172779.fb2
Pierwotnie planował zaprosić ją do Liezen. Ktoś przecież musiał utrzeć nosa Pameli. Teraz jednak sprawa skomplikowała się.
— Na jaki bal?! — zapytała zaskoczona.
— Powiedzmy — przebierany.
— Jak Muppet Show! — ucieszyła się.
— Niezupełnie. To mają być kostiumy z epoki.
— Jakiej epoki?
— Z renesansu.
— To epoka?
— Podobno. I stroje kobiece są bardzo ładne. Będzie ci w tym do twarzy.
— Bal jest u ciebie i tej pantery?
— Nie. U przyjaciół we Francji.
— We Francji! — ucieszyła się. — Nigdy tam nie byłam. Podobno rośnie tam masa winogron, a faceci rzucając się na kobiety, obżerają się pecynami chleba. Same świntuchy. — Mandy, to ty budzisz prosię, które drzemie w każdym mężczyźnie.
— Naprawdę? — mruczała z zadowolenia.
— Więc przyjedziesz?
Cisza w słuchawce trwała tak długo, że sądził już, iż przerwano połączenie. Wreszcie Mandy zapytała pełnym nieufności głosem:
— Co kryje się za tym balem? Ostatnio wywiozłeś mnie na kraj świata i pchnąłeś w bandę degeneratów, którzy ledwie potrafili chodzić na tylnych łapach. — Nie bądź rasistką — upomniał ją. — Książe Mahmud był dla ciebie czarujący.
— To prawda — przyznała. — Rżnął fantastycznie, Jak młot pneumatyczny, ale to i tak tylko małpa. No co, powiesz wreszcie prawdę? Gdzie jest pies pogrzebany? — Nie ma psa — zapewnił. — Chciałem cię zobaczyć. Myślałem, że pojedziemy na ten bal: ty, Aleksandra i ja, ale raczej będziemy we dwoje.
— Miałeś głupi pomysł. Nigdzie bym nie poszła z tym garkotłukiem… A zresztą te kostiumy mnie drażnią. To zbyt skomplikowane. Przyjedź do Londynu, jeżeli chcesz mnie zobaczyć. Spędzimy cały weekend w łóżku. — Przyjedź — nalegał. — Będzie tam cała europejska arystokracja, członkowie najstarszych rodzin. — Naprawdę? — zapytała cichutko. — I nie wpakujesz mnie w żadną podejrzaną historię?
Malko wiedział, że marzenie o życiu w wielkim świecie stanowi piętę achillesową Mandy.
— Przedstawię cię wszystkim kawalerom ze szlacheckich rodzin całej Europy — ciągnął.
Mandy westchnęła.
— Dobrze! I tak nie wiedziałam, co zrobić z tym weekendem. Umówiłam się z dwoma facetami na raz. W ten sposób pozbędę się obu. Gdzie się spotkamy?
— W Paryżu — zaproponował.
— Miło, że mnie zaprosiłeś. Kupię sobie strój renesansowy. Może coś tu znajdę. Już myślałam, że o mnie zapomniałeś.
— Nie sposób cię zapomnieć — zapewnił. — A propos, będzie ktoś, kogo znasz.
— Tak? Kto taki?
— Niejaka Pamela Balzer.
— Nie znam.
— Może znałaś ją jako Pamelę Singh.
— Pamela! Niemożliwe! Znasz ją? — ucieszyła się.
— Trochę.
— Niezłe z niej ziółko! Kiedy przyjechała do Londynu, nie miała ani grosza, ani nawet majtek na zmianę. Podawała się za gwiazdę indyjskiego kina, ale grała najwyżej w pornosach. Za to miała świetną figurę, śliczną buźkę, duże czarne oczy, wygląd niewiniątka i masę ambicji… W okamgnieniu poznała cały Londyn. Natrafiłyśmy na siebie, chciała odbić mi faceta. Gwizdałam na niego i ta historia mnie rozbawiła. Zaprzyjaźniłyśmy się. Swoje przeszła i jest twarda. Nienawidzi mężczyzn.
Trzeba przyznać, że za dużo ich miała.
— Jesteś z nią w zgodzie? Masz ochotę się z nią spotkać!? Przyjedzie z moim przyjacielem.
— Ależ tak! Mamy sobie tyle do powiedzenia!
Malko odłożył słuchawkę, zachwycony sobą samym. Przy odrobinie szczęścia pchnie śledztwo. Łatwiej będzie wyjaśnić Mandy, czego od niej oczekuje, kiedy się zobaczą. Było ironią losu, że największa agencja wywiadowcza zależała od humoru dwóch „panienek” i że ich pogaduszki mogły zmienić oblicze świata.
Prosto z lotniska pojedzie do Jacka Fergusona, by oznajmić mu nowinę.
— Wasza Wysokość, wydaje mi się, że ktoś za nami jedzie — oświadczył Elko.
Niebieski rolls mknął drogą biegnącą wzdłuż lotniska Schwechat. Malko odwrócił się i zobaczył szare BMW bez tablicy rejestracyjnej z przodu, co czasem zdarzało się w Austrii. Wewnątrz siedziało dwóch mężczyzn. — Dawno tam są? — zapytał, zaintrygowany raczej niż zaniepokojony.
— Nie wiem. Nie zwróciłem uwagi — odpowiedział Elko. Dyskretnie sięgnął po stare parabellum astra, leżące zawsze w samochodzie i zawsze starannie naoliwione. Elko wsunął je między siedzenie a pudełko, rękojeścią do góry, by móc je chwycić w ułamku sekundy. Samochód zbliżył się migając kierunkowskazem. Po prostu zamierzał ich wyprzedzić. Malko pochylił się do przodu i powiedział do Elka: — Jesteś zbyt nerwowy! Nie jechali za nami.
BMW zrównało się z nimi. Nagle dobiegł go z lewej strony suchy trzask serii karabinowej. Kule wybiły boczną szybę. Gdyby Malko pozostał pochylony, poszatkowałyby go. Wysunął nieco głowę i dostrzegł mężczyznę w kominiarce, z pistoletem maszynowym Skorpio w ręku. Kierowca BMW jechał z taką samą prędkością jak oni, aby strzelec miał Malka w polu rażenia broni. Książe nie miał gdzie umknąć. Prąd przebiegł mu wzdłuż kręgosłupa. Morderca zaraz naciśnie na spust. Elko Krisantem chwycił astrę i błyskawicznie, nawet nie celując, strzelił w stronę BMW. Zanim stracił samochód z oczu zobaczył, że jego przednia szyba’ zmatowiała. W lusterku widział jeszcze, jak jedzie zygzakiem i stacza się na pobocze. Nie wiedział, czy trafił kierowcę, czy to tylko szyba uniemożliwiła jazdę.
— Zawróć! — krzyknął Malko.
Turek cofnął. Malko spostrzegł leżącego obok wozu mężczyznę w kominiarce i z pistoletem maszynowym w dłoni. Elko także go zauważył i wcisnął hamulec. Jednak astra nie nadawała się do użycia w tych okolicznościach, a dyskretny pistolet Malka spoczywał w Liezen. Tymczasem z obu stron nadjeżdżały samochody. BMW zawróciło, mężczyzna będący na zewnątrz wsiadł i wóz odjechał. Krisantem czym prędzej chciał ruszyć za nimi, jednak manewr dużym wozem na wąskiej drodze zajął mu sporo czasu. Gdy ruszył, BMW miało już znaczną przewagę. Elko wcisnął gaz do dechy. Jadąc niemal dwieście na godzinę, zdołali przed zakrętem zbliżyć się na tyle, by Malko mógł odczytać numer:
W432…
— Zwolnij! — powiedział do Elka. — To nie ma sensu. Na krętej drodze BMW umknie im bez trudu. Mając numer i tak mógł coś zdziałać. Przyszedł mu na myśl tylko jeden powód zamachu: Pamela Balzer. Czyżby tajemniczy przeciwnik przystąpił do kontrataku, zanim on zdążył zbliżyć się do dziewczyny?
Zerknął na zegarek. Nie zdąży już na lotnisko. Spotka się z Chrisem i Miltonem w ambasadzie amerykańskiej.
— Chris!
Goryl witał Malka promiennym uśmiechem. Za jego plecami Malko zauważył masywną sylwetkę Miltona Brabecka, który zmiażdżył mu palce w powitalnym uścisku. Jak zwykle zapomniał o sygnecie księcia. — Cholera, znowu zapomniałem o tym świństwie.
Tylko baby noszą pierścionki! — jęknął.