173178.fb2
Tego dnia obejrzeliśmy oba pokazy magii. Chyba najbardziej zdumiewał nas niesamowity spokój i wiara w siebie, okazywane przez Charlesa i Daniela. Tuż po drugim występie obaj wrócili do domu. Z naszych doniesień wynikało, że do rana nigdzie nie wychodzili. Nic z tego nie rozumiałem. Jamilla zresztą także.
Około trzeciej w nocy pojechaliśmy do Dauphine. Pod domem magików przez cały czas warowały dwie grupy federalnych. Byliśmy tym już mocno zmęczeni. Tyle ludzi, środków i wszystko, cholera, na nic.
Chciałem zaprosić Jamillę do siebie, na jeszcze jedno małe piwo, ale w końcu zrezygnowałem. Zbyt wiele spraw miałem teraz na głowie. Może z wiekiem stałem się ostrożniejszy? A może trochę mądrzejszy. Nie, skądże.
Wstałem o szóstej i zrobiłem parę notatek. Dowiedziałem się bowiem kilku rzeczy, o których pewnie wolałbym nie wiedzieć. I nie chodziło o magiczne sztuczki. Podobno w wampirzym świecie teren otaczający rezydencję władcy, regenta lub mistrza zwano domeną albo lennem. Policja nowoorleańska, w porozumieniu z FBI, obstawiła niemal całą dzielnicę Garden, w której mieszkali Daniel Erickson i Charles Defoe.
Dom stał przy LaSalle, w pobliżu Szóstej. Zbudowany z szarego kamienia, mógł pomieścić co najmniej dwadzieścia pokoi.
Wzniesiono go na niewielkim wzgórzu, na podobieństwo zamku, i otoczono grubym zewnętrznym murem. Nikt z nas nie chciał głośno przyznać, że wierzy w wampiry, ale panowało powszechne przekonanie, że to właśnie Charles i Daniel są sprawcami tych potwornych morderstw.
Całe dwa dni spędziłem z Jamillą, obserwując ich dom i lenno. Braliśmy po dwie zmiany naraz – i nic się nie zdarzyło. W takich chwilach najczęściej przypomina mi się scena z Francuskiego łącznika, w której Gene Hackman kuli się na ulicy z zimna, a podejrzany – handlarz narkotyków – w tym samym czasie zjada wykwintny obiad w nowojorskiej restauracji.
Dobrze przynajmniej, że przy LaSalle i w Garden było na co popatrzeć. Tu, od połowy dziewiętnastego wieku, mieściły się rezydencje plantatorów bawełny i trzciny cukrowej. Stuletnie i dwustuletnie domy zachowały się niemal bez szwanku. Większość z nich była biała, lecz znalazłem też kilka w zgoła pastelowych barwach, rodem, wypisz, wymaluj, z basenu Morza Śródziemnego. Tabliczki, wiszące na żelaznych bramach na użytek „wycieczkowiczów”, zawierały najczęściej ciekawostki z życia dawnych właścicieli.
Ja jednak prowadziłem śledztwo, chociaż tuż obok mnie była piękna Jamilla Hughes.