172779.fb2
Policzek nieco ją ogłuszył. Kamel wrzasnął:
— Powiedziałem, że masz odpowiadać na pytania, nie łgać. Kto cię tu przysłał? Kogo śledziłaś?
Dziewczyna milczała przerażona. Nagle spostrzegła w dłoni Araba nóż i poczuła, jak ostrze ukłuło ją tuż nad pępkiem.
— Wbiję go tak wolno, żebyś zdążyła zmienić zdanie — zagroził.
W tej samej chwili nacisnął rękojeść i Heidi poczuła gwałtowny ból. Jej krzyk brzmiał nad doliną, aż brutalna dłoń zatkała jej usta. Z rany sączyła się ciepła ciecz. — Będziesz mówić? — syknął Kamel szczypiąc sutek jej piersi.
Pierwszy raz miał do czynienia z Europejką i bardzo go to ekscytowało. W dodatku dziewczyna była szalenie atrakcyjna, zupełnie jak luksusowe call-girl po pięćset dolarów za noc, na które czasem sobie pozwalał. Ponieważ Heidi milczała, wbił sztylet parę milimetrów głębiej. To ją złamało. Gdy opanowała szloch potulnie odpowiedziała na pytania. Dwaj pomocnicy Ibrahima puścili ją. Kiedy Kamel skończył pytać, objął wzrokiem zalesione wzgórza. Taras widokowy kończył się stromym urwiskiem skalnym z kilkoma świerkami. Pozostało mu tylko jednym ruchem wbić ostrze i obrócić je, przecinając tętnicę udową, i pchnąć ciało w przepaść. Spojrzał na kobietę. Opuchnięte usta, mokre szare oczy, z których wyzierało nieme błaganie potulnej samicy.
Zagrały zmysły. Zamiast wbić nóż, wyciągnął go. Patrząc Heidi w oczy wsunął ręce pod jej spódniczkę i zerwał figi. Z trudem utrzymując równowagę, musiała obiema rękami oprzeć się o kamienną barierę, by nie runąć w dół. Przy tym ruchu mimowolnie odsłoniła górną część ud.
Kamelowi krew uderzyła do głowy. Z radosnym pomrukiem przysunął się jeszcze bliżej i ujął Heidi pod kolanami. Przyciągnął ją do siebie. Jego dłonie przesuwały się w górę, macając i ściskając jędrne uda i unosząc żółtą mini na biodra. Heidi nie opierała się, otępiała z bólu i strachu. Z rany na brzuchu sączyła się krew, głowa bolała ją od uderzeń. Kiedy spodnie Ibrahima musnęły jej nagie łono, próbowała się wymknąć, ale miała do wyboru tylko drogę w przepaść. Nie chciała umierać. Chwyciła się myśli, że jeżeli pozwoli się zgwałcić, ocali życie. Napastnik trzymał ją teraz mocno za biodra i ocierał się o jej podbrzusze. Przesunął dłoń w górę, zaczął gnieść przez sweter pierś dziewczyny. Pomocnicy usunęli się dyskretnie i czekali paląc papierosy. Słychać było tylko krótki oddech Irakijczyka i lżejszy kobiety. Krzyknęła, gdy uszczypnął jej pierś. Nie mógł już opanować pożądania. Pospiesznie rozpiął spodnie. Nabrzmiały, pulsujący krwią, uderzająco długi członek nie zrobił wrażenia na ofierze: Heidi zamknęła oczy z odrazy. Drgnęła całym ciałem, gdy wdarł się w nią gwałtownie. Krzyknęła. Ogromny członek z trudem wbijał się między suche ścianki. Krzyk dziewczyny przerodził się w długą skargę, kiedy ponownie w nią wszedł, unosząc jej uda by ją przyciągnąć do siebie. Wyglądał żałośnie, gdy tak szamotał się w spodniach, które opadły mu do kostek, i slipkach nad kolanami, ale nic sobie z tego nie robił. Heidi czuła się, jakby jej brzuch miał eksplodować. Kamel z zaciśniętymi zębami przyglądał się, jak jego członek znika i pojawia się wśród jasnych włosów.
Głowa Heidi zwieszała się nad przepaścią. Ból ustąpił odczuciom mniej wyraźnym. Dziewczyna poddawała się obojętnie, jakby gwałcono kogoś innego.
Kamel czuł się jak pan tego świata, wyżywając się do woli na seksualnej niewolnicy. Chciałby tę rozkosz przedłużać w nieskończoność. Niestety, ciasne ścianki pochwy zbyt go podniecały. Z pomrukiem, który przeszedł w dziki wrzask, wyrzucił z siebie falę gęstego nasienia. Heidi nie reagowała. Ibrahim podciągnął spodnie i spojrzał na dziewczynę. Leżała nieruchomo z głową nad przepaścią i rozrzuconymi nogami.
— Mahmud! Selim!
Przybiegli natychmiast, oblizując się na myśl o „nagrodzie”.
— Zabawcie się! — rzucił wielkopańskim tonem. Nie trzeba było im tego powtarzać. Teraz oni gwałcili Heidi, a Ibrahim palił papierosa. Hamadi będzie z niego zadowolony. Rozdzierający, prawie agonalny krzyk wyrwał go z zadumy. Odwrócił się. Heidi leżała na brzuchu. Nad nią rytmicznie poruszał się Mahmud. Widząc jego członek wynurzający się i ginący między jej pośladkami, Ibrahim pożałował, że sam na to nie wpadł. Teraz było za późno. Zniechęcony zawołał:
— Pospieszcie się. Pora wracać.
— Co z nią zrobić? — zapytał Mahmud ubierając się.
— Wykończcie ją — rzucił Kamel.
Mahmud odwrócił Heidi na plecy. Leżała na pół żywa, z twarzą mokrą od łez. Zamachnął się z całej siły i uderzył ją w szyję. Drgnęła, wydała gasnący głos. Irakijczyk uderzył jeszcze raz, by zmiażdżyć krtań kobiety. Tym razem już się nie poruszyła. Na wszelki wypadek uniósł jej powiekę. Źrenica była nieruchoma. Dziewczyna nie żyła.
Podszedł Kamel. Spojrzał na ciało i pchnął nogą w przepaść. Zatrzymały je w dole i zakryły gałęzie świerków. Zerknął na zegarek. Zbałamucili dwadzieścia pięć minut. Powie, że przeciągnęło się przesłuchanie. Zresztą Hamadi miał to gdzieś. Ważne, że załatwili szpiegów.
— Schodzimy — nakazał.
Nie spotykając żywego ducha zeszli po samochód, a potem udali się do Intereck, gdzie czekał Tarik.
Nieliczna grupka ludzi zebrała się przy wyjściu z kościoła w Kahienbergu, na północ od Wiednia. Kilka kobiet w czerni, dystyngowany starszy pan o zaczerwienionych oczach — ojciec Heidi, garstka przyjaciół, dwaj fotoreporterzy i parę staruszek, dla których pogrzeby stanowiły jedyną rozrywkę. Spojrzenia oczekujących na zwiedzanie kościoła turystów przyciągnęły Malko i Aleksandra, którzy wysiedli z niebieskiego rollsa i dołączyli do konduktu. Nikt natomiast nie zwrócił uwagi na wysokiego, eleganckiego mężczyznę, który polecił złożyć na trumnie ogromny wieniec bez napisu. Któż by pomyślał, że to Jack Ferguson, szef wiedeńskiej komórki CIA? Wersja oficjalna głosiła, że Heidi spadła w przepaść w Masywie Obersaltzburskim. Rodzinie nie powiedziano, że została zgwałcona. BND dopilnował, żeby śledztwo prowadzone było z zachowaniem pełnej dyskrecji. Prasa milczała. Ciało Johna Mackenzie odesłano do Stanów w zaplombowanej trumnie. Tym razem również mówiło się o wypadku w górach. Jednak ubrania i ciało ofiary badane były przez najlepszych specjalistów z Federalnego Urzędu Kryminalnego. Wyniki ekspertyz przekazano BND, a przez nią — CIA…
Malko patrzył, jak zamykają się drzwi karawanu.
Trumna ginęła w powodzi kwiatów. Było mu smutno.
Miał kiedyś przelotną, ale miłą przygodę z Heidi. — Spotkamy się za pół godziny w moim biurze — szept Jacka Fergusona wyrwał go z zadumy.
Ludzie rozchodzili się powoli. Tylko rodzina szła na cmentarz. Elko Krisantem, oczekujący za kierownicą silver spirita, zapytał:
— Dokąd jedziemy, Wasza Wysokość?
— Najpierw odwieziemy hrabinę Aleksandrę do „Sachera”. Potem do ambasady amerykańskiej.
— Miałeś iść ze mną na zakupy — nadąsała się Aleksandra.
— Przykro mi. Jack mnie wezwał.
— Jack! Jack! Tak jakby to on się podkładał, kiedy ci się zachce amorów.
Wyglądała wspaniale w zielonej skórzanej garsonce, na którą składały się króciutka spódniczka i żakiecik. Jego dekolt rozchylał się chwilami, co przyprawiało Elka niemal o atak serca.
— Jeżeli teraz ty masz ochotę — szepnął Malko wsuwając rękę pod skórzaną mini — to zostało mi jeszcze parę minut. Przesunął palce w górę i oczy Aleksandry zasnuły się mgłą. Uwielbiała kochać się w niezwykłych warunkach. Samochód zatrzymał się przed hotelem. Aleksandra wysiadła i nachyliła się jeszcze do Malka.
— Potem pójdziesz ze mną zwiedzić cesarską kryptę u świętego Stefana.
— To ja przekazałem Heidi, że ma spotkać się z Johnem w Berchtesgaden, w hotelu „Geiger”. Nic więcej nie wiedziałem. Znali się. Pracowali już razem. — Spotkali się tam. John przyjechał z Monachium. Śledził niejakiego Farida Badra. To Libańczyk posługujący się jordańskim paszportem. Przyjechał z Nowego Jorku. Przenocował w hotelu, wynajął samochód i wyjechał. Byli sami w biurze, którego okna wychodziły na Prater i Dunaj. Zgiełk miasta nie docierał do klimatyzowanego pokoju. Amerykanin zdjął marynarkę. Pod nią miał czerwone szelki i „dobraną” koszulę w paski. Był bardzo brytyjski. Dosłownie co trzy minuty dolewał sobie kawy. Sekretarka raz po raz wchodziła z pilnymi wiadomościami z Langley. Wiedeń to w końcu jedna z najważniejszych stacji Firmy.
— Kim jest ten Badr? — zapytał Malko.
— Libańskim człowiekiem interesu. Mieszka w Nowym Jorku. Bardzo bogaty. Jego rodzina posiada nieruchomości w Bejrucie. On sam ma duże przedsiębiorstwo importowo-eksportowe. Współpracuje z całym światem. Zwłaszcza w dziedzinie elektroniki. Dał o sobie znać w czasie afery Irangate. Usiłował zdobyć elektroniczne karty programowe dla irańskich phantomów zamontowanych nieruchomo na ziemi.
— Nie miał nieprzyjemności?
— Wycofał się w porę.
— Dlaczego pan się nim interesuje?
— FBI zasygnalizowała nam pewną podejrzaną sprawę. Badr znalazł dojścia do jedynej w Stanach fabryki produkującej krytron i złożył zamówienie jako zwykły przemysłowiec.
— Co to jest krytron?
Amerykanin machnął ręką.
— Taka elektroniczna duperela wysokiej klasy. Rodzaj przerywacza stosowany w rozmaitych technologiach precyzyjnych, na przykład laserowych. Ale i rodzaj atomowej zapałki! Jest niezbędny do wywołania wybuchu ładunku jądrowego. Potrafią produkować go nieliczne państwa, a eksport jest niedozwolony. FBI, która dokładnie kontroluje zamówienia zainteresowała się sprawą, gdy pojawiło się nazwisko Badra. W porozumieniu z Białym Domem i nami dopuszczono do sprzedaży, aby trafić do odbiorcy. Oczywiście pod ścisłym nadzorem. Badr wywiózł jeden krytron. Czterdzieści innych ma odebrać za kilka dni w Paryżu. Dostawę eskortują Chris Jones i Milton Brabeck. I paru facetów z FBI. — Ten Badr robi bombę atomową?
— Jest tylko pośrednikiem — wyjaśnił Amerykanin. — Dysponuje ogromnymi funduszami. Nie zdołaliśmy jeszcze rozszyfrować systemu przepływu pieniędzy odbywającego się za pośrednictwem spółek „off-shore” i banku w Atlancie. Od początku operacji otrzymał już trzy miliony dolarów.
— Dla kogo pracuje?
— To właśnie jest pytanie! Dawniej pracował dla Irańczyków.
— Oni nie konstruują broni jądrowej.
— Nie. Szach interesował się tym. Współpracował z Afryką Południową, ale od tego czasu moiłahowie mieli inne problemy na głowie. Jednak wiele państw Trzeciego Świata gorączkowo szuka możliwości uzbrojenia się w bombę jądrową. Libia, Indie, Afryka Południowa, Argentyna, Irak, Pakistan, nie mówiąc o Izraelu, który już ją ma, choć się do tego nie przyznaje. Zasada produkcji jest znana, wymaga jednak technologii, jaką posiada niewiele krajów. Ich eksport jest zakazany, pozostaje więc uciekać się do nielegalnych dróg. Podejrzewam Iran. Jest silnie związany z Pakistanem, w obu państwach rządzą integryści. Może Irańczycy chcą im pomóc. A konstrukcja bomby typu A w Pakistanie osiągnęła stadium końcowe. Marzy im się, żeby posłać ją na Indie…
Malko przełknął łyk letniej i lurowatej kawy. Amerykanie nigdy chyba nie nauczą się jej parzyć. To, o czym mu opowiedziano, było szpiegostwem przemysłowym. Ale zginęło dwoje ludzi. Nie należało to do rutyny.