173178.fb2
Niecałe pięćdziesiąt minut później byliśmy już w prosek torium słynnego Pałacu Sprawiedliwości w San Francisco, Poznałem tam głównego lekarza sądowego, Waltera Lee, i doktora Panga.
Allen Pang skrupulatnie zbadał oba ciała, nie mówiąc do nas ani słowa. Wcześniej obejrzał fotografie, wykonane na miejscu zbrodni. Był to niski łysy mężczyzna w grubych okularach w ciemnej oprawce. Zauważyłem, że w pewnej chwili Jamilla zmarszczyła nos i znacząco spojrzała na Waltera. Chyba obojt uważali Panga za dziwaka. Ja też miałem o nim całkiem podobne zdanie, jednak musiałem przyznać, że poważnie pod chodził do pracy.
– Dobrze, dobrze – rzekł pod nosem i odwrócił się w naszą stronę. – Jestem gotów opisać ten przypadek – oznajmił. – Zdjąłeś odciski śladów zębów, Walterze?
– Tak, zrobiliśmy to już na miejscu, w parku. W ciągu najbliższych dwóch dni dostanę pełne odlewy. Pobraliśmy też próbki śliny.
– Bardzo dobrze. To ci się chwali. Prawidłowy sposób działania. A teraz, za pozwoleniem, powiem wam, co ustaliłem Co prawda, to tylko domysły, lecz oparte na naukowych prze siankach.
– Wyśmienicie – powiedział Walter Lee cichym i dystyngowanym głosem. Miał na sobie biały fartuch z przezwiskiem „Smok” wyszytym na gómej kieszeni. Był wysoki – na oko mierzył ponad metr osiemdziesiąt – i ważył pewnie ze sto kilogramów. Wydawał się pewny siebie. – Z doktorem Pangiem znamy się od bardzo dawna – wyjaśnił na mój użytek. – Allen pracuje jako specjalista od zwierzęcego uzębienia w Centrum Weterynarii w Berkeley. Jest zaliczany do najlepszych fachowców na świecie. Mamy szczęście, że zgodził się nam pomóc.
– Jesteśmy panu bardzo wdzięczni, doktorze Pang – wtrąciła inspektor Hughes. – Świetnie, że jest pan z nami.
– Dziękujemy – przyłączyłem się do chóralnej litanii uwielbienia.
– Ależ proszę bardzo – odparł doktor Pang. – Nie bardzo wiem, jak zacząć… Może od tego, że mamy tu do czynienia z niezwykle interesującą sprawą. Zmarły mężczyzna został zagryziony – jestem tego prawie pewny – przez tygrysa. Ślady zębów na ciele kobiety wskazują na dwóch ludzi. Wygląda na to, że obaj sprawcy działali wspólnie ze zwierzęciem, zupełnie tak, jakby należeli do jednego stada. Niewiarygodne. Przedziwne, jeśli wolno mi użyć takiego słowa.
– Tygrys? – Tylko Jamilla wyraziła na głos dręczące nas wątpliwości. – Skąd ta pewność? Przecież to chyba niemożliwe.
– Możesz nam to wyjaśnić, Allenie? – poprosił Walter Lee.
– No cóż. Jak pewnie wszystkim wiadomo, człowieka zaliczamy do heterodontów, czyli stworzeń wyposażonych w zęby różnej wielkości i kształtu, przeznaczone do rozmaitych funkcji. Najważniejsze są nasze kły, osadzone pomiędzy ostatnim siekaczem a pierwszym zębem przedtrzonowym po obu stronach szczęki. Kłów używamy do rozrywania pożywienia.
Walter Lee skinął głową. Doktor Pang mówił dalej wyłącznie do niego. Zerknąłem na Jamillę. Mragnęła do mnie. Spodobało mi się, że ma poczucie humoru. Doktor Pang wyraźnie był w swoim żywiole.
– W odróżnieniu od ludzi, większość zwierząt należy do homodontów. Ich zęby są tej samej wielkości i kształtu, przeznaczone do tych samych celów. To jednak nie dotyczy wielkich kotów, zwłaszcza tygrysów. Zęby tygrysa świetnie pasują do jego zwyczajnej diety. W obu szczękach znajdziemy po sześć spiczasto zakończonych noży: dwa bardzo ostre kły, lekko wygięte do tyłu, i cztery przekształcone zęby trzonowe.
– Czy to ma jakieś znaczenie w świetle ostatnich wypadków? – zagadnęła Jamilla. Sam chciałem spytać o to samo.
Allen Pang energicznie pokiwał głową.
– Ależ tak! Oczywiście. Szczęki tygrysa są niezwykle silne, zdolne zmiażdżyć dość grabę kości. Poruszają się jednak tylko z góry na dół, a nie na boki. To oznacza, że tygrys może jedynie rwać pożywienie. Niezdolny jest do przeżuwania.
Zademonstrował nam to na własnej szczęce.
Głośno przełknąłem ślinę. Nagle spostrzegłem, że bezwiednie powtarzam ruchy doktora. Zbrodnia z udziałem tygrysa? Jak można w to uwierzyć?
Allen Pang umilkł na chwilę. Szybkim ruchem podrapał się w łysinę.
– Nie wiem tylko, jak ktoś zdołał oderwać zwierzę od ofiary – przyznał. – Dlaczego tygrys go usłuchał? Dlaczego nie pożarł ofiary?
– Niewiarygodne – westchnął Walter Lee i klepnął Panga w ramię. Potem popatrzył na mnie i Jamillę. – Jak to powiadają w Indiach? „Łap tygrysa, póki możesz”? Chyba dość trudno ukryć takie zwierzę w naszym kochanym San Francisco.