173178.fb2
Wszystko zmierzało do tej właśnie chwili. Wszystkie sztuczki i triki, którymi Kyle karmił mnie przez ostatnie lata. Wyciągnąłem dygoczącą rękę tak daleko, że końcem lufy dotknąłem jego czoła. Prawdę mówiąc, nie bardzo wiedziałem, co robię.
– Spodziewałem się, że do tego dojdzie. Ktoś z nas musiał przejąć kontrolę nad sytuacją. Nareszcie dzieje się coś ciekawego – powiedział Kyle. – Co dalej?
Przycisnął głowę do lufy pistoletu.
– Strzelaj, Alex. Jeśli zabijesz mnie w ten sposób, to znaczy, że wygrałem. Cholernie mi się to podoba. Nagle stałeś się mordercą.
Niech sobie gada, pomyślałem. Supermózg – kompletny oszołom.
– Pozwól, że powiem ci brutalną prawdę – rzekł. – Jesteś gotów? Ile wytrzymasz?
– Oświeć mnie, Kyle. Mów, co zechcesz. Chętnie cię wysłucham.
– Proszę bardzo. Wiesz, ilu mężczyzn na całym świecie pragnęłoby się ze mną zamienić? Wszyscy. Ucieleśniam ich najskrytsze fantazje, ich małe, paskudne marzenia. Całkowicie panuję nad swoim otoczeniem. Nie żyję według zasad spisanych przez moich przodków. Mam własny świat, w którym wszystko robię wyłącznie dla siebie. Każdy chciałby być na moim miejscu. Możesz mi wierzyć. Przestań więc udawać faceta z zasadami! Rzygać się chce na ten widok. Pokręciłem głową.
– Przykro mi, Kyle. Zupełnie nie podzielam twoich oczekiwań. To tylko mrzonki i rojenia wyrosłe na gruncie wybujałego egocentryzmu.
– Daj spokój. Oszczędź mi tej psychologii dla ubogich. Też masz takie marzenia. Lubisz pościgi i dreszcz emocji towarzyszący polowaniu. To twoje życie. Nie widzisz tego? Chryste, człowieku. Przecież uwielbiasz łowy! Kochasz to! Kochasz!
Przez kilka minut patrzyliśmy na siebie, zamknięci w niewielkiej kuchni. Wprost dyszeliśmy wzajemną nienawiścią. Kyle roześmiał się nagle. Roześmiał, to za mało – ryknął śmiechem na całe gardło. Zabawiał się moim kosztem.
– W dalszym ciągu nic nie pojmujesz, prawda? Jesteś głupi. Prymitywny. Nic na mnie nie masz; żadnego dowodu. Za kilka dni wyjdę na wolność. Znów będę robił, co tylko zechcę. Wyobrażasz sobie, co to znaczy? Spełnię wszystkie swoje marzenia. No co? Nie cieszysz się, Alex? Bracie, przyjacielu… Chciałem, byś się dowiedział, kim naprawdę jestem. Bez tego nie ma zabawy. Żebyśmy spotkali się w takich okolicznościach jak dzisiaj. Dążyłem do tego. Zależało mi na tym bardziej niż na czymkolwiek innym. A kiedy wyjdę, będziesz wiedział, że wciąż cię obserwuję. Że wciąż kryję się gdzieś w cieniu. Widzisz? Wygrałem i tym razem. Chciałem, żebyś mnie złapał, durniu! Co teraz powiesz?
Popatrzyłem mu prosto w oczy. Od najmłodszych lat lubiłem tę zabawę – kto pierwszy umknie wzrokiem? Kto zamruga? W końcu puściłem do niego perskie oko.
– Mam cię – odparłem. Wziąłem głębszy oddech.
– Co powiem? – zapytałem. – Przede wszystkim to, że popełniłeś pierwszą grubą pomyłkę. Nie przewidziałeś wszystkich możliwości. Przegapiłeś istotny szczegół. Wiesz może jaki, Supermózgu? Przecież jesteś rozsądnym facetem. Pomyśl trochę.
Dałem krok w tył. Teraz to ja drwiąco się uśmiechałem. Czekałem chwilę, ale widziałem, że mnie nie zrozumiał. Dalej był ciemny jak tabaka w rogu.
– Patrz uważnie.
Wyjąłem z kieszeni komórkę. Uniosłem ją tak, aby widział, że przez cały czas była włączona.
– Zadzwoniłem do domu, zanim zaczęliśmy rozmawiać. Każde twoje słowo zostało zarejestrowane na automatycznej sekretarce. Mam twoje zeznania, Kyle. Wszystko, co do joty. Przegrałeś, chory i żałosny sukinsynu. Przegrałeś, Supermózgu.
Kyle zerwał się z podłogi. Znowu musiałem mu przyłożyć. Wyszedł mi najpiękniejszy cios w całym moim życiu. Przynajmniej tak mi się zdaje. Kyle ciężko upadł na podłogę, stracił dwa przednie zęby.
Tak też wyglądał we wszystkich gazetach, które doniosły o aresztowaniu. Słynny Supermózg, bez dwóch zębów, krzywiący się do fotografów.