172991.fb2
Oczekiwanie na zapadnięcie zmroku bywa długie i uciążliwe. Czasami ziemia wydaje się szybko wirować, innym razem kręci się powoli. Właśnie tak było teraz. Zaparkowali w spokojnej uliczce trzy przecznice od fabryki New Age Defense Systems. Po przeciwnych stronach ulicy. Civic Neagley stała zwrócona na zachód, prelude Reachera – na wschód. Oboje mieli widok na fabrykę. Sytuacja za ogrodzeniem uległa zmianie. Z parkingu zniknęły samochody robotników. Ich miejsce zajęło sześć ciemnoniebieskich chryslerów 300C. Najwyraźniej tego dnia zrezygnowali z kontynuowania poszukiwań. Oczyścili pole przed zbliżającą się bitwą. Oprócz samochodów widzieli biały helikopter stojący pół kilometra od nich. Chociaż w oddali rysował się jedynie mały biały kształt, można było dostrzec, czy wystartował. Gdyby tak się stało, życie ich przyjaciół zawisłoby na włosku.
Reacher wyłączył sygnał i ustawił wibrację w obu telefonach. Neagley zadzwoniła dwukrotnie, dla zabicia czasu. Właściwie była na tyle blisko, że mogłaby opuścić okno i zawołać, lecz pomyślał, że nie chce zwracać na siebie uwagi.
– Spałeś z Karlą? – zapytała po raz pierwszy.
– Kiedy? – odpowiedział, grając na czas.
– Ostatnio.
– Dwa razy – powiedział. – To wszystko.
– Cieszę się.- Dzięki.
– Zawsze tego chcieliście.
Odezwała się ponownie po piętnastu minutach.
– Sporządziłeś testament? – zapytała.
– Nie ma takiej potrzeby – odpowiedział. – Połamali moją szczoteczkę do zębów. Nie mam niczego.
– Co to za uczucie?
– Paskudne. Lubiłem ją. Długo mi służyła.
– Nie, chodziło mi o co innego.
– W porządku. Nie odniosłem wrażenia, aby Karla lub Dave byli szczęśliwsi ode mnie.
– W tej chwili z pewnością nie są.
– Wiedzą, że po nich przyjdziemy.
– To, że razem odejdziemy na pewno ich rozweseli.
– Lepsze to niż umierać samemu – odpowiedział Reacher.
Duża biała ciężarówka z naczepą jechała na zachód drogą I-70 w Kolorado, w kierunku stanu Utah. Nie była nawet w połowie pełna. Nieco ponad szesnaście ton ładunku na naczepie mogącej udźwignąć czterdzieści. Chociaż obciążenie było niewielkie, poruszała się w żółwim tempie z powodu górzystego terenu. Z taką prędkością miała jechać aż do skrętu na południe w drogę I-15. Dalsza podróż powinna być lżejsza – w dół aż do Kalifornii. Jej kierowca zaplanował, że będzie się poruszał ze średnią prędkością osiemdziesięciu kilometrów na godzinę, a cała droga zajmie mu maksimum osiemnaście godzin. Nie zamierzał robić postoju na odpoczynek. Jakżeby mógł? Miał do wykonania ważną misję i nie zamierzał tracić czasu na głupstwa.
Azhari Mahmoud spojrzał po raz trzeci na mapę. Uznał, że potrzebuje jeszcze trzech godzin. No, może nieco więcej. Musiał przejechać niemal całe Los Angeles, z południa na północ. Nie oczekiwał, że będzie łatwo. Ciężarówka U-Haul była wolna i trudno się nią kierowało. Wiedział, że na drogach będą korki.
Postanowił, że da sobie pełne cztery godziny. Jeśli przyjedzie za wcześnie, zaczeka. Nic nie szkodzi. Nastawi budzik, położy się i spróbuje zasnąć.
Reacher wpatrywał się w linię horyzontu, próbując ocenić oświetlenie. Przyciemniona szyba bynajmniej mu w tym nie pomagała. Na oko wszystko wyglądało lepiej niż w rzeczywistości. Niebo wydawało się ciemniejsze, niż faktycznie było. Opuścił szybę i wychylił się na zewnątrz. Kiepsko. Do końca dnia pozostała jeszcze godzina. Jakaś godzina do zmierzchu. Później zapadnie całkowita ciemność. Zasunął szybę i rozsiadł się w fotelu. Zmniejszył liczbę uderzeń serca, zwolnił oddech i zrelaksował się.
Był zrelaksowany, dopóki nie zadzwonił Allen Lamaison.