172779.fb2 Dzia?a Bagdadu - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 22

Dzia?a Bagdadu - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 22

Malko siedział właśnie w barze usiłując uspokoić skołatane nerwy, gdy zadzwonił szef Stacji w Brukseli. — Prawdopodobnie będzie pan miał wizytę — oświadczył. — Izrael otrzymał zgodę na udział w śledztwie, oczywiście po awanturze. Uwaga na guzy… — Co im powiedzieć?

— Możliwie najmniej. Znają nazwisko i adres Georgesa Beara. Nie wiedzą o istnieniu Pameli Balzer. Ciężko będzie balansować między Irakijczykami z jednej, a Żydami z drugiej strony.

— A wywiad belgijski? — zapytał Malko.

— Robią uniki. Utrzymują, że Cosmos Trading Corporation nie prowadzi nielegalnej działalności. W tym kraju, jeśli nie opluwa się króla, niemal wszystko jest legalne… — Przystępujemy do akcji dziś wieczorem — oświadczył Malko. — Proszę być na wszelki wypadek pod telefonem.

Poza miotaczami ognia mamy wszystko, co może być nam potrzebne — oświadczył Milton Brabeck wtaczając się z ogromną walizą.

Nocą ulica Stalle była zupełnie opustoszała. Czterej mężczyźni zatrzymali mercedesa na pobliskim parkingu i ruszyli piechotą ku numerowi 61. Budynek wydawał się pusty. Wjechali na trzecie piętro zajmowane przez agencję ubezpieczeniową. Chris Jones rozprawił się z zamkami w ciągu paru sekund. Gruba wykładzina tłumiła odgłosy ich kroków. Poszli w głąb, gdzie znajdowały się toalety. Chris i Milton podwinęli rękawy i wyciągnęli narzędzia wspomagani przez Elka Krisantema. Piły, wiertarki, nożyce do metalu i przecinaki poszły w ruch. Najpierw przecięli podłogę, potem to, co było pod spodem. Chris sięgnął po potężną wiertarkę z wiertłem metrowej długości. Otoczona osłonką maszyna działała niemal bezszelestnie. Wreszcie wiertło wpadło w pustkę i Chris wyciągnął je, odkrywając dużą dziurę. Następnie sięgnął po czerwony pojemnik z gazem i umieścił w otworze jego elastyczną końcówkę. Rozległ się cichy syk i biuro na drugim piętrze wypełniło się gazem usypiającym. Usypiał na około pół godziny i tylko maska przeciwgazowa mogła uchronić przed jego działaniem. Odczekali w milczeniu i dokończyli dzieła. Po kilku minutach otwór w suficie był na tyle duży, by zmieścić Chrisa Jonesa. W masce, z pistoletem i wiertarką zeskoczył do biura na drugim piętrze. Dołączyli do niego identycznie wyposażeni Milton i Malko. Pospiesznie przebiegli pierwsze pokoje. Biuro było ogromne. W salonie przy wejściu natknęli się na bezwładne ciała dwóch Irakijczyków. Obok nich leżała broń.

W głównym biurze Malko znalazł to, czego szukali:

ogromny sejf. Chris Jones ukląkł przy nim i natychmiast przystąpił do pracy. Sięgnął po stetoskop i począł osłuchiwać mechanizm. Panowała ogłuszająca cisza. Uniósł głowę.

— To potrwa — oświadczył. — Chyba że go wysadzimy. Ale za nic nie ręczę.

— Mamy tylko pół godziny — przypomniał Malko. Podczas gdy Chris zajął się zegarmistrzowską pracą, Malko przemierzał biuro w poszukiwaniu interesujących dokumentów. Natrafił na schemat organizacyjny rozmaitych spółek powiązanych z Cosmos Trading Corporation na całym świecie. Od Grecji po Anglię przez Holandię, Francję, Włochy, Chile…

Wrócił do pokoju, w którym pracował Chris Jones.

Ten, ocierając pot z czoła, powiedział:

— Jeszcze kwadrans!

Strażnik w ambasadzie Malijskiej poderwał się, widząc na tablicy kontrolnej migające czerwone światło. Bez chwili wahania sięgnął po słuchawkę telefonu łączącego go bezpośrednio z Tarikiem Hamadim.

— Co się stało? — zapytał „dyplomata”.

Irakijczyk miał sztywne wargi, bolała go głowa. Po nieudanej próbie zamachu na Malka musiał natychmiast zorganizować przerzut Fatimy. Wieczór spędził porozumiewając się z Bagdadem. Dwaj jego ludzie pil nowali Georgesa Beara w jego domu.

— Problemy na ulicy Stalle — oświadczył strażnik. — alarm wolumeryczny sygnalizuje wtargnięcie.

Tarik poderwał się z łóżka, czując taki ciężar w piersiach, jakby dostał ataku dusznicy bolesnej. Na ulicy Stalle kryły się najważniejsze sekrety. Jeżeli wpadną w ręce przeciwnika, klęska będzie totalna. Zerknął na zegarek, było wpół do pierwszej.

— Proszę obudzić Azisa i resztę — rozkazał. — Już jadę. Dwunastu podlegających mu ludzi spało w suterenach ambasady z bronią pod ręką. Nie miało sensu uprzedzać Beara. Mógł najwyżej wpaść w panikę. Hamadi wstał i ubrał się pospiesznie. Najlżejszy powiew wiatru w biurach CTC uruchamiał alarm na odległość. Naturalnie mógł wezwać policję, ale zdał sobie sprawę, że warto skorzystać z okazji, by wyeliminować agentów CIA… Elko Krisantem spostrzegł biegnącą przez trawnik sylwetkę, która zniknęła następnie w budynku. To mu wystarczyło. Przed chwilą bardzo wolno przejechał ulicą samochód. Elko wsunął się w otwór, zeskoczył do biura CTC i pobiegł w stronę sejfu. Chris i Milton przerzucali papiery. — Ktoś idzie! — krzyknął.

Goryle wepchnęli zdobycz do plastikowych toreb. Planowali wyjść drzwiami, teraz jednak stało się to niemożliwe. — Chris, drzwi! — rzucił Malko.

Chris błyskawicznie zamontował na drzwiach ładunek wybuchowy. Wystarczyło je otworzyć, by wywołać detonację. Wynosili właśnie torby, gdy budynkiem wstrząsnął wybuch. Przeciwnicy nadbiegali. Malko i Milton byli już w agencji ubezpieczeniowej. Chris, osłaniany przez Elka Krisantema, wspinał się po sznurowej drabince spuszczonej z trzeciego piętra. Usłyszeli szybkie kroki, okrzyki i w pokoju pojawił się wąsacz z berettą w dłoni. Elko ukryty był za drzwiami, dostrzegł więc tylko Chrisa. Elko sięgnął za pas i natrafił na pustkę. Dopiero teraz uświadomił sobie, że zostawił astrę piętro wyżej. Jego wzrok padł na wiertarkę. Chwycił ją i błyskawicznie uruchomił. Wiertło obracało się z prędkością pięciuset obrotów na minutę. Elko zakręcił młynka i celnym pchnięciem wbił końcówkę wiertła w brzuch Irakijczyka. Rozległ się przerażający krzyk. Wiertło przebiło wąsacza na wylot i zaczęło wkręcać się w ścianę, przy której stał.

Eko wypuścił narzędzie i wspiął się po drabinie. Podbiegłymi krwią oczyma Tarik Hamadi wpatrywał się w otwarty sejf. Sprawa przedstawiała się gorzej niż mógł sobie wyobrazić. Dwaj jego ludzie zginęli w wybuchu, trzeci właśnie dogorywał. Reszta czekała z opuszczonymi rękami. Nie rozumiał jeszcze, jak jego przeciwnicy zdołali wtargnąć do strzeżonych jak Fort-Knox biur i dlaczego dwaj ochroniarze nie zdążyli uruchomić alarmu. Pchnął drzwi do toalety i zrozumiał. Z pozostałymi mi] ludźmi rzucił się w pościg, próbując schwytać złodziei.

Syrena wozu strażackiego rozbrzmiewała coraz bliżej Chris Jones odwrócił się i zobaczył, jak z budynku wybiegła ścigająca ich grupka uzbrojonych mężczyzn. Rozległa się seria wystrzałów, kule świstały wokół niego. Czekający w pobliżu Milton pchnął go w cień drzewa. Na szczęście zajeżdżający już przed budynek wóz strażacki zmusił Irakijczyków do odwrotu. Gdy Belgowie wysiedli, wokół nie było żywego ducha. Tylko splądrowane biuro i strzępy człowieka przybitego do muru wiertarką…

Oszołomiony kapitan pokręcił głową:

— Pierwszy raz widzę obrabowane mieszkanie z ładunkiem wybuchowym założonym od wewnątrz. Niesamowita historia.

George Bear spoglądał z przygnębieniem na obrabowany sejf w swoim biurze. Tarik Hamadi starał się ukryć wściekłość, szarpiąc długie wąsy. Z trudem powstrzymywał dziką chęć uduszenia kanadyjskiego inżyniera. Jego nieostrożność pociągnęła za sobą cały łańcuch nieszczęść. Przedsięwzięcie strzeżone do tej pory jak źrenica oka, miesiące tajnych pertraktacji! Nawet brytyjski wywiad, który częściowo zwęszył prawdę, przestał interesować się sprawą, by zemścić się na Iranie i nie stracić poważnego partnera handlowego. Pewna brytyjska firma pomogła Irakijczykom w budowie pierwszej wytwórni trującego gazu, którego działanie wypróbowano na Kurdach. — Co było w sejfie? — zapytał z nadzieją w głosie. — Wszystko — przyznał Bear. — Utrzymywał pan, że to najpewniejsze miejsce.

Hamadi zbladł. Teraz wszystko było kwestią godzin. Bogu dzięki, katastrofa nastąpiła dość późno, ale przeciwnicy mieli jeszcze szansę pokrzyżować im szyki. — Nie ma mowy, by pozostał pan w Brukseli — powiedział do Beara. — Trzeba natychmiast pana przerzucić. — Mam tu jeszcze pracę — zaoponował inżynier. — Muszę zweryfikować masę rzeczy w dostawach i wybrać programy informatyczne, które wezmę ze sobą.

Irakijczyk machnął ręką.

— Kiedy przeanalizują zawartość sejfu, rozpęta się piekło. Nie może pan tu zostać. Ostatnie elementy dostarczone zostaną najpóźniej pojutrze. Nie przypuszczam, by zdołali je przechwycić. Proszę się przygotować. Georges Bear po raz pierwszy stawił czoła Irakijczykowi.

— Jeżeli mam wyjechać, chcę zabrać ze sobą Pamelę Balzer — oświadczył.

Tarik Hamadi miał wrażenie, że ziemia usuwa mu się spod nóg. A więc wszystko, co mówił, było rzucaniem grochu o ścianę! Jego spojrzenie sposępniało, opanował się jednak i powiedział prawie spokojnym głosem:

— Oszalał pan! Powiedziałem panu, że dziewczyna przeszła na stronę Amerykanów. Stała się naszym najgorszym wrogiem.

— Sądzę, że pan się myli. Zresztą jeżeli pojedzie z nami, nie będzie mogła już zdradzić. W Iraku straci z nimi kontakt. Tego może pan dopilnować.

To był ważki argument. Hamadi pomyślał, że do wszystkiego, co zwaliło mu się na głowę, nie warto dorzucać nowych problemów. Bear zwariował na punkcie tej dziewczyny. W Iraku będą mogli w każdej chwili dyskretnie się jej pozbyć.

— Dobrze — powiedział ugodowo. — Pod jednym warunkiem. Proszę jej o tym wcześniej nie mówić. Po prostu zabrać ją do Rotterdamu. Kiedy znajdzie się na statku, przestanie być groźna.

— Świetnie — zgodził się Bear — zajmę się tym.

Przedtem muszę sprawdzić załadunek.

— To nadzwyczaj poważny projekt!

Specjalista w dziedzinie zbrojeń, Richard Walleger z kwatery głównej OTAN, został pilnie wezwany do ambasady amerykańskiej w Brukseli. Zapoznawszy się z górą dokumentów wyniesionych z CTC, podniósł głowę. Stół konferencyjny zasłany był papierami. Wszystkich agentów Stacji posiadających odpowiednie kwalifikacje zmobilizowano do rozszyfrowywania, segregowania i analizowania. W sąsiednim pokoju przy telefonach siedzieli inni agenci, wspomagani przez pracowników Military Intelligence. Punkt po punkcie weryfikowali uzyskiwane z dokumentów dane.

Morton Baxter zajęty był taśmową produkcją depesz do Langley. Do biura wszedł jeden z jego zastępców i matowym głosem oznajmił:

— Rozmawiałem z Forges Walter Somers w Birmingham. Dostarczono już czterdzieści osiem z pięćdziesięciu dwóch zamówionych elementów. Są to elementy stalowych rur o średnicy czterystu osiemdziesięciu milimetrów i długości pięciu metrów. Kontrakt podpisany dwa lata temu opiewa na 1,6 miliona funtów sterlingów. Sądzili, że chodzi o elementy rurociągu.

Richard Walleger wzruszył ramionami.

— Kłamcy albo durnie! Części rurociągu odlane ze stali takiej jakości? Można ją wyginać o sześćdziesiąt stopni i jest bardzo wytrzymała na ciśnienie. Przecież to nie ma nic wspólnego z normalnym rurociągiem! Przygnębiony Morton Baxter zabrał się do pisania kolejnej depeszy. Pracowali od świtu. Zaczęli natychmiast po powrocie z „włamania”. Malko spał tylko dwie godziny i marzył, by czym prędzej znaleźć się w „Amigo”, wziąć prysznic i sprawdzić, co dzieje się z Pamelą Balzer, pozostawioną pod ochroną goryli i Elka.

— Analiza zdobytych przez pana dokumentów ujawniła, że Bear skonstruował na zamówienie Irakijczyków superdziało, przy którym działa z Nawarony są tylko przyjemnym żartem. Zdolne jest wystrzelić rakietę na odległość przekraczającą czterysta kilometrów, z prędkością początkową czyniącą z niej pocisk balistyczny niemożliwy do wykrycia przez izraelski system antyrakietowy. — Na jakim etapie są prace nad jego konstrukcją? — W stadium końcowym. Operacja trwa od ponad dwóch lat, tuż pod nosem wszystkich poważnych służb wywiadowczych. To Georges Bear ją zmontował. Części do tych „puzzli” zamawiał potem, pod różnymi pozorami, w całej Europie.

— I nikt niczego nie podejrzewał? — zdziwił się Malko. — W projekt zainwestowano setki milionów dolarów, a wszystko na rzecz europejskich firm, często znajdujących się w krytycznym położeniu. Po cóż było zadawać zbędne pytania?

— A Izraelczycy?

— Ci także niczego nie dostrzegli. Nie kontrolują ściśle środowiska przemysłowego, a nie wchodził tu w grę przemyt materiałów zbrojeniowych. Wszystkie części tych dział miały w zasadzie cywilne przeznaczenie.

— Powiedział pan „tych dział”?

— Tak. Z dokumentów wynika, że planowana jest budowa trzech. Lufy ukryte są już w pobliżu granicy jordańskiej i wycelowane w Izrael. Najpierw testuje się je w Karboli, gdzie znajduje się ogromny kompleks przemysłowy budowy rakiet. Projekt 395. Tam właśnie testowane są łatwopalne materiały mające wyrzucić pocisk. Nie dostarczone jeszcze elementy to tylko części zamienne. — A krytron? — przypomniał Malko o najistotniejszym elemencie tej przerażającej historii.

— Najprawdopodobniej jest jedną z brakujących części. Dokumenty jednak o niej nie wspominają. To jedynie nasza hipoteza. Niestety więcej niż prawdopodobna. Połączenie inwencji Beara i głowic nuklearnych umożliwi Irakowi zniszczenie Izraela jednorazowym wystrzałem z tych piekielnych dział. To mały kraj. Od Tel-Awiwu do Jerozolimy jest tylko czterdzieści kilometrów. Przykład wojny chemicznej przeciwko Kurdom dowodził, że Saddam Hussein nie cofa się przed niczym. — Żydzi do tego nie dopuszczą — zauważył Malko. — Nawet jeżeli zostaną uderzeni pociskami nuklearnymi, odpowiedzą i zetrą Irak z powierzchni Ziemi. — Bliski Wschód to irracjonalny świat. Irak jest krajem brutalnej dyktatury, władanym przez jednego człowieka — Husseina, który chce stać się przywódcą tej części świata. Nawet gdyby miało go to kosztować kilka tysięcy poległych.