172779.fb2 Dzia?a Bagdadu - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 13

Dzia?a Bagdadu - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 13

Malko opowiedział jej wszystko, przemilczawszy tylko sześć trupów. Po cóż było ją straszyć…

— Trzeba odkryć, kim są dwaj mężczyźni z którymi była w „Bristolu” — zakończył.

— Już w Londynie miała sporo znajomych Arabów. Ale była szalenie dyskretna. Nie wiem, co może mieć wspólnego z twoją historią. Jeżeli coś wie, powie mi. — Nie wspominaj jej o mnie.

— Zobaczy nas razem…

— Nie, po przyjeździe rozstajemy się. Będzie tam czterysta osób. I noc. Odszukasz mnie kiedy się czegoś dowiesz. — OK. — Wsunęła diadem we włosy. — Następnym razem też to włożę. Czuję się jak caryca Katarzyna. Mówią, że niezła z niej była dziwka.

Ibrahim gwałtownie zahamował. Znów pomylił drogę.

Od dwudziestu czterech godzin przeżywał koszmar. Wykazał lisi spryt, by dowiedzieć się, dokąd jedzie Pamela. Otrzymali z Mahmudem proste instrukcje: znaleźć Pamelę i pozbyć się jej. Gdyby agent CIA również tam był, zrobić z nim to samo. Nie mieli czasu zająć się kostiumami, zadowolili się więc białymi marynarkami lokajów. Na duże przyjęcia zawsze można się wśliznąć. Po akcji mieli się schronić w ambasadzie Iraku w Paryżu i czekać na rozkazy.

Chris i Milton w osłupieniu obserwowali przybycie Leonarda da Vinci wspaniałym białym helikopterem. Beli krążył nad trawnikiem przed zamkiem zniżając lot. — Obłęd! — mruknął Milton. — Zupełnie jak w Hollywood!

Obaj Amerykanie przywykli w końcu do aksamitnych kaftanów opinających nogi i krótkich spodni odsłaniających ich masywne łydki. Gorzej było z krezami i śmiesznymi beretami z piórkiem…

Najwspanialej prezentowały się kobiety, ich wyszukane fryzury przeplatane perłami, wydekoltowane suknie z długimi trenami. Była tu nawet zakonnica rzucająca wokół wyzywające spojrzenia, niezwykłe u świątobliwej osoby… Po parku krążyli księża, a nawet biskup, zupełnie jak prawdziwy.

Malko wymienił uśmiechy z młodym jasnowłosym paziem — zachwycającą dziewczyną z krótką fryzurą. Malko prezentował się doskonale jako Sulejman Wspaniały. Pod kaftan wsunął swój superpłaski pistolet, a Elko nie opuszczał go ani na krok. Nikt nie zwracał większej uwagi na czterech mężczyzn. Malko rozejrzał się i zauważył idącą przez trawnik Mandy. Było na co popatrzeć… Krępowana suknią, szła drobnym kroczkiem, dumnie niosąc ozdobioną diademem głowę. Obciśnięta czarną skórą, krągła, kołysząca się harmonijnie, budziła chęć gwałtu. Biskup porzucił szlachetną damę, nieco stosowniej ubraną, i pospieszył podać ramię Mandy. Druga ręka, którą opasał jej talię, powędrowała w dół. Mandy spojrzała na niego. Od chwili przybycia myślała tylko o jednym — by oceniać obciśniętą krótkimi spodniami męskość gości. Znalazłszy się na esplanadzie przed zamkiem, podziękowała biskupowi, zatrzaskując przed nim definitywnie bramy raju i udała się na poszukiwanie Pameli.

Malko stał przy bufecie i popijając moet obserwował Mandy. Rozejrzał się wokół. Nikt nie miał powodu przypuszczać, że wspaniała feta była polem działania ekipy CIA. Ani domyślać się powodu jej obecności. Sześć ciał, które spoczęły na ich drodze, nie pozwalały Malkowi cieszyć się balem. Czy Pamela wyzna Mandy to, co wie?

Drugie, splecione w warkocze i ozdobione perłami włosy, śniada twarz z ogromnymi oczami przydawały Pameli wygląd wschodniej księżniczki.

Brązowa dworska suknia wycięta w karo obciskała jej talię, opadając ku ziemi fałdami aksamitu i koronek. Była najpiękniejszą z obecnych na balu kobiet. Kurt von Wittenberg, w krezie i purpurowym kaftanie, również prezentował się świetnie. Widok Mandy Brown z biustem na wierzchu, kręcącej oblepionymi skórzaną suknią biodrami, kompletnie zmącił mu zmysły.

— Co to takiego?

Mandy Brown, jeżeli nie liczyć diademu, nie była przebrana, to jednak zdawało się absolutnie nie przeszkadzać obecnym na balu samcom. Spojrzenie jej wilgotnych oczu ledwie musnęło Wittenberga i zatrzymało się na Pameli.

— Pamela! A co ty tu robisz?

W. pierwszej chwili Pamela nie poznała jej.

— Mandy! — zawołała po upływie kilku sekund, ucałowała ją i zwróciła się do narzeczonego.

— Markiza Mandy de Hartford. Moja dawna przyjaciółka z Londynu.

Mandy Łajdaczka miała tyle wspólnego z markizą, co kaszanka z łososiem. To jednak nie przeszkadzało Kurtowi von Wittenbergowi dostrzec jej pełnych piersi i — całując jej dłoń — niemal wetknąć pomiędzy nie nosa, zastanawiając się jednocześnie, czy Pamela stanowiła najlepszy wybór.

— Wybaczy pan, mamy sobie tyle do powiedzenia — rzuciła mu Mandy, odciągając na bok jego narzeczoną. Pamela nie protestowała. Mandy wiedziała o niej dużo, bardzo dużo. Nie byłoby dobrze, gdyby zaczęła to opowiadać ludziom. Podeszły do bufetu, poprosiły o moet i cointreau i zaczęły gawędzić. Biskup krążył ciągle wokół Mandy, a pewien koneser abstrakcjonizmu zastanawiał się, jak by wyciągnąć ją z tłumu bez użycia niedopuszczalnej w tym środowisku gwałtowności. — Z kim jesteś? — zapytała Pamela.

— Och! Ze znajomym, którego zgubiłam gdzieś po drodze. A ty? Jak zwykle z Arabami?

Pamela aż podskoczyła. Właśnie takich pytań obawiała się przy znajomych. Po cóż było się przeprowadzać, skoro przeszłość szła za nią trop w trop! Jakim cudem Mandy wśliznęła się na przyjęcie w ścisłym kręgu wyższych sfer?

— Chyba wyjdę za mąż — zaanonsowała. — Za chłopaka, który mi towarzyszył.

— Niezły. Lecisz na niego? A ma szmal?

— Ma masę pieniędzy i jest świetny w łóżku — przyznała Pamela.

— No, przecież wiem co lubisz…

Jak wszystkie dużej klasy prostytutki Pamela była raczej lesbijką i pewnego dnia zabrała się bardzo zręcznie do Mandy, zwierzając się jej przy okazji. Bawiło to Mandy, która wolała mężczyzn. Pamela spochmurniała i swym prawdziwym, ostrym i wulgarnym głosem rzuciła:

— Przestań pieprzyć, co?

Mandy Brown zapamiętała to sobie. Mogła grać tą kartą, gdyby Pamela okazała zbytnią powściągliwość w zwierzeniach. Uśmiechając się przyjaźnie, powiedziała:

— Opowiadz mi o sobie. Nie stawia się chyba na jednego konia. Musisz mieć i innych facetów…

— Niewielu! Wiesz, Wiedeń jest mały! Zachowałam kontakt z paroma kolegami.

— Z ekipy londyńskiej?

— Też.

Rozmowę przerwało zaproszenie na kolację.

Spięty Malko nie przełknął nawet ziarnka groszku. Siedział przy stole od pół godziny i stracił Mandy z oczu. Głód wzmagał jeszcze jego niepokój. Do tej pory właściwie nic nie podano. Siedzący obok niego Chris i Milton wpatrywali się w drewniane talerze, bliscy omdlenia. Elko zdobył gdzieś kawałek obeschniętego chleba i żuł go wytrwale, nie odzywając się ani słowem do sąsiadów.

Nagle Malko ożywił się. Długa, czarna postać Mandy prześlizgiwała się między stolikami, budząc falę sprośnych myśli. Zbliżywszy się do Malka, pochyliła się ku niemu. — Ciężka sprawa! — szepnęła. — Albo czegoś się domyśla, albo naprawdę się boi. Nic z niej nie mogę wycisnąć. Wszystkie starania na nic! Malko zapomniał o głodzie.

— Nalegaj! Kłam, by dotrzeć do prawdy. Powiedz, że twój przyjaciel widział ją w „Bristolu” z dwoma mężczyznami. Muszę koniecznie dowiedzieć się, o co chodzi. — Czy to aż tak ważne?

— Tak.

Mandy westchnęła, a jej biust o mało nie wylądował na stole, i oświadczyła twardo:

— Dobrze. Ucieknę się do silniejszych argumentów.

Odrobinka szantażu jej nie przerażała.

Kolacja dobiegała wreszcie końca. Była niemal pierwsza w nocy. Goście znikali, wchodząc do zamku lub udając się do parku. Również Malko w asyście goryli i Krisantema wstał od stołu. Ich siła uderzeniowa niewiele ważyła w tym miejscu. Odszukał wzrokiem Mandy, Pamelę i siedzącego między nimi księcia von Wittenberga. Mandy również go dostrzegła. Wstała i dokonawszy zręcznego odwrotu, podeszła do niego.

— Nic z tego — mruknęła. — Zasklepiła się jak ślimak. Wyciągnęłam nawet parę rzeczy, nic nie pomaga.

Była tak zmartwiona, że przylgnęła do niego i wyszeptała:

— Biskup nie przestaje kręcić się koło mnie. Może byśmy tak poszli do parku…

Myśli Malka krążyły daleko o lata świetlne od takich igraszek. Jego misja przybierała fatalny obrót. — Czy możesz odciągnąć narzeczonego Pameli?

Spróbuję sam z nią pomówić.

— Zrobione! Za pięć minut będzie jadł mi z ręki. Wróciła do stolika. Kiedy Malko zerknął w ich kierunku, prawa ręka Mandy zniknęła pod stołem, gdzieś w okolicy kolan księcia von Wittenberga.