172779.fb2 Dzia?a Bagdadu - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 18

Dzia?a Bagdadu - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 18

— Będę mógł obejrzeć pana zamek?

— Jeżeli wszystko się powiedzie — tak. Proszę się pospieszyć, jedziemy za dwie godziny.

Pamela zachmurzyła się, zapomniawszy o chwilach odprężenia rano. Im bliżej była domu, tym wyraźniejsze stawało się jej podenerwowanie. W końcu zwróciła się do Malka:

— Czuję, że mnie pan nabiera. Nie chcę mieszać się w wasze sprawy. Jeżeli podam panu ten numer, zabiją mnie. Proszę pozwolić wyjaśnić im wszystko.

— Mogą panią zabić tak czy inaczej. Za dużo pani wie. Zatrzymali się przy Schubertring 42. Nim zorientowali się w jej zamiarach, wyskoczyła z wozu i pobiegła ku drzwiom. Chris ruszył za nią. Dzięki przewadze, jaką miała, zdążyła wskoczyć do windy. Goryl pobiegł po schodach. Malko T Milton także rzucili się w pościg. Jeżeli Pamela zamknie się w mieszkaniu i zniszczy kartkę z numerem Georgesa, wszystko przepadnie, chyba że zaczną zrywać jej paznokcie.

Kiedy Chris dopadł ostatnich stopni przed podestem trzeciego piętra, zobaczył Pamelę zmagającą się z zamkiem. W momencie gdy pchnęła drzwi, zdołał dać nurka jak rugbista i przewrócić ją. Upadła wrzeszcząc ze złości. Jej krzyk zagłuszony został przez potężną eksplozję, która zmiotła ściany na wysokość człowieka. Piętro niżej Milton i Malko poczuli gorący podmuch.

Wybuch wstrząsnął całym budynkiem.

— Holy shit! — mruknął Milton, wyciągając na wszelki wypadek broń. — Co się stało?

Zapanowała cisza. Dobiegł ich odgłos otwieranych drzwi i szmer rozmów. Malko podszedł do podnoszących się z ziemi Chrisa i Pameli, całych w kurzu. Dziewczyna szlochała patrząc na zdewastowane mieszkanie. Różowa bombonierka zamieniła się we wzięty szturmem bunkier. Ze wspaniałego stołu od Claude’a Dalle’a zostały tylko pogięte kawałki żelaza.

Chris zerwał płonącą zasłonę, Milton dławił gaśnicą wszczynający się pożar. Drzwi, szyby i większość rzeczy była roztrzaskana.

Pamela opadła na postrzępione poduszki kanapy, potwornie przerażona.

— Na Boga! Jak to się stało!

— Próbowano panią zabić — powiedział po prostu Malko. — Stary numer z Bejrutu. Materiał wybuchowy przymocowany był do wewnętrznej strony drzwi. Uderzając nimi o ścianę, wcisnęła pani detonator. Gdyby Chris nie pchnął pani na ziemię, rozerwałoby panią na strzępy. Nadchodzili przerażeni ludzie.

Wiedeńczycy nie przywykli do tego typu zamachów.

Pamela uchwyciła spojrzenie Malka i zalała się łzami. — Proszę mi wybaczyć — szepnęła. — Zrobię, co pan zechce.

— Nie zostawajmy tutaj — poradził Malko. — Proszę odszukać kartkę i chodźmy. Później porozmawiamy z policją. Pamela wstała i niepewnym krokiem ruszyła do sypialni, również zamienionej w pobojowisko. Malko zobaczył jak odsuwa stolik i otwiera ukryty za nim sejf. Wyjęła z niego dwie skórzane torby.

— Już idę — powiedziała.

W ciągu pięciu minut postarzała się o dziesięć lat. Na dole natknęli się na zielonego policyjnego golfa. Malko wytłumaczył, co zaszło i oświadczył, że odwozi zszokowaną Pamelę Balzer do szpitala. W trzydzieści sekund później jechali w stronę Liezen. Jeśli Aleksandra wróciła, czekały go kłopoty, ale Pamela była jego najcenniejszą zdobyczą.

Fatima Hawatmeh ułożyła starannie rzeczy w szafie pokoju hotelowego w „Inercontinentalu” i napuściła wody do wanny. Wyglądała jak wszystkie zamożne Libijki, które przyjeżdżają do Europy, by zapomnieć o koszmarze przeżytym w kraju. Miała krótkie ciemne włosy, oczy jak węgle, zmysłowe usta, pierścionki na wszystkich palcach i łańcuszki na szyi. Wysoka talia, szerokie barki i długie nogi czyniły jej sylwetkę „sportową”. Efekt ten łagodziły bujne piersi i szerokie biodra. Przyglądała się przez chwilę swemu odbiciu w lustrze. Na lotnisku zaczepił ją jakiś pięćdziesięciolatek i zaprosił na kolację. Zatrzymała jego wizytówkę. Wiedziała, że w przypłaszczającym nieco piersi białym swetrze i opinających jej zgrabne nogi spodniach wygląda bardzo pociągająco.

Zresztą nie miała nic przeciwko przelotnemu flirtowi. Wykąpała się i wyszła właśnie z łazienki, kiedy ktoś zastukał do drzwi. Otworzyła, otulona w biały szlafrok. Niski wąsacz uśmiechnął się do niej podając teczkę, bez słowa obrócił się na pięcie i zniknął. Fatima zamknęła drzwi na klucz, położyła teczkę na biurku i otworzyła. Teczka wysłana była wewnątrz pianką. W przegródkach leżał walther PKK z tłumikiem, dwa miniaturowe ładunki wybuchowe Semtex z miniaturowymi detonatorami, trzy igły nasączone trucizną równie silną jak kurara, kosmetyki, peruki, para okularów wyposażonych w radionadajnik oraz dwa pióra-pistolety podobne do tych, którymi posłużyła się na lotnisku do zabicia Farida Badra. Fatima nie była Libijką, ale Irakijką, młodą bojowniczką Bass. Jej ojciec, wyższy oficer armii irackiej, podobnie jak jej mąż, poległ w czasie wojny iracko-irańskiej. Ona sama pracowała od dawna dla służb specjalnych, ale dopiero’ przed kilku laty odkryła swoje powołanie. Kiedy wysłano | ją, by zlikwidowała mieszkającego w Marbelli przeciwnika’ Saddama Husseina, przyszło jej to z nieprawdopodobną łatwością. Kochali się, zasnęli wypiwszy „Johnnie Walkera” (on — naszpikowanego narkotykami) i Fatima spokój-’ nie wpakowała mu kulę z waltera.

Prezentacja i języki, którymi się posługiwała: arabski, francuski, angielski i hebrajski — pozwalały jej podawać się, za kogo tylko chciała. Używała jednego, oczywiście fałszywego, paszportu, ponieważ żaden wywiad do tej pory jej nie rozpracował. O dawna już nie postawiła nogi na ziemi irackiej, krążąc między licznymi europejskimi mieszkaniami. Fatima pracowała jak niektórzy zabójcy z Mossadu: fantastyczne maszyny do zabijania z dopracowaną w każdym punkcie techniką i bez śladu wątpliwości moralnych. Była jedyną kobietą! w irackim wywiadzie, którą obarczano tego typu misjami. „Otworzyła ukrytą w teczce skrzynkę i wyciągnęła dokumentację dotyczącą dwóch osób, które miała zlikwidować: Malka Lingego, agenta CIA i Pameli Balzer, call-girl. Nie wiedziała, czym kierują się jej zleceniodawcy. To nie był jej problem.

Zamknąwszy teczkę z zamkiem cyfrowym i uruchomi’ wszy mechanizm, który miał ją zniszczyć wraz z ewentualnym włamywaczem, podniosła słuchawkę i zadzwoniła do Frankfurtu.

Odezwała się automatyczna sekretarka. Fatima zostawiła wiadomość po angielsku.

— Dojechałam bez problemów. Sprzęt również.

Przystępuję do pracy.

Tylko taki kontakt utrzymywała z centralą. Rozkazy docierały do niej pocztą, pod adresy jej kryjówek.

Dzwonek rozbrzmiewał w ciszy. Malko liczył sygnały. Pięć, sześć, siedem. Pamela Balzer tak mocno zaciskała palce na słuchawce, że zbielały jej paznokcie. Chris Jones podłączył do telefonu mały magnetofon i czekał ze słuchawkami na uszach.

W bibliotece zamku Liezen można by usłyszeć, jak przelatuje mucha. Malko napoił Pamelę wódką z sokiem cytrynowym, by przywrócić jej normalny głos. Wzrok miała zupełnie mętny. Dzwonili do tajemniczego Georgesa z Brukseli. Kiedy Pamela zamierzała już odłożyć słuchawkę, ktoś odebrał telefon.

— Halo! — odpowiedział zadyszany męski głos.

Magnetofon ruszył cicho. Pamela milczała, aż Malko trącił ją łokciem.

— Georges!

— Tak, słucham!

— Mówi Pamela. Dzwonię z Wiednia. Podał mi pan ten numer, pamięta pan?

— Pamela!

W jego głosie dźwięczała szczera radość. Malko doznał ulgi. Wreszcie zbliżali się do celu.

— Już miałam odłożyć słuchawkę — powiedziała kobieta.

— Kąpałem się — wyjaśnił Georges. — Nie słyszałem telefonu. Cóż za niespodzianka! Miło, że pani dzwoni. — Nie wybiera się pan do Wiednia?

— Nie, niestety, ale może pani będzie w Brukseli? Pamela znów zaniemówiła. Malko błyskawicznie napisał na kartce: „Tak” i podsunął ją Pameli pod nos.

Nieco sztucznym głosem zawołała:

— Tak, tak!

Georges wydał okrzyk radości.

— W takim razie będziemy mogli się spotkać!

Oczywiście, jeśli nie jest pani zbyt zajęta.

— Myślę… myślę, że jakoś to zdołam urządzić — powiedziała Pamela. — A pan?

— Ze mną nie ma problemu. Mam sporo pracy, ale znajdę czas. Kiedy pani przyjedzie?

„Jutro” — napisał Malko.

— Jutro — potulnie powtórzyła Pamela.

Po kilku sekundach milczenia Georges zaproponował:

— Może spotkamy się około ósmej w hallu hotelu „Amigo”, przy Grande Place? To bardzo przyjemne miejsce.

— Zgoda — przystała Pamela. — Będę tam.