172991.fb2 Elita Zab?jc?w - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 44

Elita Zab?jc?w - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 44

43

Zaczęli od biurka konsjerża i pytania o dyżurnego szefa ochrony. Konsjerż zapytał, czy są jakieś problemy, na co Reacher odparł:

– Chyba mamy wspólnych przyjaciół.

Szef ochrony zjawił się po dłuższej chwili – widać spotkania towarzyskie zajmowały dalekie miejsce na liście jego priorytetów. Facet okazał się mężczyzną średniego wzrostu we włoskich butach i garniturze wartym kilka tysięcy dolarów. Miał około pięćdziesiątki, lecz nadal był szczupły i wysportowany. Sprawiał wrażenie panującego nad sytuacją i zrelaksowanego, chociaż zmarszczki wokół oczu wskazywały, że w poprzedniej robocie odbębnił przynajmniej dwadzieścia lat. Dwadzieścia lat ciężkiej harówy. Dobrze maskował swoje zniecierpliwienie, przedstawił się i uścisnął wszystkim rękę. Powiedział, że nazywa się Wright i zasugerował, aby porozmawiali w jakimś spokojnym miejscu. W czysto odruchowy sposób, pomyślał Reacher. Wewnętrzny instynkt i wyszkolenie nakazywały mu przenieść potencjalne zagrożenie w ustronne miejsce. Nic nie mogło tamować przepływu gotówki.

Znaleźli cichy kąt. Oczywiście bez krzeseł. Żadne kasyno w Vegas nie oferowało gościom wygodnego miejsca do siedzenia z dala od głównego miejsca akcji. Z tego samego powodu światła w pokojach były przyćmione. Gość czytający w swoim apartamencie stałby się zupełnie bezużyteczny. Kiedy stanęli w zgrabnym kręgu, O’Donnell wyciągnął swoją licencję prywatnego detektywa wydaną przez dystrykt Kolumbii oraz coś w rodzaju listu akredytacyjnego wydanego przez policję metra. Dixon pokazała własną licencję i dokument wydany przez policję nowojorską. Neagley miała dokument wystawiony przez FBI. Reacher nie okazał niczego, a jedynie wygładził koszulkę, ukrywając pod niąpistolet tkwiący w kieszeni.

– Kiedyś pracowałem w FBI – powiedział Wright, zwracając się do Neagley.

– Znał pan Manuela Orozco i Jorge Sancheza?

– Znałem czy znam? – zapytał Wright.

– Czy znał ich pan? – powtórzył Reacher. – Orozco na pewno nie żyje, sądzimy, że Sanchez również.

– To wasi przyjaciele?

– Z armii.

– Bardzo mi przykro.

– Nam również.

– Kiedy zginęli?

– Trzy, cztery tygodnie temu.

– Jak?

– Nie wiemy. Dlatego tu jesteśmy.

– Znałem ich – powiedział Wright. – Całkiem dobrze. Znali ich wszyscy z branży.

– Korzystał pan z ich usług? Zawodowo?

– Nie. Nie zlecamy usług zewnętrznym jednostkom. Jesteśmy zbyt dużą firmą. Podobnie jest z innymi większymi kasynami.

– Wszystko załatwiacie sami? Wright skinął głową.

– To miejsce, do którego przyjeżdżają agenci FBI i oficerowie policji, aby umrzeć. Zatrudniamy najlepszych. Zarobki są tak wysokie, że gliniarze ustawiają się w kolejce. Nie ma dnia, abym nie przeprowadził rozmowy przynajmniej z dwoma, którzy przyjechali tu na ostatnie wakacje przed emeryturą.

– Jak w takim razie poznał pan Orozca i Sancheza?

– Zajmowali się prowadzeniem czegoś, co przypomina obóz szkoleniowy. Jeśli ktoś wpada na nowy pomysł, nie wypróbowujemy go tutaj. Byłoby to czyste szaleństwo. Udoskonalamy go gdzie indziej. Utrzymujemy dobre stosunki z takimi ludźmi jak Orozco i Sanchez, ponieważ potrzebujemy ich fachowej wiedzy. Spotykamy się co jakiś czas, rozmawiamy, urządzamy konferencje, obiady, koktajl party.

– Czy byli bardzo zajęci? Czy pan jest bardzo zajęty?

– Jak jednoręczny tapeciarz.

– Słyszał pan o Azharim Mahmoudzie?

– Nie. Kto to taki?

– Nie wiemy. Sądzimy, że posługuje się fałszywym nazwiskiem.

– Tutaj?

– Jest w Vegas. Mógłby pan sprawdzić rejestry hotelowe?

– Mogę sprawdzić nasz i zadzwonić do znajomych.

– Proszę sprawdzić również Andrew MacBride’a i Anthony’ego Matthewsa.

– Subtelne.

– Skąd wiecie, że jakiś karciarz oszukuje?

– Wygrywa – wyjaśnił Wright.

– Ludzie muszą czasem wygrać.

– Wygrywają tyle, na ile im pozwolimy. Jeśli wygrają więcej, znaczy, że oszukują. Wszystko sprowadza się do statystyki. Liczby nie kłamią. Nie chodzi o to jak, lecz czy.

– U Sancheza znaleźliśmy kartkę z liczbami – powiedział O’Donnell. – Sześćdziesiąt pięć milionów dolarów. Sto tysięcy razy sześćdziesiąt pięć zdarzeń w ciągu czterech kolejnych miesięcy.

– I?

– Czy te liczby z czymś się panu kojarzą?

– Na przykład z czym?

– Z jakimś przekrętem.

– Ile by to dało w ciągu roku? Prawie dwieście milionów?

– Sto dziewięćdziesiąt pięć – sprostował Reacher.

– To możliwe – rzekł Wright. – Staramy się, aby straty nie przekroczyły ośmiu procent. Taki cel wyznacza sobie nasza branża. Oznacza to, że tracimy ponad dwieście milionów dolców rocznie. Z drugiej strony jeden przekręt na dwieście milionów wydaje się nieprawdopodobny. Chyba że w grę wchodziłoby coś nowego, znacznie lepszego od starych numerów. W takiej sytuacji cel ograniczenia strat do ośmiu procent byłby nierealny. Zaczynacie mnie niepokoić.

– Sanchez i Orozco byli zaniepokojeni – odparł Reacher. – Sądzimy, że to ich zabiło.

– Byłaby to wielka sprawa – powiedział Wright. – Sześćdziesiąt pięć milionów w cztery miesiące? Musieliby wciągnąć w to krupierów, kierowników sal i ochroniarzy. Uszkodzić kamery i wymazać taśmy. Kupić milczenie kasjerów. Byłby to przekręt na skalę całej branży.

– To możliwe.

– W takim razie dlaczego nie rozmawiają ze mną gliniarze?

– Trochę ich wyprzedzamy.

– Policję z Vegas? Gości z Komisji Kontroli Gier? Reacher potrząsnął głową.

– Nasi przyjaciele zginęli na terenie hrabstwa Los Angeles. Sprawę prowadzi kilku tamtejszych szeryfów.

– Wyprzedzacie ich? Co to znaczy?

Reacher nie odpowiedział. Wright zamilkł na chwilę, a następnie przyjrzał się uważnie każdemu z nich. Najpierw Neagley, następnie Dixon, O’Donnellowi i Reacherowi.

– Zaraz – rzekł. – Nic nie mówcie. Znaliście się z wojska? Należeliście do grupy specjalnej. Jesteście ich dawnymi kumplami. Ciągle was wspominali.

– W takim razie rozumie pan, dlaczego tu jesteśmy. Pracował pan z ludźmi.

– Powiadomicie mnie, jeśli się czegoś dowiecie?

– Trzeba na to zasłużyć – odparł Reacher.

– Jest pewna dziewczyna – powiedział Wright. – Pracuje w paskudnym miejscu z paleniskiem w centrum sali. W barze, tam gdzie kiedyś znajdowała się Riwiera. Była blisko z Sanchezem.

– Jego dziewczyna?

– Niezupełnie. Może kiedyś łączyły ich zażyłe stosunki. Będzie wiedziała więcej ode mnie.