173178.fb2 Fio?ki S? Niebieskie - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 81

Fio?ki S? Niebieskie - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 81

Rozdział 75

Następnego dnia po południu Jamilla musiała wracać do San Francisco. Wcale nie ukrywała, że czuje się rozbita i zmęczona. Odwiozłem ją na lotnisko. Przez całą drogę rozmawialiśmy tylko o morderstwach. To zakrawało już na obłęd.

Ubiegła noc zmieniła wszystko. Niemal na naszych oczach ktoś zabił głównych podejrzanych. Po sprawcach tych przeokropnych zbrodni można było spodziewać się wszystkiego. Zabójcom może brakowało sprytu, lecz wciąż nas czymś zaskakiwali.

– Dokąd teraz pojedziesz, Alex? – zapytała, kiedy skręciłem na lotnisko.

Roześmiałem się.

– To niby ja wyjeżdżam?

– Daj spokój. Przecież wiesz, o czym mówię.

– Dzień lub dwa zostanę tutaj, zobaczę, czy się na coś przydam. Wszyscy goście – a przynajmniej ci, których złapano – znaleźli się pod kluczem. Czekają na przesłuchanie. Ktoś z nich powinien coś wiedzieć.

– Pod warunkiem, że w ogóle skłonisz ich do mówienia. Może w tej sytuacji policja Nowego Orleanu będzie współpracować? Do tej pory się ociągali.

Popatrzyłem na nią z uśmiechem.

– Wiesz, jacy są gliniarze. Czasem potrafią być uparci. Może to potrwa nieco dłużej, lecz dostaniemy wszystko, czego chcemy. Pewnie dlatego Kyle woli mieć mnie przy sobie.

Naburmuszyła się, słysząc imię „Kyle”. W gruncie rzeczy nie chciała wyjeżdżać.

– Cholera, że też muszę teraz wracać do domu! Nie zostawię tej sprawy w połowie. Tim pisze właśnie do Examinera nowy artykuł o zbrodniach w Kalifornii. A może jednak faktycznie wszystko tam się zaczęło? Pomyśl nad tym.

– Jedenaście lat temu, może wcześniej – rzekłem z zadumą. – Kto zabijał? Daniel Erickson i Charles Defoe? Czy ktoś inny? To jakaś forma kultu?

Jamilla rozłożyła ręce.

– Nie mam pojęcia! – przyznała. – Pustka w głowie. Postanowiłam, że prześpię cały lot, żeby odpocząć.

Rozmawialiśmy jeszcze chwilę. Spytałem ją o Tima.

– To tylko dobry kumpel – usłyszałem w odpowiedzi. Uścisnęliśmy sobie ręce przy stanowisku odpraw American Airlines. Jamilla pochyliła się i cmoknęła mnie w policzek.

Lekko objąłem ją za szyję. Staliśmy tak kilka sekund. To było bardzo miłe. W wyjątkowo krótkim czasie wspólnie przeżyliśmy wiele dobrego i złego. Razem narażaliśmy życie.

– Kochany Alex – powiedziała. – Wzór męskiego honoru. Dzięki za krispy kremes i za wszystko inne.

– Zadzwoń czasem – odparłem. – Dobrze?

– Oczywiście. Możesz na mnie liczyć. Na pewno cię nie zawiodę.

A potem odwróciła się i odeszła w głąb hali odlotów zatłoczonego międzynarodowego dworca lotniczego w Nowym Orleanie. Już za nią zatęskniłem. Myślałem o niej jak o najbliższej przyjaciółce.

Przez chwilę spoglądałem za nią, a później wróciłem do biura FBI i rzuciłem się w wir roboty. Jeszcze raz przejrzałem wszystkie notatki, które zrobiliśmy z Kyle’em. Potem we dwóch przeczytaliśmy to znowu od początku, aby naocznie się przekonać, że tkwimy po uszy w gównie. Zgadzaliśmy się co do jednego – że praktycznie nie ma żadnego wyjaśnienia, co naprawdę się stało z Charlesem i Danielem. Tego nikt nie wiedział. Nikt nie chciał złożyć zeznań – a może nikt nic nie widział?

– Mordercy chcieli nam pokazać, że mają nad nami władzę. Nad wszystkimi. Że są lepsi pod każdym względem, fizycznym i psychicznym. Że nie znają strachu – powiedziałem. Prawdę mówiąc, wcale nie byłem tego pewny. Po prostu myślałem na głos.

– Całe zdarzenie przypominało magiczną sztuczkę – odparł Kyle. – Moim zdaniem, nieprzypadkowo. Co o tym sądzisz, Alex? Widzisz tu powiązania z magią?

– Owszem, ale nie w kategorii „sztuczki”. Daniel i Charles nie żyją. Oprócz nich zginęło jeszcze wielu ludzi. Ciągnie się to latami.

– Zabrnęliśmy w ślepą uliczkę. To właśnie chciałeś powiedzieć?

– Tak. I wcale mi się to nie podoba.