172991.fb2 Elita Zab?jc?w - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 4

Elita Zab?jc?w - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 4

3

Reacher służył trzynaście lat w armii, w żandarmerii. Znał Frances Neagley od dziesięciu lat i współpracował z nią przez siedem. Był oficerem. Najpierw podporucznikiem, później porucznikiem, kapitanem, majorem. Następnie został zdegradowany do stopnia kapitana i ponownie awansowany na majora. Neagley uporczywie odmawiała awansu, jakby nie mogła się rozstać ze stopniem sierżanta. Nie chciała pójść do szkoły oficerskiej, a Reacher nigdy nie dowiedział się dlaczego. Nie wiedział o niej wielu rzeczy, oprócz tych, które poznał podczas dziesięciu lat znajomości.

Wiedział jednak w sumie całkiem sporo. Frances była inteligentna, zaradna i dokładna. Na dodatek niezwykle twarda. Pozbawiona zahamowań. Nie w dziedzinie związków międzyludzkich. Unikała nawiązywania bliższych kontaktów. Była niesłychanie skryta i stroniła od wszelkich form bliskości fizycznej lub emocjonalnej. W sferze zawodowej. Jeśli uznała, że coś jest słuszne lub konieczne, nikt nie mógł jej powstrzymać. Nic nie mogło jej przeszkodzić – polityka, względy praktyczne ani nawet to, co cywile nazywają prawem. Kiedyś Reacher wciągnął ją do specjalnej grupy śledczej. W dwóch najważniejszych latach istnienia grupy oddała jej nieocenione usługi. Większość ludzi przypisywało spektakularne sukcesy zespołu przywództwu Reachera, – lecz to Frances była ich prawdziwym autorem. Wywierała na nim silne wrażenie. Czasami wręcz go przerażała.

Jeśli zwracała się do niego z prośbą o pilną pomoc, nie czyniła tego dlatego, że zgubiła kluczyki do samochodu.

Neagley pracowała dla prywatnej agencji ochrony w Chicago. Wiedział o tym. A przynajmniej pracowała tam cztery lata temu, gdy kontaktowali się ostatni raz. Opuściła armię rok po nim i podjęła pracę wspólnie ze znajomym. Jak sądził, nie w charakterze pracownika, lecz wspólnika.

Sięgnął głęboko do kieszeni i wyciągnął kilka ćwierćdolarówek. Wcisnął klawisz rozmowy zamiejscowej i poprosił o połączenie. Podał nazwę firmy, tak jak ją zapamiętał. Głos operatorki umilkł i po chwili rozległ się nagrany komunikat podający numer telefonu. Reacher rozłączył się i wykręcił go. Słuchawkę podniosła recepcjonistka. Poprosił o połączenie z Frances Neagley. Kobieta grzecznie poprosiła, aby poczekał. Odniósł wrażenie, że firma Neagley była większa, niż sądził. Wyobrażał sobie jedno pomieszczenie, ciemne okno, dwa sfatygowane biurka i szafki wypełnione dokumentami. Spokojny głos sekretarki i dźwięk wciskanych klawiszy telefonu oraz cicha muzyka dolatująca z oddali sugerowały znacznie większe miejsce. Może zajmowali dwie kondygnacje jakiegoś biurowca, mieli eleganckie białe korytarze, obrazy na ścianach i wewnętrzną sieć telefoniczną.

Po chwili usłyszał męski głos:

– Tu biuro Frances Neagley.

– Czy jest u siebie? – zapytał Reacher.

– Mogę zapytać kto mówi?

– Jack Reacher.

– To dobrze. Dziękuję, że się pan z nami skontaktował.

– Z kim rozmawiam?

– Jestem asystentem pani Neagley.

– Ma asystenta?

– Tak.

– Czy jest u siebie?

– Jest w drodze do Los Angeles. Na pokładzie samolotu, jak sądzę.

– Zostawiła dla mnie wiadomość?

– Chciałaby się z panem jak najszybciej spotkać.

– W Chicago?

– Będzie w Chicago przez kilka dni. Myślę, że powinien pan tam pojechać.

– O co chodzi?

– Nie mam pojęcia.

– Czy ta sprawa ma związek z pracą zawodową?

– Nie sądzę. Założyłaby teczkę. Omówiła sprawę z nami. Nie prosiłaby o pomoc obcych.

– Nie jestem obcy. Znam ją dłużej niż pan.

– Przepraszam. Nie wiedziałem.

– Gdzie zamierza się zatrzymać w Los Angeles?

– Tego również nie wiem.

– W jaki sposób mam ją odnaleźć?

– Powiedziała, że będzie pan wiedział.

– Co to ma być? Jakaś próba? – zapytał Reacher.

– Powiedziała, że nie potrzebuje pańskiej pomocy, jeśli nie potrafi jej pan odnaleźć.

– Nic jej nie jest?

– Coś ją trapi. Nie powiedziała mi co.

Reacher odwrócił się od ściany, nie odrywając słuchawki od ucha. Metalowy przewód owinął się wokół klatki piersiowej. Spojrzał na autobusy i tablicę odjazdów.

– Z kim jeszcze się kontaktowała?

– Mam całą listę nazwisk – odparł tamten. – Pan odpowiedział pierwszy.

– Czy zadzwoni, gdy wyląduje?

– Pewnie tak.

– Proszę jej powiedzieć, że jestem w drodze.