173178.fb2 Fio?ki S? Niebieskie - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 120

Fio?ki S? Niebieskie - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 120

Rozdział 114

Stałem nad Kyle’em i rozmyślałem o tym, że w gruncie rzeczy wcale go nie znam. Cholernie głupie uczucie. Był przeklętym, zboczonym psychopatą, który śledził mnie przez całe lata i zabił mnóstwo ludzi, w tym kilku moich przyjaciół.

– Ty pieprzony draniu – szepnąłem przez zaciśnięte zęby.

Pierwszy raz pracowaliśmy razem w Waszyngtonie, prowadząc śledztwo w sprawie podwójnego porwania. Napisałem o tym nawet książkę, pod tytułem Pająk nadchodzi. Kyle też w niej występował. Potem, w zasadzie dzięki niemu, wziąłem udział w pościgu za mordercą-porywaczem o pseudonimie Casanovą, działającym w Research Triangle, w pobliżu Uniwersytetów Duke i Karoliny Północnej. To właśnie wtedy poznaliśmy Kate McTiernan. Od tamtej pory Kyle wciąż mnie potrzebował. Zarekomendował mnie nawet na łącznika pomiędzy centralą FBI a dyrekcją policji w Waszyngtonie. Nie miałem pojęcia dlaczego. Teraz już wszystko stało się jasne.

Odzyskał przytomność. Wykrzywił usta w pogardliwym, fałszywie współczującym uśmiechu.

– Wiem, wiem. To cholernie boli – powiedział, patrząc mi prosto w twarz. – Myślałeś, że jesteśmy ze sobą bardzo zżyci. Uważałeś mnie za przyjaciela.

Milczałem. Spojrzałem w jego zimne oczy. Co tam ujrzałem?

Jedynie nienawiść i wzgardę. Nie był zdolny do ludzkich uczuć. Nie miał sumienia.

Parsknął śmiechem. Z trudem się powstrzymałem, żeby mu znów nie przyłożyć. Co go tak rozbawiło? Co znów przede mną ukrywał? Co zrobił?

Zaklaskał powoli.

– Brawo, Alex. Ciągle jestem dla ciebie cennym obiektem badań? Więc zapamiętaj sobie, że zawsze byłem górą.

– Nie tym razem – przypomniałem mu. – Przegrałeś.

– Jesteś tego zupełnie pewny? – spytał. – A może znów cię pokonam, kolego? Skąd możesz wiedzieć?

– Nic nie zdziałasz, kolego – powiedziałem z naciskiem. – Wciąż jednak dręczy mnie kilka pytań. Odpowiedz na nie. Przecież zdajesz sobie sprawę, o czym teraz mówię.

W dalszym ciągu się uśmiechał.

– Karolina Północna. Podejrzewałeś mnie, bo studiowałem na tej samej uczelni, co Dżentelmen Podrywacz. To były słuszne domysły. Znaliśmy się we trójkę: on, ja i Casanovą. Polowałem wraz z nimi; zabijaliśmy razem. Jednak wypuściłeś mnie z sieci. Taki z ciebie detektyw. A potem rabowałem banki. Supermózg w akcji… I oczywiście zamordowałem uroczą Betsey Cavalierre. Miałem niezłą zabawę. To twoja wina, Alex.

Ciągle patrzyłem w jego bezlitosne oczy.

– Dlaczego właśnie ją wybrałeś na ofiarę? – spytałem głucho.

Obojętnie wzruszył ramionami.

– Bo to najlepszy sposób. Zadaję ból, a potem patrzę, jak ofiara miota się i cierpi. Szkoda, że teraz się nie widzisz. Masz taki piękny wyraz oczu. To dla mnie bezcenna chwila.

Przerwał, a potem podjął znowu:

– Nie oczekuję zrozumienia, ale zastanów się przez moment, czy widziałeś mnie kiedyś bez koszuli? Pozwól, że sam odpowiem: nie widziałeś. A to dlatego, że całe ciało mam pokryte bliznami. Ojciec, ogólnie szanowany biznesmen i generał, szef wielu spółek, bił mnie latami. Uważał mnie za wyrodnego syna. I wiesz co? Miał zupełną rację. Ojcowie znają się na takich sprawach. Spłodził potwora. To też o nim świadczy. Uśmiechnął się. A może to był grymas bólu. Zamknął oczy.

– Wróćmy jednak do pięknej agentki Cavalierre. Zaczęła sprawdzać moje alibi na czas porwań i napadów popełnianych przez Supermózg. Mała spryciara, do tego bardzo ładna. Naprawdę cię lubiła, Alex. Byłeś jej wymarzonym, słodziutkim czarnym cukiereczkiem. Odbierała mi ciebie. Stwarzała zagrożenie. Dociera to do ciebie, Cross? Czy też może mówię za szybko? Nic nie stoi na bakier z logiką, prawda? Mała Betsey. Wbiłem w nią nóż. To samo miałem zamiar zrobić z Jamillą. Może zrobię?

Uniosłem glocka i wymierzyłem mu prosto w czoło. Ręka mi drżała.

– Nie, Kyle. Nie zrobisz.