172770.fb2
Odłożyłam słuchawkę, dziko przejęta pod każdym względem. Myśl o przyjeździe Grzegorza poruszyła mnie bardziej, niż było to wskazane w tak skomplikowanej sytuacji. Napawałam się nią dostatecznie długo, żeby u niego skończyły się godziny pracy.
Wówczas dopiero zaczęły mi przychodzić do głowy spostrzeżenia racjonalne.
Grzegorz miał rację, jeśli istotnie Renuś z Miziutkiem siedzieli w Polsce, zakres wiedzy o nich należało rozszerzyć. Jak się ten Renuś właściwie nazywał? Renuś i Renuś, jego nazwisko wyleciało mi z pamięci, a możliwe, że go w ogóle nigdy nie znałam. Albo słyszałam, nie kojarząc z osobą. Że też nie spytałam Grzegorza…!
Już po godzinie znalazłam stare kalendarze i notatniki z numerami telefonów.
Zaczęłam je przeglądać. Mnóstwo osób przeprowadziło się, wyjechało albo zmieniło numery telefonów w wyniku udoskonaleń telekomunikacji. Tu powinnam dołożyć szóstkę, tu siódemkę, tu zrobili kompletnie co innego…
Może i nie ugrzęzłabym przy telefonie tak porządnie, gdyby nie noga, która protestowała przeciwko ruchliwości z wielką energią. Charakter mnie pchał, noga hamowała, od takich sprzecznych bodźców nerwicy można dostać. Zaczęłam kręcić jak popadło.
– O rany, kopę lat! – wykrzyknął radośnie pierwszy z dawnych przyjaciół. – Co się z tobą dzieje, co słychać? Kto? Renuś? Taki mały, tłusty, co był w naszej grupie? A nie, innego sobie nie przypominam…
– Renuś? Jaki Renuś? – spytał z niesmakiem drugi. – Żadnego Renusia nie znałem.
– Hej, też sobie porę wybrałaś! – wykrzyknęła osoba trzecia. – Właśnie odbywa się wesele mojej córki, może wpadniesz…?
– Cześć, jak się masz? – ucieszył się kumpel czwarty. – To naprawdę ty? Cud, że na mnie trafiłaś, prawie mnie nie ma, od wieków siedzę w Szwecji! Piękny kraj! Renuś?
A właśnie, co z Renusiem? Jak on się nazywał…? A diabli wiedzą, nie pamiętam, jakiś Wypłosz czy coś podobnego…
I dopiero dziewiąta kolejna osoba, jednostka płci żeńskiej, powiedziała coś sensownego.
– Renuś? Ach, Boże drogi, Renuś już dawno pogrążył się w Miziutku, jak to, nie wiesz o tym? Ta zdzira była podobno twoją przyjaciółką?
– Słusznie zauważyłaś, że była…
– No tak, rozumiem Widziałam ją. Podobno zasadniczo mieszka na Florydzie, a ja ją widziałam w Warszawie. Przelotnie. Aż mnie to zaciekawiło. Wyobraź sobie, podobno Renuś wziął się za biznesy, podobno doskonale mu idzie, podobno stanowimy żyłę złota, podobno wszystko pod wpływem Miziutka, nie powiem, co o niej myślę, bo nie będę się wyrażać, moje dzieci słuchają…
W tle usłyszałam męski okrzyk: „Matka, nie wygłupiaj się!”
– O, sama widzisz. Wnukom na razie wszystko jedno. Podobno Renuś nie poznaje znajomych, półgębkiem gada, mordę okręca o kąt pełny do tyłu i nie słyszy, co się do niego mówi. A szmal chapie. Podobno zważniał jak świnia i tylko w Miziutka patrzy jak w obraz święty, słuchaj, jak ty myślisz, czy ta suka naprawdę go nie zdradza? Nie mogę w to uwierzyć!
– Nawet jeśli zdradza, to i cóż takiego – odparłam trzeźwo. – On zaraz musi o tym wiedzieć? A przypominam ci, że ja ją znam, dla niej pieniądze od łóżka o ileż ważniejsze!
– No tak, forsa. Może masz rację. Głupia nigdy nie była, to jej trzeba przyznać, tylko wredna. Zdumiewające jest natomiast, że Renusiowi tak świetnie idzie, to znaczy, wiesz, nie przy mnie pisane, tak słyszałam.
– Jak on się nazywa?
– Kto?
– Renuś.
– A diabli go wiedzą. Nie pamiętam. Czy w ogóle ktokolwiek kiedykolwiek mówił o nim po nazwisku…? Podobno bliżej kontaktuje się z nim taki jeden, zaraz, może go pamiętasz, jak mu było… Nowakowski.
– Nowakowski to był taki z MSW – odparłam, zanim zdążyłam pomyśleć.
– Próbował mnie poderwać w jednej delegacji służbowej. Wtyczka w naszym biurze.
Jak to, Nowakowski z Renusiem…?
– Głowy nie dam Podobno a’propos, co z Grzegorzem? Słyszałaś coś o nim?
Udało mi się odpowiedzieć jako tako naturalnie i ze szczerym zdziwieniem.
– Grzegorz? Oczywiście! Zrobił karierę we Francji, w prasie o nim piszą. Dlaczego a’propos?
– Jak to dlaczego, przecież ten Nowakowski podkładał mu świnię. Proste skojarzenie.
– Nowakowski? Mnie się o uszy obiło, że jakiś Sprzęgieł.
– Sprzęgieł był gachem jego żony. A po co ci w ogóle ten Renuś?
Na to pytanie odpowiedzieć należało bezwzględnie. Umiałam.
– A bo wyobraź sobie… Szukam cholernika, ponieważ kiedyś, potwornie dawno temu, pożyczył ode mnie książkę, którą chciałabym odzyskać… Pożyczył pośrednio. Na żadne wznowienia nie ma nadziei, bo nie było to wielkie dzieło, tylko takie byle co, ale ja ją lubiłam. Ty wiesz, że ja jestem maniaczka… A kto wie, może przez jakieś niedopatrzenie jeszcze mu ocalała? Dotarło do mnie, że poniewiera się po tym kraju…
– Książka…?
– Nie, Renuś.
– A, Renuś owszem. Podobno czasami można go spotkać w eleganckich barach.
Z Miziutkiem…
Na dalsze plotki niższego autoramentu zabrakło już nam czasu, umówiłyśmy się na telefon w wolniejszej chwili. Zadzwoniłam do osoby dziesiątej.
– Czyś zgłupiała? – spytał ze zgrozą mój dawny kumpel. – Już się nie masz czym zajmować?
– A co…?
– Z Renusiem coś mi nie gra. Jeden taki, Nowakowski się wabi…
Zamilkł nagle i milczał strasznie długo.
– Renusia szukam w celach prywatnych – powiedziałam z naciskiem, bo ta książka mi się spodobała, nastawiłam się na nią i nie wymyśliłam jeszcze tylko tytułu i autora. – Może jednak, mimo wszystko, mogłabym go jakoś dopaść?
Kumpel pomilczał jeszcze trochę.
– Chyba nie – rzekł wreszcie. – O ile nie jesteś biznesłumen i nie dokonujesz hurtowych zakupów import-eksport. On się jakoś zręcznie miga, ciągnie szmal i do spotkań towarzyskich z byle kim serca nie ma. Razem z tym Nowakowskim w geszeftach siedzą, osobiście podejrzewam śmierdzące kanty na szczeblu, a bezpośrednich kontaktów z tą grupą społeczną nie uprawiam. Renuś w ogóle odskoczył od ludzi i na innych płaszczyznach prosperuje. Daj sobie z nim spokój, po cholerę ci to?
Czym prędzej powiedziałam o książce.
– Spisz ją na straty – poradził kumpel i włączył się z tematu.
Poczułam się zarazem ogłuszona i zaintrygowana. Zaczęło mi się wydawać, że teraz powinnam zająć się Nowakowskim. Nie miałam na to najmniejszej ochoty, wątpliwe było, czy w ogóle poznałabym go po tylu latach, ale pamiętałam, że mi się nie podobał.