172991.fb2 Elita Zab?jc?w - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 39

Elita Zab?jc?w - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 39

38

Neagley uparła się, że zadzwoni do Diany Bond pod warunkiem, że nikt nie będzie słuchał. Kiedy wrócili do hotelu, udała się w odległy koniec holu, wykręciła kilka numerów, a następnie przeprowadziła poważną rozmowę. Wróciła po dwudziestu minutach, które wydały się wiecznością. Z lekkim wyrazem zdegustowania na twarzy. Komunikując nieznaczny dyskomfort mową ciała. Nie mogła jednak ukryć podniecenia.

– Potrzebowałam trochę czasu, aby do niej dotrzeć – powiedziała. – Okazuje się, że jest niedaleko stąd. Od kilku dni przebywa w bazie sił powietrznych w Edwards. Mają tam jakąś ważną prezentację.

– Właśnie dlatego twój znajomy napisał, abyś zadzwoniła do niej jak najszybciej. Wiedział, że jest w Kalifornii. Liczy się każde słowo.

– Co powiedziała? – zapytał Reacher.

– Przyjedzie tu – oznajmiła Neagley. – Chce się z nami spotkać osobiście.

– Naprawdę? – zdziwił się Reacher. – Kiedy?

– Tak szybko, jak zdoła.

– Imponujące.

– Żebyś wiedział. To Little Wing musi być bardzo ważne.

– Masz wyrzuty sumienia z powodu tego telefonu?

Neagley skinęła głową.

– Mam wyrzuty sumienia z powodu wszystkiego.

***

Poszli do pokoju Neagley i spojrzeli na mapę, aby określić najwcześniejszy możliwy czas przybycia Diany Bond. Baza w Edwards znajdowała się po drugiej stronie pasma San Gabriel, na pustyni Mojave, w odległości ponad stu kilometrów na północny wschód, obok Palmdale i Lancaster, w połowie drogi do Fort Irwin. Oznaczało to dwie godziny oczekiwania, jeśli Berenson wyruszyła natychmiast. Dłużej, jeśli tego nie uczyniła.

– Idę na spacer – oznajmił Reacher.

– Pójdę z tobą – zaproponował O’Donnell.

Ruszyli ponownie w kierunku wschodniej części Sunset, gdzie West Hollywood łączył się z właściwym Hollywood. Było wczesne popołudnie i Reacher czuł, jak słońce przypieka mu niemal łysą głowę. Można było odnieść wrażenie, że promienie zyskiwały na sile, odbijając się od wiszących w powietrzu cząsteczek zanieczyszczeń.

– Powinienem kupić czapkę – powiedział.

– Raczej lepszą koszulę – doradził O’Donnell. – Teraz możesz sobie na nią pozwolić.

– Może to zrobię.

Ujrzeli sklep, który minęli w drodze do Tower Records. Należący do jednej z popularnych sieci. Sklep miał elegancką, gustownie urządzoną wystawę, lecz nie należał do drogich. Sprzedawano w nim bawełniane ubrania, dżinsy, spodnie khaki, koszule i T-shirty. I czapeczki. Ubrania były nowe, lecz wyglądały jak używane, wielokrotnie uprane. Reacher wybrał jedną z czapeczek, niebieską, bez napisu. Nigdy nie kupił niczego z napisem. Zbyt dużo czasu przeżył w mundurze. Przez trzynaście długich lat nosił naszywki z nazwiskiem, plakietki i rozmaite „literki”.

Poluzował pasek z tyłu i przymierzył.

– Co sądzisz? – zapytał przyjaciela.

– Lepiej poszukaj lustra – doradził O’Donnel1.- To, co zobaczę w lustrze, nie ma żadnego znaczenia. To ty śmiejesz się z mojego wyglądu.

– Ładna czapeczka.

Reacher pozostawił ją na głowie i przeszedł na drugą stronę sklepu do niskiego stołu, na którym piętrzył się stos T-shirtów. Na środku stołu umieszczono tors manekina, na który naciągnięto dwie z nich, jedną na drugą, jasno – i ciemnozieloną. Dolna koszulka wystawała u dołu pod rękawami i kołnierzykiem górnej. Łącznie dwie warstwy sprawiały wrażenie grubych i mocnych.

– Co o tym sądzisz? – zapytał Reacher.

– Nieźle się prezentują – ocenił O’Donnell.

– Powinny mieć różny rozmiar?

– Nie.

Reacher wybrał jasno – i ciemnoniebieską w rozmiarze XXL. Zdjął czapeczkę i zaniósł trzy artykuły do kasy. Podziękował za torbę, odgryzł metki i ściągnął starą koszulkę kręglarską. Stał i czekał rozebrany do pasa i owiewany lodowatym powietrzem z klimatyzatora.

– Macie tu kubeł na śmieci? – zapytał. Dziewczyna za ladą pochyliła się i podniosła plastikowy kubeł z workiem. Reacher umieścił w nim starą koszulkę i włożył nowe, jedną na drugą. Ułożył je, podwinął rękawy, aby czuć się wygodnie, i naciągnął czapeczkę na głowę. Wyszli na ulicę i skręcili na wschód.

– Przed czym uciekasz? – zapytał O’Donnell.

– Przed niczym.

– Mogłeś zatrzymać starą koszulkę.

– To śliska sprawa – wyjaśnił Reacher. – Jeśli będę nosił zapasową koszulkę, szybko dołączy do nich druga para spodni. Wkrótce okaże się, że będę potrzebował walizki. Później przyjdzie kolej na dom, samochód i plan oszczędnościowy, i będę musiał wypełniać mnóstwo formularzy.

– Ludzie to robią.

– To nie dla mnie.

– A zatem przed czym uciekasz?

– Może nie chcę być taki jak inni.

– Ja taki jestem. Mam dom, samochód i plan oszczędnościowy. Wypełniam formularze.

– Twój wybór.

– Myślisz, że jestem pospolity? Reacher skinął głową.

– Przynajmniej pod tym względem.

– Nie każdy może być taki jak ty.

– Każdy kij ma dwa końce. Niektórzy nie potrafią być tacy jak ty.

– A chciałbyś?

– Tu nie chodzi o chęci. Po prostu nie potrafię.

– Dlaczego?

– Okej, uciekam.

– Przed czym? Przed staniem się takim jak ja?

– Przed staniem się kim innym, niż byłem.

– Wszyscy się zmieniamy.

– Nie wszyscy musimy to lubić.

– Mnie się to nie podoba, ale jakoś sobie radzę – odparł O’Donnell.

Reacher skinął głową.

– Świetnie ci idzie, Dave. Mówię serio. Martwię się o siebie. Kiedy patrzę na ciebie, Neagley i Karlę, czuję się jak nieudacznik.

– Naprawdę?

– Tylko spójrz na mnie.

– Jedyną rzeczą, którą mamy w odróżnieniu od ciebie, są walizki.

– A co ja mam w odróżnieniu od was?

O’Donnell nie odpowiedział. Na skrzyżowaniu z Vine skręcili na północ. Był środek popołudnia w drugim co do wielkości mieście Ameryki, gdy ujrzeli dwóch facetów z pistoletami wyskakujących z jadącego samochodu.