, upłynęło trochę czasu… Odwzajemnił uśmiech.

– Nie miałem pojęcia, że wróciłaś na stałe do Marmet.

– Tak… wróciłam. Mam dom tuż nad jeziorem. Po drugiej stronie, naprzeciwko twojego. Widzę z sypialni palące się u ciebie światła. Z pewnością zauważyłeś moją siedzibę.

– To dom z czerwonym dachem – wtrąciła się do rozmowy Sarah.

Laura odwróciła się, powoli zmierzyła wzrokiem towarzyszkę Tony'ego, a potem skinęła głową.

– Widzę, że całkiem spostrzegawcza z pani osoba – oznajmiła oschłym tonem.

– Bez wątpienia – mruknęła Sarah. – Przykro mi, ale wcale pani nie pamiętam.

– Nic dziwnego – wycedziła Laura. – Zazwyczaj pracowałam poza miastem.

Tony zaofiarował się przynieść Laurze kieliszek wina. Ktoś w pokoju powiedział półgłosem: „podrywając facetów", ale Sarah nie zorientowała się, kto to był. Zachciało się jej śmiać. Jak widać, na swoje kolacyjne przyjęcie Moira zaprosiła dość dziwny zestaw ludzi.

– Kto przyprowadził ze sobą tych dwóch wielkoludów trzymających przed domem straż? – spytała Laura.

– Ja ich przywiozłem – wyjaśnił Tony. Spojrzała na niego lekko zdziwiona i zaraz potem przeniosła wzrok na Sarah.

– Aha, rozumiem. – Laura upiła łyk wina i uniosła kieliszek jak do toastu. – Słyszałam o pani okropnych kłopotach. Proszę przyjąć moje kondolencje.

Sarah popatrzyła podejrzliwie na niesympatyczną rozmówczynię. Instynkt podpowiadał, by nie ufać tej kobiecie.

– Kolacja na stole – oznajmiła Moira. – Chodźcie, proszę, za mną do jadalni. – Moja droga, zajmij miejsce między Paulem a Tiny – poleciła towarzyszce Tony'ego.

Wziął Sarah pod rękę.

– Nie, ona siada przy mnie. Jestem pewny, że Paul nie będzie miał nic przeciwko temu, jeśli zamienimy się miejscami. – Zaraz potem, uznając że wystarczy uprzejmości, zagroził: – W przeciwnym razie po obu stronach Sarah zasiądą przy stole wielkoludy.

– No, no! – Dopiero teraz Laura przyjrzała się uważniej towarzyszce Tony'ego. – Musi znaczyć dla ciebie więcej, niż sądziłam – wycedziła.

– Ktoś usiłował ją zabić – poinformował Tony. – Jest pod moją opieką i nie zamierzam podejmować ryzyka.

Wśród gości zapanowało lekkie poruszenie. Rozległ się szum głosów. Gdy chwilę później zapanowała cisza, zabrzmiał nerwowy śmiech Moiry.

– Silk, to oczywiste, że musisz mieć Sarah obok siebie. Rób, jak ci wygodnie. – Pani domu dotknęła lekko ramienia Sarah. – Bądź co bądź to ty jesteś tu dzisiaj gościem honorowym. Tędy, proszę.

Zebrani poszli za Moirą i po chwili zasiedli do stołu.

Kolacja przebiegała spokojnie. Gdy czekali na podanie deseru, odezwał się dotychczas milczący Charles Bartlett.

– Słyszałem, Silk, że przymierzasz się do otwarcia drugiego klubu. Jak postępują prace?

Tony podniósł wzrok i spojrzał na męża Tiny.

– Dobrze. Są na ukończeniu. Klub będzie czynny przed Bożym Narodzeniem, ale uroczyste otwarcie odbędzie się dopiero w przeddzień Nowego Roku.

Charles Bartlett stłumił z trudem złośliwy uśmiech.

– Jak widzę, nie przestajesz uganiać się za forsą – wycedził. – Kiedy wreszcie będziesz miał dość?

Przy stole zapanowało niezręczne milczenie. Skonsternowani goście spoglądali to na Tony'ego, to na Charlesa. Tym razem Sarah wzięła na siebie ciężar odpowiedzi.

– Jestem ciekawa, Charles, co dla ciebie znaczy dość pieniędzy. Masz uroczą, bardzo atrakcyjną żonę i, jak mogłam wywnioskować z dotychczasowej rozmowy, wiedzie ci się całkiem nieźle. Przez ostatnie dwadzieścia lat przebyłeś bardzo długą drogę. Dotarłeś wysoko. Czyżbyś nie był zadowolony z osiągniętego sukcesu?

Miała go w garści i Charles dobrze o tym wiedział. Z krzywym uśmiechem na twarzy uniósł kieliszek w kierunku Sarah i położył rękę na dłoni Tiny.

– Wręcz przeciwnie. Jestem szczęśliwy. Czy mając u boku tak wspaniałą kobietę jak Tiny, mężczyzna może życzyć sobie czegoś więcej?

– Nie – uznała Sarah. Spojrzała na żonę Charlesa i sama nie wiedząc dlaczego, wzniosła toast: – Za szczęśliwe małżeństwa.

– Za szczęśliwe… – jak echo powtórzyli pozostali goście.

– Czy straciłam coś ciekawego? – zawołała Moira, wnosząc do pokoju imponujący tort. Piętrowy, czekoladowy, oblany syropem ze świeżych malin.

– Straciłaś tylko toast – do rozmowy włączyła się szybko Annabeth, nie chcąc, jako osoba samotna, poczuć się wyobcowana.

– Kto ma ochotę na deser? – spytała z uśmiechem pani domu. Goście podnieśli ręce. Wszyscy oprócz Laury.

– Nigdy nie pozwalam sobie na takie zachcianki – oświadczyła wyniosłym tonem. Prawie od początku Sarah czuła niechęć do tej kobiety. Pewnie dlatego, że Laura Hilliard przywitała Tony'ego tak, jakby łączyły ich swego czasu bliskie stosunki. Nie mógł to być jednak dla Sarah powód do zazdrości. Ani o jotę nie ustępowała Laurze wyglądem i była młodsza o dobre dwadzieścia lat. Irytowały ją jednak złośliwe uwagi rozmówczyni. Postanowiła dać jej nauczkę.

Ze słodkim uśmiechem na ustach popatrzyła czule na Tony'ego.

– Ja mam zachcianki… I zawsze im ulegam… – oznajmiła, przeciągając sylaby, i zaraz potem udała, że całą uwagę skupia na torcie, który właśnie kroiła Moira. Laura ukryła złość. Nie zamierzała przejmować się gadaniem Sarah. Córka Whitmana była dla niej nikim.

– Pewnego dnia pani za to zapłaci – oświadczyła cierpkim tonem. – Może pani mi wierzyć.

Przypomniawszy sobie radę, jakiej Maury Overstreet udzielił Tony'emu, Sarah zaczęła się śmiać.

– Och, już mi to mówiono. Ale, widzi pani – spojrzała wymownie na Laurę – trzymam w ręku atutowego asa.

– Czyżby? – wycedziła rozmówczyni. – Jeśli to nie tajemnica, z rozkoszą usłyszymy od pani, co to jest.

Tym razem Tony postanowił zaoszczędzić Sarah odpowiedzi. Roześmiany objął ją ramieniem i uścisnął.

– Och, sam mogę to wam powiedzieć – oświadczył. – Z ust eksperta od spraw damskomęskich Sarah niedawno usłyszała zapewnienie, że nawet wówczas, gdy straci urodę i figurę, wybranek serca nigdy jej nie opuści. Prawda, słonko?

Sarah uś miechnęła si ę kpi ąco.

– Prawda.

– Dlaczego? – dopytywała się Laura.

– Bo jest genialną kucharką, a każdy wie, że droga do męskiego serca prowadzi przez żołądek.

– Och, Tony, przecież każdy bogacz może w każdej chwili kupić sobie usługi pierwszorzędnych kucharzy – wycedziła zjadliwie Laura. – Wtedy ma wszystko.

– Porusza pani interesujący temat – skomentowała Sarah.

Tony wstrzymał oddech. Gdy tylko Laura wspomniała o pieniądzach, wiedział, co zaraz nastąpi. Na krótką chwilę prawie zrobiło mu się jej żal.

– To znaczy jaki? – spytała.

– Mówiła pani, że była osobą pracującą – przypomniała Sarah. – Mam rację? Laura poczerwieniała ze złości.

– Mówiłam, że pracowałam zazwyczaj poza miastem.

– Aha. Tak. Przepraszam – mruknęła Sarah. – A jeśli już mowa o pieniądzach… właściwie skąd wzięła pani swoje?

Pozostałych gości aż zatkało. W eleganckim świecie rozmowy o pieniądzach należały do złego tonu. Wystarczyło, że ten temat już wcześniej poruszył nietaktowny Charles Bartlett.

– Sądzę, że nie jest to pani interes – odparła Laura.

Sarah nachyliła się nad stołem i obrzuciła krótkim spojrzeniem gości Moiry Blake.

– W banku, w którym pracował mój ojciec, nadal brakuje miliona dolarów, a wszyscy tu zebrani wiemy doskonale, że ich nie zabrał ani nie wydał.

Dlatego bardzo interesują mnie mieszkańcy Mar-met, którzy od tamtej pory bardzo się wzbogacili.

– Podejrzewa pani kogoś z nas? – spytała zaskoczona Tiny.

– Dopóki szeryf Gallagher nie znajdzie człowieka, który ponosi odpowiedzialność za zło wyrządzone mojej rodzinie, dopóty nie będę w stanie uznać nikogo za niewinnego.

– Doszły mnie słuchy, że zamierza się pani mścić – odezwał się Paul Sorenson.

– Tu nie chodzi o zemstę, panie Sorenson, lecz o sprawiedliwość. – Sarah uśmiechnęła się do Moiry, która podawała jej właśnie kawałek ciasta. – Wygląda niezwykle apetycznie – stwierdziła. – Marzę o tym, aby go spróbować.

Pani domu zmusiła się do uśmiechu, ale zaraz potem westchnęła. Postąpiła bardzo nierozważnie i teraz miała za swoje. Nie powinna była próbować zmuszać ludzi do pojednawczych gestów, i to w chwili, gdy ich uporządkowana, spokojna egzystencja została zakłócona w tak drastyczny sposób, jakim było odkrycie zbrodni i kłamstw.

– Sądziłam, że wszystko pójdzie gładko – powiedziała Sarah w samochodzie, gdy Tony pokonywał ostatni zakręt.

Wywrócił oczyma.

– Teraz już wiem, jak kiepsko czasami może poczuć się taki uczciwy człowiek jak ja – skomentował kwaśno.

– Czemu? Czyżbyś poczuł się zaniedbywany? – zdziwiła się Sarah. – Podczas kolacji u Moiry byłeś moim partnerem i jeśli czymś cię uraziłam, to bardzo przepraszam.

Tony roześmiał się głośno.

– Boże, Sarah, muszę dopilnować, byś nigdy nie została moim wrogiem.

– Nie pojmuję, o co ci właściwie chodzi.

– Jesteś niepoprawna i doskonale o tym wiesz. Nie udawaj naiwnej dziewicy. Spojrzała na Tony'ego. Mimo że na ukrytą w cieniu twarz Sarah padało z tablicy rozdzielczej w samochodzie tylko słabe światełko lampki, w jej oczach dostrzegł pożądanie.

– Nie jestem dziewicą – oświadczyła. – Od bardzo dawna.

– Mam uznać to za zaproszenie? – ochrypłym głosem zapytał Tony, któremu zrobiło się nagle bardzo gorąco.

– Potraktuj moje słowa, jak ci się podoba – warknęła.

– Och, zrobię to, moja słodka. Masz to jak w banku – zapewnił.

Wstrząsnął nią dreszcz pożądania. Cały dzień spędziła w towarzystwie układnego Anthony'ego DeMarca, lecz teraz, gdy zapadł wieczór, pragnęła znaleźć się w objęciach Silka.

– Przyjdź do mnie, gdy tylko ułożysz do snu obu wielkoludów – powiedziała.

– Oni nie sypiają – stwierdził Tony.

– Są wampirami?

Kiedy jęknął i wywrócił oczyma, Sarah uśmiechnęła się lekko.

– Tylko żartowałam. A poza tym trzymaj ich z daleka od pierwszego piętra.

– Dlaczego?

– Dlatego.

– W porządku. To mi odpowiada – uznał Tony, skręcając na podjazd przed domem.