172991.fb2
Neagley odwiedziła centrum biznesowe znajdujące się w piwnicy hotelu Beverly Wilshire, aby wydrukować osiem tajnych plików Franza, a następnie przyłączyła się do O’Donnella i Reachera, by zjeść lunch w restauracji obok holu. Usiadła pomiędzy nimi z takim wyrazem twarzy, jakby wspominała wspólne posiłki, które jadali w przeszłości.
Reacher robił to samo. Pamiętał, że nosili wówczas wygniecione mundury polowe i po zakończeniu służby jadali proste potrawy w kantynach oficerskich lub odżywiali się kanapkami i pizzą przy sfatygowanych metalowych biurkach. Wrażenie déjà vu psuło nowe otoczenie. W wysokiej, eleganckiej sali oświetlonej przyćmionym światłem siedziało mnóstwo ludzi, którzy mogli być agentami filmowymi lub reżyserami. Może nawet aktorami. Neagley i O’Donnell idealnie pasowali do tego otoczenia. Neagley miała na sobie obszerne czarne spodnie o wysokiej talii oraz bawełniany T-shirt, który leżał na niej jak ulał. Jej twarz była opalona i pozbawiona zmarszczek, a makijaż tak subtelny, że prawie niewidoczny. O’Donnell był ubrany w szary, lekko lśniący garnitur i białą nieskazitelnie świeżą koszulę, chociaż musiał ją włożyć przed rozpoczęciem liczącej niemal pięć tysięcy kilometrów podróży. Koszulę uzupełniał idealnie zawiązany krawat w prążki.
Reacher wciągnął na grzbiet koszulę, która była o jeden rozmiar za mała, miała rozdarty rękaw i plamę z przodu. Całości dopełniały długie włosy, tanie dżinsy i podniszczone buty, na dodatek nie było go stać na żarcie, które zamówił. Nie mógłby nawet zapłacić za norweską wodę mineralną, którą popijał.
„To smutne, nie sądzisz? – powiedział na widok biura Franza. – Przeszedł z wielkiej machiny wojskowej do czegoś takiego”.
Ciekawe, co myślała o nim Neagley i O’Donnell.
– Pokaż mi stronę z liczbami – poprosił.
Neagley podała mu siedem kartek papieru. W prawym górnym rogu zaznaczyła ołówkiem kolejność. Przejrzał je szybko, próbując wyrobić sobie zdanie na ich temat. Sto osiemdziesiąt trzy ułamki zwykłe. Nieuproszczone. Zwykłe, ponieważ licznik był zawsze mniejszy od mianownika. Franz nie zadał sobie trudu ich zredukowania, ponieważ 10/12 i 8/10 nie przedstawiono jako 5/6 i 4/5, co byłoby zgodne z przyjętą konwencją.
Uznał, że w ogóle nie są to ułamki. Raczej wyniki, rezultaty, oceny wykonania. Znaki komunikowały: dziesięć z dwunastu lub osiem z dziesięciu. Odpowiadały czemuś, co się wydarzyło.
Albo nie.
Na każdej ze stron oprócz czwartej znajdowało się dwadzieścia sześć wyników. Czwarta zawierała dwadzieścia siedem.
Wyniki, rezultaty lub proporcje zapisane w pierwszych trzech arkuszach wyglądały na całkiem przyzwoite. Wyrażone w postaci średniej wahały się pomiędzy bardzo dobrym wynikiem 0,870 a idealnym 0,907. W czwartym arkuszu zaznaczył się dramatyczny spadek – średni wynik zmalał do 0,574. Kolejne pliki, od piątego do siódmego, ilustrowały dalszy spadek wartości z 0,368 do 0,308 i 0,307.
– Zrozumiałeś, o co w tym wszystkim chodzi? – zapytała Neagley.
– Jeszcze nie – odparł Reacher. – Szkoda, że Franz nie może nam tego wyjaśnić.
– Gdyby mógł, nie byłoby nas tutaj.
– Niekoniecznie. Moglibyśmy spotykać się ze sobą co jakiś czas.
– Coś w stylu zjazdów absolwentów?
– Mogłoby być całkiem zabawnie. O’Donnell chwycił szklankę i wzniósł toast:
– Za nieobecnych przyjaciół.
Neagley i Reacher poszli za jego przykładem, pijąc wodę, co zamarzła dziesięć tysięcy lat temu, tworząc górną warstwę skandynawskiego lodowca, który topił się przez wieki, zasilając górskie potoki i strumienie. Pili, wspominając czwórkę przyjaciół, piątkę, jeśli uwzględnić Stana Lowreya, których mogli nigdy więc nie zobaczyć.
Mylili się. Jeden z dawnych druhów wysiadał właśnie z samolotu na lotnisku w Las Vegas.