172779.fb2 Dzia?a Bagdadu - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 16

Dzia?a Bagdadu - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 16

— Dosyć! — przerwał mu Malko.

Był przeciwnikiem tortur, nawet gdy chodziło o bandytów. Istniały duże szanse, że trzymają w garści zabójcę z Roissy, który także posługiwał się skorpio. Chris z widocznym żalem wypuścił ofiarę.

— Jestem dyplomatą! Złożę skargę! Nic mi nie możecie zrobić. Wchodzę w skład irackiej delegacji OPEC! — wrzeszczał Kamel.

— Ach tak? — mruknął Malko. — I pańskim zadaniem jest pozbycie się Pameli Balzer.

Zapadło» milczenie. Chris krążył wokół. Gwałtownie chwycił Irakijczyka i rzucił:

— Masz ochotę pogawędzić sobie jeszcze z maską wozu?

Arab, który miał już złamany nos, rozcięte wargi, powybijane zęby, nie wspominając o drobniejszych obrażeniach, wpadł w amok, ciskając obelgi i grożąc Chrisowi. — Nie macie prawa! — powtarzał. — Zajrzyjcie do mojego paszportu. Odwieźcie mnie na policję.

Chris zapytał z podejrzanym spokojem:

— Czy to przypadkiem nie ty załatwiłeś naszego kumpla w Berchtesgaden?

Przez kilka długich sekund panowała cisza. Potem, pewien swej bezkarności, Irakijczyk prychnął i rzucił drwiąco:

— Tak, ja, ty parszywy syjonisto! Darł się, kiedy podrzynałem mu gardło, darł się jeszcze kiedy roztrzaskał się o skały. A dziewczyna wrzeszczała, kiedy ją pieprzyłem. Zdechniecie jak wszyscy syjoniści. Niedługo Izrael przestanie istnieć, Al Quods będzie wolne! — bełkotał. Spojrzał na pobladłego jak ściana Chrisa Jonesa i uniósł palec. — Łajdaku! Nic nie możesz mi zrobić, jestem dyplomatą.

— To prawda — odezwał się matowym głosem Jones. Malko nie zdążył go powstrzymać. Beretta 92 wystrzeliła tylko raz. Kula przebiła lewą część czaszki, odrzucając Araba na trawę.

Zapadła cisza, ale odgłos wystrzału ciągle dźwięczał w uszach Malka.

— I am sorry — odezwał się słabym głosem Chris Jones — ale nie mogłem się opanować. Ten śmieć mówił prawdę. Musielibyśmy zapakować go do samolotu lecącego do jego pieprzonego kraju.

Malko nie odpowiedział. Ibrahim wojował mieczem i od miecza zginął. Stara biblijna prawda. Nic by im nie powiedział. Był fanatykiem chronionym przez prawo krajów, które przybył zniszczyć. Malko zrozumiał Chrisa. A w Służbach Specjalnych rachunków nie regulowało się przed sądem. Ciągle jednak nie wiedział, kim byli dwaj mężczyźni z „Bristolu”. I padło już siedem ofiar.

— Wracamy do zamku — powiedział. — Musimy zabrać Pamelę Balzer.

Przed odjazdem odłożył na miejsce papiery zmarłego, w tym notatkę dotyczącą lotu z Nowego Jorku. Służby francuskie wyciągną wnioski, które same się narzucają. Milton Brabeck nie leżał na Pameli, ale różnica była niewielka. Wybrał mały pokój na trzecim piętrze zamku, ustawił krzesło w pobliżu drzwi, położył na nim pistolet i usiadł na łóżku obok kompletnie rozebranej dziewczyny. Nagle Pamela poderwała się i chciała wstać. — Proszę pozwolić mi odejść! — błagała.

Czuła, że znalazła się w jakimś obłąkanym świecie. Instynkt samozachowawczy, który pozwolił jej przetrwać do tej pory, podpowiadał jej, że trzeba uciekać. Potar-gane włosy, szeroko rozstawione czarne oczy, drżący nos i duże usta przyprawiłyby o zawrót głowy nawet jezuitę. Milton zdecydowanie pokręcił głową.

— Nie ma mowy! Tu mogę panią ochronić. Na zewnątrz — nie.

— Muszę odszukać przyjaciela, Kurta.

Myśl, że ta łajdaczka Mandy Brown zabawiała się z narzeczonym, którego ona, Pamela, upolowała z takim trudem, przyprawiała ją o mdłości. Milton łagodnie ułożył ją na łóżku. — Książę zaraz nadejdzie. Jego pani poprosi — powiedział z powagą.

Pamela błyskawicznie oceniła sytuację. Nie miała najmniejszych szans siłowego rozwiązania problemu. Były i inne metody… Łagodnie zbliżyła się do Miltona i szepnęła podniecająco ochrypłym głosem:

— Może byśmy tak przyjemnie spędzili czas…

Milton na próżno opierał się tej wyperfumowanej ośmiornicy, był bezsilny. Mimo zaciętej obrony jego spodnie opadły już do połowy uda, gdy do pokoju weszli Malko i Chris. — Nikomu nie można już zaufać — drwiąco odezwał się Chris.

Milton uwolnił się od Pameli, czerwony jak piwonia. Kobieta, wpychając piersi w porwaną suknię, rzuciła lodowatym głosem:

— Próbował mnie zgwałcić.

Malko spojrzeniem nakazał gorylom opuścić pokój i, zostawszy sam na sam z Pamelą, przysunął krzesło do łóżka. Dziewczyna spojrzała na niego nienawistnie. — Gdzie jest ta dziwka Mandy?

— Nie mam pojęcia — odrzekł. — Kiedy skończymy rozmowę, będzie pani mogła jej poszukać.

— Przyszła tu z panem, prawda? Żeby mnie wypytać…

— Zgadza się — przyznał Malko.

— Odpieprzcie się oboje! — zawołała, niewątpliwie szczerze.

— Pamelo — zaczął Malko — nie zdaje pani sobie sprawy, co pani wygaduje. Już dwa razy uratowałem pani życie. Trzecia próba zabójstwa może się powieść… Wielkie czarne oczy spoczęły na nim pełne przerażenia.

— Co pan przez to rozumie?

— Ibrahim Kamel przyjechał tu panią zabić. Był ze wspólnikiem, tym, który panią dusił. Pracuje dla irackich Służb Specjalnych. Ich można się już nie obawiać, ale pojawią się następni. Nie mogę bez końca bawić się w niańkę. Chcą panią zlikwidować.

— Ale dlaczego?

Tyleż rozpaczy co niezrozumienia brzmiało w jej głosie.

Malko pomyślał, że nareszcie zaczyna pękać. Wstał.

— Pamelo, to pani zmartwienie. Zostawiam panią. Jest pani wolna. Ale radzę się ukryć i nie wracać do Wiednia. W przeciwnym razie, moim zdaniem, odnajdą panią na końcu świata i załatwią. Stanowi pani dla nich niebezpieczeństwo.

— Jakie niebezpieczeństwo?

— Jest pani w posiadaniu istotnej informacji. — Opowiada pan bzdury, nie wiem nic o ich sprawach. To prawda, że znam paru Irakijczyków, ale to… prywatnie. Nie mam z nimi żadnych interesów.

— Ale pożyczyła pani samochód mordercom — zauważył. — Co pan chce przez to powiedzieć? — popatrzyła na niego zmieszana.

— Tego dnia, kiedy pożyczyła pani volvo…

Opowiedział jej, co stało się w Berchtesgaden i jak do niej dotarł. Tym razem załamała się.

— Nie miałam o tym pojęcia, przysięgam panu — powiedziała prosząco. — Nie chcę umierać. Co mam zrobić? Malko popatrzył w jej pełne przerażenia oczy. — Proszę powiedzieć, co pani wie, a niebezpieczeństwo zostanie zażegnane.

— Co chce pan wiedzieć?

— W zeszłym tygodniu była pani pewnego wieczoru w „Bristolu” w towarzystwie dwóch mężczyzn, Araba i Europejczyka. Kim oni są?

Nim odpowiedziała, dotknęła ręką fioletowej pręgi na szyi — śladu po rękach Selima. Ważyła za i przeciw. Wpiła spojrzenie w oczy Malka. Uśmiechnęła się słabo. — Kiedy odpowiem, odjedzie pan, a mnie zabiją — zauważyła z goryczą.

— Nie. Obiecuję pani.

— Dobrze, ufam panu — westchnęła odrzucając głowę w tył. — Arab to Tarik Hamadi, iracki dyplomata. Drugi jest sekretarzem ambasady Iraku w Brukseli. Widuję go od czasu do czasu, kiedy przyjeżdża do Wiednia złożyć wizytę przyjaciołom z OPEC.

— Gdzie go pani poznała?