172779.fb2
Rozłączył się. Pamela złapała się za głowę.
— Zmuszacie mnie do robienia głupstw. Zabiją mnie — szepnęła bezbarwnym głosem.
Zatopiony w rozmyślaniach Malko nie odpowiedział.! Usiłował zrozumieć, dlaczego Irakijczykom tak bardzo zależało, by Pamela nie doprowadziła CIA do Georgesa. Jedyną logiczną przyczyną były jego powiązania z Irakijczykami. Wyglądało na to, że chciano za wszelką cenę zachować je w sekrecie.
Ale dlaczego?
W hallu hotelu „Amigo” panowała przytulna atmosfera angielskiego klubu. Parę metrów dalej hordy Japończyków i Amerykanów z aparatami fotograficznymi i kamerami w rękach biegały po turystycznej perełce Brukseli — Grande Place.
Długie czarne włosy Pameli opadały jej na ramiona. Oszałamiające kształty ciała ukryte były pod skromną garsonką. Siedziała w wygodnym fotelu sącząc cointreau. Wyglądała jak oczekująca małżonka brukselska mieszczka. Tylko długie, obleczone szarymi pończochami nogi przykuwały uwagę.
Malko strzegł Pameli, siedząc na wysokim barowym stołku przy kieliszku stolicznoj.
Milton Brabeck czekał za kierownicą wynajętego mercedesa, zaparkowanego na wprost hotelu, w ulicy des Lombards. Chris Jones siedział w hallu zasłonięty „Herald Tribune”. Elko Krisantem patrolował okolicę hotelu. Spotkanie wyznaczone przez tajemniczego Georgesa mogło okazać się pułapką.
Było pięć po ósmej. Malko dopił wódkę, upewnił się, czy zdoła dość szybko sięgnąć po broń i zamówił następną kolejkę, na osłodę… Barman stawiał przed nim kieliszek, gdy obok Pameli zatrzymał się jakiś mężczyzna. Puls Malka gwałtownie przyspieszył. Przybyły przysunął sobie fotel i usiadł. Był to oczywiście nieznajomy z fotografii. Miał niepozorną twarz, zadarty nos, łyse czoło. Tył jego głowy okalała korona włosów. Nie sprawiał wrażenia groźnego osobnika, raczej — drobnego urzędnika. Pamela uśmiechnęła się do niego, wyraźnie spięta. Nie rozmawiali długo. Po chwili wstali i przeszli przez hali. Mężczyzna ledwie sięgał ramienia Pameli, choć szedł prosto, jakby połknął patyk. Malko ruszył za nimi, zachowując bezpieczną odległość. Zobaczył, jak wsiadają do czarnego audi 100, zaparkowanego na małym parkingu przed hotelem.
Kiedy wyszedł na zewnątrz, audi jechało już ulicą des Lombards śledzone przez mercedesa Miltona. Pozostało jedynie czekać. Malko wrócił do pokoju. Po chwili dołączyli do niego Elko i Chris.
Kwadrans później zadzwonił telefon.
— Są w „La Familia”, małej włoskiej restauracyjce przy ulicy Fossesaux-Loups — zameldował Amerykanin. — W pobliżu bulwaru Regent. Nie da się wejść niepostrzeżenie. Nikt ich nie śledził. Numer audi: 756484. — Zaraz tam będziemy.
Przed wyjściem Malko połączył się jeszcze ze Stacją CIA w Brukseli, by zidentyfikować właściciela czarnego audi.
Georges Bear rozpływał się z zachwytu. Za każdym razem, gdy jego spojrzenie spoczywało na Pameli, ogarniał go żar. Kobiety rzadko wzbudzały w nim pożądanie, kiedy jednak kochał się z nią w Wiedniu, odczuł coś zwierzęcego, irracjonalnego, nieposkromionego. Na próżno powtarzał sobie, że ma do czynienia z profesjonalistką. Na myśl, iż znów będzie miał okazję trzymać ją w ramionach, gładzić jej skórę, pieścić piersi i pośladki, przebiegał go dreszcz.
Podenerwowany jak uczniak odsunął kawę i zaproponował:
— Może już wyjdziemy?
— Jedziemy do pana?
Jej głos brzmiał spokojnie i zwyczajnie. Georges Bear poczuł się zakłopotany. Nie mógł jej wyjaśnić, że ze względu na działalność, jaką prowadził, zmuszony jest stosować bardzo ścisłe zasady bezpieczeństwa. — Wolałbym gdzie indziej — powiedział nieśmiało.
— Zatrzymała się pani w „Amigo”?
— Tak.
— Nic nie powiedzą, znam ich.
Zapłacił i wyszli. Widok kołyszących się przed nim bioder wzmógł w nim pożądanie. W samochodzie oparł rękę na udzie Pameli. Rozpłynął się ze szczęścia, czując pod palcami cienki jedwab. Uśmiechnęła się do niego, nieobecna duchem.
Recepcjonista podał Pameli klucz, jakby Georgesa w ogóle tam nie było. Z okna pokoju rozciągał się widok na dachy starych domów przy Grandę Place. Pamela ledwie zdążyła zdjąć żakiet, gdy Georges rzucił się na nią i pocałował wspinając się na palce. Odwzajemniła pocałunek bez entuzjazmu. Georges zaczął niezręcznie szperać pod jej bluzką, wsuwając palce między biustonosz a ciało. — Poczekaj — powiedziała.
Szybko zrzuciła bluzkę i stanik, rozpięła kilka guzików jego koszuli i czubkiem paznokcia zaczęła drażnić sutki jego piersi. Wiedziała, że mężczyźni byli wrażliwsi na tę pieszczotę niż na wiele innych, bardziej bezpośrednich. Rzeczywiście, Georges jęczał z rozkoszy ocierając się o nią. Jego ręce przesuwały się z biustu na pośladki kobiety. Usiłował wsunąć dłonie pod spódnicę, była jednak zbyt obcisła. I znów Pamela pomogła mu. Zrzuciła spódnicę, potem delikatnie rozpięła jego spodnie i ujęła w zręczne dłonie nabrzmiały członek. Bear jęczał, jakby wybiła jego ostatnia godzina. Nie mogąc dłużej panować nad sobą, wsunął nogę pomiędzy uda Pameli i usiłował wziąć ją na stojąco.
Odsunęła się i pociągnęła go łagodnie na łóżko.
— Tu będzie nam lepiej — powiedziała anielskim głosem. Rzucił się na nią jak dzikus, gdy tylko ułożyła się na łóżku. Nim upłynęła minuta, eksplodował w niej z okrzykiem zachwytu. Uświadomił sobie, że dla tych paru sekund ekstazy gotów byłby popełnić niejedno szaleństwo.
Georges Bear ubrał się. Pamela obserwowała go leżąc w łóżku. Nie zdjęła pończoch ani pantofli. Nawet teraz, nasycony, nie mógł na nią patrzeć bez podniecenia. Pochylił się i pocałował ją w usta.
— Jak długo pozostaje pani w Brukseli? — zapytał.
Nie miał odwagi mówić do niej po imieniu.
— Nie wiem jeszcze — mruknęła przeciągając się. — Ale, przecież nawet nie wiem jak się nazywasz.
— Georges — odpowiedział. — Georges Bear. Niedźwiedź.
— Czym się zajmujesz? — zapytała obojętnie.
— O! Interesami. Dużo podróżuję. W najbliższych dniach muszę jechać do Rotterdamu. Może pani ze mną jechać. Na dwa dni. Po drodze zatrzymamy się na nocleg w Amsterdamie, to piękne miasto.
— Dlaczego nie? Zadzwoń do mnie — powiedziała i poprawiając pończochę wyciągnęła nogę pionowo w górę. Ta pozycja wzbudziła pożądanie Georgesa Beara. Od tak dawna nie doznał zaspokojenia w miłości! Usiadł na łóżku. Oddech miał krótki. Zaczął pieścić ciało Pameli. — Pragnę pani — szepnął.
Nie odepchnęła go, rozebrał się więc gorączkowo i przylgnął do niej. Dotyk jedwabistej skóry call-girl wprawiał go w trans. Odkąd ją ujrzał, nęciła go pewna myśl. — Proszę, niech się pani odwróci — powiedział zmieszanym głosem. — Chciałbym pieścić pani plecy. Pamela nie opierała się. Zamiast plecami, Georges zajął się jej pośladkami. Od czasu do czasu odważył się nawet wsunąć między nie palec. Szepnął jej do ucha schrypniętym głosem:
— Wie pani, czego chcę?
Zwróciła na niego swe wielkie zamglone oczy, wyrażające poruszenie.
— Trzeba zawsze robić to, czego się pragnie.
Doskonale wiedziała, do czego dążył. Każdego mężczyznę ogarniała na jej widok ta obsesja.
Georges położył się na niej. Pamela wygięła się lekko, by łatwiej w nią wszedł. Nie zabawił długo w jej wilgotnej pochwie. Obawiał się przedwcześnie sięgnąć szczytu. Wycofał się. Pamela, czując, że niezręcznie usiłuje wejść między jej pośladki, rozsunęła je dłońmi. Georges Bear nigdy nie śmiał nawet marzyć o geście takiego poddania. Jednym pchnięciem, z brutalnością neofity wbił się w odsłonięty otwór. Pamela krzyknęła, co przyprawiło go w głębi ducha o zadowolenie i dumę. — Przestań! Nie ruszaj się!
Jej głos był twardy, zmieniony, ale on nawet tego nie zauważył. Usłuchał, nie po to jednak, aby sprawić jej przyjemność: przy najmniejszym ruchu wybuchłby natychmiast. Dopiero gdy uspokoił nieco walące jak młot serce, postanowił nacieszyć się sytuacją. Trwało to parę sekund. Ciasny korytarz wokół jego członka, sprężyste i okrągłe pośladki, których dotykał dłońmi, przywiodły go do ekstazy jeszcze szybciej niż ich pierwszy stosunek. Upojony szczęściem opadł na łóżko. Pozostał w niej do chwili, gdy jego członek wrócił do zwykłych rozmiarów. — To było wspaniałe! — szepnął do jej ucha.
— Tak, dla mnie też.
Chris Jones z trudem śledził audi w strugach deszczu, nie mogąc zbliżyć się do niego zanadto na opustoszałej ulicy. Tuż przed Lasem Cambre audi skręciło w prawo, ku willowej dzielnicy Uccie. Samochód okrążył Obserwatorium, wjechał w ulicę Francois-Folie i przekroczył bramę obszernej rezydencji. Chris podjechał dwadzieścia metrów dalej, zaparkował i wrócił biegiem. W parku dojrzał ogromny dom i zjazd do podziemnego garażu. Wśliznął się do środka. W głębi manewrował samochód. Idąc za światłem reflektorów Chris zbliżył się, gdy wóz parkował w jednym z boksów. Było to czarne audi. Ukryty za workami z cementem obserwował, jak amant Pameli wychodzi drzwiami wiodącymi do apartamentów. Odczekał chwilę, uporał się z zamkiem i ruszył śladem Beara. Winda jechała w górę.
Wspiął się po schodach na ósme piętro, na którym zatrzymała się winda. Znajdowały się tam dwa mieszkania. Tabliczka na drzwiach jednego informowała, że mieszka tu internista, doktor J.Broeck. Drugie drzwi były anonimowe. Amerykanin zszedł schodami i opuścił budynek głównym wejściem. Zanotował numer rezydencji: 28. Znał przynajmniej adres „obiektu”. Adres plus numer rejestracyjny wozu mogły już do czegoś doprowadzić.
Pamela nerwowo paliła papierosa. Na brzegu jej łóżka siedział Malko.
— Tak, podał mi tylko nazwisko — powtórzyła. — Myślał tylko o tym, jak się do mnie dobrać. Oczywiście, że znowu zadzwoni.
— Nie powiedział nic o swojej pracy?
— Nie. Prowadzi interesy. Dużo podróżuje. Mieszka sam, ale nie lubi sprowadzać ludzi do siebie. — A ta podróż do Rotterdamu?
— Też nic.