173178.fb2 Fio?ki S? Niebieskie - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 88

Fio?ki S? Niebieskie - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 88

Rozdział 82

Zakneblowali ją i brutalnie rzucili na tył furgonetki. Samochód ruszył z miejsca z głośnym chrzęstem.

Jamilla próbowała zapamiętać szczegóły. Odliczała sekundy i minuty. Początkowo jechali przez miasto, zatrzymując się na skrzyżowaniach. Potem samochód pomknął szybciej, po gładkiej szosie. Chyba wjechali na trasę numer jeden.

Później skręcili na wyboistą, prawdopodobnie polną drogę. Cała jazda trwała mniej więcej czterdzieści minut.

Porywacze wnieśli Jamillę do wiejskiego domu na jakimś ranczo lub farmie. Zobaczyła tłum ludzi. Śmieli się z niej. Dlaczego? Mieli kły. Jezu… William położył ją na kanapie w małym pokoju i wyjął jej z ust knebel.

– Przyszłaś zobaczyć Pana? – szepnął, zbliżając twarz do jej twarzy. – Popełniłaś poważny błąd. To cię zabije.

Uśmiechnął się z jawnym okrucieństwem. Miała wrażenie, że chciał ją pożreć, a może uwieść? William dotknął jej policzka długim i szczupłym palcem. Lekko przesunął dłonią po jej szyi i spojrzał jej prosto w oczy.

Jamilla była przerażona. Chciała uciec, ale nie mogła. Wokół niej zgromadziło się z tuzin wampirów – patrzyły na nią jak na smaczny kąsek.

– Nie znam waszego Pana – wyjąkała. – Kto to taki? Wypuśćcie mnie.

Bracia spojrzeli po sobie z uśmieszkiem.

– Pan jest naszym przywódcą – powiedział William. Był spokojny i pewny siebie.

– Naszym? To znaczy kogo? – zapytała.

– Wszystkich, którzy idą za nim – odparł. Wybuchnął śmiechem, najwyraźniej rozkoszując się jej lękiem. – Wampirów. Takich jak ja i Michael. I wielu innych, w wielu, wielu miastach. Nawet sobie nie wyobrażasz, jak jesteśmy silni. Pan udziela prostych nakazów, co mamy myśleć i co czynić. Nie ma nad sobą żadnych zwierzchników. Jest wyższą istotą. Trochę zaczynasz już to rozumieć? Ciągle chcesz stanąć przed obliczem Pana?

– Jest tutaj? – spytała. – Gdzie mnie przywieźliście? William wciąż patrzył na nią uwodzicielskim wzrokiem.

Obrzydliwość. Potem pochylił się niżej.

– To ty jesteś detektywem. Powiedz mi, gdzie się znalazłaś? Czy tutaj mamy szukać Pana?

Jamilla dostała mdłości. Myślała, że zwymiotuje. Potrzebowała więcej miejsca.

– A po co mnie tu przywlekliście? – zapytała, żeby podtrzymać tę rozmowę. Chciała choć trochę zyskać na czasie.

William wzruszył ramionami.

– Byliśmy tu od zawsze – odparł. – Żyliśmy jak w komunie. Hippisi pełni marzeń o nowej Kalifornii, prochy, trawka, muzyka Joni Mitchell. Nasi rodzice też byli hippisami. Nie znaliśmy innego życia i sposobu myślenia, więc siłą rzeczy polegaliśmy wyłącznie na sobie. Zżyliśmy się z moim bratem. Lecz tak naprawdę, to jesteśmy niczym. Żyjemy, aby służyć Panu.

– Pan zawsze mieszkał w tej komunie? Pokręcił głową i popatrzył na nią z powagą.

– Tu zawsze były wampiry. Trzymały się na uboczu, z dala od pozostałych. Jeśli ktoś chciał, to mógł się do nich przyłączyć. To my szliśmy do nich, a nie odwrotnie.

– A ilu ich jest teraz?

William spojrzał na Michaela i wzruszył szerokimi ramionami. Obaj się roześmieli.

– Legiony! Jesteśmy wszędzie.

Niespodziewanie William ryknął i rzucił jej się do szyi. Jamilla mimo woli krzyknęła z przerażenia.

Nie dotknął jej. Zatrzymał się tuż przed nią, wciąż warcząc jak dzikie zwierzę. Nagle zamiauczał, wysunął język i polizał ją po policzku. Potem po ustach i po oczach. Nie wierzyła, że to wszystko dzieje się naprawdę.

– Powiesimy cię i wysączymy aż do ostatniej kropli. Co ciekawsze – będzie ci się to bardzo podobało. Umrzesz w ekstazie, Jamillo.