Zamówili śniadanie do pokoju Dixon. Zasada pierwsza, której nauczyli się dawno temu, brzmi: Jedz, gdy możesz, bo nigdy nie wiadomo, kiedy zdarzy się następna okazja. Szczególnie jeśli musisz zniknąć, rozpłynąć się w systemie. Reacher przełknął sporą porcję jajek, boczku i grzanek, popijając wszystko dużą ilością kawy. Był spokojny, lecz sfrustrowany.
– Powinienem zostać w Portland – powiedział. – Niewiele brakowało, aby tak się stało.
– W jaki sposób tak szybko nas odnaleźli? – zapytała Dixon.
– Komputery – odparła Neagley. – Departament Bezpieczeństwa Krajowego i ustawa patriotyczna*.* Wprowadzona po zamachach z jedenastego września. Teraz mogą przeglądać hotelowe rejestry, kiedy zechcą. Żyjemy w państwie policyjnym.
– Jesteśmy gliniarzami – wtrącił O’Donnell.
– Byliśmy.
– Żałuję, że nadal nimi nie jesteśmy. Człowiek nawet się teraz nie napoci.
– Musicie jechać – rzekł Reacher. – Nie chcę, abyście zostali w to zamieszani. Nie mamy dużo czasu. Wyjdźcie tak, aby zastępca szeryfa was nie widział. Złóżcie wizytę Angeli Franz. Znajdźcie klienta Franza. Wrócę do was, gdy tylko będę mógł.
Wypił ostatni łyk kawy i poszedł do swojego pokoju. Włożył do kieszeni składaną szczoteczkę do zębów, paszport, kartę bankomatową oraz osiemset dolców ukrył w torbie na garnitury O’Donnella. Podczas aresztowania giną różne rzeczy. Zjechał windą do holu. Usiadł w fotelu i czekał. Nie było potrzeby inscenizowania wielkiego dramatu, biegania po hotelowych korytarzach i tak dalej. Życie wypełnione pechem i kłopotami nauczyło go drugiej zasady: Zachowaj odrobinę godności.
Czekał.
Pół godziny. Godzinę. W holu były trzy poranne gazety. Przeczytał wszystkie. Słowo w słowo. Sport, reportaże, wstępniaki, rubrykę krajową i międzynarodową. Wiadomości gospodarcze. Opowieść o finansowym wpływie działalności Departamentu Bezpieczeństwa Krajowego na sektor prywatny. Autor cytował kwotę siedmiu miliardów dolarów, o której wspomniała Neagley. Kupa forsy. Więcej zgarniały jedynie firmy zbrojeniowe. Pentagon dysponował większą kasą od kogokolwiek innego i w dalszym ciągu szastał nią jak obłąkany.
Półtorej godziny.
Nadal nic.
Reacher odłożył gazety, podszedł do drzwi i rozejrzał się. Jasne słońce, błękitne niebo, żadnego smogu. Lekki wiaterek kołysał egzotycznymi drzewami. Obok przesuwały się nawoskowane samochody, dostojne i błyszczące. Piękny dzień. Dwudziesty czwarty dzień, którego nie oglądał Calvin Franz. Prawie cztery tygodnie. Przypuszczalnie podobny los spotkał Tony’ego Swana oraz Jorge Sancheza i Manuela Orozco.
Ci, którzy to zrobili, już są martwi. Nie można wyrzucać moich przyjaciół z helikoptera i dalej żyć, aby o tym opowiadać.
Wyszedł na zewnątrz. Stanął całkowicie odsłonięty, jakby spodziewał się strzału snajpera. Mieli dość czasu, aby rozmieścić wokół hotelu cały oddział SWAT. Na ulicy panowała cisza. Nie dostrzegł żadnych zaparkowanych wozów, niewinnie wyglądających samochodów dostawczych z kwiaciarni czy ludzi oczekujących w kolejce przy budce telefonicznej. Żadnej inwigilacji. Skręcił w lewo, w Sunset i ponownie w lewo, w Laurei Canyon Boulevard. Szedł wolno, blisko żywopłotów i trawników. Odwrócił się ponownie, spoglądając na krętą drogę biegnącą za hotelem.
Brązowy crown vic pozostał daleko w tyle.
Stał zaparkowany przy przeciwległym krawężniku, samotny, odizolowany od innych pojazdów, w odległości stu metrów od hotelu. Cichy, nieruchomy, z wyłączonym silnikiem. Tak jak powiedział O’Donnell, przednia szyba po stronie pasażera została zasłonięta naprężoną torbą na śmieci. Kierowca siedział za kółkiem. Jakby nigdy nic. Nie poruszał się, co pewien czas odwracał tylko głowę to w jedną, to w drugą stronę. Spoglądał w lusterko wsteczne, patrzył przed siebie, rzucał okiem w lusterko boczne. Reacher zauważył błysk metalowej szyny umieszczonej na nosie.
Samochód sprawiał wrażenie zimnego, jakby nie pracował od wielu godzin.
Facet był sam. Obserwował i czekał.
Na co?
Reacher wykonał zwrot i wrócił do hotelu tą samą drogą. Poszedł do holu i usiadł w fotelu. Siedział tak, rozmyślając o nowej hipotezie, która zaczęła kiełkować w jego głowie.
„Zadzwoniła do mnie jego żona”, powiedziała Neagley.
„Czego chciała od ciebie żona Franza?”.
„Niczego – odparła Neagley. – Po prostu powiedziała, co się stało”.
Po prostu powiedziała, co się stało.
Charlie sięgający na palcach klamki. Reacher zapytał: „Czy możesz sam otwierać drzwi?”. Mały chłopiec odpowiedział: „Tak, mogę”.
Później: „Charlie, idź się pobawić”.
„Myślę, że coś przed nami ukrywasz”.
„Zwykłe koszty prowadzenia działalności”.
Reacher siedział w aksamitnym fotelu stojącym w holu Chateau Marmont, wiedząc, że ten, kto pierwszy wejdzie do środka – członkowie jego dawnego zespołu czy uzbrojeni po zęby zastępcy szeryfa – dowiedzie prawdziwości lub fałszywości jego przypuszczenia.