172758.fb2 Druga C?rka - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 30

Druga C?rka - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 30

28

Ale Margaret nie poszła do łóżka, nie zdjęła białego fartucha pielęgniarki. Siedziała w mrocznym wnętrzu swojego małego bungalowu i czekała. Wiedziała, że on przyjdzie dopiero późno w nocy, kiedy – jak mu się wydaje – nikt go nie zauważy.

Wreszcie tylne drzwi otworzyły się cicho, a on wszedł na palcach do salonu.

– Pewnie już wiesz – powiedział.

Spojrzała na niego. Zdała sobie sprawę, że choćby powiedział nie wiadomo co, nic się nie zmieni. Była głupia, że na niego czekała. Przeżyli razem tak wiele, najpierw jako przyjaciele, od niedawna kochankowie. Myślała, że Jamie jest jej drugą szansą. Myślała, że wreszcie postępuje właściwie. Że tym razem miłość będzie dobra.

Zapomniała, że zawsze się zakochuje w złych mężczyznach.

– Wybacz mi, najdroższa – powiedział Jamie cicho. – Przepraszam cię… przepraszam.

Zrobił ku niej krok.

– Nie.

– Annie, proszę, wysłuchaj mnie.

– Agent powiedział, że Melanie go zastrzeliła. Dlaczego? Co poszło nie tak?

– Nie wiem. Chyba nie wierzysz, że na to liczyłem. To straszne. Zrobię wszystko, żeby to naprawić.

– Wszechmocny Jamie O’Donnell. – Usta jej zadrgały. Wstała i przekonała się z zaskoczeniem, że nogi się pod nią nie uginają. – Gdybym teraz zaczęła mówić, po tylu latach, zabiłbyś mnie. Prawda?

– Nie mów tak, kochanie. Nie mów tak.

– Ale byś to zrobił, prawda? Oszukujesz się, że jesteś lepszy od Harpera, ale nie masz racji. Obaj pogardzacie tymi, których kochacie. Mężczyźni nie powinni się bawić bronią.

Minęła go i wyszła zdecydowanie. Kiedy usiłował złapać ją za ramię, uderzyła go w twarz tak mocno, że odgłos ciosu odbił się od ścian pokoju. Na jego szczęce zadrgał mięsień. Oboje wiedzieli, że charakter zawsze kazał mu walczyć, nawet w niesłusznej sprawie. Ale teraz Jamie zdołał się opanować. Zacisnął pięści i powściągnął gniew. Dla niej. Może to oznaczało, że naprawdę ją kochał… ją i Patricię Stokes.

– Wybacz mi, Annie.

– Idź do diabła.

– Nawet jeśli mnie znienawidziłaś, zawarłaś układ i musisz dotrzymać warunków.

– Sprzedałam duszę diabłu.

– Dwadzieścia pięć lat bardzo dobrego życia. Lepszego niżby cię czekało, gdybyś radziła sobie o własnych siłach. I dobrze o tym wiesz. Ja dotrzymałem słowa. Powiedziałem ci już tego pierwszego dnia, że Jamie O’Donnell zawsze dotrzymuje słowa. I nie oszukałem cię.

Nagle w jej oczach pojawiły się łzy. Sam ich widok zabolał go bardziej niż policzek. Nigdy nie widział, żeby płakała. Ani razu. Początkowo szanował jej stalowy charakter, potem pokochał ją za niego.

– Przestań – szepnął. – Annie…

– Kochałam cię. Myślałam, że to coś zmieni. I zmieniło, ale na gorsze.

– Nic nie musi się zmieniać.

– Musi. Przecież wiedziałeś, że do tego dojdzie.

Nie odpowiedział. Usiłował wziąć ją za rękę. Cofnęła się.

– Nie chcę cię więcej widzieć. Ani nikogo z tej rodziny. Wtedy popełniłam błąd. Zapłaciłam za niego, ale nie będę płacić w nieskończoność.

– Chyba nie mówisz poważnie…

– A jeśli coś się stanie z Melanie, znajdę cię i zabiję gołymi rękami. Nie myśl, że niczego się nie nauczyłam od ludzi, którzy mnie otaczali. I nie lekceważ mnie. Kiedy mężczyźni stają się okrutni, robią to z kaprysu. Kiedy kobiety są okrutne, to na poważnie.

Wyszła z pokoju i oddaliła się korytarzem.

Jamie spoglądał za nią. Znowu czuł ból w piersi. Rozsądek podpowiadał, że to zawał, ale on wiedział, że to co innego. To ból złamanego serca. Czuł się dokładnie tak samo, kiedy Patricia wymknęła się z jego ramion i oświadczyła, że wraca do Harpera, żeby dać bydlakowi ostatnią szansę. Jamie był jej kochankiem, ale Harper, podstępny Harper, był człowiekiem jej gatunku.

A on się nie zmienił. Nie zmienił się i tego właśnie żałował.

– Nie rób niczego głupiego, Annie, najdroższa – szepnął w ciemnościach. – Nic nie rób, żebym nie musiał cię zabić.

Patricia stanęła przed szafką z alkoholami, otworzyła ją i wyjęła prawie pełną butelkę dżinu. Poruszała rękami powoli, z wysiłkiem, jakby nagle stały się bardzo ciężkie.

Była sama. Mąż nie wrócił do domu, pewnie robił to, co zwykł robić o tej porze. Mało ją to obchodziło. W ogóle nic jej nie obchodziło, a gdyby ktoś spytał, co czuje do męża, odpowiedziałaby, że zimną wściekłość, która popychała ją do zrobienia mu krzywdy.

Nie mogła oderwać wzroku od butelki.

Nie rób tego. Nie musisz powtarzać starych błędów. Nie musisz znowu upaść.

Może muszę. Czy kiedykolwiek rozwiązywaliśmy nasze rodzinne problemy, czy tylko od nich uciekaliśmy? Mój mąż i syn ciągle są tacy wściekli… a moja córka, moja ukochana córeczka, musiała zastrzelić człowieka na drugi dzień po tym, jak uderzył ją ojciec.

Zadzwonił telefon. Podniosła słuchawkę, jednocześnie odkręcając butelkę.

– Słucham.

– Mamo – odezwał się spokojnie jej syn.

– Brian?

– Już pijesz? Wydawało mi się, że tak.

– Och… – Zaczęła płakać. – Gdzie jest moje dziecko? Co oni zrobili Melanie, jak mogłam ją stracić?

– Chciałbym cię znienawidzić – powiedział ochryple. – Dlaczego nie mogę?

– Przepraszam cię, przepraszam, przepraszam za wszystko. – Odstawiła butelkę i zaniosła się rozpaczliwym szlochem.

– Stoję tutaj i myślę, że to cię chyba załamie. I ciągle uważam, że nie powinno mnie to obchodzić. To nie mój problem. Nie mogę brać za ciebie odpowiedzialności. Nie mogę naprawić wam życia i na pewno nigdy nie umiałem was uszczęśliwić. Ale kiedy pomyślę o Melanie, jaka byłaby rozczarowana, gdybym nic nie zrobił… Kochasz ją? – spytał niespodziewanie. – Powiedz mi, czy kochasz chociaż ją?

– Bezgranicznie.

– Ja też – szepnął. – Gdzie popełniliśmy błąd tym razem? Jak mogliśmy popełnić taki sam błąd?

On także zaczął płakać. Płakali razem w ciemnościach, ponieważ to oni chcieli, żeby Melanie z nimi zamieszkała. Bardziej niż Harper pragnęli zacząć od nowa. A kiedy ją zawiedli, wreszcie odnaleźli wspólny grunt.

Po chwil Brian zdołał się opanować. Opowiedział jej o oskarżeniach Larry’ego Diggera. O ołtarzyku w pokoju Melanie. O śmierci Larry’ego Diggera i o tym, że Melanie upewnia się stopniowo, że naprawdę jest córką Russella Lee Holmesa, z którym Stokesowie zawarli jakiś układ.

– Jakaś bzdura – mruknęła Patricia. Znowu sięgnęła po dżin.

– Naprawdę? Daj spokój, mamo. Widziałem, że kłóciłaś się z ojcem niemal bez przerwy, a przecież oboje nie znosicie awantur. Na miłość boską, co tak wkurzyło ojca, że aż wrzeszczał?

Serce zaczęło jej bić jak młotem. To niesprawiedliwe, pomyślała, że matka musi się tak upokarzać przed synem.

– Chodziło o Meagan, prawda? – spytał spokojnie. – Kłóciliście się o Meagan.

– Tak.

– I Jamiego.

Zamknęła oczy. Nie mogła wydobyć z siebie głosu.

– Jezu. Meagan była córką Jamiego, prawda? To dlatego była taka szczęśliwa i śliczna. Wiedziałem, że w tej rodzinie nie może się urodzić nikt tak szczęśliwy. Wiedziałem!

– Brian…

– On ją zabił, do diabła! Nie rozumiesz, mamo? Nie Russell Lee Holmes. Policja ma dowód, że nie mógł jej zabić. To ojciec! Zamordował ją za milion dolarów z ubezpieczenia. Bo wiedział, że to nie jego dziecko. O Boże, zabił ją, bo potrzebował pieniędzy. A myśmy mu na to pozwolili. Nawet nie przyszło nam do głowy…

– Nie możesz tego wiedzieć – wtrąciła gorączkowo. – Nie możesz…

– Widziałem te pieprzone pieniądze na okup! Jamie je przyniósł, ale ojciec wziął inną walizkę…

– Nie!

– Tak! Tę prawdziwą znalazłem pod waszym łóżkiem. Widziałem pieniądze Jamiego. Ojciec położył łapę i na nich, ponieważ wiedział, że tak naprawdę nie musi płacić okupu. Bo miał pewność, że Meagan nie żyje.

– Nie, nie, nie! Nie mów tak. Jesteś jego synem, jak możesz mówić coś takiego? Zawsze cię kochał…

– Wypędził mnie z domu.

– Ale od kilku dni usiłuje się do ciebie dodzwonić i ściągnąć cię z powrotem. Mamy jechać do Europy. Na wakacje, jak szczęśliwa rodzina! – W jej głosie pojawiły się piskliwe, przenikliwe nutki. Słyszała je i zdawała sobie sprawę, że mówi jak wariatka. Uniesienie nagle ją opuściło.

Nie byli szczęśliwą rodziną. Mąż wyrzucił syna z domu i usiłował oskarżyć córkę. Nie zapłacił okupu. Wiedział, że Meagan była córką Jamiego O’Donnella. Boże, mieszkała z człowiekiem, który zabił jej córkę. I, Boże, w dodatku go kochała. Była mu wdzięczna za kwiaty, które jej przynosił, za każdy okruch sympatii. Łudziła się, że pewnego dnia Harper odejdzie na emeryturę, a wtedy będzie go miała tylko dla siebie.

Nawet teraz myślała: biedny Harper, tak się boi, żeby nie wydawać się prostakiem, że nigdy nie stanie się lepszy od rodziców. Nawet nie zdaje sobie sprawy, jaki jest utalentowany. I jak bardzo go kochaliśmy.

Zwłaszcza Meagan.

O Boże, poczuła mdłości.

– Nie będę go więcej chronił – powiedział cicho jej syn. – Nie mogę uwierzyć, że nam to zrobił.

– To twój ojciec…

– Mamo, jesteś alkoholiczką, a on ciągle przynosi do domu alkohol. Nic ci to nie mówi? Jadę za Melanie. Zawiodłem już jedną siostrę. Nie powtórzę tego błędu.

Odłożył słuchawkę.

Została sama w ciemnościach. Odkręciła butelkę drżącymi rękami, poszła do kuchni i wylała alkohol do zlewu, przysłuchując się bulgotaniu w odpływie.

Dostajesz to, na co zasługujesz.

Nie! Nieprawda! Nie dostałam tego, na co zasługuję. Zasługiwałam na dwoje zdrowych, szczęśliwych dzieci. Zasługiwałam na to, by moja czteroletnia córeczka dorosła i stała się kobietą. Moją jedyną zbrodnią było to, że ośmieliłam się być człowiekiem. A nawet to usiłowałam naprawić. Zrezygnowałam z Jamiego. Postanowiłam, że rodzina liczy się dla mnie najbardziej.

Powiedziałam to Harperowi. Powiedziałam, że go kocham.

Znalazła whisky i wylała ją do zlewu. Od gryzących oparów łzawiły jej oczy.

Likier brzoskwiniowy, cointreau, brandy gruszkowa, brandy porzeczkowa, courvoisier, kahlua, baileys, glandfiddich, chivas regal. I wódka, sześć butelek, wszystkie do zlewu. Likier waniliowy, migdałowy i syrop od kaszlu. Przeszukała kuchnię i łazienki na górze. Oczyściła dom z alkoholu, znalazła każde źródło i przystąpiła do systematycznego opróżniania.

Zamordował ją dla miliona dolarów. Bo wiedział, że nie była jego dzieckiem.

Melanie, miałaś rację. Trzeba było pozwolić, żeby wszystko się rozsypało. Bylibyśmy lepszą rodziną, gdybyśmy się rozstali.

Wróciła do kuchni z jeszcze jedną butelką syropu od kaszlu i wyrzuciła ją. Jeszcze nie czuła się usatysfakcjonowana. Chciała działać, oczyszczać. Co jeszcze?

Jej spojrzenie padło na lodówkę. W ułamku sekundy była przy niej, szarpnęła drzwi, zajrzała do zimnego wnętrza. Chwyciła sałatki i wyrzuciła je do śmieci. Dalej poszły jabłka. Otworzyła butelki z majonezem, keczupem i musztardą i wyrzuciła je do kosza. Chleb, piwo, wino, ser, jajka, jogurt, grejpfrut.

Była jak w amoku. Włosy fruwały jej wokół twarzy.

Melanie, słodka Melanie, która zasługuje na tak wiele. Uratuję ją! Będę walczyć! Po raz pierwszy w życiu będę walczyć o moje dzieci!

Nie jestem tylko pijaczką!

Harper stanął w drzwiach kuchni w chwili, gdy wyrzucała do kosza połowę indyka.

– Zwariowałaś! – wrzasnął. Zatrzasnęła klapę kosza.

– Pat, co robisz, do cholery?

Dopiero teraz na niego spojrzała; na prawej ręce miał bandaż, ale jakby tego nie zauważał. Wpatrywał się w nią ze zgrozą.

Potem podniósł ku niej lewą rękę; jego rysy złagodniały w wyrazie troski. Boże, jaki był przystojny, kiedy tak na nią patrzył. Pomyślała o wszystkich tych wspólnych latach, o jego błędach, o jej błędach, o pewności, że wszystko można wybaczyć, że przetrwają złe chwile i będą szczęśliwi. Oboje zasługiwali przynajmniej na tyle.

Och, gdzie popełniliśmy błąd? Jak mogliśmy zrobić sobie taką krzywdę? Jak mogłeś tak skrzywdzić Meagan? Uważała cię za ojca. Nauczyła się imienia Jamiego, ale to ty byłeś dla niej ojcem.

– Odchodzę – powiedziała.

– Pat, kochanie, co się dzieje? Najwyraźniej znowu doprowadziłaś się do takiego stanu… – Zerknął na podłogę, na puste butelki. – Proszę, powiedz, że nie… A już szło ci tak dobrze…

– I dalej mi idzie. Ale w końcu, co cię to obchodzi? To ty przynosisz alkohol do domu.

– Pat! Co w ciebie wstąpiło? Jedziemy do Europy.

– Uciekamy, chciałeś powiedzieć. Ale ja byłam za głupia, żeby to zrozumieć. Ty też dostałeś list, prawda? Dostajesz, na co zasługujesz.

Zesztywniał; jego przystojna twarz zlodowaciała. Patricia wreszcie odnalazła w sobie siłę. Uniosła głowę wysoko.

– Ale nie dostaliśmy tego, na co zasługujemy. Ja zasługiwałam na coś więcej niż utratę mojej córeczki. A ty… jeśli naprawdę zrobiłeś jej krzywdę, zasługujesz na to, żeby zgnić w piekle!

Pobiegła do drzwi, nieprzytomna z wściekłości. Chciała wyjść, musiała wyjść, zanim Harper znowu na nią spojrzy tymi swoimi oczami, a ona się złamie.

Ale w drzwiach chwycił ją za ramię.

– Pozwól mi wyjaśnić…

– Nie możesz wyjaśnić, dlaczego skrzywdziłeś naszą córeczkę. Uważała cię za ojca. Mniejsza o wszystko, dla niej byłeś ojcem!

– Nie skrzywdziłem jej!

– Kłamiesz. Brian powiedział…

Harper chwycił ją za drugie ramię, krzywiąc się z bólu.

– Spójrz na mnie, do diabła – zażądał. – Spójrz na mnie! Od trzydziestu pięciu lat jestem twoim mężem i przysięgam, że nie skrzywdziłem Meagan!

– Za milion dolarów…

– Miała cztery lata. Jezu Chryste, za kogo ty mnie uważasz? – W jego głosie brzmiał prawdziwy ból.

– Już nic nie rozumiem! Wyrzuciłeś z domu własnego syna. Powiedziałeś policjantom, że nasza córka mogła zastrzelić Williama za to, że ją rzucił…

– Wszystko ci wytłumaczę! Och, Pat… – głos mu złagodniał. Przysunął się bliżej, przeszywając ją spojrzeniem tych swoich oczu, tych ciemnoniebieskich oczu. – Musisz mi tylko dać czas – szepnął. – Boże, wszystko się sypie. Bardziej niż sądzisz. Nie opuszczaj mnie, Pat. Potrzebuję cię. Nie rozumiesz? Ja cię potrzebuję!

Zawahała się, spojrzała na niego. W jego oczach zobaczyła ból i niepokój, strach i wstyd. To dlatego jesteśmy razem, pomyślała. Wiedziała, że takie same uczucia malują się w jej spojrzeniu. Oboje byli egoistami. Dlaczego sądzili, że mogą zostać dobrymi rodzicami?

– Żegnaj powiedziała i wyszarpnęła się z jego chwytu.

– Wszystko jest na moje nazwisko! – krzyknął za nią. – Spróbuj tylko wyjść, a unieważnię twoją złotą kartę, konta w banku, wszystko. Wciągu dziesięciu minut zostaniesz na lodzie!

– Mam to gdzieś – oznajmiła i pięć minut później, z jedną jedyną walizką, wymaszerowała przez drzwi frontowe.

Objęła ją ciepła noc, przesycona zapachem tulipanów. Po drugiej stronie ulicy gazowe lampy rozświetlały park.

– Dobrze! – wrzasnął Harper z okna sypialni. – Nie próbuj wracać. Koniec z nami! Słyszysz? Koniec!

Patricia wyciągnęła ramiona i powitała ciepły wietrzyk.

– Jestem wolna – szepnęła do pustej ulicy. – Melanie, kochanie, jestem wolna!

Harper zatrzasnął okno. Usiłował wyjść; ale pokój zawirował mu przed oczami. Usiadł ciężko na skraju łóżka i siedział tak przez chwilą, ogłuszony, wsłuchując się w dzwonienie w uszach.

Zostawiła go. Party od niego odeszła. Jezu Chryste, Party go zostawiła.

Długo mi się udawało, ale teraz koniec, pomyślał dziko. List w samochodzie. Sterta świńskich flaków w domu Williama. Prezent dla Jamiego O’Donnella, zmiana w zachowaniu żony i córki. Szalone zarzuty Williama, Jamie twierdzący, że FBI prowadzi dochodzenie w sprawie operacji.

Za bardzo się zagalopował. Nigdy się z tego nie wywinie. Potem pomyślał: muszę się wywinąć. Muszę chronić rodzinę.

Nigdy nie chciał, żeby do tego doszło. Na początku Pat wydawała mu się idealną towarzyszką życia. Piękna, pełna wdzięku, pewna siebie. Wymarzona pani domu i matka. Uwodził ją niemal naukowo, wyposażony w podręczniki z tej dziedziny i oczywiście nieocenione porady Jamiego O’Donnella.

Potem pojawiło się rosnące zdumienie, że tak cudowna istota mogła go pokochać. Wierzyła w niego bardziej niż on sam. Nie zwracała uwagi na jego nędzne pochodzenie i widziała w nim człowieka, którym chciał się stać.

Gdzieś po drodze zakochał się po uszy we własnej żonie i od tej pory wszystko zaczęło się rozpadać. Wzajemne urazy, wzajemne zdrady. Jego zaskoczenie, gdy zdał sobie sprawę, że zawodzi ją nie rozumiejąc, na czym polega jego błąd.

I wreszcie gniew, kiedy odkrył jej romans z Jamiem O’Donnellem. Ten gniew spopielił miłość. Miał ochotę bić ją po tej pięknej, kłamliwej twarzy. Wydawało mu się, że wtedy poczuje się lepiej. Nie chciał się znowu odsłonić na jej urok. Partnerzy w biznesie – tak od tej pory mieli się zachowywać.

Potem pojechali do Bostonu. Zmienne humory syna. Praca nad adoptowaną córką. Czasami dostrzegał spojrzenie żony – cichą tęsknotę, pogodzenie się z losem.

Z czasem gniew także się w nim wypalił, a spod popiołów wyjrzała miłość. Tym razem inna. Łagodniejsza.

Zapragnął podarować żonie cały świat. Synowi też. Brian miał mieć wszystko, o czym on sam mógł kiedyś tylko marzyć. Melanie też. Bo jeśli nawet nie była jego córką, jeśli nawet dokładnie wiedział, skąd pochodziła, spoglądała na niego z miłością, a on nie był na to obojętny. Bywały chwile, kiedy nawet on sądził, że jego rodzina jest idealna.

Ale pieniądze skończyły się tak szybko! Emerytura była już o krok, żadnych oszczędności. Co miał powiedzieć swojej żonie, byłej królowej piękności? Że w wieku sześćdziesięciu lat powinna zacząć się rozglądać za pracą?

Obmyślił plan. Nikt nie ucierpi. Stały dopływ pieniędzy, na czym skorzysta także William. Wszystko wydawało się doskonałe. Bez krzywdy dla nikogo, bez wpadki. Jeszcze tylko trochę…

„Dostajesz to, na co zasługujesz”.

Chryste, nie wiedział, co ma zrobić. A domek z kart runął.

Dziś ta ładna ruda w barze Armani, na tym samym krześle, które zajmowała w zeszłym tygodniu. I on, szukający wytchnienia, rzucający się prosto w pulsujący strumień pieniędzy.

Kupił rudej drinka. Potem drugiego i trzeciego.

Poszli do „Four Seasons”. Pod czarną migoczącą bluzeczką miała bieliznę pełną falbanek i koronek. Pamiętał, jak szarpał się z zapięciem. Pokój rozpływał mu się przed oczami, oddalał się… A potem…

Obudził się w samochodzie w zakazanej dzielnicy Bostonu. Drzwi zamknięte, kluczyk w stacyjce, grająca kaseta. Rolling Stonesi, „Współczucie dla diabła”.

Krew sącząca się przez biały bandaż na prawej ręce. Mrowienie w opuszkach.

Powoli uniósł bandaż, zajrzał do środka. Gwałtowne bicie serca.

– Nie skrzywdziłem Meagan – jęknął w pustym pokoju. – Dlaczego nikt mi nie wierzy? Nigdy nikogo nie skrzywdziłem!

Mężczyzna w mrocznym pokoju pakował się energicznie. Jeszcze nie dostarczył wszystkiego, ale duży prezent został wyekspediowany dziś. To już coś.

Pora się zbierać.

William Sheffield nie żyje. Za spust pociągnęła Melanie Stokes. Nieoczekiwane wydarzenie. Był z niej dumny. Dobre dziecko!

Nie pora się nad tym rozczulać. Zostało mu niewiele czasu.

Wszystko działo się tak szybko.

Zapiął ostatnią torbę i wyszedł z pokoju. Miał już bilet do Houston. Wiedział, że Brian Stokes także się tam wybierał i zakładał, że wkrótce Patricia i Harper Stokesowie również kupią bilety.

Zasadzka czekała, gotowa i z przynętą. Wszystko się skończy tam, gdzie się zaczęło.

Dla ciebie, Meagan. Dla ciebie.