173178.fb2
– Christine? Tu Alex – powiedziałem. Coś mnie ściskało w dołku. – Przepraszam, że cię niepokoję. To bardzo ważne, inaczej bym nie dzwonił. – Nie kłamałem. Ten telefon kosztował mnie wiele nerwów.
– Co z małym Alexem? – zapytała zaniepokojonym tonem. – A z Naną?
– Nie, nie. U nich wszystko w porządku – napomknąłem ostrożnie.
Zapadło niezręczne milczenie. Kiedyś byliśmy zaręczeni i planowaliśmy ślub. Potem Christine ze mną zerwała, bo nie mogła na co dzień wytrzymać z detektywem z wydziału zabójstw. Zbyt często miewaliśmy podobne rozmowy.
– Niedobrze, Alex – westchnęła. – Co się stało? Znów się pojawił Geoffrey Shafer? – spytała. Wyczuwałem drżenie w jej głosie. Nic dziwnego. Shafer ją kiedyś porwał i uwięził.
– Nie, to nie on.
Opowiedziałem jej o Kyle’u. Znała go, nawet lubiła, więc spadło to na nią jak grom z jasnego nieba. Przed kilku laty skrzywdziło ją podobne monstrum. Nigdy mi w pełni nie wybaczyła, że wciągnąłem ją w tamtą aferę. Nie mogłem jej za to winić. Bywały chwile, że sam miałem żal do siebie. Teraz z kolei przypomniałem sobie, jak bardzo ją kiedyś kochałem. A może nadal kocham?
– Znasz jakieś bezpieczne miejsce, gdzie mogłabyś przeczekać? – spytałem. – Jedź tam. To bardzo ważne. Kyle jest potwornie groźny, Christine.
– Och, Alex. Przecież dlatego przyjechałam tutaj, żeby czuć się zupełnie bezpieczna. Po co na nowo wkraczasz w moje życie?
Zapewniła mnie, że najbliższe dni spędzi u przyjaciela. Ostrzegłem ją, żeby nie wymieniała przez telefon żadnych adresów ani nazwisk. Rozpłakała się i odłożyła słuchawkę. Czułem się jak zbity pies; było mi potwornie głupio. Krótka rozmowa przywołała wszystkie najgorsze chwile z naszej znajomości.
Następnie zatelefonowałem do Jamilli. Wmawiałem sobie, że chcę sprawdzić, czy nic jej się nie stało, lecz w gruncie rzeczy chciałem z nią porozmawiać. Na równi ze mną po uszy tkwiła w tej sprawie. Niestety, nie zastałem jej w domu. Nagrałem się na sekretarkę. Powiedziałem, że się bardzo martwię i że ostrożność nie zawadzi.
Zadzwoniłem niemal do wszystkich, na których mi zależało. Do wszystkich, którzy mogli mieć jakiś kontakt z Kyle’em.
Ostrzegłem parę przyjaciół-detektywów, Rakeema Powella i Jerome’a Thurmana, z waszyngtońskiej policji. Wątpliwe było, żeby to właśnie ich Kyle próbował zabić, ale wolałem nie zostawiać żadnej otwartej furtki.
Porozmawiałem także z moją główną wtyczką w Washington Post, czyli z Zacharym Scottem Taylorem. Od lat żyliśmy w ogromnej przyjaźni. Usiłował naciągnąć mnie na wywiad, ale odpowiedziałem mu, że nic z tego. Kyle był zazdrosny o artykuły, jakie Zach wypisywał o mnie. Sam mi to kiedyś powiedział. To stwarzało dodatkową groźbę.
– Mówię poważnie – upomniałem Zacha. – Nie próbuj go nie docenić. Jesteś na jego czarnej liście, więc musisz mieć się na baczności.
Następni byli Scorse i Reilly z FBI, z którymi pracowałem w czasie śledztwa w związku z porwaniem Maggie Rosę Dunne i Michaela Goldberga. Już słyszeli o łowach na Kyle’a, lecz nie martwili się o własne bezpieczeństwo. Aż do teraz.
Zadzwoniłem do mojej siostrzenicy Naomi, uprowadzonej kiedyś przez Casanovę. Była prawnikiem w Jacksoiwille, na Florydzie. Miała całkiem fajnego chłopaka, Setha Samuela Taylora. Zamierzali się pobrać gdzieś pod koniec roku.
– Kyle lubi niszczyć ludziom szczęście – powiedziałem. – Bądź ostrożna. Wiem, że na pewno będziesz.
Zadzwoniłem do Kate McTiernan, do Karoliny Pomocnej. Przypomniałem sobie nasze ostatnie spotkanie podczas wspólnej kolacji z Kyle’em. Czy to miało głębsze znaczenie? A kto to mógł teraz wiedzieć? Kate obiecała, że będzie uważać. Przy okazji mi przypomniała, że ma trzeci dan w karate. Lecz Kyle ją lubił – i to chyba niepokoiło mnie najbardziej. Moje obawy rosły z minuty na minutę.
– Pilnuj się, Kate. Kyle to najgorszy wariat, jaki mi się trafił.
Skontaktowałem się z Sandy Greenberg z Interpolu, która już nieraz pracowała z Kyle’em. Wręcz była zszokowana, że okazał się mordercą. Przyrzekła, że będzie czujna, dopóki go nie złapiemy, i zaoferowała wszelką pomoc, gdyby zaszła potrzeba.
Kyle Craig był zimnym, bezlitosnym zabójcą.
Moim współpracownikiem i przyjacielem, pomyślałem.
Ciągle nie mogłem w to uwierzyć. Próbowałem ułożyć listę potencjalnych ofiar.
1. Ja
2. Nana i dzieci
3. Sampson
4. Jamilla
Potem jednak przyszło mi do głowy, że podchodzę do tego z własnego punktu widzenia, niekoniecznie spójnego z zamiarami Kyle’a. Spróbowałem więc znowu:
1. Rodzina Kyle’a – wszyscy
2. Ja – i moja rodzina
3. Dyrektor Burns z FBI
4. Jamilla
5. Kate McTiernan
Siedziałem sam w pustym domu przy Fifth Street i zastanawiałem się, co mam robić. Doprowadzało mnie to do szału. Czułem, że kręcę się w kółko.
Kyle był zdolny do wszystkiego.